Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

1
Gen. August Emil Fieldorf "Nil"
Historia

Obrazek


August Emil Fieldorf (1895-1953), Generał Brygady Wojska Polskiego, bojownik o niepodległość Polski, dowódca Kedywu Armii Krajowej, zastępca Komendanta Głównego AK. Po wojnie aresztowany przez NKWD i wysłany do obozu pracy na Uralu, następnie więzień UB. Pomimo tortur, odmówił współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa. Skazany na śmierć i rozstrzelany 24 lutego 1953 roku.

Jak żenująco mało o NIM wiemy

Obrazek


o tym jednym z największych Polaków,

bohaterze narodowym,

który dla nas żył,

dla nas i za nas walczył

i za nas zginął męczeńską śmiercią..


NIECHAJ PAMIĘĆ O NIM PRZETRWA...

Działalność niepodległościowa i służba w Wojsku Polskim.

6 sierpnia 1914 zgłosił się na ochotnika do Legionów Polskich i wyruszył na front rosyjski, gdzie służył w randze zastępcy dowódcy plutonu piechoty. W 1916 został awansowany do stopnia sierżanta, a w 1917 skierowany do szkoły oficerskiej. Po kryzysie przysięgowym wcielony do Cesarskiej i Królewskiej Armii i przeniesiony na front włoski. Zdezerterował i w sierpniu 1918 zgłosił się do Polskiej Organizacji Wojskowej w rodzinnym Krakowie.

Od listopada 1918 w szeregach Wojska Polskiego, początkowo jako dowódca plutonu, a od marca 1919 dowódca kompanii ckm. W latach 1919–1920 uczestniczył w kampanii wileńskiej. Po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej w randze dowódcy kompanii brał udział m.in. w wyzwalaniu Dyneburga, Żytomierza, w wyprawie kijowskiej i bitwie białostockiej.

Od 1919 był żonaty z Janiną Kobylińską, z którą miał dwie córki: Krystynę i Marię.

Po wojnie pozostał w służbie czynnej. W 1928 został awansowany na stopień majora i przeniesiony do służby w 1 Pułku Piechoty Legionów na stanowisku dowódcy batalionu. W 1935 został przeniesiony na stanowisko dowódcy samodzielnego Batalionu KOP "Troki" w Pułku KOP "Wilno". W rok później został awansowany do stopnia podpułkownika.

Niedługo przed wybuchem II wojny światowej mianowany dowódcą 51 Pułku Strzelców Kresowych im. Giuseppe Garibaldiego – w Brzeżanach.

W kampanii wrześniowej 1939 przeszedł cały szlak bojowy 12 Dywizji Piechoty jako dowódca 51 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych im. Giuseppe Garibaldiego. Po jej rozbiciu w nocy z 8 na 9 września w bitwie pod Iłżą, przebił się w cywilnym ubraniu do rodzinnego Krakowa. Stamtąd spróbował przedostać się do Francji, jednak został zatrzymany na granicy słowackiej i internowany w październiku 1939. W kilka tygodni później zbiegł z obozu internowania i przez Węgry przedostał się na zachód, gdzie zgłosił się do tworzącej się polskiej armii.

We Francji ukończył kursy sztabowe i w maju 1940 został awansowany na stopień pułkownika. We wrześniu tego roku jako pierwszy emisariusz został przerzucony do kraju.
Działalność konspiracyjna 1940-1945 [edytuj]

Początkowo działał w warszawskim Związku Walki Zbrojnej, a od 1941 w Wilnie i Białymstoku. W sierpniu 1942 został mianowany dowódcą Kedywu KG AK. Służbę na tym stanowisku pełnił do lutego 1944. Wydał rozkaz likwidacji generała SS w Warszawie Franza Kutschery.

W kwietniu 1944 powierzono Fieldorfowi zadanie stworzenia i kierowania głęboko zakonspirowaną organizacją „Niepodległość” o kryptonimie NIE, kadrowego odłamu Armii Krajowej przygotowanego do działań w warunkach sowieckiej okupacji. Bezpośrednie działania organizacja "NIE" miała podjąć po rozwiązaniu Armii Krajowej 19 stycznia 1945.

Na krótko przed upadkiem powstania warszawskiego, rozkazem Naczelnego Wodza Kazimierza Sosnkowskiego z 28 września 1944 awansowany na stopień generała brygady. W październiku 1944 został zastępcą dowódcy Armii Krajowej, gen. Leopolda Okulickiego[1].
Represje i proces 1945-1953 [edytuj]

7 marca 1945 został aresztowany przez NKWD w Milanówku pod fałszywym nazwiskiem Walenty Gdanicki i nierozpoznany został zesłany do obozu pracy na Uralu. Po odbyciu kary, w październiku 1947 powrócił do Polski i osiedlił się pod fałszywym nazwiskiem w Białej Podlaskiej. Nie powrócił już do pracy konspiracyjnej. Przebywał następnie w Warszawie i Krakowie, a w końcu osiadł w Łodzi, przy dzisiejszej ul. Adama Próchnika (tablica pamiątkowa).

W odpowiedzi na obietnicę amnestii w lutym 1948 zgłosił się do Rejonowej Komendy Uzupełnień w Łodzi i ujawnił, podając prawdziwe imię i nazwisko oraz stopień generała brygady. Mimo tego na ewidencję RKU został wciągnięty jako Walenty Gdanicki. W czerwcu tego roku zwrócił się na piśmie do ministra obrony narodowej z prośbą o uregulowanie stosunku do służby wojskowej. Pismo podpisał własnym imieniem i nazwiskiem. W październiku 1950 spotkał się z gen. Gustawem Paszkiewiczem, wówczas dyrektorem Biura Wojskowego Ministerstwa Leśnictwa, a przed wojną i w czasie kampanii wrześniowej, dowódcą 12 DP. Od byłego przełożonego uzyskał pisemne potwierdzenie przebiegu służby wojskowej w czasie wojny. Z tym dokumentem 10 listopada 1950 stawił się w Rejonowej Komendzie Uzupełnień w Łodzi. Po wyjściu z siedziby RKU został aresztowany przez funkcjonariuszy UB, przewieziony do Warszawy i osadzony w areszcie śledczym MBP na ul. Koszykowej. Później przewieziony do więzienia mokotowskiego przy ul. Rakowieckiej 37 i oskarżony o wydawanie rozkazów likwidowania przez AK partyzantów radzieckich. Pomimo tortur Fieldorf odmówił współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa.

Po sfingowanym procesie, w którym przedstawiono wymuszone w śledztwie przez UB zeznania podwładnych gen. Fieldorfa – mjr Tadeusza Grzmielewskiego "Igora" i płk. Władysława Liniarskiego "Mścisława", których torturowano, generał Fieldorf został 16 kwietnia 1952 skazany w Sądzie Wojewódzkim dla m. st. Warszawy przez sędzię Marię Gurowską (właśc. Maria Sand) na karę śmierci przez rozstrzelanie. W wydaniu tego wyroku wzięli udział również ławnicy Michał Szymański i Bolesław Malinowski. 20 października 1952 Sąd Najwyższy na posiedzeniu odbywającym się w trybie tajnym, pod nieobecność oskarżonego i jedynie na podstawie nadesłanych dokumentów, w składzie sędziowskim: Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew, zatwierdził wyrok[2][3]. Prośba rodziny o ułaskawienie została odrzucona. Prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Alicja Graff, wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury zwróciła się do naczelnika więzienia o "wydanie niezbędnych zarządzeń do wykonania egzekucji". Wyrok przez powieszenie wykonano 24 lutego 1953 o godz. 15:00 w więzieniu Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej.

Miejsce spoczynku ciała Emila Fieldorfa przez wiele lat pozostawało nieznane. W kwietniu 2009 pojawiły się informacje, że pracownikom IPN udało się ustalić lokalizację grobu. Ciało generała spoczywa prawdopodobnie na Powązkach, blisko symbolicznego grobu wystawionego dla uczczenia jego pamięci.

W lipcu 1958 Generalna Prokuratura postanowiła umorzyć śledztwo z powodu braku dowodów winy. W marcu 1989 został zrehabilitowany, zmieniono postanowienie, "zarzucanej mu zbrodni nie popełnił".


WSPOMNIENIE

[youtube][/youtube]
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 11:04 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

7
DLACZEGO ROTMISTRZ PILECKI MUSIAŁ UMRZEĆ?

[youtube][/youtube]

Obrazek


[youtube][/youtube]
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 20:34 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

8
Dziekuje Krzysiu,
przyznam uczciwie, ze nie pamietam bym o tym czlowieku poprzednio slyszala...Opuscialm kraj jeszcze za komuny, wiec moze potem podreczniki zmieniono?
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 20:57 przez Krystek, łącznie zmieniany 1 raz.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

9
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI !!!

[youtube][/youtube]

Żołnierze mjr. "Łupaszki"
http://www.polonica.net/Zolnierze_Lupaszki.htm

Za świętą Sprawę - Żołnierze “Łupaszki”
http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/380/1053/


... W ubeckich piwnicach przestrzelone czaszki,
To śpiący rycerze majora Łupaszki.
Wieczna chwała zmarłym, hańba ich mordercom,
...


Major Łupaszko i jego żołnierze
[youtube][/youtube]

Zygmunt Szendzielarz , major "Łupaszko" - niezłomny, kontynuator dziedzictwa Jerzego Dąmbrowskiego

Urodzony w 1910 roku w Stryju (potem rodzina przeniosła się do Wilna) i wychowany w domu o żołnierskiej tradycji. W 1931 roku trafił do szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej. Następnie, idąc za przykładem brata ukończył w 1934 r. Szkołę Podchorążych Kawalerii przy Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu i trafił do 4 pułku Ułanów Zaniemeńskich. Tu został mianowany dowódcą plutonu, potem zaś zaczęły się następne awanse.
W chwili wybuchu wojny porucznik Zygmunt Szendzielarz kierował 2 szwadronem 4 pułku Ułanów Zaniemeńskich, pod dowództwem ppłk Ludomira Wysockiego. Pułk ten wchodził w skład Północnego Zgrupowania Odwodowej Armii "Prusy".
Po klęsce Kampanii Wrześniowej wstąpił do Związku Walki Zbrojnej na terenie Wilna, zaś już w 1943 został dowódcą 5 Wileńskiej Brygady AK. Przybierając pseudonim "Łupaszko" rozpoczął budowę najliczniejszej i najsilniejszej brygady na Wileńszczyźnie, wprowadzając nowoczesną taktykę działania samodzielnymi szwadronami. Za swoje działania został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
Liczba akcji przeprowadzonych przez tzw. "Brygadę Śmierci" w latach 1943-1944 wyniosła 46, zaś w samym roku 1945 aż 71. W trakcie walk brygada Zygmunta Szendzielarza nie tylko walczyła z okupantem niemieckim i oddziałami litewskimi, ale doświadczyła także walk z partyzantką sowiecką. Mimo prób obustronnych rozmów (Syrowatka 14 XII 1943) i pozornego porozumienia o wzajemnej nieagresji, Sowieci od samego początku dążyli do zgładzenia jednostek AK. Zdradzieckie próby ataku Sowietów na 5 brygadę (2 II 1944 wieś Radziusze) i kolejne sukcesy "Łupaszki" sprawiły, że uczynił sobie w Armii Czerwonej zajadłego wroga. Agenci NKWD wyznaczyli nawet nagrodę za głowę Szendzielarza. Jego brak zaufania do Armii Czerwonej sprawił, że nie wziął udziału w Operacji "Ostra Brama", w myśl której oddziały AK miały wyjść z ukrycia i zająć Wilno.
Kiedy w 1944 roku doszło do aresztowań oficerów sztabu i dowódców polowych Wileńskiego Okręgu AK przez NKWD, Zygmunt Szendzielarz powziął decyzję pozostania w partyzantce i bezwzględnej walki z oddziałami sowieckimi. Szwadrony "Łupaszki" rozpoczęły akcje niszczące struktury nowej władzy, dając zarazem znać o kontynuacji walki przez Polskie podziemie, o Polskę "naprawdę demokratyczną".
Mimo rozkazu o demobilizacji, awansowany na majora "Łupaszko" odtworzył 5 a następnie 6 Wileńskie Brygady Partyzanckie działające w pasie od Podlasia, poprzez Białostocczyznę, Warmię i Mazury do Pomorza. Jego oddziały w latach 1945-1948 rozbiły około 60 posterunków MO, kilka placówek UBP i posterunków SOK, a także kilkanaście placówek Armii Czerwonej. Zlikwidowano około 200 funkcjonariuszy i oficerów NKWD, UBP, MO i Armii Czerwonej.
20 listopada 1950 r., major Zygmunt Szendzielarz został ujęty przez UB został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie na osiemnastokrotną karę śmierci. Wyrok wykonano 8 lutego 1951 r. w wiezieniu mokotowskim.
Publikacja, która trafia do naszych rąk wnosi nieco światła do zawiłego życiorysu Zygmunta Szendzielarza. Nazywany przez władze PRL "zbrodniarzem" i "terrorystą", w literaturze zaś przedstawiany jako "herszt reakcyjnych bandytów, zdrajca Ojczyzny i szpieg imperialistycznego wywiadu", "Łupaszka" zostaje pokazany w zupełnie innym świetle. Jest przede wszystkim żołnierzem, który poprzysiągł wierność własnej Ojczyźnie, tej wolnej i niezawisłej i na tym polu broni swego kraju, ponieważ jest to jedyny sposób jaki zna. Od samego początku toczy walkę z Sowietami, nie ufając wszelkim próbom sojuszy. Szendzielarz jest pokazany jako doskonały żołnierz, genialny strateg wojskowy, twórca nowoczesnej metody działania samodzielnymi szwadronami. Posiada także silną charyzmę, która sprawia, iż jego podkomendni bezwzględnie ufają swemu dowódcy. W swojej walce "Łupaszko" urasta dziś do symbolu patrioty, prawdziwego Polaka, który wydaje wojnę obu totalitaryzmom - nazistowskiej Rzeszy i stalinowskiej Rosji.
Owa wojna "Łupaszki" jest przedstawiona przez autora w dość specyficznym świetle. Szendzielarz urasta w pracy do miana człowieka nieskazitelnego, ideału żołnierza. Nawet tzw. "konflikt bratobójczy", kiedy "Brygada Śmierci" walczyła z jednostkami LWP znajduje usprawiedliwienie u samego "Łupaszki". Jest to rzeczywiście temat trudny. Z jednej strony Zygmunt Szendzielarz toczył walkę z organami władzy komunistycznej, z drugiej jednak, trudno powiedzieć, czy przeciętny szeregowy żołnierz LWP identyfikował się z nowym ustrojem, czy też podjął się jedynej pracy jaką zna, by utrzymać swą rodzinę. Autor książki zwraca uwagę na ten aspekt, stara się wyjaśnić postępowanie "Łupaszki".
Czego brakuje w książce? Tworząc szeroko rozumiany rys biograficzny, autor zbyt wiele miejsca poświęcił działalności "Łupaszki" jako oficera AK, a także historii partyzanckich formacji wojskowych. Niestety brak przedstawienia Szendzielarza jako człowieka. Poza krótkim rozdziałem pierwszym, gdzie mowa o pochodzeniu "Łupaszki", i kilkoma wzmiankami kolegów na temat przełożonego, nie wiemy nic. Niedobór takich informacji można tylko tłumaczyć brakiem odpowiednich źródeł.
Co najlepsze? Historiografia polska dopiero nieśmiało zaczyna zajmować się okresem pierwszych lat PRL'u oraz całością zagadnień dotyczących stosunków między AK i Armią Czerwoną. Zaś zdecydowanie najmniej publikacji dotyczy spraw okręgu wileńskiego podczas wojny. Pod tym względem omawiana pozycja stanowi doskonałe źródło informacji, na temat działań polskich oddziałów, ich organizacji, oraz akcji jakie przypadły im w udziale. Doskonale została zobrazowana sytuacja zaistniała w granicach byłej RP przed wejściem Armii Czerwonej. Panika oddziałów niemieckich, prowadziła nawet do prób porozumienia z AK, by walczyć ze "wspólnym wrogiem". Ponadto pan Patryk Kozłowski wyczerpująco opisuje jakim sposobem doszło do uwięzienia "Łupaszki" (plan "X"), rozprawę i ostatnie chwile jego życia. Na uwagę zasługuje także ostatni podrozdział, gdzie autor stara się ustosunkować do powojennej literatury, rozwiać nieprawdziwe sądy na temat Zygmunta Szendzielarza.
Jan Kozłowski bardzo się napracował, sięgając do wielu doskonałych źródeł. Aby zapewnić sobie obiektywne podejście, zweryfikował dane z Centralnego Archiwum Wojskowego, porównując je z materiałami IPN oraz publikacjami książkowymi spoza granic kraju. Opis wzbogacił także kilkoma zdjęciami "Łupaszki" z okresu partyzantki oraz kopiami kilku ważnych dokumentów, między innymi rozkazów dla oddziałów AK.
Jest to pozycja godna polecenia. Zachęcam do poznania losów tego wspaniałego człowieka, jakim Zygmunt Szendzielarz bezspornie był.

Autor artykułu: Bartosz "Dark Raven" Dołkowski


"Łupaszko" przed sądem
[youtube][/youtube]

... Tętno Polski bije w przestrzelonych sercach. ... "

!!!
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 21:33 przez Abesnai, łącznie zmieniany 2 razy.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

11
"...w gęstym zaduchu współczesności ...
kręcą się mroczne interesy ...
na Euro się przelicza kości ...
a pamięć leczy się ze stresu ...
..."

Pytanie brzmi Grzegorzu, czy kogoś to jeszcze obchodzi :(
Kto ma jeszcze interes,poza tym politycznym, w dążeniu w poszukiwaniu prawdy,przypominaniu ...
Kto rozliczy zbrodniarzy na narodzie polskim,skoro większość z nich już po prostu nie żyje ...

Hołd żołnierzom wyklętym - ciąg dalszy:

[youtube][/youtube]

De Press - koncert poświęcony żołnierzom wyklętym












DISCOVERY HISTORIA
"ŻOŁNIERZE WYKLĘCI"

materiał zawiera z sceny z tytułowego filmu

http://www.onet.tv/zolnierze-wykleci,55 ... ,klip.html#

DISCOVERY HISTORIA
"W IMIENIU POLSKI LUDOWEJ"

Seria ukazująca aparat władzy PRL'owskiej działający pod opieką "braci sowietów", eliminujący tzw.reakcjonistów ...

http://www.onet.tv/w-imieniu-polski-lud ... ,klip.html#
http://www.onet.tv/w-imieniu-polski-lud ... ,klip.html#
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 21:43 przez Abesnai, łącznie zmieniany 2 razy.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

14
Victoria ...
Właśnie jest ten rzadki i uroczysty moment, gdy opuścił mnie jakikolwiek dobry humor i gardło mam ściśnięte ze smutku i goryczy ... Materiał, który zamieścił Krzysiek w tym wątku jak i ja trochę dorzuciłem znam niemalże na pamięć,ale za każdym razem kiedy go przeglądam łzy same napływają mi do oczu.
To historia krwią pisana ... Krwią bohaterów ... Bohaterów często zapominanych ...
Śmiałbym prosić Ciebie nawet o jego "przyklejenie" właśnie w tym dziale, gdyż ta historia jest wciąż żywa i cieniem się kładzie na naszym całym narodzie,nawet w dniach dzisiejszych.
Oni jeszcze nie przeszli całkiem do historii jak i pamięć o Nich. Jeszcze nie ...

Krzysiek.
Dziękuję za ten wątek.

Jan Piwnik - major Ponury
Obrazek
" ... zginąć czy splunąć, to wszystko jedno ... "

Mjr art. rez. Jan Piwnik, ps. „Ponury", „Donat", ur. 31 sierpnia 1912 r. we wsi Janowice, pow. opatowski, syn Jana, rolnika, i Zofii Kłonica. W 1924r. został przyjęty do drugiej klasy Gimnazjum Państwowego im. Chreptowicza w Ostrowcu, które ukończył w 1932 r. otrzymując świadectwo dojrzałości. Od 11 sierpnia 1932 do 23 czerwca 1933 r. był w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim i przeniesiony na praktykę do 10 Pułku Artylerii Ciężkiej (7 bateria), 20 września do rezerwy. Mianowany do stopnia podporucznika z dn. l stycznia 1935 r. Następnie wstąpił do Policji Państwowej i w 1938 r. ukończył szkołę oficerów rezerwy policji w Golędzinowie. W czasie kampanii wrześniowej 1939 r. dowodził kompanią w składzie zmotoryzowanego batalionu policji, m.in. w obronie rzeki Pilicy i na jego czele 23 września przekroczył granicę polsko-węgierską. Przez Węgry, Jugosławię i Włochy dotarł 11 listopada do Francji, gdzie został przydzielony do 4 Pułku Artylerii Ciężkiej 4 DR
Po kapitulacji Francji, w czerwcu 1940 r. ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Tam w 4 dywizjonie artylerii lekkiej IV Brygady Kadrowej Strzelców, a później w I Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej. W październiku 1940 r. zgłosił się do służby w kraju. Po przeszkoleniu w zakresie dywersji został zaprzysiężony w Oddziale VI Sztabu N W 10 października 1941 r.:
W nocy z 7/8 listopada 1941 r. (operacja lotn. „Ruction", ekipa 1) odbył skok na placówkę odbiorczą„Ugór", położoną pod Łyszkowicami, 20 km na zachód od Skierniewic. Od grudnia 1941 do 9 kwietnia 1942 r. pełnił funkcję szefa odbioru w Komórce Przerzutów Powietrznych „Syrena" Komendy Głównej AK. Przewidziany na dowódcę ochrony Delegata Rządu. Na własną prośbę, 15 maja otrzymał przydział do organizacji dywersyjnej „Wachlarz" jako dowódca II odcinka, z głównym kierunkiem działania na Kijów i Charków, obejmującym swoim zasięgiem tereny woj. wołyńskiego i dalej na wschód. Po krótkim rekonesansowym wypadzie na Wołyń i Ukrainę, w drugiej połowie czerwca 1942 r. wyjechał ostatecznie z Warszawy do Równego. W lipcu wraz ze swoim zastępcą por. „Czarką" (Jan Rogowski) został aresztowany w Zwiahlu, skąd po kilku tygodniach, dzięki pomocy współtowarzyszy niedoli udało mu się uciec. Po dotarciu do Korca (dr Haduch), wobec skrajnego wyczerpania umieszczono go w majątku Tarnopolskich, gdzie ciężko rozchorował się na czerwonkę. Po wyzdrowieniu przystąpił do pracy, lecz na jego miejsce wyznaczono por.„Klona" (Tadeusz Klimowski) jako dowódcę II Odcinka. Wobec niemożności sprawowania swojej funkcji, w końcu września po wielu perypetiach, przedostał się do Warszawy.
31 grudnia mianowany przez gen. „Grota" (Stefan Rowecki) dowódcą akcji mającej za zadanie uwolnienia z więzienia w Pińsku żołnierzy „Wachlarza". Udaną akcję przeprowadził 18 stycznia 1943 r., uwolnionych więźniów przetransportowano do Warszawy. Za wykonanie jej 3 lutego odznaczony Virtuti Militari 5 ki. Po rozwiązaniu „Wachlarza" przydzielony do Kedywu KG AK, gdzie był m.in. instruktorem w szkole dywersji „Zagajnik", od 4 czerwca szefem Kedywu Okręgu AK Kielce i równocześnie dowódcą „Zgrupowań Partyzanckich AK Ponury", których stan przeciętnie wynosił około 350 żołnierzy. Jednocześnie podzielił oddziały partyzanckie na: zgrupowanie nr 1 dowodzone przez por. „Nurta" (cc Eugeniusz Kaszyński), zgrupowanie nr 2 pod dowództwem por. „Robota" (cc Waldemar Szwiec) i zgrupowanie nr 3 por. „Mariańskiego" (Stanisław Pałac). Nawiązał kontakt z inż. Kazimierzem Czerniew-skim, ps. „Korebko", który zorganizował w fabryce w Suchedniowie produkcję konspiracyjną pistoletów maszynowych „Sten".
W nocy z 2/3 lipca zgrupowanie dokonało dywersji na dwa niemieckie pociągi pomiędzy stacjami Suchedniów i Łączną przy stracie jednego zabitego partyzanta. 12 lipca 1943 r. Niemcy w odwet za akcje na pociągi dokonali pierwszej pacyfikacji wsi Michniów. W odpowiedzi na to partyzanci urządzili zasadzkę na pociąg osobowy jadący ze Skarżyska do Kielc przy bloku kolejowym Podłazie w pobliżu Michniowa Zatrzymany pociąg ostrzelano, po opanowaniu wagonów wybito prawie wszystkich Niemców. O świcie 13 lipca Niemcy ponownie otoczyli Michniów i całkowicie go spalili, a także zamordowali znajdujące się tam osoby. Łącznie zginęło w Michniowie 204 mieszkańców. Obława niemiecka zorganizowana 19 lipca na rejon obozowiska partyzanckiego na Wykusie nie odniosła spodziewanych rezultatów, gdyż „Ponury" poinformowany o szykującej się obławie przeszedł w Lasy Starachowickie, a następnie na początku sierpnia w Lasy Osieczyńskie. Ze względu na bezpieczeństwo i zaopatrzenie rozdzielił zgrupowania i tak: „Robota" poszło w Koneckie, „Nurta" w Lasy Siekierzyńskie, a „Mariańskiego" w Góry Świętokrzyskie. Odtąd walczyły oddzielnie, wykonując szereg zadań bojowych. 4 września w godzinach południowych por. „Robot" opanował stację kolejową Wólka Plebańska i po przyjeździe pociągu z Koluszek do Rozwadowa, zaatakowano go. W wyniku akcji poległ cc ppor. ,,Rafał" (Rafał Niedzielski). Niemców zginęło 16, a kilkunastu było rannych. Zdobyto broń, amunicję i oporządzenie.
Celem wręczenia sztandaru wyznaczył koncentrację wszystkich zgrupowań na Wykusie na 16 września 1943. Wobec meldunków o szykującej się obławie niemieckiej przesunął oddziały do lasów w Barwinku. Jednak o świcie 16 września nieprzyjaciel zaatakował. Walka trwała do zmroku. Kolejno oderwały się od wroga i po trzech dniach spotkały się na Łysicy w Górach Świętokrzyskich. Przesunął się w rejon lasów nadleśnictwa Samsonów. 4 października ponownie zgrupowania rozdzielił, sam z drużyną ochronną udał się do wsi Rejów pod Skarżyskiem i zakwaterował się w młynie Władysława Cioka, gdzie 7 października miał przybyć płk „Nil" (August Emil Fieldorf) szef Kedywu KG AK. Po odprawie młyn został zaatakowany przez przeważające siły nieprzyjaciela, jednak wszyscy znajdujący się tam oficerowie zdołali się wycofać do pobliskiego lasku. Zginął partyzant z drużyny ochronnej, kpr. „Jędrek" (Andrzej Pasek). W tym czasie zgrupowanie „Robota" znajdowało się w Lasach Niekłańskich, a jego dowódca na melinie, chory, w Wielkiej Wsi, która została zaatakowana 14 października. W czasie przebijania się z osłoną poległ.
Po ponownej koncentracji zgrupowań na Wykusie, wobec całkowitego zaskoczenia, rano 28 października Niemcy urządzili obławę, podczas której zginęło 27 żołnierzy z oddziału por. „Jacka" (Jan Kosiński) oraz 9 od „Ponurego". Stało się jasne, iż w sztabie był agent Gestapo, którym później okazał się ppor. „Motor" (Jerzy Wojnowski). Po przebiciu się „Ponury" zarządził częściową demobilizację. Po klęsce popadł w otwarty konflikt z Komendą Okręgu, który narastał stopniowo, m.in. na skutek narażania ludności cywilnej na represje oraz wobec niespełnienia funkcji szefa Kedywu Okręgu Radomsko-Kieleckiego, a jedynie dowodzenia zgrupowaniami.
7 października 1943 r. zrzekł się funkcji szefa Kedywu, a 2 stycznia 1944 r. odwołany przez płk „Nila" z dowództwa zgrupowań, które objął por. „Nurt". 20 stycznia wyjechał do Warszawy. „Motora" po zatrzymaniu i całonocnym przesłuchaniu rozstrzelano 28 stycznia 1944 r. Następnie przydzielony do mjr. „Kotwiczą" (Maciej Kalenkiewicz) i 20 lutego wyjechał z Warszawy na Nowogródczyznę. Do kwietnia uczestniczył w porządkowaniu spraw organizacyjnych i personalnych oraz szkoleniu kadry.
Brał udział w składzie Wojskowego Sądu Specjalnego w sprawie por. „Lecha" (Józef Świda), dowódcy Zgrupowania Nadniemeńskiego. Od 1 maja był dowódcą VII baonu 77 pp AK Okręgu Nowogródek, który w szczytowym okresie liczył ok. 800 żołnierzy. Dowodził 29 kwietnia nieudaną akcją opanowania Szczuczyna. Do ważniejszych akcji bojowych baonu należy zaliczyć zdobycie niemieckich punktów obrony w Wasi-liszkach i Skrzybowcach (maj) oraz w Juchnowiczach i pokonanie niemieckiej odsieczy z Nowego Dworu do Juchnowicz 8 czerwca.

Poległ 16 czerwca 1944 r. podczas udanego natarcia na niemiecki stiitzpunkt w Je-właszach, pochowany został w Wawiórce koło Lidy. Pośmiertnie mianowany do stopnia majora. Odznaczony Virtuti Militari 4 kl. i 5 kl. Po wojnie był zajadle atakowany przez władze komunistyczne, m.in. za likwidację części bandyckiego oddziału Gwardii Ludowej "Tanka" (Zenon Kołodziejski) w dniu 8 grudnia 1943 r. Również zaciekle walczono z jego legendą która powstała na Kielecczyźnie jeszcze wiatach okupacji niemieckiej. 17 września 1987 r., po osiemnastu latach starań, prochy majora zostały sprowadzone z Nowogródczyzny w rodzinne Góry Świętokrzyskie, złożone na wieczny spoczynek 12 czerwca 1988 r. w klasztorze oo. Cystersów w Wąchocku.

http://www.ponury.com/zdjecia.html
http://spiewnik.czuwaj.com/ponury.htm

[youtube][/youtube]

Major Ponury przed śmiercią podobno powiedział lekarzowi obecnemu przy jego agonii:

... Powiedz żonie i rodzicom, że ich bardzo kochałem, i że umieram jako Polak... I pozdrówcie Góry Świętokrzyskie ...
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 22:31 przez Abesnai, łącznie zmieniany 2 razy.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

15
Emil Gajdas - zapomniany bohater

Obrazek


Niewiele jest w historii powiatu tarnogórskiego, a Radzionkowa w szczególności, postaci tak wszechstronnych, obrotnych, osiągających kompromisy w pozornie beznadziejnych sprawach. Jednocześnie zaś tragicznych, tracących bliskich dla wyższych idei. W biografii Gajdasa można znaleźć młodzieńczy zapał, niespotykaną operatywność, zdolność do działania w zmieniających się praktycznie z dnia na dzień warunkach politycznych, wierność własnym ideałom, z drugiej zaś strony ostateczny tragizm niesprawiedliwej pokuty za swoją wieloletnią działalność na rzecz ludzi , objawiający się przymusową ucieczką z kraju, chorobą i w końcu śmiercią w państwie, o które nigdy nie zabiegał...

Emil Gajdas urodził się 23 listopada 1879 roku w Zabrzu. Miasto znajdowało się w granicach osiągającej powoli apogeum potęgi II Rzeszy - jednak w rodzinie Gajdasów mówiło się po polsku. Na porządku dziennym było czytanie polskiej literatury, omawianie polskiej historii. Takie klimaty wychowawcze zaważyły znacząco na jego późniejszej działalności.

Emil nie był jedynym dzieckiem w rodzinie Gajdasów - jako jedyny przetrwał jednak czas dzieciństwa- podczas gdy jego bracia zmarli na dyfteryt. Ojciec -Ludwik Gajdas- pracował jako walcmistrz w hucie, matka zajmowała się potomstwem. Ot- typowa śląska rodzina robotnicza.

Jedynak Gajdasów - może w akcie podzięki za ocalenie spośród grona rodzeństwa- został przeznaczony do stanu duchownego. Miejscowy ksiądz współfinansował jego wykształcenie począwszy od gimnazjum w Gliwicach aż po studia w seminarium we Wrocławiu. Tu jednak Emil poszedł własną drogą przerywając naukę i decydując na odcięcie dotacji. Odtąd utrzymywał się z korepetycji. Podjął studia w Greifswaldzie (Gryfii) na filologii klasycznej - to jednak też nie była ostateczna decyzja bo po dwóch semestrach je przerwał i wrócił Wrocławia, gdzie skończył edukację z tytułem magistra chemii. We Wrocławiu zetknął się po raz pierwszy z polskim ruchem narodowym- na uniwersytecie tym od dawna działało prężne koło polskich patriotów, które już w 1863 roku dostarczało kadr powstańcom styczniowym.


Obrazek


Powstańcy śląscy z Lasowic.

Praktyki farmaceutyczne pobierał m.in. w Zielonej Górze i Strzelcach Opolskich, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Laurę- dystyngowaną mężatkę, żonę wysokiej rangi urzędnika niemieckiego Larischa. Laura wkrótce owdowiała. Od roku 1913, już jako małżeństwo, zamieszkali w Radzionkowie. Emil, Laura oraz jej dwóch synów z pierwszego małżeństwa - Rudolf (miał wkrótce zginąć na froncie w Belgii) i Walter zajęli mieszkanie nad apteką, w której ojciec rodziny podjął pracę. Należała do niemieckiej rodziny Rothkeglów.

Od początku udzielał się społecznie. Miał swój udział w tworzeniu lokalnych oddziałów stowarzyszeń, m.in.: Banku Ludowego, gniazda Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" i kółka śpiewaczego. Jesienią 1918 roku, w momencie krytycznym dla upadającej II Rzeszy, ujawnił swoją prawdziwą pasję - stał się aktywnym powiatowym działaczem z jasno wytyczonym celem - oddania swojego doświadczenia, sił i zdolności na rzecz polskiego Górnego Śląska.

17 XI 1918 r. uczestniczył w zwołanym w tarnogórskim hotelu „Prinz Regent” publicznym wiecu, na którym zorganizowano Polską Radę Ludową miasta Tarnowskie Góry, był też współorganizatorem odbywających się w dniach 17 XI – 1 XII 1918 r. na terenie całej prowincji śląskiej wyborów deputowanych do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu (SDwP). Zapewne w uznaniu zasług, został wybrany delegatem na w. w. Sejm, gdzie w dniach 3-5 XII 1918 powołano do życia Naczelną Radę Ludową, ta zaś zleciła utworzenie Powiatowej Polskiej Rady Ludowej dla powiatu tarnogórskiego. Gajdas, wraz z Szylerem i Krupą – znalazł się w jej radzionkowskiej reprezentacji.
Gajdas zaangażował się równolegle w tworzenie struktur powstańczych stając się jedną z głównych postaci POW (Polskiej Organizacji Wojskowej) Górnego Śląska. Organizacja ta opierała się na zasadach wojskowo-konspiracyjnych. Jej pierwotnym celem było skupienie zaprzysiężonych członków oraz gromadzenie broni i innych środków materiałowych. Terytorium Górnego Śląska podzielono na okręgi, które swym zasięgiem pokrywały się z obszarami powiatów. Każdy okręg miał wystawić formację odpowiadającą pułkowi. Gajdas działał w Głównym Komitecie Wykonawczym POW GŚ w Bytomiu, na którego czele stał Józef Grzegorzek. Jako członek tej organizacji uczestniczył - wraz z komendantem POW GŚ na powiat tarnogórski Janem Zejerem- w pamiętnym zebraniu na terenie istniejącego do dziś w Bytomiu domu polskiego, tzw. „UL"-a. Krótko po nim, w lutym 1919 roku, powiatowi spiskowcy zebrani w radzionkowskiej aptece, w domu Gajdasa, złożyli przysięgę ślubując „walczyć do ostatniej kropli krwi, aż złączy się Górny Śląsk z Polską”.


Ludwik Łakomy w 1931 r. na łamach „Powstańca Śląskiego” napisał: „[…] w Radzionkowie, zwanym przez Niemców »małą Warszawą« biło tętno niepodległościowe całego powiatu tarnogórskiego; tam to, w aptece Gajdasa […] była kuźnia myśli polskiej”. Jak ważną rolę pełnił Gajdas w POW odzwierciedla fakt, że to właśnie jemu przypadł zaszczyt wprowadzenia jej powiatowego sztandaru celem poświęcenia w kościele w Starych Tarnowicach. Na sztandar ten ślubowali następnie wierność wszyscy nowo przyjęci.

Na wybuch walk z Niemcami, wobec zaogniającej się na Górnym Śląsku sytuacji, nie trzeba było długo czekać. W nocy z 16 na 17 sierpnia 1919 roku wybuchło I powstanie śląskie. Siłom niemieckim rozlokowanym w Tarnowskich Górach , Świerklańcu, Mikulczycach (wtedy jeszcze w powiecie tarnogórskim), Ptakowicach, Wieszowej i Radzionkowie powstańcy powiatowi pod wodzą Zejera przeciwstawili około 1200 PeOWiaków. Gajdas oraz jego pasierb - Walter Larysz znaleźli się w ich najliczniejszym-obejmującym 238 osób – radzionkowskim zgrupowaniu.
Powstanie w powiecie tarnogórskim trwało zaledwie jeden dzień. Po rozbrojeniu niektórych oddziałów Grenschutzu insurgenci zmuszeni zostali przez Reichswerę do wycofania się za Brynicę, gdzie znaleźli schronienie w polskich obozach w Grodźcu i Bobrownikach (będzińskich). Sam Gajdas przebywał też później w obozie dla uchodźców w Szczakowej.

Dla niego ten jednodniowy epizod był brzemienny w skutki. Nie mógł tymczasowo wrócić do Radzionkowa, skąd wieści dla niego i Waltera przynosiła żona Laura wykorzystując nieszczelności kordonu granicznego na Brynicy, którą przechodziła nocami w bród. Trwało to aż do późnej jesieni, kiedy to, po kolejnej nocnej przeprawie, w listopadzie zachorowała na zapalenie płuc i zmarła. Miała zaledwie 42 lata. Po jej śmierci , według przekazu „Katolika”, być może prawdziwego, na pierwszy rzut oka jednak noszącego wyraźne znamiona propagandowe , Emil Gajdas i Walter Larysz poprzysięgli pomścić jej śmierć. W połączeniu z plotką, że Laura nie zmarła na wskutek choroby ,ale po torturach zadanych jej w niemieckim więzieniu jako łączniczce ,żonie i matce powstańca- jej śmierć nie przeszła bez echa. Wpłynęła znacząco na wzrost patriotyzmu Radzinczan oraz zwiększenie ich prusofobii. Na wskutek mediacji prowadzonych przez zwycięskich w I wojnie aliantów- ostatecznie zezwolono śląskim powstańcom na powrót do domów po drugiej stronie Brynicy. Gajdas- w uznaniu zasług - został w 1920 roku mianowany polskim komisarzem plebiscytowym na powiat tarnogórski. Jego rezydencją stał się na kilka tygodni wspomniany już hotel „Prinz Regent” na Nowym Rynku w Tarnowskich Górach. Wyniki plebiscytu , który odbył się 20 marca 1920 roku , były w powiecie tarnogórskim bardziej korzystne dla Polski niż na całym Górnym Śląsku. Spośród 44739 głosujących za Polską oddało głosy 27513 osób (61,75%), zaś za Niemcami 17078 (38,25%). Nie mniej jednak jako całokształt plebiscyt stanowił dla Polski porażkę i znakomicie zdający sobie z tego sprawę Wojciech Korfanty – którego zwolennikiem był dotychczas Gajdas - postanowił nasilić starania dyplomatyczne aby zmienić rysującą się bardzo niekorzystnie granicę poplebiscytową. Również w „uznaniu zasług” Emil Gajdas został w tymże roku „obsmarowany” wraz z Laryszem w niemieckiej prasie jako „szczególnie bojowy prowodyr i agitator w powiecie tarnogórskim”.

Przygotowania do następnego powstania szły pełną parą. Broń ukrywano, według tarnogórskich Niemców, w psich budach, ulach, spróchniałych drzewach, stosach drewna, lasach i ogrodach. Ostatecznie drugi śląski zryw zbrojny stał się faktem w nocy z 19 na 20 sierpnia 1920 roku, a Gajdas został mianowany przez dowodzącego nim w powiecie Jana Zejera swoim zastępcą. Obaj zresztą podobno znakomicie się uzupełniali- pierwszy jako zdolny dowodzący, drugi zaś jako specjalista od spraw społeczno-politycznych i administracyjnych.

Również te powstanie nie przyniosło wymiernych skutków. Nie objęło nawet stolicy powiatu. Dla Gajdasa było jednak kolejnym punktem przełomowym. Dotychczasowy zwolennik chadecji i wielkiego Korfantego zaczął spoglądać w inną stronę - nie podobało mu się kunktatorskie podejście do kwestii polskości Górnego Śląska. Chciał decydującego zrywu i ostatecznej próby sił.

Rok 1921 - rok III powstania - pozwolił naszemu Aptekarzowi na rozwinięcie swoich talentów organizacyjnych- został komisarycznym burmistrzem Tarnowskich Gór na czas jego trwania. Dyktator Korfanty wraz z jego, czasami aż rażąco, trzeźwym podejściem do skomplikowanych spraw górnośląskich, ostatecznie przestał był dla niego autorytetem, bo i to powstanie nie poszło po jego myśli. Ostatecznie jednak przyczyniło się do wydarcia Republice Weimarskiej pokaźnego kawałka spornego terenu. Tak więc długoletnie polityczne rojenia znalazły swój szczęśliwy finał- powiat tarnogórski, choć nieco okrojony- znalazł się ostatecznie w granicach Rzeczpospolitej...

Można by powiedzieć – rok tryumfu. Była jednak i kolejna osobista strata. W majowym ataku na niemieckie pozycje w Rybniku zginął Walter Larysz- kolejna ofiara poświęcona Polsce w rodzinie Gajdasa. Larysz był pierwszym oficerem wojskowym, jakiego pochłonął ten śląski zryw. Efektem ofiarności w dążeniu do polskości Górnego Śląska stało się udekorowanie bohatera , wkrótce po wkroczeniu Wojska Polskiego na nowo zyskane ziemie , Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Akt nominacyjny podpisany przez tak znane w polityce postacie jak prezydent Wojciechowski, czy znam nam dziś szerzej z faktu śmierci w katastrofie gibraltarskiej- premier Sikorski- mówi sam za siebie... 10 lutego 1922 roku – korzystając z nadarzającej się okazji zakupił od Rothkegla aptekę „Pod Orłem”, w której dawniej pracował . Wziął też na siebie zobowiązania spłaty części udziałów , jakie miała wdowa po poprzednim właścicielu- Dennigerze. Pomimo dopilnowania wszelkich procedur i formalności , kilkanaście lat potem- w grudniu 1939 roku- zakup ten odbił się czkawką na jego rodzinie. Potomek Dennigerów w mundurze oficera Wehrmachtu znalazł krewnych Gajdasa w Krakowie i szantażował jakoby nieuregulowanymi należnościami za aptekę...Na szczęście sprawa nie przeniosła się na poważniejsze konsekwencje.

Pamięć o Laurze - dystyngowanej damie poznanej na praktykach w Strzelcach Opolskich, którą los rzucił wraz z Gajdasem do Radzionkowa – a później w sam środek polsko-śląsko-niemieckiej powstańczej awantury - poskutkowała zmianą nazwy apteki. Odtąd zwała się ona „Apteka Laury” i pod taką nazwą występuje jeszcze i dzisiaj.

Radzionków w granicach II Rzeczpospolitej był w pewnym stopniu ewenementem- takich jednostek samorządowych było w całym kraju tylko kilka. Już nie typowa wieś- ale jeszcze nie miasto. Tak więc- znowu pole do popisu dla społecznika z wielkim sercem , ambicjami, a teraz także pieniędzmi i znajomościami. Emil Gajdas działał w „Sokole” ( gdzie nowych członków często motywował rozdając bezpłatnie...buty), Kole Śpiewaczym „Orion”, Związku Obrony Kresów Zachodnich, Towarzystwie Czytelni Ludowych, nauczał również fizyki i chemii w gimnazjum w Szarleju.

Przewrót polityczny w 1926 roku, nazwany szumnie „zamachem majowym”, skłonił naszego bohatera do obrania nowej drogi. Postawiony został przed wyborem – albo obroną zwyrodniałej demokracji parlamentarnej i skazanie się na bezcelowe działania w opozycji – albo pójście za ciosem i samorealizację w realiach nowej, sanacyjnej władzy. W tym momencie biografii wielu mogło by zarzucić Gajdasowi oportunizm. Po początkowym sprzeciwie, którego efektem było m. in. współtworzenie antysanacyjnego Narodowego Związku Powstańców i byłych Żołnierzy – koniec końców jednak przystał do sanatorów. Sytuacja ta jednak była tylko wypadkową wcześniejszego odejścia Aptekarza od kunktatorstwa chadeckich „Korfanciorzy” i tęsknoty za nowym- lepszym porządkiem. Polska lat 1922-1926 nie spełniła jego oczekiwań. Nie tak miało wyglądać państwo do którego przez tyle lat prowadził swój Górny Śląsk. Porządki, jakie zaczął wprowadzać na terenie województwa nowy wojewoda Grażyński, na czele ze zdecydowanie antyniemieckim kursem, wpasowały się w poglądy i przekonania byłego powstańca.

Jako zwolennik Piłsudczyków już rok po zamachu majowym stał się członkiem Wydziału Powiatowego w Tarnowskich Górach. Tam właśnie los zetknął go z pracownikiem starostwa- Jerzym Ziętkiem-zdolnym synem kolejarza skazanym na wegetację na podrzędnym stanowisku. Zapracowany Gajdas, jak trafnie stwierdził jego syn Jan, „Upodobał go sobie” . Wyczuł w nim bratnią duszę i traktował jak członka rodziny. Sprawił , że Ziętek wkroczył do lokalnej a potem państwowej polityki .Idąc więc dalej, i nieco wyprzedzając fakty, w twierdzeniu iż gdyby nie Gajdas nie byłoby przyspieszonego rozwoju Radzionkowa w okresie międzywojennym ( co poskutkowało nadaniem praw miejskich po wojnie), nie byłoby też Wojewódzkiego Parku Wypoczynku i Kultury w Chorzowie czy „Spodka” w Katowicach- nie ma krzty przesady.

Ale po kolei . W roku 1927 , pewnie nie bez udziału pewnych wysoko postawionych na szczeblu wojewódzkim sanatorów, wytoczono ciężkie działa przeciwko dotychczasowemu naczelnikowi gminy Radzionków- pochodzącemu z Woźnik Pawłowi Bronclowi. Na wskutek zarzucanych mu nadużyć władzy musiał opuścić urząd, który jednak nie wakował zbyt długo, bo komisarycznym naczelnikiem szybko mianowano oczywiście Emila Gajdasa. Ziętek stał się jego „technicznym doradcą” na nowym stanowisku. Nadmiar obowiązków, bo do opisanych powyżej doszły jeszcze działalność w Narodowo-Chrześcijańskim Zjednoczeniu Pracy i Chrześcijańskiej Unii Gospodarczej Stanu Średniego, sprawił jednak, że postanowił wkrótce przekazać Ziętkowi całkowite kierownictwo radzionkowskiej władzy. Zresztą pewnie właśnie z myślą o takiej ewentualności zgodził się ten urząd objąć.
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 23:13 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

16
Władysław Raginis - Ten,który walczył do końca ...
Obrazek
Słowa jego przysięgi do dzisiaj brzmią echem w sercu naszego narodu.

http://www.wladyslawraginis.pl/


Władysław Raginis urodził się 27 czerwca 1908 roku w Dyneburgu, na Łotwie, gdzie spędził najmłodsze lata. Gimnazjum ukończył w Wilnie, tam też zdał maturę. Wychowany w rodzinie, która kultywowała tradycje patriotyczne, postanowił poświęcić się służbie wojskowej. Edukację militarną rozpoczął w 1927 roku od Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej.

Jeden z kolegów ze „szkolnej ławy” tak wspominał Raginisa: „Miał kresowy akcent, był cichy i nieśmiały. Szczupły, drobny blondynek…”. Przydzielono go do 2 kompanii 3 plutonu 8 drużyny. Już od początku nauki przyzwyczajano młodych kadetów do pozbawionego luksusów życia żołnierza. Młodych podchorążych zakwaterowano w dawnych koszarach rosyjskich. Większość wykładów początkowo prowadził porucznik Karol Wotruba. Raginis był uczniem przeciętnym, nie otrzymywał pochwał, ale i nie otrzymywał nagan. Edukację w Szkole Podchorążych Piechoty zakończył w 1928 roku, zajmując 133 miejsce na 345 absolwentów. Odbył następnie krótką praktykę wojskową i w tym samym roku rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej. Szkołę tę ukończył 15 lipca 1930 roku w stopniu podporucznika z 38 lokatą na 234 kończących szkołę. Jako oficer pełnił służbę w 76 pułku piechoty w Grodnie, na stanowisku dowódcy plutonu. Następnie został dowódcą kompanii ciężkich karabinów maszynowych. W roku 1934 został mianowany porucznikiem.
Zauważone przez wyższych rangą oficerów zdolności dydaktyczno - wychowawcze Raginisa spowodowały przesunięcie go na stanowisko instruktora-wykładowcy w Szkole Podchorążych. W roku 1939 otrzymał, w formie wyróżnienia, przydział do Korpusu Ochrony Pogranicza, na stanowisko dowódcy 3 kompanii batalionu ciężkich karabinów maszynowych w obozie warownym „Sarny”. 24 lipca 1939 roku Raginis (już w stopniu kapitana) otrzymał rozkaz przejścia z dowodzoną przez siebie kompanią na odcinek obrony „Wizna”, w celu obsadzenia schronów bojowych.

2 września 1939 roku kapitan Władysław Raginis został mianowany dowódcą odcinka „Wizna”,
Zmarł 10 września w jednym z dwóch broniących się jeszcze schronów, rozrywając się granatem. Wkrótce potem zamilkły ostatnie strzały pod Wizną.

Pośmiertnie kapitan Władysław Raginis został uchwałą Rady Państwa z 13 maja 1970 roku odznaczony Orderem Virtuti Militarii klasy IV.


[youtube][/youtube]

W Wiźnie po wojnie umieszczono tablicę z napisem:
Przechodniu, powiedz Ojczyźnie, żeśmy walczyli do końca, spełniając swój obowiązek.

Sabaton - 40:1- Polskie napisy


Siły niemieckie liczyły około 42 000 żołnierzy, w tym ponad 1200 oficerów. Dywizje niemieckie posiadały następujące uzbrojenie: 350 czołgów, 108 haubic, 58 dział lekkich, 195 dział przeciwpancernych, 108 moździerzy, 188 granatników, 288 ciężkich karabinów maszynowych, 689 ręcznych karabinów maszynowych.

W chwili objęcia dowodzenia Raginis dysponował następującymi siłami:
• 8 kompania strzelecka 135 pułku piechoty, wzmocniona plutonem ciężkich karabinów maszynowych – dowódca kapitan Schmidt
• 3 kompania ciężkich karabinów maszynowych batalionu fortecznego Osowiec – dowódca kapitan Władysław Raginis
• bateria artylerii pozycyjnej ( dwa plutony armat 76 mm) – dowódca porucznik Brykalski
• 136 rezerwowa kompania saperów
• pluton artylerii piechoty z 71 pułku piechoty
• pluton zwiadowców konnych 135 pułku piechoty
• pluton pionierów 71 pułku piechoty
Łączny stan osobowy wynosił 20 oficerów i 700 szeregowców, uzbrojonych w sześć dział lekkich, dwadzieścia cztery ciężkie karabiny maszynowe, osiemnaście ręcznych karabinów maszynowych, dwa karabiny przeciwpancerne.

Po pierwszym, tragicznym dla najbardziej wysuniętych polskich placówek starciu kapitan Władysław Raginis i jego zastępca porucznik Stanisław Brykalski, dowódca szczupłej polskiej artylerii liczącej sześć armat, złożyli przysięgę, że nie opuszczą żywi powierzonej sobie placówki. Brykalski zginął jeszcze tego samego dnia trafiony odłamkiem w czasie walki swoich sześciu armat z czterystu pięćdziesięcioma działami niemieckimi.
Obrazek
porucznik Stanisław Brykalski

Niemcy atakowali czołgami, za którymi sunęła piechota. Mimo huraganowego ognia, jaki kierowano na każdy z bunkrów, zdobywanie ich było piekłem. Ostrzał prowadzony przez czołgi mógł na jakiś czas uciszyć polskie karabiny, ale przecież Niemcy musieli podejść do bunkra i pozabijać obrońców, nikt bowiem nie myślał o pertraktacjach czy poddawaniu się. Betonowe kopuły schronów skutecznie chroniły Polaków przed ogniem z czołgowych dział. Zanim atakujący mogli zlikwidować załogę kopuły, trzeba było uporać się z karabinami umieszczonymi na dolnej kondygnacji bunkra. Niemcy pochodzili do włazów zamykających wejścia schronów tylko wtedy, gdy ich czołgi ostrzeliwały obrońców. Założenie ładunku wybuchowego na stalowych drzwiach niczego nie rozwiązywało. Po eksplozji były one natychmiast blokowane i obronę kontynuowano. Saperzy z ładunkami wybuchowymi musieli podczołgiwać się pod otwór strzelniczy i wrzucać tam ładunek. Po eksplozji zniszczeniu ulegał sprzęt, ale żołnierze strzelali dalej z broni osobistej i z karabinów ręcznych. Niemcy wrzucali do środka granaty, ale wtedy zabijano jedynie część załogi schronu. Żeby zlikwidować obrońców wieży, trzeba było podjechać pod samą ścianę bunkra czołgiem, na którym siedział ukryty za wieżyczką saper. Człowiek ten miał niewiele czasu na wrzucenie do środka granatów, wielu niemieckich saperów pozostało wtedy na wizeńskich łąkach. Operacja jednak trwała nieustannie. W czasie kolejnych ataków Niemcom udawało się unieszkodliwić sprzęt, a potem zabić obsługujących go ludzi.
W schronie we wsi Kurpiki atakujący odnaleźli siedem ciał obrońców. Siedmiu ludzi stawiało opór czołgom, piechocie i artylerii. Po bitwie obliczono, że na jednego walczącego Polaka przypadało czterdziestu Niemców. Schrony były dodatkowo bombardowane przez lotnictwo, a ich ustawienie i fakt, że linia obrony budowana od wiosny 1939 roku była nieukończona, powodował, że nie mogły one osłaniać się wzajemnie ogniem. Niemcy likwidowali je więc jeden pod drugim. Owa likwidacja nieosłoniętych schronów bronionych przez garstkę żołnierzy trwała trzy dni. Po bitwie Heinz Guderian opowiadał, że działo się tak na skutek błędów popełnianych przez jego podwładnych, a nie dlatego, że opór polskich żołnierzy był tak silny. Sławny generał Guderian wolał zasugerować, że jego oficerowie to durnie, niż przyznać, że nie potrafili przez trzy dni pokonać polskich żołnierzy, mając przewagę 40:1.
Nie wszystkie bunkry nad Narwią zostały zdobyte przez wroga. Kapitan Wacław Schmidt, dowódca jednego ze schronów we wsi Kurpiki, poddał dowodzony przez siebie obiekt. Zrobił to w chwili, kiedy Niemcy uszkodzili już wszystkie ckm-y w bunkrze, kiedy w zupełnych ciemnościach leżało tam 26 ciężko rannych żołnierzy. Kiedy ranni Polacy wychodzili z bunkra, byli bici i kopani przez niemieckich żołnierzy, sam kapitan Schmidt został postrzelony w głowę z bliskiej odległości i pobity - przeżył jednak.
Dowódca obrony odcinka Wizna kapitan Raginis dowodził swoimi żołnierzami z położonego na najwyższym wzniesieniu bunkra w Strękowej Górze. Kiedy Niemcy zbliżali się do tej placówki, Raginis był już ciężko ranny. Rozkazał swoim żołnierzom opuścić bunkier, a kiedy pozostał sam, rozerwał się granatem ręcznym.

CHWAŁA BOHATEROM
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 23:29 przez Abesnai, łącznie zmieniany 2 razy.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

17
Obrazek

Władysław Raginis
Obrona Wizny - rys historyczny

Obrona Wizny to wydarzenie heroiczne, które rozegrało się w tydzień w roku 1939. Od siódmego do czternastego września miały miejsca krwawe wydarzenia w rejonie Wizny, oddalonej na północny wschód od Łomży. Punkt obrony w tym miejscu nazywany jest Polskimi Termopilami.

Jak wyglądała ta sytuacja? W roku 1939, kiedy rozpoczęła się najkrwawsza w skutkach do dzisiaj wojna, w okolicy Wizny stacjonował jeden polski pułk linii obronnej, który oparł swoją obronę o naturalną barierę – rzekę Narew. Rzeka była podczas zadań wojennych ważnym punktem strategicznym, dlatego jej obrona uznana była za tak ważną. Wizna leżała w istotnym miejscu. Na północ znajdujące się rzeki: Narew i Biebrza, ich zbieg, niedalekie bagna - dawały możliwość przeprawy w Osowcu.

Linia obrony mająca kilka kilometrów (dokładnie dziewięć) została stworzona w tym miejscu wiosną 1939 roku. Ciągnęła się od Giełczyn i miejscowości Kołodzieje po Górę Strękową aż do wsi Maliszewo. Wykorzystano naturalne warunki tych terenów – podmokłe doliny rzek Narew i Biebrzy. W skład linii wchodziły dwa szlaki obrony: czaty (dwa schrony bojowe w Włochówce oraz miejsce oporu w Grądkach-Wodniecku). Zalicza się do niej także oczywiście linię główną. Była ona usytuowana na wzniesieniu, co dawało dobry ogląd na sytuację. Na przestrzeni objętej walkami powstawały schrony. Ich ilość może być określana jako różna. W zależności po jakie przekazy sięgniemy. Trzy ciężkie schrony bojowe znajdowały się w Giełczynie - Kołodziejach. Dwa w Górach Strękowych (największe schrony), jeden ciężki schron bojowy w Kurpikach oraz w Maliszewie. Nie mogło obyć się także bez zapór przeciwczołgowych i wymierzonych przeciw piechocie. Zapory były uzbrojone w miny przeciwpancerne. Do tego celu wykorzystano druty kolczaste oraz kozły wykonane z szyn kolejowych, pnie wkopane w ziemie.

Badając te schrony, można dowiedzieć się wiele o polskiej fortyfikacji. Były to obiekty żelbetonowe, jednopoziomowe. Ich wygląd oraz usytuowanie zostało zaplanowane przez Michała Szymonowica. Można z nich było prowadzić wojny przy wykorzystaniu ciężkich karabinów maszynowych z boku. Jednak każdy ze schronów został zaprojektowany do konkretnego ukształtowania terenu. Za duży minus można uznać brak broni przeciwpancernej oraz moździerzowej. Niedobre było także rozstawienie fortyfikacji. Fortyfikacja była niedokończona. Nie zdążono jej przygotować przed wybuchem wojny. Na przykład jedna z dwóch kopuł schronu, w którym prowadzono obserwacje, nie została zamontowana (waga tej kopuły była dość zdumiewająca, wynosiła osiem ton). W schronach nie było również wentylacji, do której uruchomienia nie przywieziono urządzeń.

Siły niemieckie

Siły niemieckie były o wiele liczniejsze niż polskie. Niemcy dysponowali liczbą około 42000 żołnierzy, z czego było 1200 oficerów. Uzbrojenie także, w porównaniu do sił polskich było zdumiewające, posiadali oni 350 czołgów, 108 haubic, 198 dział przeciwpancernych, 108 moździerzy, 188 granatników, 58 dział lekkich, 288 ciężkich karabinów maszynowych oraz 689 ręcznych karabinów maszynowych.

Jak to możliwe, że kapitan Raginis z małym oddziałem był w stanie odpierać atak tak licznej armii niemieckiej? Generał Gauderian miał przecież do dyspozycji cztery wielkie jednostki, lotnictwo, najnowocześniejsze maszyny... Nie był jednak w stanie pokonać polskiego wojska przez cały tydzień.


[youtube][/youtube]


Pamięć o wydarzeniu

Wydarzenie upamiętnia przede wszystkim pamięć Polaków. To właśnie mieszkańcy naszego pięknego kraju mają głównie świadomość niezwykłej odwagi swoich rodaków.

Jednak nie tylko mieszkańcy Polski pamiętają o bohaterskich czynach. Obrona Wizny stała się na przykład tematem szwedzkiego utworu - „40:1”. Metalowy zespół z liderem Joakim Brodenem tak tłumaczy swoją inspirację:
Polski fan przesłał nam kiedyś informację o bitwie pod Wizną. Kiedy przeczytaliśmy o czynach kapitana Władysława Raginisa i jego przyjaciół, była to dla nas tak nieprawdopodobna historia, że sądziliśmy najpierw, iż nie może być prawdziwa. Taka niesamowita odwaga, by 720 żołnierzy stawiało opór 42 tys. Niemców! Uznaliśmy natychmiast, że to najbardziej interesująca bitwa historii, i oczywiście napisaliśmy o tym piosenkę "40:1".
Ostatnio zmieniony 04 cze 2010, 23:47 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

18
panowie - dajecie czadu. może dla was są to jakieś historyczne odkrycia ale dla mnie nie. i czytam to trochę z pustym śmiechem zastanawiając się kogo wymienicie następnego.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 1:40 przez fiodor, łącznie zmieniany 1 raz.
mieć siłę do walki i odwagę do marzeń. (fiodor)

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

19
Tak Krzysiek ... "POLSKIE TERMOPILE"

17 sierpnia 1920: Bitwa pod Zadwórzem - Hołd Orlętom Lwowskim pod wodzą kapitana Zajączkowskiego

[youtube][/youtube]

17 sierpnia batalion młodych lwowskich ochotników ze zgrupowania rotmistrza Romana Abrahama, pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego, maszerował z Krasnego wzdłuż linii kolejowej na Lwów. Gdy oddział dotarł do wsi Kutkorz, został znienacka ostrzelany z broni maszynowej od strony Zadwórza. Kapitan Zajączkowski rozwinął baon w 3 tyraliery i skokami przemieszczał oddział ku Zadwórzu, zajętemu już przez wojska bolszewickie.

W pobliżu stacji kolejowej w Zadwórzu doszło do wymiany ognia. Porucznik Antoni Dawidowicz poprowadził oddział na stojące obok stacji działa. Wówczas spod pobliskiego lasu ruszyła na Polaków sowiecka kawaleria. Polacy odparli ten atak i w południe zdobyli stację kolejową. Brakowało już amunicji, zabierali ją więc zabitym i rannym. Bolszewicy wzmagali natarcie. Orlęta lwowskie broniły się już tylko bagnetami, tocząc do wieczora krwawy boj. Ponosząc wielkie straty, ostrzeliwani przez ciężką artylerię, odparli sześć konnych szarż.
Porucznik Dawidowicz po raz kolejny zdobył stację kolejową, a pierwsza kompania opanowała pobliskie wzgórze. W nierównej walce wzięły udział także trzy polskie samoloty, które nadleciały od strony Lwowa. Zaatakowały one siły bolszewickie ogniem karabinów maszynowych oraz bombami.
Nadeszły jednak nowe siły bolszewickie. Otoczeni przez wroga żołnierze nie poddali się nawet wtedy, kiedy zabrakło amunicji. Kapitan Zajączkowski o zmierzchu rozkazał pozostałym przy życiu ok. 30 żołnierzom wycofywanie się grupami do borszczowickiego lasu. Ostrzeliwani z broni maszynowej przez sowieckie samoloty, bezbronni, otoczeni przez Rosjan, walczyli jeszcze krótko na kolby w pobliżu budki dróżnika. Sowieci, rozwścieczeni oporem Orląt, rąbali ich szablami, rannych dobijali kolbami.
W walce zginęło 318 polskich żołnierzy, nieliczni dostali się do niewoli. Aby nie wpaść w ręce wroga, kapitan Zajączkowski wraz z kilkoma żołnierzami popełnił samobójstwo.

http://www.lwow.com.pl/naszdziennik/zadworze.html


16 września 1920: Bitwa pod Dytiatynem - Bronić się do ostatniej kropli krwi!

DYTIATYN 16 września 1920 roku był miejscem bohaterskiej i tragicznej zarazem bitwy w wojnie polsko - bolszewickiej, zwanej Polskimi Termopilami, stoczonej tu ze słynną dywizją "Czerwonych Kozaków", wspieraną przez brygadę piechoty. Miała ona kluczowe znaczenie dla utrzymania ofensywy na froncie w Małopolsce Wschodniej. Poświęcając swoje życie, niewielki oddział Wojska Polskiego zatrzymał na wiele godzin nieprzyjaciela, ratując przed rozbiciem swą macierzystą 8 Dywizję Piechoty oraz ukraińską dywizję kawalerii. Za swój czyn bohaterowie otrzymali Krzyż Virtuti Militari a miejsce bitwy otoczone zostało wielką czcią ze strony wojska i mieszkańców Małopolski Wschodniej.

DOWÓDCA ODDZIAŁÓW POLSKICH: kpt. szt. gen. Jan Gabryś
Łącznie: ok. 600 żołnierzy, w tym 60 szabel, 6 dział, 6 ckmów.

DOWÓDCA ODDZIAŁÓW ROSYJSKICH: naczdyw (gen. dyw.) Witalij Markowicz Primakow
Łącznie: ok. 2500-3000 żołnierzy, w tym 1000 bagnetów, 1500-2000 szabel, 4 baterie artylerii, 20 ckmów.

W ostatniej fazie bitwy, po wycofaniu się części polskich pododdziałów, przewaga sił rosyjskich w stosunku do obrońców wzgórza 385 była kilkudziesięciokrotna! Wzgórza broniło około 50-60 żołnierzy z 4 baterii 1 pułku artylerii górskiej oraz II plutonu 9 kompanii III batalionu 13pp)

... Kawaleria bolszewicka podjechała na kilkadziesiąt kroków od polskiej linii obrony na wzgórzu 385. W stronę dowódcy obrony kapitana Zająca padały okrzyki: Poliak, zdajsia! Nie ujdiosz! Kapitan, nie zważając na to, chodził między działami i krzyczał: Bronić się do ostatniej kropli krwi! Niektórzy kozacy przystawali i przyglądali się ze zdumieniem walczącym dzielnie Polakom. Na wezwanie do kapitulacji odpowiedziano strzałami. W odległości trzystu kroków od milczących dział kawaleria rosyjska przygotowywała ostatnią szarżę, zasilana przez nowe oddziały, które okrążały powoli broniącą się baterię. Przed godziną siedemnastą na dany znak kawalerzyści ruszyli w szyku zwartym na baterię. Powitały ich rzadkie strzały karabinowe, które wkrótce ucichły. Wyczerpanym obrońcom pozostały tylko bagnety. Otoczeni przez kozaków stanęli przy swoich oficerach, broniąc się zaciekle. Kpt. Zając i por. Wątroba strzelając z pistoletów wprost w twarze czerwonoarmistów oddali życie zarąbani szablami. Z karabinem w ręku zginął ppor. Świebocki. Po kilkunastu minutach padli ostatni obrońcy. Bolszewicy przeszukiwali pole bitwy znęcając się nad rannymi i bezczeszcząc zwłoki poległych. Niektórzy mieli jeszcze dość sił, aby doczołgać się do najbliższych zarośli, jednak umierali tam z zimna i upływu krwi. ...

O świcie 17 września mieszkańcom Dytiatyna ukazał się przerażający widok. Na samym tylko wzgórzu 385 w okopach i wokół roztrzaskanych dział, leżało ponad sto ciał poległych obrońców oraz kozaków. Na wzgórzu 385 oraz na polach między Dytiatynem, Bokowem, Szumlanami i Bybłem leżały ciała zabitych Polaków, czerwonoarmistów oraz koni. Ziemia była czerwona od krwi. Polskich bohaterskich obrońców miejscowa ludność pochowała na cmentarzu w Bokowie i w Dytiatynie.
Bitwa pod Dytiatynem zyskała wielką sławę wśród wszystkich jednostek 6 Armii i darzona była wielkim szacunkiem ludności zamieszkującej Kresy Południowo-Wschodnie. Bitwę pod Dytiatynem wymienił w swoim rozkazie gen. Józef Haller oraz dowódca 8-ej Dywizji Piechoty płk. Burhardt - Bukacki, gdzie zapisano między innymi: "W myśl rozkazu swego dowódcy "bronić się do ostatniej kropli krwi" - wytrwali wszyscy tak żołnierze, jak i oficerowie mężnie na swoich stanowiskach, poświęcając raczej swe życie niż działa i honor Żołnierza Polskiego. [...] Męstwo ich i nieustraszona odwaga niech zapalą w nas ten wielki ogień Miłości Ojczyzny, który oby prowadził wszystkich śladami takich bohaterów. Na dowód też uznania tego męstwa i poświęcenia przedstawiono baterję 4-ą 1-go pułku artylerii górskiej jako "baterję śmierci" do Krzyża "Virtuti Militari".

http://www.polskietermopile.pl/historia ... html#bitwa
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 1:43 przez Abesnai, łącznie zmieniany 2 razy.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

20
Fiodor ... to Ci gratuluję dobrego nastroju o ile go znamionuje twój pusty śmiech.
To forum ma całkiem pokaźną liczbę użytkowników.
Być może nie wszyscy mają aż tak rozległą wiedzę historyczną jak Twoja.
Nie bądź proszę egocentrykiem.
Moja wiedza nie jest też aż tak rozległa jak bym chciał i na pewno porównując z Twoją jestem w przysłowiowych powijakach.
Chyba też nie bierzesz całkowicie pod uwagę intencji autora tego wątku - Krzyśka, jak i moich,umieszczającego tutaj również ww treści.
To już przykre z Twojej strony.
Ten wątek niesie chociaż jakąś trochę wyższą wartość niż beztroskie wzajemne przekomarzanie się.
Nie mam zanadto ochoty aby się tutaj z Tobą kłócić czy też "licytować" (uszanuj to bardzo proszę) - więc - kogo tutaj w tym wątku mógłbyś wymienić,tak abyśmy chociażby takim, wiem, może i głupim gestem go upamiętnili ?
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 2:09 przez Abesnai, łącznie zmieniany 2 razy.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

21
Abesnai pisze:więc - kogo tutaj w tym wątku mógłbyś wymienić,tak abyśmy chociażby takim, wiem, może i głupim gestem go upamiętnili ?
rotmistrz pilecki, jan rodowicz, tadeusz zawadzki, jerzy gawin, konrad okolski, jerzy zborowski, jan romocki, krzysztof kamil baczyński, irena schirtładze, maria więckowska, jadwiga zawadzka..............
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 9:20 przez fiodor, łącznie zmieniany 1 raz.
mieć siłę do walki i odwagę do marzeń. (fiodor)

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

22
"ŻOŁNIERZE WYKLĘCI"

Danuta Siedzikówna - Pseudonim INKA ... prawie 18 lat ..
Obrazek

,,Inka” urodziła się 3.IX.1928r. w Guszczewinie koło Narewki. Jej ojciec Wacław Siedzik w młodości był zesłany na Sybir za działalność niepodległościową. Wrócił do Polski w 1926 r. Był leśniczym. Deportowany przez NKWD w lutym 1940 r. od 1941 r. żołnierz gen. Władysława Andersa, zmarł w Teheranie. Matka Eugenia z Tymińskich należała do siatki terenowej AK. Aresztowana przez Gestapo, po ciężkim śledztwie zamordowana we wrześniu 1943 r. w lesie pod Białymstokiem...

Jako 15-letani dziewczyna Danka wraz z siostrą Wiesławą złożyła przysięgę w AK. Odbyła szkolenie sanitarne. Po przejściu frontu podjęła pracę kancelistki w nadleśnictwie Hajnówka. Aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem, uwolniona z konwoju UB przez patrol wileńskiej AK. Została sanitariuszką w oddziałach antykomunistycznej partyzantki. Przybrała pseudonim ,,Inka”, na pamiątkę szkolnej przyjaźni. Od wiosny 1946 r. służyła w szwadronie 5 Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza ,,Łupaszki” jako łączniczka i sanitariuszka.

W lipcu 1946 r. pojechała do Gdańska po zaopatrzenie medyczne dla oddziału. Tam aresztowana rankiem 20 VII 1946 r. i umieszczona w pawilonie V więzienia w Gdańsku jako więzień specjalny. Po ciężkim śledztwie 3 VIII 1946 r. skazana na śmierć przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku. Wyrok śmierci na młodszą sanitariuszkę był komunistyczną zbrodnią sądową. ,,Inka” nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała się pod pismem Bieruta, ,,prezydenta” z sowieckiego nadania, o ułaskawienie. Pismo podpisał obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Oskarżenie było całkowicie absurdalne. Ince zarzucono osobisty udział w zastrzeleniu funkcjonariuszy UB i MO podczas starcia koło miejscowości Podjazy z oddziałem Łupaszki, a nawet wydawania rozkazów, pomimo że była jedynie sanitariuszką oddziału. Nie brano pod uwagę nawet jej wieku (była nieletnia). Rozbieżności w zakresie jej udziału w starciu pomiędzy partyzantami a UB I MO pojawiły się zresztą w zeznaniach samych milicjantów. Jedni zeznawali, że Inka strzelała i wydawała rozkazy inni że nie. Jeden z milicjantów przyznał nawet, że Inka udzieliła mu pierwszej pomocy, gdy został ranny. Ostatecznie nawet stalinowski sąd stwierdził, że Inka nie brała bezpośredniego udziału w zabójstwach. Mimo to wymierzył jej karę śmierci.
W dokumentach zachowanych w archiwum IPN znajduje się "Prośba o łaskę" do "Obywatela Prezydenta", czyli Bolesława Bieruta, napisana 3 sierpnia 1946 r. Została zredagowana przez obrońcę "Inki" z urzędu, Jana Chmielowskiego. Pisana jest w pierwszej osobie ("Ja, Danuta Siedzikówna"). Nie została jednak podpisana przez "Inkę", tylko przez Chmielowskiego. "Inka" odmówiła, ponieważ w tekście Chmielowski pisał o jej kolegach z oddziału jako o "bandzie".

Danuta Siedzikówna „Inka” po 13 dniach parodii „śledztwa” i „sądu” została skazana na śmierć. Przebywała samotnie w celi, czekając na wykonanie wyroku. Strażniczka więzienna, poruszona jej losem, przekazała gryps do znajomych w Gdańsku: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba...”

Została rozstrzelana 28 sierpnia 1946 r. o 6.15 strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego, ponieważ żołnierze z plutonu nie chcieli jej zabić.


[youtube][/youtube]

Dziesięciu żołnierzy KBW uczestniczących 28 VIII 1946 r. w egzekucji oddało z odległości trzech metrów strzały do „Inki” i jej współtowarzysza niedoli, Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”, również żołnierza mjr. „Łupaszki”. „Inka” i „Zagończyk” osunęli się na ziemię, ale jeszcze żyli. Zostali dobici o godz. 6.15 strzałem w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego. Przebieg egzekucji znany jest ze szczegółowych relacji złożonych w oddziale gdańskim IPN przez żyjących do dziś świadków: ks. Mariana Prusaka (spowiednika „Inki” przed egzekucją) i Alojzego Nowickiego (ówczesnego zastępcy naczelnika więzienia w Gdańsku). Według tych relacji, przed egzekucją „Inka” krzyknęła „Niech żyje Polska!”. Miejsce pochówku Danuty Siedzikówny „Inki” zostało przez UB utajnione.

Książka „Danuta Siedzikówna 'Inka'" bezpłatnie do pobrania
http://www.bbn.gov.pl/download.php?s=1&id=2985

Inka 1946- Ja jedna zginę - film pełnometrażowy








Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 16:07 przez Abesnai, łącznie zmieniany 1 raz.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

23
Rozbicie patrolu agitacyjnego przez oddział podziemia niepodległościowego. Fragment filmu "Życie raz jeszcze" z epoki PRL

[youtube][/youtube]

Kocham ten tekst :
... i teraz tutaj w ludowym wojsku,pogratulować (ironicznie)
ale skoro tak to może pan wracać do swoich w mundurze,panie kapitanie ...
jeżeli Pan woli bolszewickie koszary niż świeże powietrze ...

Jaka ironia losu,po tylu latach film nabrał innego znaczenia,niż ówczesna czerwona propaganda przewidywała ...
Rewelacyjna scena. Ładnie to Morgenstern "przemycił" hahahaha

http://www.filmweb.pl/film/%C5%BBycie+r ... 1965-12127
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 18:43 przez Abesnai, łącznie zmieniany 1 raz.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

24
Wielcy Zapomniani: Karol Miarka - obrońca polskości na Śląsku

Miarka to inicjator utworzenia i organizator wielu polskich organizacji społecznych i gospodarczych na Górnym Śląsku. Za przeciwstawianie się polityce kulturkampfu i germanizacji był prześladowany i kilkakrotnie więziony.

Urodził się 22 października 1824 roku w Pielgrzymowicach, w ubogiej śląskiej rodzinie. Był najstarszym z osiemnaściorga dzieci, wychowywanych przez Antoniego Miarkę i Karolinę z Borówków. Ojciec Karola był skromnym nauczycielem ludowym i organistą, więc jego pensja nie starczała często na wyżywienie dzieci. Bieda była w domu Miarków codziennością, którą jednak - jak pisze w książce "Karol Miarka. Kartka z dziejów Górnego Śląska" Stanisław Bełza - znoszono z poddaniem, a krwawy znój codzienny obojga małżonków, osładzała wzajemna miłość i wiara w pomyślniejsze jutro. Od wczesnej młodości Karol odznaczał się wielką pracowitością i zdolnościami. Początkowo uczył się w szkole ojca, później w gimnazjach w Pszczynie i Gliwicach. W szkołach tych został poddany wraz z innymi dziećmi zaplanowanej przez władze pruskie germanizacji. Choć w domu Karola mówiono jedynie po polsku, gimnazja wywarły na młodego Miarkę zdecydowanie negatywny wpływ. "Szkoła pszczyńska, do której rodzice w dziesiątym roku życia posłali swojego syna, była urządzona zupełnie po niemiecku. Jak maszyna nakręcona z góry bezlitosnymi rękami, niemczyła ona słowiańskie dzieci z tak wybornym skutkiem, iż Miarka w męskim dopiero wieku przebudził się do życia i otrząsnął z obcych sukienek, w które go dziecięciem gwałtem przyobleczono"- podkreśla Bełza.

W sidłach germanizacji
W 1846 roku Karol ukończył seminarium nauczycielskie w Głogówku, gdzie - jak podaje Bełza - nie uczono ani słówka po polsku, lecz język ojczysty w perfidny sposób zohydzano. Choć Miarka wychowany był przez matkę i ojca Polaków i umiał czytać i pisać po polsku, wyrażał się wyłącznie po niemiecku. Gdy skończył seminarium został mianowany nauczycielem ludowym i pracował kolejno w Lędzinach, Urbanowicach i Piotrowicach. Od 1850 roku, po śmierci ojca, był w Pielgrzymowicach nauczycielem i organistą, następnie pisarzem gminnym i sędzią polubownym. Uczył tutaj do 1869 roku. Dużo czasu poświęcał Miarka na dokształcanie się w wielu przedmiotach, m.in. w języku łacińskim, historii, filozofii i teologii. Zaszczepiony mu w szkołach pruskich wstręt do języka polskiego zaowocował jednak tym, że nie sięgał on po inne dzieła ojczyste, oprócz książek szkolnych i śpiewników kościelnych. Bełza podaje, że Miarka był wtedy jeszcze przekonany, że polska literatura niegodna jest zajęcia wykształconego człowieka, że jest to wyłącznie literatura ludowa. Przytoczmy tutaj słowa samego Karola Miarki, który po latach tak wspominał ten okres w swoim życiu: "Oprócz początków w wiejskiej szkole ojca odbierałem w szkole miejskiej, w gimnazjum i seminarium, wykształcenie jedynie niemieckie, nie słysząc w tychże zakładach, ani jednego słówka polskiego. Przy każdej owszem sposobności, wyrażali się nauczyciele z pogardą o Polsce, o narodzie i języku polskim, nazywając go barbarzyńskim, który nie posiadając żadnej literatury, nie zasługuje na pielęgnowanie, lecz na zagładę. Ile razy musieli wspomnieć o historii polskiej, traktowali Polaków najniegodziwiej. Wyraz 'Slaven' wyprowadzali z wyrazu 'Sclaven' (niewolnicy), ponieważ między Słowianami, a więc i w Polsce, panowała zdaniem ich najokropniejsza niewola. Takim sposobem poniżali i zohydzali wszystko, co polskie".
Wiele światła rzuca też Miarka na to, jak traktowani byli w tamtym czasie Polacy na Górnym Śląsku. Podkreślał, iż: "W Górnym Śląsku, uważano i traktowano lud polski jako Pariasa, nie mającego prawa do istnienia. Wszyscy urzędnicy i co się tylko liczyło do inteligencji, nie przemówiło ani słówka po polsku, chyba w ostatniej konieczności. Księża i nauczyciele, mówili tylko po niemiecku; na wójtów wybierano tylko takich ludzi, którzy przy wojsku 'polizali' choć nieco niemieckiego języka. Zdarzyło się, że sąd skazał na karę 5 talarów pewnego wieśniaka za to, że swego sąsiada przezywał 'Polakiem' - ponieważ podług wywodów wyroku, wyraz 'Polak' oznacza coś pogardliwego i podłego. Dodać muszę, że oskarżyciel i oskarżony nie znali ani słówka niemieckiego i mówili tylko po polsku". W takiej atmosferze antypolskiej przyszło żyć Karolowi Miarce. Opatrzność jednak chciała, że głównym nadzorcą wszystkich szkół na Górnym Śląsku był w tym czasie biskup Bernard Bogedain. On to z całą mocą walczył, by lud polski ocalić przed zniemczeniem. W tym celu założył w Opolu "Tygodnik", w którym w przystępny sposób pouczał lud o swoich prawach. Niestety, niewielu chciało go czytać i w końcu pismo upadło. Gdy biskup pojawił się w Pielgrzymowicach i zobaczył wzorowo prowadzoną przez Miarkę jego placówkę, zaproponował mu posadę rektora w Szremie lub Środzie w Poznańskiem. Ten, nie znając gruntownie polskiego, lękał się z początku, że nie sprosta nowym obowiązkom. Ale biskup, o którym później Miarka mówił, iż: "był on pierwszym człowiekiem, z którego ust usłyszałem czysty płyn polskiej mowy i pokochałem ją" - zostawił mu rok na przygotowanie się do państwowego egzaminu. Miał on gruntownie poznać gramatykę polską i skarby ojczystego piśmiennictwa.

Radykalna przemiana
W tym czasie Miarka próbował już swych sił w pisaniu i drukowaniu małych opowiadań i artykułów, które pisał wtedy jeszcze po niemiecku. Choć z początku z braku prawdziwych źródeł przedstawiał historię Polski tak, jak mu ją w szkołach ukazywali (np. "Górka Klemensowa"), to jednak coraz bardziej uświadamiał sobie swoją polskość i zaczynał jej bronić. Błędy historyczne wytknął mu w tym dziele Paweł Stalmach, redaktor "Gwiazdki cieszyńskiej", u którego w domu był Miarka w 1861 roku. Stanisław Bełza pisze: "Jakie przekonania wpajali nauczyciele pruscy w młodzież górno-śląską, najlepszym tego dowodem będzie, gdy powiemy, że Miarka, znalazłszy u Stalmacha obfitą bibliotekę, zadziwił się, że w polskim języku tyle napisano książek. Biedny on nasłuchał się tyle w szkołach, że Polacy żadnej literatury nie posiadają, iż oczom własnym wierzyć nie chciał, widząc mnóstwo dzieł w ojczystym języku. Ale widok ten uleczył go radykalnie; bielmo, zaciągnięte na jego wzrok interesowną ręką pruską, spadło zupełnie i na zawsze. Powrócił więc do domu z zupełnie innym zapatrywaniem". Sam Miarka przyznał po latach: "Począłem po raz pierwszy dopiero wtedy myśleć po polsku, bo dotąd myślałem po niemiecku". Wpływ na niego miał także Józef Chociszewski, pisarz i wydawca dziełek ludowych. Dzięki niemu i Stelmachowi Miarka napisał dla "Gwiazdki" wkrótce dzielną rozprawę, pt.: "Głos wołającego na puszczy górno-śląskiej". W broszurce tej wykazał krzywdy, jakich doznaje lud śląski i postulował, iż koniecznie trzeba wzbudzić w Ślązakach zamiłowanie do czytania.
Ucząc w Pielgrzymowicach, związał się jednocześnie z wydawanym w Piekarach "Zwiastunem górno-ślaskim", w którym publikował swoje powieści historyczne. Praca dziennikarska, poprzez którą chciał wpływać na świadomość narodową Polaków, tak go pochłonęła, że w końcu zerwał z nauczycielstwem. Początkowo miał zamiar przenieść się na stałe do Piekar, jednak później zmienił swój projekt i przeprowadził się do Królewskiej Huty (dzisiejszego Chorzowa). Tutaj zwrócił się do duchowieństwa, prosząc o poparcie go między ludem, w pracy mającej na celu interes tego ludu. Światłe duchowieństwo nie odmówiło mu poparcia i zalecało czytanie "Zwiastuna". Bełza pisze: "Zdarzył się wtedy wypadek, który cały Górny Śląsk wprawił w oburzenie. W gimnazjum w Bytomiu, jak w ogóle we wszystkich gimnazjach w Prusach, wykładano wyłącznie po niemiecku; dzieci polskie, nieobyte jeszcze z tym językiem, małe czyniły w nim postępy; dla przykładu więc ogólnego, zwierzchność gimnazjalna wydaliła za to ze szkoły kilku chłopców. Miarka pochwycił w lot ten wypadek i opisawszy go w swoim "Zwiastunie", wykazał jednocześnie całą krzywdę, jaką się, postępując w ten sposób, wyrządza rodzicom, niewinnym przecież tego, że ich dzieci korzystać nie mogą z wykładów niemieckich. Artykuł jego sprawił na całym Górnym Śląsku wstrząsające wrażenie".

Oddziaływanie "Katolika"
Wydawca pisma, Teodor Heneczek, niezadowolony z takiego obrotu sprawy wypowiedział Miarce pracę. Ten straciwszy ją, pozostał bez środków do życia. Choć w jego domu zagościła nędza, nie złamało to jego ducha. Widząc biedę Miarki, przyjaźni mu księża poradzili, by wydał dziełko o Papieżu Piusie IX, którego miał być wkrótce jubileusz. Miarka posłuchał rady i napisał książkę, a zyskane z jej sprzedaży pieniądze podratowały jego budżet domowy. Równocześnie Chociszewski zaproponował mu, by nabył za tanie pieniądze jego "Katolika" i przeniósł redakcję tego pisma do Królewskiej Huty. Miarka nie wahając się długo, zgodził się i w kwietniu 1869 roku zaczął wydawać tę gazetę, która z czasem stała się opiniotwórczym dziennikiem politycznym. Założył tu także towarzystwo narodowe i robotnicze, a podczas zgromadzeń ludowych mowami swoimi rozbudzał w ludzie poczucie narodowościowe i zamiłowanie do rzeczy ojczystych. W swojej gazecie Miarka objaśniał Polakom ich prawa i głośno o nie się dopominał. W tym czasie administracja pruska zabiegała o to, by do Izb wybrany został książę Müller, który nie chciał przed wyborami pisemnie zobowiązać się do tego, iż interesy ludu polskiego w swej poselskiej posadzie będzie popierał, o co dopominał się Miarka. "Czy mogę pozwolić - mówił Müller - aby księża i chłopi z pistoletem ode mnie rachunku z mej czynności żądali?".
"Katolik" Miarki ogłosił wtedy, że wobec odrzucenia żądań wyborców książę musi przepaść na wyborach, co też się udało dzięki odważnej publicystyce pisma. Próbowano wtedy przekupić Miarkę, by za pieniądze poszedł na współpracę z władzami pruskimi. Tak tę sytuację potem wspominał: "W tym to czasie zbliżył się do mnie kusiciel, ofiarując mi 30 tysięcy talarów subwencji na lat 5, a oprócz tego, po dwa tysiące za każdego posła górnośląskiego, za 32 posłów więc 64 tysiące talarów, czyli razem 94 000 talarów - jeżeli 'Katolik' przestanie się mieszać do polityki i do wyborów posłów i nie będzie pisywał przeciw Niemcom. Subwencję miałem zaraz odebrać, skoro kontrakt podpiszę w Gliwicach, zaraz też złożono na moim stole zadatek. Nastąpiła straszna we mnie walka. Ubóstwo moje i wzgląd na dziatki radziły brać, sumienie zaś inaczej przemawiało. Gdy po bezsennej nocy oczy mi się skleiły, trapił mnie straszny sen, a ocuciwszy się, uczułem kurcz w piersiach. 'Wiesz, co ci kurcze sprawiło? - odezwała się troskliwa żona. - Judaszowe pieniądze. Znam cię i jestem przekonana, że nigdy nie będziesz szczęśliwym, jeżeli sumienie zaprzedasz. Wróć zadatek i pozostań ubogim, lecz sprawiedliwym'". Oczywiście Miarka odesłał na drugi dzień zadatek.
Odrzuciwszy propozycję niemoralnej współpracy, napisał potem głośną odezwę, pt.: "Jezus, Maryja, Józef". Zachęcała ona Polaków do wytrwałości i bronienia wszelkimi siłami swoich poniewieranych praw. "Wrażenie jej było nieopisane; wszyscy wyrywali ją sobie z rąk, uczono jej się nieledwie na pamięć. Praktyczne znaczenie jej było takie, iż gdy chwila składania głosów do urn wyborczych nadeszła, kandydat rządowy, książę raciborski, przepadł z kretesem, a utrzymał się kandydat, przeciwny polityce Bismarca. To oburzyło tak dalece księcia kanclerza niemieckiego, iż nie za długo po dokonanych wyborach przedstawił Izbie Miarkę jako szkodliwego agitatora" - podaje Bełza. Po dwóch tygodniach od opublikowania odezwy Miarka był kilkadziesiąt razy wzywany do sądu w najbardziej błahych sprawach. Posądzano go o wszelkie niepokoje społeczne, że podburza lud do nieposłuszeństwa prawu i przez swojego "Katolika" zaszczepia w ludzie demagogiczne dążności. Miarka dał odpór tym wszystkim zarzutom w "Otwartym liście do księcia Bismarcka", który opublikował na łamach swego pisma. W konsekwencji za swoje odważne słowa trafił na wiele miesięcy do więzienia.
Warto wspomnieć, że Miarka obok wydawania "Katolika", jednego z ważniejszych pism walczących o polskość ludu śląskiego, pragnąc jednoczyć Polaków, zakładał tzw. Kółka, czyli stowarzyszenia. Urządzano na nich odczyty, wspólne zabawy, śpiewano polskie pieśni religijne. Powstawały przy nich także biblioteki ludowe i amatorskie sceny teatralne. W 1870 roku założył nakładową Księgarnię Katolicką oraz zainicjował serię Biblioteka Katolicka. Od 1871 roku wydawał również "Poradnik gospodarczy" i "Monikę" - tygodnik dla matek Polek. W latach 1871-1880 kontynuował Miarka swą działalność w Mikołowie, gdzie założył drukarnię i wydawnictwo, które zasłużyły się w krzewieniu polskiego czytelnictwa na Śląsku. Na początku 1879 roku założył także "Górno-Śląskie Towarzystwo Kredytowe Włościan", mające na celu ratowanie miejscowych rolników przed lichwiarzami i pomagał organizować bezpłatne lub tanie kuchnie dla głodujących. Nie zaniedbywał przy tym pracy literackiej. Spośród licznych jego powieści ludowych na uwagę zasługują "Szwedzi w Lędzinach" i "Petronela", a ze sztuk dla amatorskiego teatru - "Kulturnik". Nie mogąc podołać ciągłej i bezustannej walce z Niemcami, Miarka zmuszony był przesiedlić się do Cieszyna, gdzie zmarł 15 sierpnia 1882 roku.
Piotr Czartoryski-Sziler
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 22:09 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

25
Wiecie co jak znajde chwilę czasu to napiszę o Aleksandrze Krzyżanowskim. Władysławie Liniarskim, Wincentym Kwiecińskim, Franciszku Niepokulczyckim, Łukaszu Cieplińskim. Jak mnie ktoś uprzedzi nie ma problemu.... O tych postaciach tak naprawdę nikt oprócz pasjonatów nie pamięta.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2010, 23:10 przez Michall, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

26
Pisz Michall :).
Mnie i zapewne Krzyśkowi bardzo przyjemnie będzie poczytać informacje umieszczone przez Ciebie na temat ww osób.
Zachęcam :)
Ostatnio zmieniony 06 cze 2010, 20:03 przez Abesnai, łącznie zmieniany 1 raz.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

27
A więc zauważyłem pewne błędy w Generale "Nil". Generał został powieszony (chodziło o sam fakt, wiesza się kryminalistów rostrzeliwuje żołnierzy). Nic mi nie wiadomo o nazwisku Sand sedzi urowskiej spotykałem się tylko z 2 możliwościami pisania tego nazwiska Gurowska albo vel Górowska.

Fieldorf August Emil- pseud. „Maj”, „Sylwester”, „Weller”, „Nil” (ur. 20 marca 1895 w Krakowie, stracony 24 lutego 1953 w Mokotowskim więzieniu); oficer zawodowy WP, generał brygady, w czasie wojny zastępca dowódcy AK, komendant organizacji „NIE”. Był pierwszym emisariuszem z Londynu do kraju. W trzecim kwartale 1942r. został komendantem Kierownictwa Dywersji („Kedywu”) KG AK gdzie to wprowadził nową jakość do walki bieżącej z przeciwnikiem, kierował całością walki bieżącej AK oraz szkoleniem i produkcją środków do dywersji; ponadto zorganizował nową linie walki bieżącej w składzie: Związek Odwetu, „Wachlarz”, „Osa-Kosa”, Grupy Szturmowe Szarych Szeregów i kilka innych struktur. Jego najsłynniejsze akcje to między innymi:
 „Jula”, „Wieniec”- dywersja kolejowa
 Zamach na gen. F. Kutscherę
 Akcja pod Arsenałem
 „Góral”- zdobycie broni i pieniędzy
W marcu 1944 po odwołania z funkcji dowódcy Kedywu został przeniesiony na komendantem organizacji „NIE”(Niepodległość), organizacja ta działała w ramach AK i jej zadaniem miało być kontynuowanie dalszej walki pod okupacją sowiecką. 28 wrześnie 1944r. otrzymał awans na generała brygady a miesiąc później został zastępcą Dowódcy AK, po rozwiązaniu AK został zastępcą komendanta NIE i jednocześnie objął dowództwo nad obszarem południe. 7 marca 1945r. został przez przypadek aresztowany w Milanówku przez NKWD używał wtedy dokumentów na nazwisko Walenty Gdaniecki, jednak na swoje szczęście nie został rozpoznany przebywał w areszcie we Włochach po czym został przewieziony do obozu NKWD w Rembertowie skąd wysłano go na Ural gdzie zajmował się wyrębem lasów. 26 listopada 1947r. powrócił do kraju, przebywał w szpitalu po znalezieniu rodziny w Łodzi leczony był w domu. Jego stan zdrowia nie pozwalał mu na podjęcie żadnej stałej pracy zarobkowej i pozostawał na utrzymaniu rodziny- żony i dwóch córek. W tamtym czasie nie prowadził już żadnej działalności konspiracyjnej jednak ciągle posługiwał się fałszywymi dokumentami. 4 lutego 1948r. ujawnił się jako oficer brygady WP w Rejonowej Komendzie Uzupełnień w Łodzi, następnie w kwietniu poprosił MON o regulacje jego służby wojskowej.
10 listopada 1949r. został aresztowany przez UB gdy wyszedł z Rejonowej Komendy Uzupełnień, jednak nakaz aresztowania został wydany dopiero 21 listopada przez ppłk Helenę Wolinską z Naczelnej Prokuratury Wojsk. Nakaz ten wydany był na podstawie podejrzenia popełnienia przestępstwa z art. 86 par.2 KK WP- mówi on nam o „ Kto usiłuje przemocą zmienić ustrój Państwa Polskiego, podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci”.
Sędzią który na wniosek prokurator zatrzymał Fieldorfa w więzieniu był sędzia Mieczysław Widaj, odpowiedzialny za wiele mordów sądowych i niesłusznych wieloletnich wyroków więzienia na Polskich działaczach niepodległościowych. Był on Polskim przedwojennym sędzią i członkiem AK w czasie okupacji Niemieckiej, w 1945r wstąpił do LWP gdzie został sędzią Wojskowego Sadu Garnizonowego Warszawie pnąc się po szczeblach kariery aż do roku 1957 w którym to został zwolniony z pracy, jednak po kilku miesiącach znalazł posadę radcy prawnego, którą pełnił do emerytury. Jego „dorobek” jako sędziego to między innymi: skazanie na karę śmierci: Stanisława Skalskiego, por. Zygmunta Szymanowskiego, por. Stefana Bronarskiego PS. „Roman”, Zygmunta Szendzielorza ps.”Łupaszka” oraz jego podwładnych, mjr. Andrzeja Rudolfa Czykowskiego; poza tym skazał na karę dożywotniego więzienia podpułkownika Jana Mazurkiewicza ps. „Radosław”, skazał również kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka w pokazowym procesie tzw. Procesie biskupa Kaczmarka.
Akt oskarżenia zarzucał generałowi, że w latach 1943-45 na terenie Polski wspomagał władze hitlerowskich Niemiec likwidując partyzantkę radziecką i lewicową oraz ich działaczy a w szczególności PPR, GL i AL.
Sama rozprawa odbyła się w sekcji tajnej Sądu Wojskowego w Warszawie. Składowi sędziowskiemu przewodniczyła sędzia Maria Gurowska, wyrok wydano 16 kwietnia 1952r. na podstawie „zeznań” byłych podwładnych z AK i „NIE” (jak wiadomo były one wymuszone torturami bądź sfałszowane), został on uznany winny zarzucanych mu czynów i z art. 1 pkt. 1 dekretu z 31 sierpnia 1944r. o wymierzeniu kary dla faszystowsko hitlerowskich zbrodniarzy skazać go na karę śmierci; oprócz tego orzeczono utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek całego mienia (stan majątku generała był naprawdę niewielki i obejmował tylko niezbędne do życia przedmioty i kilka narzędzi stolarskich). Rozprawa rewizyjna odbyła się 20 października 1952 r. przewodniczył jej Sędzia Sądu Najwyższego dr Emil Merz, Wyrok został zatwierdzony przez Sąd Wojskowy. Sędzia Gurowska z 2 ławnikami uzasadniła swój wyrok tym, że Fieldorf na łaskę nie zasługuje gdyż nie ma żadnej szansy na resocjalizację oskarżonego, oraz ze względu na funkcję jaką pełnił podczas wojny. Rada Państwa PRL nie skorzystała z prawa łaski (decyzja 3 lutego 1953r.). Wyrok został wykonany (właściwie był to zwykły mord sądowy) w więzieniu na Warszawskim Mokotowie, miejsce pochówku nie jest znane do tej pory przypuszcza się, że został pochowany na cmentarzu komunalnym na Powiązkach w nie oznakowanej mogile jak większość ludzi zamordowanych w tym więzieniu w Stalinowskiej Polsce. 8 kwietnia 1957r. Prokuratura Generalna PRL na jej wniosek wznowiła postępowanie na korzyść Fieldorfa i zakończone 4 lipca 1958r. umorzeniem śledztwa „z braku dowodów winy podejrzanego”; całkowita rehabilitacja nastąpiła 7 marca 1989r. Prokurator Generalny PRL zmienił to postanowienie na „August Emil Fieldorf nie popełnił zarzucanego mu czynu”. Prokurator ppłk Halina Wolińska mieszkała w Wielkiej Brytanii i za życia wciąż drwiła z Polskiej Władzy, pozostali oskarżyciele i sędziowie zmarli. Proces ten budzi tak wielkie kontrowersje nawet dziś gdyż jak wiadomo „Nil” nie był zwolennikiem zbrojnej walki z sowietami a w wybuch wielkiej wojny pomiędzy wschodem a zachodem nie wierzył. Jednak wyrok który na nim zapadł był wynikiem wielkiej fali sowietyzacji która w tamtym czasie napłynęła ponownie do Polski, w tym samym czasie 2 sierpnia 1951r. aresztowano Władyslawa Gomułkę równocześnie trwająca woja koreańska. Równocześnie powstała Europejska wspólnota Węgla i Stali, a „oliwy do ognia” dolało Emisja Radia Wolna Europa wszystkie te czynniki miały niewątpliwy wpływ na wyroki które wtedy zapadały (prawie równocześnie trwał proces „Tatara”, sprawa gen. Spychalskiego jak i aresztowanie gen. Skibińskiego- wszystkie te sprawy działy się w 1951r. kiedy to próbowano do reszty wytępić jakikolwiek opór wobec władzy sowieckiej w kraju ten rzeczywisty jak i wyimaginowany).
August Emil Fieldorf odznaczony był Virtuti Militari V kl.(1923), Krzyżem Walecznych (czterokrotnie), Złotym Krzyżem Zasługi (1929), Krzyżem Niepodległości (1932), Krzyżem Komandorskim Polonia Restituta (1937).

Tu jest jego zyciorys ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich lat (jest to praca wysła na Olimpiade więc napewno jest poprawna, przeszła przez ręce kilku recenzentów). Na innych tych miej znanych naprawde brakuje mi teraz czasu ale się postaram.
Ostatnio zmieniony 07 cze 2010, 18:41 przez Michall, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

28
W tym poście przedstawie kolejny fragment pracy a mianowicie coś o czym ludzie prawie juz nie pamiętają czyli proces szesnastu. To w nim skazano przywódców Polski podziemnej. Choć nie jest to dokładny temat lech lekki OT to mimo to chciałbym żeby moderator tego nie usówal bo sporo ludzi tam skazanych zasłużyło na miano Wielkich.


Proces szesnastu

Proces szesnastu był to proces polityczny (oraz pokazowy) w którym skazano przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Geneza tego procesu tkwi w postanowieniach konferencji Jałtańskiej(II 1945, natomiast już miesiąc potem nastąpiły aresztowania i przewiezienie do Moskwy). Podczas tej Konferencji Zachodni Alianci przystali na propozycję Stalina by przyszły rząd w Polsce powstał na „fundamentach” Rządu Tymczasowego (który opierał się na PKWN) oraz przedstawicieli rządu Londyńskiego, Rady Jedności Narodowej i Krajowej Rady Ministrów. Stworzony w ten sposób rząd nazywał by się Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej i istniał by do czasu „demokratycznych” wyborów według Stalina. Zgoda na takie rozwiązanie zrównała legalny rząd który był spadkobiercą tego przedwojennego z tym utworzonym przez komunistów pod „skrzydłami” ZSRR.
W Londynie i Polsce pomysł dogadania się z sowietami w sprawie przyszłego rządu napotkał na dość spore przeszkody. Przecież Rosjanie wspólnie z Niemcami najechały Polskę w 1939r czyli de facto przyszła władza miała być tworzona z niedawnymi agresorami. Głównymi oponentami rozmów z Rosjanami były: obóz piłsudczyków i cześć PPS (Polska Partia Socjalistyczna); za rozmowami oponowali członkowie SL(stronnictwo ludowe) z byłym premierem S. Mikolajczykiem na czele który opierając się na uchwale Rządu RP „o ile władze sowieckie do władz krajowych się zwróciły”. Główna komisja RJN obradująca w lutym 1945r w Podkowie Leśnej postanowiła – „Rada Jedności Narodowej, stanowczo protestuje przeciwko jednostronności postanowień konferencji Jałtańskiej, zmuszona jest zastosować się do niej, w dzisiejszej rzeczywistości możliwość ratowania niepodległości Polski, uniknięciem dalszego niszczenia narodu oraz do stworzenia podstawy organizacji własnych sił i prowadzenia przyszłej, samodzielnej polityki polskiej…” wypowiedź ta RJN spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem gen. L. Okulickiego który z własnych doświadczeń z Rosjanami był przeciwny temu porozumieniu.
W marcu 1945r. Okulicki i Jankowski dostali listy sygnowane podpisem przez oficera Armii Czerwonej płk. Pimienowa, w listach tych strona sowiecka wyrażała chęć zaaranżowania ich spotkania z dowódcą I frontu Białoruskiego- generał- pułkownik Iwanow. W liście tym gwarantowano bezpieczeństwo przywódcą Polskiego Państwa Podziemnego.
17 marca 1945r. doszło do spotkania płk. Piemowem z Jankowskim, jak poinformował on przedstawiciela Polski niedługo przybędzie gen. Iwanow która posiada wszystkie niezbędne upoważnienia do podjęcia rozmów. Następnie generał spotkał się ze wszystkimi głównymi partiami politycznymi w Polsce oprócz PPS.
27 marca 1945r. nastąpiło spotkanie w Pruszkowie Jankowskiego, Pużaka i Okulickiego, zostali oni przewiezieni do siedziby NKWD na Warszawskiej Pradze a gen. Iwanow okazał się generałem Iwanowem Sierowem który służył w NKWD oraz prowadził przesłuchania Okulickiego w 1941r. na Moskiewskiej Łubiance. Wieczorem odlecieli oni samolotem do Moskwy gdzie miały odbyć się istotne rozmowy.
28 marca 1945r. pozostali w kraju członkowie RJN i KRM(byli to: przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak (przedstawiciel PPS "Wolność, Równość, Niepodległość") oraz pełniący funkcję tłumacza Józef Stemler-Dąbski, jednocześnie wiceminister Departamentu Informacji Delegatury RP na Kraj. Następnego dnia dojechali pozostali uczestnicy planowanych rozmów: Antoni Pajdak (PPS-WRN), Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Zbigniew Stypułkowski i Aleksander Zwierzyński ze Stronnictwa Narodowego, Józef Chaciński i Franciszek Urbański ze Stronnictwa Pracy, Adam Bień, Kazimierz Bagiński i Stanisław Mierzwa ze Stronnictwa Ludowego oraz Eugeniusz Czarnowski i Stanisław Michałowski ze Zjednoczenia Demokratycznego) udali się z tłumaczem do Pruszkowa, tam dowiedzieli się, że rozmowy zostaną przeprowadzone w Poznaniu dokładniej w kwaterze marsz. Żukowa dokąd dla oszczędności czasu zostaną przetransportowani droga powietrzną. Cała grupa została przewieziona do Moskwy i osadzona w pojedynczych celach na Łubiance. Według zeznań stosowano wobec nich tortury psychiczne takie jak: całkowity brak kontaktu ze światem zewnętrznym, groźby pod adresem rodziny oraz fizyczne: głodowe racje żywnościowe z psychotropami (wg. Bagińskiego), wielogodzinne przesłuchania bez możliwości przerwy.
Nagłe zniknięcie wszystkich Przywódców Polskiego Państwa Podziemnego wywołało spory zamęt w świecie. Polski Rząd na Uchodźstwie podjął kroki by interweniowały rządy USA i Wielkiej Brytanii. Dopiero 5 maja 1945r. władze sowieckie po interwencji Izby Gmin poinformowały o przetrzymywaniu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, oraz przedstawiła główne zarzuty które ciążyły na zatrzymanych. Cały świat protestował przeciwko zatrzymaniu tych ludzi łącznie z ONZ. Jednak Stalin uznał, że ich aresztowanie nie wpłynie na tworzenie TRJN.
Całe śledztwo trwało łącznie 2 miesiące. Akt oskarżenia oparty był głównie na art. 58 kodeksu karnego ZSRR który to tyczył się działalności kontrrewolucyjnej, Przywódców Polskiego Państwa Podziemnego oskarżono na mocy punktow
 8 – terror
 9 – dywersja, niszczenie linii kolejowych, dróg, fabryk itp.
 11 – tworzenie tajnych organizacji przestępczych
 6 (tylko Okulicki) – szpiegostwo
16 czerwca 1945r. wydany został akt oskarżenia w tym samym dniu S. Mikołajczyk przybył na rozmowy do Moskwy w sprawie TRJN- jednak zobowiązał się do nieporuszenia kwestii zwolnienia aresztowanych Polaków. 2 dni później tj. 18 czerwca 1945r. rozpoczął się proces w Moskiewskim Domu Związków Zawodowych. Rozprawie Kolegium Wojsk Sądu Najwyższego ZSRR przewodniczył gen. Wasyli Ulrich; akt oskarżenia został złożony pzes prokuratorów Nikołaj Afanasjew i Roman Rudenko, stwierdzili oni również że główna wina oskarżonych polega na organizowaniu AK na tyłach Armii Czerwonej i jej działalność przeciwko tejże armii, utworzenie organizacji „Niepodległość”, posiadanie nielegalnej radiostacji, działalność dywersyjna i terrorystyczna. Proces trwał do 21 czerwca 1945r. i złamano w nim wszelkie reguły prawa międzynarodowego. Okulicki, Jankowski i Stypułowski zrezygnowali z „obrońców” pozostałym zostali oni przydzieleni. Do winy nie przyznały się 3 osoby: Okulicki, Stypułowski i Pużak. Większość pozostałych oskarżonych przyznała się do winy w całości lub częściowo, niektórzy nawet jak np. Franciszek Urbański z SN przyznał się do winy i złożył wyjaśnienie obciążające pozostałych. Okulicki wygłosił trwającą półtorej godziny mowę obrończą która jednak z góry skazana była na niepowodzenie. Prokuratorzy stwierdzili, że Rząd Londyński robi wszystko by zniszczyć dobre relacje Polski z ZSRR, ale nie ma potrzeby rozstrzeliwania oskarżonych gdyż nie są oni już aż tak niebezpieczni. Okulicki został skazany na 10 lat więzienia, Jankowski na 8 lat, Bień i Jasiukowicz na 5 lat, Pużak na 1.5 roku, Bagiński na rok, Zwierzyński na 8 miesięcy, Czarnowski na pół 0.5 roku, Mierzwę, Stypułowskiego, Chacińskiego, Urbańskiego na 4 miesiące, zaś: Michałowskiego, Kobylańskiego i Stellera uznano za niewinnych.
Niestety więzienie nie przeżyło 3 spośród skazanych: Leopold Okulicki, Stanisław Jankowski, Stanisław Jasiakiewicz. Wszyscy trzej zostali prawdopodobnie zamordowani ale ich los nie jest do końca pewien gdyż Jasiakiewicz od dawna chorował na serce i szybko tracił siły . Natomiast los jaki spotkał generała Okulickiego z dużo większą pewnością można stwierdzić morderstwo gdyż generał który przebywał w celi obok Adama Bienia wykonał regularnie ćwiczenia gimnastyczne jednak pewnego dnia dał towarzyszą z celi obok jasno do zrozumienia, że stało się coś strasznego dla niego-„Natychmiast po zamknięciu drzwi generał z całej siły zaczął walić pięściami w dzielącą nas ścianę, a nie w podłogę jak to czynił zwykle… Wyszedł nigdy nie wrócił i nigdy na Łubiance nie dostrzegliśmy potem śladu Jego istnienia…” Stanisław Jasiukiewicz był schorowanym człowiekiem którego więzienie pomału zabijało ale Leopold Okulicki był dość zdrowym człowiek. Stanisław Jankowski otrzymał drugi co do długości wyrok i oficjalnie zmarł 13 marca 1953r. 2 tygodnie przed swoim wyjściem na wolność w czasie intensywnej sowietyzacji w Polsce- w tym czasie odbywał się szereg spraw w Polsce jak np. proces gen. „Nila”, gen. ”Tatara”, aresztowanie towarzysza Gomułki, sprawa gen. Spychalskiego, aresztowanie gen. Skibińskiego i wiele innych- wszystkie te sprawy działy się w latach 1951-1953 a koniec aresztowań i mordów nastąpił dopiero po „odwilży” w 1956r.
Ostatnio zmieniony 07 cze 2010, 18:45 przez Michall, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

29
Dziękuję Michall :)


Niech i ten poniższy materiał przypomni o Ludziach,Patriotach,Polakach,którzy za Waszą i Naszą ...
Zapraszam Wszystkich do obejrzenia:

Zapomniana historia. Zdeptana pamięć.
[youtube][/youtube]
[youtube][/youtube]
[youtube][/youtube]

oraz:

GRYF POMORSKI - Powrót do wolności
[youtube][/youtube]
[youtube][/youtube]
[youtube][/youtube]

"Józef Dambek nie jest ani porucznikiem, ani bohaterem”
http://expresskaszubski.pl/aktualnosci/ ... -bohaterem
"Pomnik por. Dambka zniszczony!"
http://www.portalpomorza.pl/aktualnosci/9/488

Porucznik Józef Dambek ps. "Lech", "Kil", "Jur", "Adam Falski"
... Bo przysięgaliśmy na orła i na krzyż, na dwa kolory, te najświętsze w Polsce barwy, na czystą biel i na gorącą czerwień krwi


(ur. 7 lipca 1903 r. w Zdrojach w powiecie świeckim, zm. 4/5 marca 1944 r. pod Sikorzynem w powiecie kartuskim ). Pomorski działacz społeczny i pedagog, podczas okupacji niemieckiej przywódca Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Kaszubski", zastępca prezesa Rady Naczelnej, a od 1943 r. Przywódca Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski". Odznaczony m.in. Orderem Virtuti Militari V klasy (pośmiertnie), Medalem XV-lecia Odzyskania Morza, Medalem Dziesięciolecia Odzyskania Niepodległości.
Obrazek
"Gryf Pomorski"
http://sitwp.umwp.pl/gryf_pomorski/index.htm

W latach 1930-1935 nasiliły się afery wywiadowcze na Pomorzu. Strona polska nie mogła nie reagować na coraz bardziej agresywne poczynania Niemców. W tej sytuacji szef sieci dywersji pozafrontowej na Gdańsk, ppłk Ludwik Muzyczka zaproponował J. Dambkowi wstąpienie do tych struktur, znając jego postawę patriotyczną i biegłą znajomość języka niemieckiego. Józef Dambek przeszedł w Warszawie szkolenie sabotażowo-dywersyjne i został łącznikiem z warszawską centralą. Przed wybuchem wojny obronnej 1939 r. ukończył jeszcze kilka zakonspirowanych kursów dla członków dywersji pozafrontowej, m.in. w lasach łomżyńskich, Borach Tucholskich i na Śląsku. Został zaprzysiężony i mianowany na stopień porucznika. Następnie zorganizował i został szefem dywersji w regionie kościerskim. Przygotował kadrę do działalności konspiracyjnej na wypadek zajęcia Pomorza przez Niemcy.
1 września 1939 r. udał się na linię frontu, a jego żona Anna, rozgłosiła, że mąż zginął w czasie działań wojennych i zdobyła od władz niemieckich odpowiednie zaświadczenie, że jest wdową po nauczycielu J. Dambku. Tymczasem ten od pierwszych dni okupacji niemieckiej ukrywał się, często zmieniając miejsca pobytu. 24 grudnia 1939 r. na bazie sieci dywersji pozafrontowej utworzył w Czarlinie wraz z Klemensem Bronkiem, Bronisławem Brunką oraz Józefem Gierszewskim i Janem Gierszewskim Tajną Organizację Wojskową "Gryf Kaszubski", na czele której stanął. W 1940 r. przyciągnął do niej legendarnego pomorskiego działacza niepodległościowego, księdza ppłk. Józefa Wryczę ps. "Rawycz", "Delta", co doprowadziło do szybkiego rozszerzenia jej działalności na dużą część Pomorza.
Aby skonsolidować pomorską konspirację, doprowadził do przekształcenia 7 lipca 1941 r., podczas zebrania założycielskiego w Czarnej Dąbrowie, TOW "Gryf Kaszubski" w Tajną Organizację Wojskową "Gryf Pomorski". Objął wówczas funkcję zastępcy prezesa Rady Naczelnej, (prezesem został ksiądz ppłk J. Wrycz), oraz kierownika Głównego Wydziału Organizacyjnego, odpowiedzialnego za bieżącą działalność konspiracyjną. W rzeczywistości był jednak faktycznym przywódcą organizacji, rozbudowując jej podziemne struktury i podporządkowując sobie wiele grup konspiracyjnych z obszaru Pomorza Gdańskiego.
Poszerzył działalność wydając konspiracyjny biuletyn "Gryf Pomorski", do którego sam dużo pisał. Biuletyn zawierał odezwy do Pomorzan, podtrzymujące ducha oporu i związku z Polską. Kierowana przez Józefa Dambka organizacja angażowała się również w działania wywiadowcze. On sam uczestniczył w zbieraniu informacji dotyczących niemieckiego przemysłu zbrojeniowego na Pomorzu oraz rakiet V1 i V2.
W lutym 1944 r. doszło do aresztowań pomorskich konspiratorów w Tczewie. W wyniku prowokacji i załamania się w śledztwie aresztowanej łączniczki gdańskie Gestapo wpadło na trop J. Dambka. Zdobyte informacje umożliwiły Niemcom zorganizowanie zasadzki, w której, w nocy z 4 na 5 marca 1944 r., agent Gestapo Jan Kaszubowski vel Hans Kassner zastrzelił Józefa Dambka. Do dziś nie udało się ustalić miejsca pochówku przywódcy Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski".
z portalu:
http://www.bbn.gov.pl/
Ostatnio zmieniony 08 cze 2010, 21:26 przez Abesnai, łącznie zmieniany 1 raz.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść. Porównując się z innymi, możesz stać się próżny i zgorzkniały, zawsze bowiem znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.

Re: WIELCY (nieco zapomniani ) POLACY...

30
Hrabia Wielopolski - HAMLET POLSKI.

Obrazek


Hamlet polski. Portret Aleksandra Wielopolskiego – obraz Jacka Malczewskiego z 1903, przedstawiający w sposób alegoryczny postać Aleksandra Wielopolskiego i dwie różne wizje losów narodu polskiego. Obecnie przechowywany w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Opis obrazu i interpretacja

Obraz powstał w 1903 i jest jednym z najbardziej znanych dzieł artysty. Przedstawia Aleksandra Wielopolskiego, polskiego margrabię i polityka, członka rządu Królestwa Polskiego na początku lat 60. XIX w. Znajduje się on w centralnym miejscu kompozycji, otoczony przez dwie kobiety. Ubrany w zielono-żółty strój i przepasany ładownicą, w której zamiast naboi znajdują się tubki farb, w zamyśleniu obrywa płatki rumianku.

Obraz Malczewskiego ma wymiar symboliczny i patriotyczny, może być odczytywany na kilka sposobów. Kobiety umieszczone po dwóch stronach obrazu są alegorią dwóch różnych wizji losów ojczyzny. Znajdująca się po prawej stronie starsza kobieta z siwymi włosami, odziana jest w ciemne szaty, ręce skute ma kajdanami, a jej twarz przybiera wyraz przygnębienia, zwątpienia i świadomości swojej sytuacji. Uosabia ona Polskę zniewoloną, doświadczoną przez los, pozostającą pod jarzmem innych i niemogącą się spod niego wyzwolić. Po lewej stronie znajduje się młoda dziewczyna, półnaga, ukazana w chwili zrywania okowów. Jest ona pełna energii, a jej twarz ma wyraz niezwykle ekspresywny. Symbolizuje "młodą Polskę" – zdolną do czynu, działania i będącą w stanie wyzwolić się z długotrwałej niewoli.

Obraz można interpretować jako zapytanie o wybór odpowiedniej drogi i przyszłe losy ojczyzny, wchodzącej w nowe stulecie. Dylemat ten w jasny sposób nawiązuje do tytułowej postaci Hamleta, dramatu Williama Szekspira i jego życiowego wyboru, co zostało podkreślone w tytule dzieła. Sam hrabia Aleksander Wielopolski, również wzmiankowany w tytule, stanowi przykład osoby dokonującej trudnego i niosącego za sobą konsekwencje wyboru. Artysta nie opowiada się za żadnym rozwiązaniem. Postać mężczyzny jest zamyślona, pogrążona w melancholii, a jego niezdecydowanie podkreśla jeszcze bardziej kwiat w dłoni i pas na ciele. Malczewski pozostawia odbiorcę bez odpowiedzi. Dzieło stanowi wyraz jego troski o przyszłe losy Polski.


Czy znajdzie się tu miejsce dla tych, którzy służyli Polsce głową, oddaniem,majątkiem, honorem ? Którzy wyrzekali się hekatomby krwi Polaków w nierównej walce oraz pogarszającego się losu ludności cywilnej ?tHamlet polski. Portret Aleksandra Wielopolskiego – obraz Jacka Malczewskiego z 1903, przedstawiający w sposób alegoryczny postać Aleksandra Wielopolskiego i dwie różne wizje losów narodu polskiego. Obecnie przechowywany w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Opis obrazu i interpretacja

Obraz powstał w 1903 i jest jednym z najbardziej znanych dzieł artysty. Przedstawia Aleksandra Wielopolskiego, polskiego margrabię i polityka, członka rządu Królestwa Polskiego na początku lat 60. XIX w. Znajduje się on w centralnym miejscu kompozycji, otoczony przez dwie kobiety. Ubrany w zielono-żółty strój i przepasany ładownicą, w której zamiast naboi znajdują się tubki farb, w zamyśleniu obrywa płatki rumianku.

Obraz Malczewskiego ma wymiar symboliczny i patriotyczny, może być odczytywany na kilka sposobów. Kobiety umieszczone po dwóch stronach obrazu są alegorią dwóch różnych wizji losów ojczyzny. Znajdująca się po prawej stronie starsza kobieta z siwymi włosami, odziana jest w ciemne szaty, ręce skute ma kajdanami, a jej twarz przybiera wyraz przygnębienia, zwątpienia i świadomości swojej sytuacji. Uosabia ona Polskę zniewoloną, doświadczoną przez los, pozostającą pod jarzmem innych i niemogącą się spod niego wyzwolić. Po lewej stronie znajduje się młoda dziewczyna, półnaga, ukazana w chwili zrywania okowów. Jest ona pełna energii, a jej twarz ma wyraz niezwykle ekspresywny. Symbolizuje "młodą Polskę" – zdolną do czynu, działania i będącą w stanie wyzwolić się z długotrwałej niewoli.

Obraz można interpretować jako zapytanie o wybór odpowiedniej drogi i przyszłe losy ojczyzny, wchodzącej w nowe stulecie. Dylemat ten w jasny sposób nawiązuje do tytułowej postaci Hamleta, dramatu Williama Szekspira i jego życiowego wyboru, co zostało podkreślone w tytule dzieła. Sam hrabia Aleksander Wielopolski, również wzmiankowany w tytule, stanowi przykład osoby dokonującej trudnego i niosącego za sobą konsekwencje wyboru. Artysta nie opowiada się za żadnym rozwiązaniem. Postać mężczyzny jest zamyślona, pogrążona w melancholii, a jego niezdecydowanie podkreśla jeszcze bardziej kwiat w dłoni i pas na ciele. Malczewski pozostawia odbiorcę bez odpowiedzi. Dzieło stanowi wyraz jego troski o przyszłe losy Polski.
Ostatnio zmieniony 08 cze 2010, 22:11 przez Krzysiek, łącznie zmieniany 2 razy.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."


_________________
Z Foresta Gump`a"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wielcy Polacy”

cron