Re: Boga (bogów) Nie Ma

181
grgkh pisze:Poszukajmy hamulca. OK?
1) Jak sobie radzisz z naukami przyrodniczymi i ich zgodnością z systemem twoich wierzeń?
2) Czy podlegasz jakimś rytuałom religijnym, z których nie jesteś w stanie zrezygnować? Albo, gdyby cię coś do tego przymusiło, to czy odczuwałbyś znaczny dyskomfort pogarszający stan twojej psychiki?
3) Czy odczuwasz odruchową, choćby słabo uświadamianą niechęć do kogoś, kto się negatywnie wyraża o systemie bedącym treścią twojego dogmatu? Nie do ciebie osobiście, ale do twojego dogmatu...
Poproszę o szczere i przemyślane odpowiedzi. :)
od 1. wgłebiając sie przez wiele lat w nauki przyrodnicze odnalazłem wspólny mianownik dla ciała i duszy
od 2. rytuały religijne to dla mnie jak klocki dla małego dziecka , bawie sie nimi , w kazdej chwili kiedy mnie znudza odstawiam jak moją organke czy gitare
od 3. dogmaty ? to złe słowo , kojarzy sie z religinymi głupotami jak dogmat o nie omylności papierzy , ja mam do Zorby sentyment
mój osobisty "dogmat" to istnienie Boga , nie "duszę" sie gdy któś mówi odwrotnie , mój ojciec był ateistą i dosyć zawzietym antyklerykałem a potrafiliśmy sie zrozumieć
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 16:02 przez Crows, łącznie zmieniany 1 raz.
:
:

..PHZ - poza horyzontem zdarzeń ..

Re: Boga (bogów) Nie Ma

182
Lidka pisze:Witaj, grgkh!

Na początek prośba: czy mógłbyś podać swoje imię (czy jakiekolwiek), bo masz tak „niewygodny” nick, że trudno spamiętać i wymówić… :)
Nie mogę spełnić twojej prośby. Mój nick jest jedyny w swoim rodzaju i unikalny. Grgkh to ja, a ja to grgkh. :) Nie posiadam imienia, jak... hm... mniejsza o przykład i nie chcę innego posiadać.
grgkh pisze:OK. Potrafię sobie wyobrazić, co to jest "wszystko". Nazwanie "wszystkiego" nowym imieniem niczego nie zmienia. I nie rozumiem, dlaczego mam wielbić i kajać się przed wszystkim, także przed tobą i sobą? Dlaczego mam coś u "wszystkiego" utargować na "po śmierci" jeśli się jakoś tam wobec tego "wszystkiego" zachowam? (...)
Wiesz, tu wcale nie chodzi o wielbienie i kajanie się, a o podwyższenie swojej świadomości.
Ja nie muszę podwyższać swojej świadomości. Jestem skromny i wystarcza mi to, co mam.
Jak dotrze do Ciebie, że jesteś cząstką tego Wszystkiego
Dotarło. Jestem cząstką Wszechświata. Wiem to.
i że to Wszystko to Energia
Proponuję z małej litery. Energia nie jest imieniem własnym.
i że ta Energia to wibracje Miłości,
Bez sensu. Miłość jest wewnętrznym stanem świadomości, a nie czymś na zewnątrz. Tej tezy nie uda ci się udowodnić.
sam „padniesz na kolana”, a łzy Ci polecą ciurkiem…
Chłopaki nie płaczą - to niemożliwe. :)
Bo dotrze do ciebie to, że Ty sam jesteś cząstką tej Miłości...
Jestem dość kochliwy i zauważałem, jak to się we mnie pojawiało i znikało. Jak apetyt na kiszone ogórki. To nie może być tworzywem wszechświata. Wszechświat tworzy fizyka kwantowa.
Ale najwyraźniej daleko Ci do tego poziomu świadomości, więc dlatego się buntujesz.
Nie muszę się buntować. Make peace, not war. To moja zasada życiowa.
To buntuj się, Twoje prawo. Cokolwiek robisz, a nie wahasz się poznawać coraz więcej, prowadzi Cię do tego celu, do podwyższenia świadomości.
Szukanie i wątpienie, i wynikająca stąd wiedza - to mi podwyższa świadomość.
(...) Tu też fizyka się „wtrąca”: czas nie gra roli.
Gra rolę podstawową. Bez osi czasu i zmienności nie byłoby wszechświata.
grgkh pisze:Ta niematerialna część to coś dziwnego. Gdzie toto było zanim się urodziliśmy? Jeśli nikt takiej obecności nie potwierdza, to na jakiej podstawie zakładasz, że na pewno po śmierci coś ocaleje?
Gdzie było? W rzeczywistości niematerialnej.

A tę obecność potwierdza wielu. Ja sama mam tzw. „kontakt bezpośredni” potwierdzający ten fakt. Wiesz co, poszperaj po moich postach, jest ich sporo, ja naprawdę dużo napisałam na ten temat… (a czy ktoś mi wierzy czy nie, nie ma dla mnie znaczenia :))
To jest nie obiektywnie, ale w twojej głowie, a więc może być fałszem. Potwierdzenie musi być sprawdzalne doświadczalnie. Jeśli nie jest - to jest tworem mózgu.
A jak będzie przy założeniu, że brak definicji oznacza jedynie brak wiedzy na temat czegoś, co jest, ale my tego nie rozumiemy i dlatego nie potrafimy zdefiniować?
Musisz wiedzieć, o czym mówisz. Brak definicji to uniemożliwia.
grgkh pisze:Czy twój bóg miał początek? Jeśli jest światem, to chyba miał?
To nie „mój bóg”, a Bóg (używam najbardziej popularnego określenia). Czyli Wszystko, Co Jest.
To jest TWÓJ bóg, bo uznajesz go ty. Inni ludzie mają bogów o innych imionach. Trzeba ich jakoś rozróżniać. Dużą literą piszemy rzeczowniki własne, imiona.
Zatem Bóg Wszystkiego, Co jest, patrząc od strony człowieka. Także Ciebie, czy przyjmujesz ten fakt do wiadomości czy nie, to akurat nie ma znaczenia.
Czy przyjmujesz to do wiadomości, czy nie, to boga nie ma :), bo nie ma dowodu na jego istnienie. A logiczny dowód na nieistnienie daje się łatwo przeprowadzić - wynika on z braku jakiejkolwiek dającej się obronić boskiej definicji.
Nie, nie miał początku ani nie ma końca. Początek miała Świadomość.
A niemowlę ma świadomość? A delfin? A człowiek odkorowany? A gdzie była nasza świadomość zanim się urodziliśmy? Moje pytania obalają twoje tezy.
grgkh pisze:Ale twoja perspektywa, jako człowieka, też jest za mała, żeby ci było wolno mówić o bogu. Dlaczego mówisz o czymś, czego - jak sama zakładasz - nie da się zrozumieć?
Ogólnie owszem, też jest za mała.
A więc nie wolno ci mówić o bogu, bo go nie znasz. ;) Przyznajesz to, by potem być w sprzeczności z pierwszą tezą. To nielogiczne. jak ja mam z tobą rozmawiać? Odrzucając logikę, jak ty? To bez sensu.
Ale udało mi się zrobić krok, żeby ją zwiększyć na tyle, żeby zobaczyć życie inaczej, niż postrzega to człowiek. Zaowocowało to otwarciem się na „drugą stronę”, która prowadzi mnie w tym „podwyższonym” widzeniu życia. Bo ciągle jestem "tu", nie "tam". I tak ma zostać. Z tym, że rozumiem chyba troszkę więcej niż przeciętny człowiek.
Jedyne, co ci się udało zrobić, to porzucić logikę i poddać się dogmatowi.
grgkh pisze:Nie każdy ma swoją definicję boga. Ja nie mam. I dziwię się wam, że godzicie się na wielość takich definicji, sprzecznych ze sobą, a więc na pewno fałszywych wzajemnie. Czy uważasz, że dopuszczalne jest istnienie obok siebie sprzecznych definicji bogów? Czy któraś z nich jest prawdziwsza niż inne? Skąd i kto to może wiedzieć? Czy cię to nie zastanawia i nie niepokoi? A może twoja definicja jest fałszywa i tracisz czas na zajmowanie się nieistniejącym wytworem swojej wyobraźni? Czyż nie lepiej - po prostu - zaakceptować świat takim, jaki jest, z minimalnymi założeniami, cieszyć się nim, współistnieć, poznawać, szukać, odkrywać prawdę i przekazywać ją z radością innym, by oszczędzać im błądzenia?
Dzięki tej szerszej perspektywie, w jakiej widze życie, mogę Ci odpowiedzieć, że:

1.Nie ma żadnego „fałszu”, są tylko „prawdy indywidualne”, do których każdy ma prawo zgodnie ze swoim wyborem na bazie wolnej woli.
Prawdy indywidualne? Toż to po prostu fałsz, który uznajesz za prawdę.
2.Sprzeczne definicje Boga funkcjonują tylko w naszej rzeczywistości i nie mają żadnej wartości uniwersalnej, gdyż:
Sprzeczne definicje wskazuję, że nie ma żadnej. Bóg niezdefiniowany nie istnieje. :)
3.Rzeczywistość materialna jest stworzona w taki sposób, żeby nie można było poznać prawdy obiektywnej, ona tu nie ma racji bytu (i to ma swój logiczny cel, na dodatek).
Rzeczywistość jest taka, że poznajemy ją coraz lepiej. I to nie poprzez dogmaty i ślepy upór trwania przy nich lecz wbrew religijnym dogmatom.
4.Nie, nie tracę czasu, jeśli pogłębiam moja wiedzę i zrozumienie życia.
Wiedza dogmatyczna, sprzeczna z doświadczeniem i logiką, jest tylko fałszem, a nie logiczną prawdą.
5.Stosuję Twoje zdanie (akceptacja, radość itd.), bo mam świadomość, że nie każdy jest na takim samym etapie co ja i ma potrzebę zrozumienia więcej. Nie o wiedzę tu chodzi, a o praktykę i efekt.
Chyba rzeczywiście o efekt. To prawda. Wiara zaspokaja indywidualne braki, a więc potrzebę opieki, miłości, spełnienia, celowości istnienia, nagrody za odczuwaną niesprawiedliwość, przynależność do grupy o potężnej władzy itp. Mnie tych namiastek nie potrzeba.
I na koniec druga prośba: KRÓTSZE POSTY, PLEASE!!!....
Od następnego, ok? :)
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 21:44 przez grgkh, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

183
Artur pisze:
grgkh pisze:Chociaż jeśli niewolnik jest szczęśliwy, to może nie powinno się mu współczuć?
Dobre pytanie. Skoro niewolnik jest szczęśliwy to czy powinniśmy mu współczuć? Dowodzić, że w świecie wolnych ludzi będzie mu lepiej? Przekonywać go, czy od razu, siłą wyrwać ze stanu niewolnictwa?
Twoje pytania też są dobre.
Z punktu widzenia boga, który hoduje sobie ludzkie marionetki (niewolników) i który po ukończonym "egzaminie" wykona wyrok, życie nie ma żadnego sensu. Jedni przetrwają je w luksusie, bez stresu i pokus, a drudzy bywają maltretowani cierpiąc bez powodu. Czyżby bóg traktował cierpienie jako nieistotny drobiazg, zabawę naszym kosztem?

Wolę być świadomy, wybierać, decydować i wiedzieć dlaczego to robię. I wiem to. Nie będę żył dla boskiej igraszki, jak ten niewolnik oszołomiony narkotyczną nadzieją, dla ckliwej, gnuśnej wieczności wielbienia pana swego. Moje życie jest tutaj i jest ważne. Jego celem jest uczestnictwo w przetrwaniu tego, co dostałem od historii wszechświata, wybraniu z tego diamentów i przekazanie ich dalej. Może to mało, ale dla mnie to bardzo ważne.

Niewolnik nie dostrzeże tego celu. Nie zaakceptuje go.
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 21:58 przez grgkh, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

184
Artur pisze:Zastanawiam się nad tym, czy niewolnik określonej idei, siłą podporządkowany kolejnej już przestał być niewolnikiem?
Ja odrzucam podległość każdej idei, bo każda może być fałszywa.
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 22:00 przez grgkh, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

185
Krystek pisze:Moze jednak dobrze by bylo trawke zalegalizowac?
Kazdy z przekonanych swiecie o swej slusznosci moglby sie zrelaksowac i przestac innych na sile uszczesliwiac...
No właśnie, czyż podległość narkotykom nie przypomina podległości religijnym transom?
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 22:02 przez grgkh, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

186
Crows pisze:
grgkh pisze:Poszukajmy hamulca. OK?
1) Jak sobie radzisz z naukami przyrodniczymi i ich zgodnością z systemem twoich wierzeń?
2) Czy podlegasz jakimś rytuałom religijnym, z których nie jesteś w stanie zrezygnować? Albo, gdyby cię coś do tego przymusiło, to czy odczuwałbyś znaczny dyskomfort pogarszający stan twojej psychiki?
3) Czy odczuwasz odruchową, choćby słabo uświadamianą niechęć do kogoś, kto się negatywnie wyraża o systemie bedącym treścią twojego dogmatu? Nie do ciebie osobiście, ale do twojego dogmatu...
Poproszę o szczere i przemyślane odpowiedzi. :)
od 1. wgłebiając sie przez wiele lat w nauki przyrodnicze odnalazłem wspólny mianownik dla ciała i duszy
Ale przecież nauka to doświadczalne sprawdzanie reguł działania świata. Nauka to logika myślenia. A wiara to zaprzeczenie tego. To łamanie zasad logiki. To fałsze i sprzeczności, które nauka od tysięcy lat obala. Nie ma wspólnego mianownika. Definicyjnie nauka jest odwrotnością wiary. Nauka zawsze wątpi i jest gotowa po tysiąckroć weryfikować prawdziwość opisu świata, a wiara (która jest dogmatem) zabrania wątpienia, choćby wbrew temu, co ustaliła nauka. Dlaczego nie mówisz o tej sprzeczności? Bo o niej myślę...
Crows pisze:od 2. rytuały religijne to dla mnie jak klocki dla małego dziecka , bawie sie nimi , w kazdej chwili kiedy mnie znudza odstawiam jak moją organke czy gitare
No tak, ja się też bawię w niektóre rytuały, ale bez religijnego podtekstu - np. lubię choinkę i nastrój tych świąt, choć mogę się bez nich obejść. Ale myślę o czymś prostszym - modlitwa, sposób na nawiązywanie łączności z bogiem - czy uważasz, że jest to celowe?
Crows pisze:od 3. dogmaty ? to złe słowo , kojarzy sie z religinymi głupotami jak dogmat o nie omylności papierzy , ja mam do Zorby sentyment
mój osobisty "dogmat" to istnienie Boga , nie "duszę" sie gdy któś mówi odwrotnie , mój ojciec był ateistą i dosyć zawzietym antyklerykałem a potrafiliśmy sie zrozumieć
Dogmat nie jest "złym słowem". To odpowiednik wiary. To definicja.
Ale wróćmy do pytania: czy odczuwasz czasem niechęć z powodu jak powyżej?
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 22:19 przez grgkh, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

187
grgkh pisze:Wolę być świadomy, wybierać, decydować i wiedzieć dlaczego to robię. I wiem to.
Jesteś pewien, czy też tylko sądzisz, że tak właśnie jest?
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 23:37 przez Artur, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam
Artur ♆

Żyjemy w czasach, gdzie wytwory schorowanej wyobraźni mają większe prawo obywatelstwa niż rzetelne myślenie.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

188
grgkh pisze:Ja odrzucam podległość każdej idei, bo każda może być fałszywa.
Poddałeś się ciekawej idei ;)
Ostatnio zmieniony 08 lip 2010, 23:37 przez Artur, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam
Artur ♆

Żyjemy w czasach, gdzie wytwory schorowanej wyobraźni mają większe prawo obywatelstwa niż rzetelne myślenie.

Re: Boga (bogów) Nie Ma

189
grgkh,
nie bede uzywac funkcji "cytat" bo tasiemce z wypowiedzi sie robia. Ponadto - w miare inteligentna osoba powinna byc zdolna napisac podsumowanie i odpowiedz. Uscislijmy- napisac jak zrozumiala kogos wypowiedz - i jak na to reaguje.

Moze szybko wspomne, ze Krystek to skrot od Krystyna- wolalabym bys sie do mnie odnosil zgodnie z ma plcia.

Zacznijmy od tego, ze dyskusja to jest wymiana pogladow, wiadomosci czy opinii. Nie jest konieczne przekonanie kogos o twej racji. Dyskusja moze sie skonczyc tym, ze ktos zmieni zdanie, pozostanie przy swym zdaniu - albo nawet sie w nim umocni.
A wiec twe stwierdzenie, ze mowiac "nie przekonasz mnie, ze Bog nie istnieje" ja odmawiam dyskusji jest niesluszne.
Jesli kazda dyskusja poprzez definicje musiala zawierac zmiane czyjegos pogladu, to ludzie by przestali dyskutowac.

Chcesz moja definicje Boga? Mnie jest ona niepotrzebna i ja jej nie uzywam - ale by pokazac ma dobra wole postaram ci sie jakos ja zbudowac.
Najprosciej mowiac - Bog to Sila Stworcza. Zawsze istniejaca. Wszechmocna. I od razu zaznaczam, ze nie widze zadnej potrzeby bronienia tej definicji.
Ty najwyrazniej nie uznajesz by cokolwiek moglo istniec bez definicji - a wiec here it is.

Nie bardzo rozumiem twe stwierdzenie, ze jesli ja nie mam definicji Boga to "nie mow, ze twoj bog cokolwiek znaczy, czyms jest."
Definicje istnieja by ulatwic zycie i by ludzie mogli sie latwiej porozumiewac. Bez definicji drzewa, slonce, swiat i Bog nadal beda istniec.
Czyli - aby istniec- cos nie potrzebuje definicji. Z drugiej strony definicja nie moze istniec gdy to cos nie istnieje.
Bez drzew - definicja drzewa nie ma prawa bytu.
Bez definicji drzewa - drzewo nadal istnieje.

Dla ciebie Bog nie istnieje wszedzie. Dla mnie istnieje. I nie mozesz mnie przekonac, ze to nie jest prawda. Ja Go widze we wszystkim. Ty nie musisz.
Jak w obrazach abstrakcyjnych. Ktos twierdzi, ze widzi tam niebo z gwiazdami. ktos inny widzi mase kolorowych plam. Kwestia odbioru i interpretacji.

Co do zdania "nie mam Go tylko w mojej swiadomosci"...Mea culpa. Po 25 latach w USA musze przyznac, ze mam czasami problem ze skladnia. Znaczenie mialo byc - On istnieje wszedzie, nie tylko w mojej swiadomosci. Raz jeszcze - mea culpa.

Ty twierdzisz, ze Bog istnieje tylko w mojej swiadomosci. Ja twierdze, ze ja Go widze w kazdym przejawie Stworzenia. Nie mozesz mi narzucic swego widzenia Wszechswiata - tak samo jak ja nie sprobuje narzucic ci mego.

Wielokrotnei powtarzasz :"to jest twierdzenie- musisz go udowodnic".
Widzisz - piekno wiary polega (miedzy innymi ) na tym, ze ja nic nie musze udowodnic. Bo w momencie jak beda dowody - to ja nie bede potrzebowac wiary.
Ja nie mam problemu z zyciem z wiara. Tak samo jak nie mam problemu z tym, ze niektorzy ludzie potrzebuja dowodu na wszystko.

Mowisz, ze Bog nie stwarza. Udowodnij mi to. I przypomne ci- ja w to wierze, wiec ja nic nie musze udowadniac. Ty odrzucasz wiare - wiec od ciebie ja moge zadac dowodow.

Mowisz o Bogu i o czasie...Ja wierze, ze czas - jak my go rozumiemy - istnieje tylko w naszym swiecie.
Dla Boga nie ma czasu- wszystko istnieje teraz. Wlasciwie - tak jak dla ludzi. Bo my tez widzimy i zyjemy tylko w "teraz". Przeszlosc juz nie istnieje (w sensie, ze mozemy ja zmienic), przyszlosc jeszcze nie nadeszla. Swiat fizyki kwantowej jest swiatem Boga - tam nie ma czasu.

Piszesz :"ja nie musze nic bo ja we wszystko watpie". Czyli cos musisz - musisz watpic. Inaczej twoj swiatopoglad jest niczym. On sie opiera na watpieniu - a wiec watpienie jest konieczne do jego istnienia. Czyli ty tez cos musisz...

Dla ciebie "zycie jest krotkie i piekne" - dla mnie to zycie jest tylko jedna z mych reinkarnacji. A moje prawdziwe zycie jest nieskonczone. Moja dusza- ja- nie umiera.
Po smierci mego ziemskiego ciala wroce do Domu i wybiore sobie nastepna reinkarnacje.
I nie mow, ze to nieprawda bo znow ci powim - udowodnij mi, ze to nie jest prawda. Ja w to wierze - a wiec ja nie potrzebuje dowodow. Ty zyjesz dla zdobycia dowodow.

Nie wiem o jakim Bogu ty mowisz opisujac ta istote, przed ktora "musisz sie kajac by wytargowac cos na przyszlosc."
Ja tego boga nie znam. Ngdy go nie spotkalam.

Moj Bog nie wymaga bym sie kajala. Moj Bog nic nie wymaga. Pozwala mi podejmowac kazda jedna decyzje w mym zyciu - i kazda decyzja jest OK wedlug Niego.
Moj Bog nie karze, nie potepia, nie wymysla grzechow. Kocha mnie - i zawsze kochal i bedzie kochac.
Stwierdzenie, ze wspolczujesz ludziom wierzacym jest - dla mnie - zupelnie bez sensu.
Ja wspolczuje tylko czlowiekowi, ktory jest zle traktowany przez innych. Ktory jest zmuszany do czegos wbrew jego woli. I nie tylko wspolczuje tej osobie - ja tej osobie pomoge.
Dlaczego zakladasz,ze twoj swiatopoglad jest lepszy niz ten, ktory maja ludzie wierzacy? Inny nie oznacza gorszy czy lepszy. Oznacza po prostu inny.

Ja mysle, ze w tych wypowiedziach ty pomyliles wiare z religia. Ale nawet wtedy nie musisz wspolczuc tym ludziom. Oni wybrali takie zycie. Oni sa szczesliwi.
Czyzbys mial kompleks Zbawiciela i chcial usczesliwic wszystkich wedlug twego zrozumienia szczescia? Dosyc aroganckie podejscie do ludzi i ich wierzen i wyborow.

Wiesz co jest zastanawiajace?
I ja to mowilam wiele razy.
Czemu ludzie, ktorzy twierdza, ze Boga nie ma to ci sami ludzie, ktorzy tak uparcie Go zwalczaja?
Ostatnio zmieniony 09 lip 2010, 1:32 przez Krystek, łącznie zmieniany 2 razy.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: Boga (bogów) Nie Ma

191
Witaj, grgkh!
grgkh pisze:Ja nie muszę podwyższać swojej świadomości. Jestem skromny i wystarcza mi to, co mam.
I tym oto stwierdzeniem dałeś doskonały wyraz temu, że nie masz pojęcia, co to jest skromność, wprost przeciwnie: w swojej pysze wydaje Ci się, że „pozjadałeś wszystkie mądrości”… :)
grgkh pisze:Dotarło. Jestem cząstką Wszechświata. Wiem to.
Wiedzieć, a mieć świadomość to ogromna i zasadnicza różnica. Mieć świadomość w sensie poczuć tę prawdę w sobie, utożsamić się z nią. Chodzi o praktykę, wiedzieć jest teoretyczne, nabrać świadomości praktyczne.
grgkh pisze:Proponuję z małej litery. Energia nie jest imieniem własnym.
Tak samo jak i słowa „Ty” czy „Ciebie”, jak piszę, odpowiadając na posty. Ta duża litera jest wyrazem mojego szacunku dla rozmówcy i szacunku dla „Siły Stwórczej”, której cząstka jestem. Pozwolisz zatem, że będę mój szacunek okazywała na mój sposób?
grgkh pisze:
Lidka pisze:i że to Wszystko to Energia
i że ta Energia to wibracje Miłości,
Bez sensu. Miłość jest wewnętrznym stanem świadomości, a nie czymś na zewnątrz. Tej tezy nie uda ci się udowodnić.
Nie, miłość nie jest żadnym stanem świadomości, a uczuciem. Uczucia są energią (tak samo jak nasze myśli). Wystarczy podłączyć człowieka do urządzenia badającego wibracje jego energii, sprawić, aby myślał o czymś neutralnym, a potem o czymś (o kimś), co (kogo) bardzo kocha. Myśląc o tym, będzie wytwarzał ogromną wiązkę energii o wysokich wibracjach. I im silniejsze uczucie, tym wibracje wyższe, podobne do tej cząstki energii wszechświata, którą człowiek jest w stanie zbadać.
grgkh pisze:Jestem dość kochliwy i zauważałem, jak to się we mnie pojawiało i znikało. Jak apetyt na kiszone ogórki. To nie może być tworzywem wszechświata. Wszechświat tworzy fizyka kwantowa.
Jak się pojawiało, to wytwarzałeś spore ilości energii pozytywnej, jak znikało – poziom wibracji Twojej energii spadał.

Nie, wszechświata nie tworzy fizyka kwantowa, ona jedynie reguluje go. A tworzy energia zwana przeze mnie Energią za pomocą fizyki. To istotna różnica.
grgkh pisze:Nie muszę się buntować. Make peace, not war. To moja zasada życiowa.
Dobre i to… :)

Ale i tak się buntujesz gdybyś się nie buntował, do głowy by Ci nie przyszło dyskutować na ten temat… :)
grgkh pisze:
Lidka pisze:Tu też fizyka się „wtrąca”: czas nie gra roli.
Gra rolę podstawową. Bez osi czasu i zmienności nie byłoby wszechświata.
Nie w tym sensie napisałam: czas nie gra roli w znaczeniu, że wszystko jedno, ile ziemskich wcieleń dusza wybierze i jak długo (według czasu liniowego) będzie nabywała swoją świadomość życia. Z perspektywy jej naturalnego środowiska (czasu płaszczyznowego) nie ma to żadnego znaczenia, gdyż, de facto, wszystko to dzieje się w tzw. „wiecznej teraźniejszości”.
grgkh pisze:To jest nie obiektywnie, ale w twojej głowie, a więc może być fałszem. Potwierdzenie musi być sprawdzalne doświadczalnie. Jeśli nie jest - to jest tworem mózgu.
Fałszem w odniesieniu do czego? Do Twojej wizji problemu? Owszem. Jak pisałam w poprzednim poście, NIE MA prawdy obiektywnej w rzeczywistości materialnej. Nie może być i tak ma być :). Moja prawda jest moją prawdą, subiektywną, dokładnie tak, jak Twoja - Twoją subiektywną. Żeby dojść do Prawdy przez duże „P”, trzeba połączyć wszystkie prawdy subiektywne. Ale nie „tu”, a „tam”.
grgkh pisze:
Lidka pisze:A jak będzie przy założeniu, że brak definicji oznacza jedynie brak wiedzy na temat czegoś, co jest, ale my tego nie rozumiemy i dlatego nie potrafimy zdefiniować?
Musisz wiedzieć, o czym mówisz. Brak definicji to uniemożliwia.
Wiem, o czym mówię. Ja tę definicję znam i akceptuję. To Ty jej nie znasz, więc dla Ciebie to nie może mieć sensu :).
grgkh pisze:To jest TWÓJ bóg, bo uznajesz go ty. Inni ludzie mają bogów o innych imionach. Trzeba ich jakoś rozróżniać. Dużą literą piszemy rzeczowniki własne, imiona.
Jak napisałam wyżej, nie tylko rzeczowniki własne… :) A ponieważ Bóg, jakiego ja odkryłam i uznaję jest wszystkim, co jest, zatem imię nie jest Mu potrzebne, bo nie ma nic oprócz Niego. I będę Go mianować Wszystkim, Co, Jest z dużych liter.
grgkh pisze:Czy przyjmujesz to do wiadomości, czy nie, to boga nie ma , bo nie ma dowodu na jego istnienie. A logiczny dowód na nieistnienie daje się łatwo przeprowadzić - wynika on z braku jakiejkolwiek dającej się obronić boskiej definicji.
Idąc tokiem Twojego rozumowania, najprostszy przykład: ludzie przed Kopernikiem nie byli w stanie zbadać budowy Ziemi, widzieli ją z perspektywy człowieka na Ziemi, jak coś „płaskiego” (w sensie, że nie kula). Widzieli, że to Słońce porusza się po niebie. Dla nich właśnie taka wizja była prawdziwa i powiedzenie im, że jest odwrotnie, niż myślą, była fałszem i paranoją. Bo za ich czasów nie było dowodu na to, zatem to nie miało prawa istnieć.

Reasumując: jeśli nie ma dowodu na istnienie czegoś, znaczy, że to nie istnieje?

Zatem gratuluję Ci dojrzałego podejścia do życia i skromności w Twoich poglądach i wiary w naukę :). Założyłeś z góry, że człowiek już nigdy nic więcej nie odkryje i nawet z fizyki kwantowej, która się podpierasz nie potrafisz wyciągać wniosków? To dopiero „oświecenie”… :zdziw:
grgkh pisze:A niemowlę ma świadomość? A delfin? A człowiek odkorowany? A gdzie była nasza świadomość zanim się urodziliśmy? Moje pytania obalają twoje tezy.
Świadomość człowieka jest nieporównywalna do Świadomości uniwersalnej. Niemowlę jej nie ma, człowiek odkorowany również nie, ale delfin (dorosły) tak, na swoim poziomie.

Świadomość człowieka to „nowa jakość”, jak rodzi się wraz z nim i jest właściwa tylko dla konkretnego człowieka (w sensie, że każdy jest inny i ma swoją, inną, niepowtarzalną). Składa się z wielu czynników, wykładu nie będę robiła, bo nie mam czasu, ale bazuje na wszelkich doświadczeniach tego duszy, jaka przyjęła ciało danego człowieka. Doświadczenia przeszłe ulokowane są w podświadomości i nie ma do nich swobodnego dostępu, jest „automatyczny” i nieświadomy, wyrażający się na różne sposóby. Do tego dochodzą doświadczenia z aktualnego życia, a doświadczamy ich w sposób determinowany ilością i jakością poprzednich. Dzięki pamięci i możliwości abstrakcyjnego myślenia tworzymy tę „nową jakość” na czas naszego kolejnego wcielenia. Ale nasze JA nie jest nasza świadomością, jest „kimś innym”, kto, po przybyciu w ciało zapomina samego siebie i staje się człowiekiem (to ma swój cel i sens, rzecz jasna). I kto, po powrocie tam, skąd przyszedł, dołączy rolę człowieka, którym właśnie był, do całego „bagażu swoich doświadczeń i odblokuje pamięć uniwersalną.
Zatem zanim się narodziliśmy, nasza świadomość nie istniała. Ale nasze JA owszem. I będzie istniało po naszej śmierci, bogatsze o doświadczenia z kolejnego wcielenia.
grgkh pisze:A więc nie wolno ci mówić o bogu, bo go nie znasz. Przyznajesz to, by potem być w sprzeczności z pierwszą tezą. To nielogiczne. jak ja mam z tobą rozmawiać? Odrzucając logikę, jak ty? To bez sensu.
To nie ja odrzucam logikę, a Ty usiłujesz wmówić mi, że jedynie słuszne jest to, co można postrzegać z jednej, ludzkiej, perspektywy. Przykro mi, potrafię spojrzeć na życie z odrobinę większej perspektywy i nie potrafię cofnąć się, żeby usiłować dojrzeć coś jak Ty. Ewolucja idzie w jedną stronę, jak się ma świadomość czegoś, trudno ją zapomnieć… :)
grgkh pisze:Jedyne, co ci się udało zrobić, to porzucić logikę i poddać się dogmatowi.
Jakiemu dogmatowi? Chyba wyraźnie napisałam, że nie jestem związana z żadna religią? :)

Pokażę Ci przykład moich „dogmatów”.

Patrząc z perspektywy człowieka widzisz piękny kamień. Twierdzisz, że jest „ciałem stałym”, przedmiotem, materią. I że jest to prawda obiektywna, bo wszyscy ludzie tak samo go widzą i twierdzą.

Wkładasz taki „stały przedmiot” pod mikroskop elektronowy, czyli ZMIENIASZ PERSPEKTYWĘ widzenia go. I co widzisz z tej innej perspektywy? Że nie ma w kamieniu NIC stałego, widzisz jedynie atomy i elektrony poruszające się w jakimś tempie i zgodnie ze wzorami powtarzalnymi. W kamieniu „kwitnie życie”, nie jest „martwy” i „stały”! Ten ruch powtarzalny stwarza pozory „stałości”, jeśli zmniejszy się perspektywę jego obserwacji.

Podpierasz się fizyka kwantową, więc dlaczego nie potrafisz praktycznie jej odnieść do życia? :)

Po zwiększeniu perspektywy widzenia Ziemi i tego, co się tu dzieje, okazuje się dokładnie jak z tym kamieniem: wszyscy jesteśmy jak te atomy poruszające się w JEDNYM „ORGANIZMIE”, jesteśmy jednością, której cząstki (każdy człowiek) mają wrażenie „odrębności”, przestrzeni pomiędzy jednym a drugim, różnic między jednym a drugim itd. A, de facto, jesteśmy właśnie jak te poruszające się cząsteczki w kamieniu... :)
grgkh pisze:Prawdy indywidualne? Toż to po prostu fałsz, który uznajesz za prawdę.
Fałsz? A, przepraszam, względem czego? Jedynie względem Twojego punktu widzenia. Określenie „fałsz” ma prawo istnieć tylko w naszej rzeczywistości, materialnej, i dotyczyć tylko tego (materialnego) punktu widzenia.
Z dalszej perspektywy nie ma żadnego „fałszu” (jak widzisz choćby na przykładzie z kamieniem).

Dyskutowanie o wartościach nie dotyczących naszej rzeczywistości, bazując jedynie na widzeniu z jednej (i to maleńkiej) perspektywy, nie ma sensu. To jest tak, jak Ty byś twierdził, że kamień jest "przedmiotem stałym i materialnym", a ja, że nie, że też jest zbudowany z energii, bo tak widzę z innej perspektywy. Dopóki żadne z nas nie zrobi tego wysiłku, żeby spojrzeć na kamień z perspektywy drugiego, nie dogadamy się, rozmowa bez sensu.

Ja potrafię spojrzeć a bu perspektyw, a Ty? :)
grgkh pisze:Sprzeczne definicje wskazuję, że nie ma żadnej. Bóg niezdefiniowany nie istnieje.
Nie, sprzeczne definicje wykazują jasno względność, jaka jest podstawą życia na Ziemi, a której Ty chyba nie zauważasz w ogóle, zapatrzony w swój punkt widzenia :).
grgkh pisze:Rzeczywistość jest taka, że poznajemy ją coraz lepiej. I to nie poprzez dogmaty i ślepy upór trwania przy nich lecz wbrew religijnym dogmatom.
Mnie religijne dogmaty nie interesują, zostawiam je tym, którzy wybrali w nie wierzyć, mają do tego prawo.
grgkh pisze:Wiedza dogmatyczna, sprzeczna z doświadczeniem i logiką, jest tylko fałszem, a nie logiczną prawdą.
Nie szafuj tak słowem „fałsz” i nie mierz wszystkiego swoją miarką, troszkę skromności i wyobraźni proszę :).

Moja wiedza nijak nie jest sprzeczna z logiką i doskonale sprawdza się w życiu.
grgkh pisze:Chyba rzeczywiście o efekt. To prawda. Wiara zaspokaja indywidualne braki, a więc potrzebę opieki, miłości, spełnienia, celowości istnienia, nagrody za odczuwaną niesprawiedliwość, przynależność do grupy o potężnej władzy itp. Mnie tych namiastek nie potrzeba.
To już Twój problem, co Ci potrzeba, a czego nie. Ale nie jest to żaden powód, żeby deprecjonować potrzeby innych ludzi. One mają dokładnie taką samą wartość jak Twoje. A że są inne – prawidłowo, każdy człowiek jest inny i ma inne potrzeby. „Inne” nie znaczy „gorsze” czy „lepsza”, chyba że człowiek sam, w swojej ignorancji (niewiedzy), taką wartość nada.
grgkh pisze:Ale przecież nauka to doświadczalne sprawdzanie reguł działania świata. Nauka to logika myślenia. A wiara to zaprzeczenie tego. To łamanie zasad logiki. To fałsze i sprzeczności, które nauka od tysięcy lat obala. Nie ma wspólnego mianownika.
Nie mnie tu odpowiadasz, ale i tak się wtrącę. Bo JEST wspólny mianownik, jak najbardziej.

To, co nauka odkrywa, to część Boskiej Prawdy. Jeśli odkryje dobrze, tworzy wspólny mianownik z Boską Prawdą. Ale to, czego jeszcze nie odkryła i udowodniła, nie znaczy, że tego nie ma. Nie zapominaj o tym i nie zachowuj się jak ludzie sprzed odkrycia Kopernika, kategorycznie twierdząc, że czegoś nie ma, bo nie ma na to dowodów :).

Ludzkie interpretacje Boskich prawd zawarte w religiach jak najbardziej mogą odbiegać od życia, ale to też nie powód, żeby je deprecjonować i wyśmiewać. Jesteśmy jak te atomy w kamieniu, z których jeden wyśmiewałby inny, że porusza się w innym tempie i według innego wzoru. Tymczasem po to, żeby mógł zaistnieć kamień, one WSZYSTKIE są potrzebne i każdy z nich ma swoją określona rolę i wzór, w jakim się porusza. Dopiero suma tych różnych atomów i wzorów sprawia, że kamień jako całość, może zaistnieć.

Przemyśl to, o ile potrafisz i chcesz… :)
Ostatnio zmieniony 09 lip 2010, 9:46 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Boga (bogów) Nie Ma

192
grgkh pisze:Ale przecież nauka to doświadczalne sprawdzanie reguł działania świata.
a jak myślisz , ze ci co budowali piramidy tego nie robili ? a pośród tych co posiadali najwiekszą wiedze to byli kapłani
grgkh pisze:Nauka to logika myślenia. A wiara to zaprzeczenie tego.
tubylcy daja sobie rade w dżungli nie tylko przez wiare ale i dla tego , że potrafia mysleć niezależnie ,
kazdy naukowiec pracujacy w labolatorium na poczatku swego experymentu rozpoczyna od wiary zanim dojdzie do odkrycia czegoś nowego
grgkh pisze:odczuwasz czasem niechęć.............
raczej litość i współczucie wobec tych , którzy sądzą , ze nauka sie nie rodzi z wiary ( tzn nie z wiary w ksiedza proboszcza :ahah:)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 8:27 przez Crows, łącznie zmieniany 2 razy.
:
:

..PHZ - poza horyzontem zdarzeń ..

Re: Boga (bogów) Nie Ma

193
Crows pisze:tubylcy daja sobie rade w dżungli nie tylko przez wiare ale i dla tego , że potrafia mysleć niezależnie ,
kazdy naukowiec pracujacy w labolatorium na poczatku swego experymentu rozpoczyna od wiary zanim dojdzie do odkrycia czegoś nowego
Wiary w co? ;) Mnie się zdaje, że eksperymentując bada się pewne tezy, przypuszczenia, hipotezy celem ich potwierdzenia bądź odrzucenia. Wiele odkryć powstało w całkiem odwrotnym procesie - niewiary w istniejące koncepcje, obraz świata czy opisy rzeczywistości. Wiele przez przypadek :)
Motyw "wiary" miałby tu dość ogólne, potoczne znaczenie w sensie "spodziewania się" czegoś, myślenia życzeniowego, chęci potwierdzenia zastałego przekonania. Jednak mimo tej "wiary" podejmuje się badania wystawiające ową "wiarę" na próbę, sprawdzenie, weryfikację.
Oczywiście w tym znaczeniu wiara nie ma nic wspólnego z wiarą religijną. W eksperymencie pracuje się nad dowodami, bez jakich obywa się wiara religijna.

Co do tubylców mamy dwie sprawy. Umiejętności przystosowawcze, radzenie sobie w pewnych warunkach co występuje jednocześnie z myśleniem magicznym. Wbrew pozorom to pewna całość. Myślenie w kategoriach magicznych, nadprzyrodzonych, to także przejaw radzenia sobie w świecie, porządkowanie go, oswajania i nadawania sensu. A niby to nieracjonalne ... :)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 13:01 przez bezemocji, łącznie zmieniany 2 razy.
Przy nieznajomości rzeczy czy lepiej nic nie mówić i uchodzić za idiotę, czy otworzyć gębę i .... rozwiać wszelkie wątpliwości? :rolleyes:

Re: Boga (bogów) Nie Ma

194
bezemocji pisze:
Crows pisze:tubylcy daja sobie rade w dżungli nie tylko przez wiare ale i dla tego , że potrafia mysleć niezależnie ,
kazdy naukowiec pracujacy w labolatorium na poczatku swego experymentu rozpoczyna od wiary zanim dojdzie do odkrycia czegoś nowego
Wiary w co? ;) Mnie się zdaje, że eksperymentując bada się pewne tezy, przypuszczenia, hipotezy celem ich potwierdzenia bądź odrzucenia. Wiele odkryć powstało w całkiem odwrotnym procesie - niewiary w istniejące koncepcje, obraz świata czy opisy rzeczywistości. Wiele przez przypadek :)
Motyw "wiary" miałby tu dość ogólne, potoczne znaczenie w sensie "spodziewania się" czegoś, myślenia życzeniowego, chęci potwierdzenia zastałego przekonania. Jednak mimo tej "wiary" podejmuje się badania wystawiające ową "wiarę" na próbę, sprawdzenie, weryfikację.
Oczywiście w tym znaczeniu wiara nie ma nic wspólnego z wiarą religijną. W eksperymencie pracuje się nad dowodami, bez jakich obywa się wiara religijna.
Owszem, mowa nie o wierze w Boga, a o wierze, że eksperyment się uda, po prostu. Czy też cała długotrwała seria eksperymentów, prób itd mających na celu wykazanie czegoś. Gdyby naukowiec nie miała wiary, że to, co robi przyniesie efekt, w ogóle by tej pracy nie zaczynał.

A to, co nazywasz "przypadkiem", procesem "niewiary", że coś jest tak, nie inaczej itd to nic innego jak tylko metody dotarcia do celu, które wynikają z wiary naukowca, że coś odkryje (zbada, udowodni itp). Gdyż nie wierząc, że coś jest tak, jak mówią zgodnie z jakąś koncepcją, i tak wierzy się, że albo to się potwierdzi, albo nie... :).

Tu jest kilka "stopni" tej wiary nakładających się na siebie. Mowa o tym najgłębszym (czy najobszerniejszym), które jest ponad wszystkie i jakby zawiera je w sobie. Jeśli chodzi o naukowca to jest właśnie jego wiara w to, że to, co robi, mas sens i przyniesie mu efekt.
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 14:46 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Boga (bogów) Nie Ma

195
Piszemy o tym samym. Wierze niereligijnej.
Stąd nie włączam motywu religii do eksperymentów, bo te opierają się na dowodach.

A to, co nazywasz "przypadkiem", procesem "niewiary", że coś jest tak, nie inaczej itd to nic innego jak tylko metody dotarcia do celu, które wynikają z wiary naukowca, że coś odkryje (zbada, udowodni itp). - albo obali panujący pogląd.
Jak o płaskiej ziemi. W płaską ziemię już nie wierzymy.
Swoją drogą niepomiernie rozszerzając pojęcie "wiary" sam Dawkins uznał, że jest człowiekiem głęboko wierzącym. Rzecz jasna nie religijnie. :)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 15:07 przez bezemocji, łącznie zmieniany 1 raz.
Przy nieznajomości rzeczy czy lepiej nic nie mówić i uchodzić za idiotę, czy otworzyć gębę i .... rozwiać wszelkie wątpliwości? :rolleyes:

Re: Boga (bogów) Nie Ma

196
No właśnie, bezemocji, tak to jest... :)

Ja osobiście łączę to sprawnie ze wszystkim, co do tej pory tu mówię. Ta wiara (niekoniecznie religijna czy w Boga w ogóle, rzecz jasna) jest u podstaw natury ludzkiej i wynika z tej "Boskiej cząstki", która jest w każdym człowieku. Czyli tej części pozytywnej (zwanej duszą? :)).

Nawet ateista (dobrze widzę, jesteśmy w rubryce "Ateizm"?) kieruje się w życiu wiarą, aczkolwiek poznałam jednego, który jest tak przeczulony na punkcie religii, że samo słowo "wiara" budzi w nim tak głęboki protest, że używa go jedynie w zaprzeczeniu: nie wierzę, że coś tam. Natomiast w twierdzeniu użyje 150 innych słów typu mam nadzieję, spodziewam się itp, itd, byle by nie powiedzieć po prostu wierzę, że... Paranoja... :)).

Nie jest ważne, czy wierzy, że ma duszę, religia i cokolwiek ludzie stworzyli to tylko jakieś tam "usprawiedliwienie", wyjaśnienie, interpretacja życia i to niekoniecznie bliska prawdy uniwersalnej. Więc w cokolwiek ktokolwiek wierzy, nie zmienia faktu, że jest człowiekiem i ma uczucia (tę część w sobie, która jest uniwersalna, czy się w to wierzy czy nie) i zdolność wybierania wartości między negatywnymi a pozytywnymi. I że jego pozytywna natura sprawia, iż w życiu, cokolwiek robi, kieruje się wiarą z niej wynikającą (i czasami nawet nie uświadomioną).

(są jeszcze pesymiści, którzy, co prawda, zaburzają wpływ swojej pozytywnej natury i naturalnej wiary, ale nawet oni się nią kierują, bo nie sposób żyć, nie wierząc w nic, choćby w to, że jak się wyjdą z domu, to się do niego wrócą... :))
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 15:32 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Boga (bogów) Nie Ma

197
Przepraszam, że to piszę, ale czytając wiadomości w tym temacie śmiem twierdzić, że większość z Was nie wie, kto to jest ateista...

Ateista nie wierzy w Boga, tzn mówi, że Go nie ma. I tutaj większość z was kończy. Ale to wcale nie jest ateista!

Ateistą jest ten, kto w sferze rozumowej, uczuciowej i wolitywnej odrzuca Pana Boga. Ateistą prawdziwym jest człowiek, który nie wierząc w Boga, świadomie go odrzuca, ale i swoim zachowaniem ukazuje, że nie ma w jego życiu dobra... a więc czyni zło, bo skoro Boga nie ma, to nie ma i dobra.

A więc ateizm, to nie tylko brak dowodów na istnienie Boga, ale to także świadome Go odrzucenie oraz czyny złe wskazujące na brak Dobra.

Dlatego też może ktoś z Was słyszał, że prawdziwych ateistów nie ma...
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:01 przez monastyczny, łącznie zmieniany 1 raz.
http://monastyczny.blogspot.com/

Re: Boga (bogów) Nie Ma

198
Monastyczny, absolutnie się z Tobą nie zgadzam!

Sama ateistką nie jestem, ale znam wielu ateistów, ludzi na wysokim poziomie i którzy mają taki "kręgosłup moralny", że daj Boże każdemu... :). Dlaczego utożsamiasz odrzucenie wiary w istnienie Boga z zaprzeczeniem humanizmowi? Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, ateista jest tak samo człowiekiem jak katolik, muzułmanin czy jakiś człowiek z buszu, który nie zna żadnej religii. I tak samo ma uczucia jak każdy inny człowiek. I również tak samo wybiera wartości.

Odrzucenie ideologii nie idzie w parze ze "zwierzęceniem" (przepraszam wszystkie zwierzęta, one nie znają "zła", człowiek takie durne określenie wymyślił :)). Może i tego Ciebie w tym seminarium uczą, ale masz oczy i sam powinieneś widzieć, jak to faktycznie w życiu jest. Śmiem twierdzić, że więcej "zła" robią fanatycy religijni niż ateiści.
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:08 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Boga (bogów) Nie Ma

199
monastyczny pisze:Ateistą jest ten, kto w sferze rozumowej, uczuciowej i wolitywnej odrzuca Pana Boga. Ateistą prawdziwym jest człowiek, który nie wierząc w Boga, świadomie go odrzuca, ale i swoim zachowaniem ukazuje, że nie ma w jego życiu dobra... a więc czyni zło, bo skoro Boga nie ma, to nie ma i dobra.

A więc ateizm, to nie tylko brak dowodów na istnienie Boga, ale to także świadome Go odrzucenie oraz czyny złe wskazujące na brak Dobra.
W przeciwienstwie do ludzi wierzacych, ktorzy w zyciu by nie pomysleli o czynieniu zla...

Ateista to czlowiek, ktory nie uznaje istnienia Boga. I na tym koniec.
Wszystko, co nas otacza jest stworzone przez Boga - takze to, co ludzie nazywaja zlem.
Ateisci prowadza takie same zycie - wypelnione tzw. zlem i dobrem - jak kazdy inny czlowiek.
Oczywiscie- w oczach Boga nic nie jest zlem...

A tak swoja droga to wolalabym miec przyjaciol ateistow niz tzw. wierzacych , ktorzy pluja jadem i nienawiscia bo sie Swietego Rydzyka nasluchali...
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:09 przez Krystek, łącznie zmieniany 1 raz.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: Boga (bogów) Nie Ma

200
Ale w rubryce Ateizm stwierdzenia, że wiara (ta potoczna) wynika z boskiej cząstki, to chyba przejaw .... wiary? ;)
Czy to bezspornie dowiedziony fakt, pozwalający go obwieszczać z pewnością siebie niczym Miłującemu?
Oczywiście przekonanie o "boskiej cząstce" to kwestia wiary, tej religijnej. Niekoniecznie angażowanej w eksperymenty.
Tak czy owak banalną jest obserwacja, że wszyscy w coś wierzą, czegoś się spodziewają, mają nadzieję, mają myślenie życzeniowe itp. To właściwość naszej umysłowości i psychiki. Czy wynika ona z nadprzyrodzonego czynnika, to już kwestia, no właśnie ... wiary. Jak to mawiają Wiagra Nadzieja i Miłość :)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:16 przez bezemocji, łącznie zmieniany 1 raz.
Przy nieznajomości rzeczy czy lepiej nic nie mówić i uchodzić za idiotę, czy otworzyć gębę i .... rozwiać wszelkie wątpliwości? :rolleyes:

Re: Boga (bogów) Nie Ma

201
No, owszem, pisze to, w co wierzę (i co wiem :)). Dlatego z taka pewnością siebie, ale, w przeciwieństwie do Miłującego swoje powiem i zamilknę, nie będę narzucała na siłę mojego punktu widzenia. Bo on mi mówi jednocześnie, że to, do czego ja doszłam, każdy SAM powinien dojść... :)
bezemocji pisze:Tak czy owak banalną jest obserwacja, że wszyscy w coś wierzą, czegoś się spodziewają, mają nadzieję, mają myślenie życzeniowe itp. To właściwość naszej umysłowości i psychiki. Czy wynika ona z nadprzyrodzonego czynnika, to już kwestia, no właśnie ... wiary.
Widzisz, banalna obserwacja, a jednak ludzie nie potrafią tego dostrzec... :). Bezemocji, nie ma znaczenia, jak to nazwiesz, Ty mówisz "właściwość naszej umysłowości i psychiki" (umysłowości to chyba nie, umysł jest "przynależny" do rzeczywistości materialnej, czyli negatywnej i to właśnie umysł potrafi człowieka odciągnąć od tej cechy). A chodzi wciąż o to samo: nasza natura jest pozytywna i dopóki umysł się nie wtrąci, odruchowo (czyli instynktownie) wierzymy...
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:27 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Boga (bogów) Nie Ma

202
monastyczny pisze:Ateistą prawdziwym jest człowiek, który nie wierząc w Boga, świadomie go odrzuca, ale i swoim zachowaniem ukazuje, że nie ma w jego życiu dobra... a więc czyni zło, bo skoro Boga nie ma, to nie ma i dobra.
Prawdziwy ateista ukazuje, że w jego życiu nie ma dobra i czyni zło. Istny łajdak, potwór, złodziej, morderca i zbereźnik. Bardzo pocieszna własna projekcja ateisty "prawdziwego". :) Przy okazji jednym skokiem myślowym człowiek wątpiący czy niewierzący został człowiekiem złym. Nic nie potwierdza tego śmiałego odkrycia. Czy buddysta nie wierzący w Boga jest człekiem złym? Czy miliony ludzi bardzo etycznych, współczujących, po prostu dobrych? Nie potwierdzają tego rozliczne badania. Jedno z nich opisałem - socjologa nad religijnością, a raczej jej braku w krajach skandynawskich. Wiele wyników świadczy, że wierzący i niewierzący dokonują wyborów moralnych bez różnicy (np. Marca Hausera).
Ciekawe były badania postaw współczucia, bezinteresowności i pomocy wśród amerykańskich lekarzy. Kto z nich wykazywał sie najwiekszą empatią? - niewierzący. :)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:39 przez bezemocji, łącznie zmieniany 1 raz.
Przy nieznajomości rzeczy czy lepiej nic nie mówić i uchodzić za idiotę, czy otworzyć gębę i .... rozwiać wszelkie wątpliwości? :rolleyes:

Re: Boga (bogów) Nie Ma

203
bezemocji pisze:Ciekawe były badania postaw współczucia, bezinteresowności i pomocy wśród amerykańskich lekarzy. Kto z nich wykazywał sie najwiekszą empatią? - niewierzący. :)
ciekawa musiała być aparatura która to mierzyła , :ahah:
ateista to tez człowiek dlaczego miałby tylko posiadać negatywne cechy ? ;)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:47 przez Crows, łącznie zmieniany 1 raz.
:
:

..PHZ - poza horyzontem zdarzeń ..

Re: Boga (bogów) Nie Ma

204
A jaką "aparaturą" skandynawów badał socjolog Zuckerman przez cały rok? :)
Jak bada wybory moralne Marc Hauser? (to bardzo pomysłowe eksperymenty). Nauka ma swoje metody, może to i śmieszne ...

Też uważam, że z automatu sama wiara nie czyni człowieka dobrym. Kto siedzi w polskich więzieniach? ;)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:58 przez bezemocji, łącznie zmieniany 1 raz.
Przy nieznajomości rzeczy czy lepiej nic nie mówić i uchodzić za idiotę, czy otworzyć gębę i .... rozwiać wszelkie wątpliwości? :rolleyes:

Re: Boga (bogów) Nie Ma

205
bezemocji pisze:
monastyczny pisze:Ateistą prawdziwym jest człowiek, który nie wierząc w Boga, świadomie go odrzuca, ale i swoim zachowaniem ukazuje, że nie ma w jego życiu dobra... a więc czyni zło, bo skoro Boga nie ma, to nie ma i dobra.
Prawdziwy ateista ukazuje, że w jego życiu nie ma dobra i czyni zło. Istny łajdak, potwór, złodziej, morderca i zbereźnik. Bardzo pocieszna własna projekcja ateisty "prawdziwego". :) Przy okazji jednym skokiem myślowym człowiek wątpiący czy niewierzący został człowiekiem złym. Nic nie potwierdza tego śmiałego odkrycia. Czy buddysta nie wierzący w Boga jest człekiem złym? Czy miliony ludzi bardzo etycznych, współczujących, po prostu dobrych? Nie potwierdzają tego rozliczne badania. Jedno z nich opisałem - socjologa nad religijnością, a raczej jej braku w krajach skandynawskich. Wiele wyników świadczy, że wierzący i niewierzący dokonują wyborów moralnych bez różnicy (np. Marca Hausera).
Ciekawe były badania postaw współczucia, bezinteresowności i pomocy wśród amerykańskich lekarzy. Kto z nich wykazywał sie najwiekszą empatią? - niewierzący. :)
Nie rozumiecie...

ja po prostu napisałem, że tak na prawdę ateistów nie ma.

Ateiści, nawet Ci, co mówią, że są najprawdziwszymi, to tak na prawdę nie wiedzą kim są.

Ateistą powinien być łajdak itp. Jeśli nie jest łajdakiem znaczy się, że nie jest prawdziwym ateistą...

To tak jak sataniści... Wielki mi to satanista, który pisze wszędzie 666. Z niego taki satanista jak z koziej........
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 16:59 przez monastyczny, łącznie zmieniany 1 raz.
http://monastyczny.blogspot.com/

Re: Boga (bogów) Nie Ma

206
monastyczny pisze:Nie rozumiecie...

ja po prostu napisałem, że tak na prawdę ateistów nie ma.

Ateiści, nawet Ci, co mówią, że są najprawdziwszymi, to tak na prawdę nie wiedzą kim są.

Ateistą powinien być łajdak itp. Jeśli nie jest łajdakiem znaczy się, że nie jest prawdziwym ateistą...

To tak jak sataniści... Wielki mi to satanista, który pisze wszędzie 666. Z niego taki satanista jak z koziej........
Nareszcie widze, ze gdzies sie mozemy przyblizyc w pogladach...

Jesli ludzie potrzebuja myslec, ze sa ateistami- to niech im Bog blogoslawi.
(zabawne jest -dla mnie- to, ze ci, ktorzy twierdza, iz Boga nie ma sa tymi, ktorzy Go na okraglo chca zwalczac....Ciekawe- walka z czyms, co nie istnieje...)

Wydaje mi sie, ze widze teraz lepiej, co chciales powiedziec.
Dla mnie - Bog istnieje i jest w kazdym czlowieku.

Co by z tego wynikalo- twoja definicja jest bledna. Bo ty zakladasz, ze czlowiek MUSI uznac Boga aby byc zdolnym do czynienia dobra. I ze jesli nie uzna Boga to nie bedzie mial pojecia jak czynic dobro.
Takie zalozenie jest absolutnie bez sensu.

Wiec jedyne z czym ja sie moge zgodzic jest to: wedlug tego, w co ja wierze kazdy z nas jest stworzony przez Boga i kazdy jest czescia Boga. Bedac czegos czescia nie mozesz sie tego wyprzec...Wiec tak naprawde ateizm nie istnieje.
Ale jesli sa ludzie, ktorzy swiadomie odrzucaja istnienie Boga - to wcale nie znaczy, ze oni takze odrzucaja dobre uczciwe zycie, pelne milosci do innych.
Z tej prostej przyczyny ludzie moga uznawac sie za ateistow -ale , wedlug mnie, kazdy z nich i tak ma Boga w sobie, bo kazdy z nich ma dusze...I kazdy jest czescia tego, co Bog stworzyl.
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 17:05 przez Krystek, łącznie zmieniany 2 razy.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: Boga (bogów) Nie Ma

207
Napisałeś, że prawdziwy ateista odrzuca dobro, a czyni zło.
monastyczny pisze:Ateistą jest ten, kto w sferze rozumowej, uczuciowej i wolitywnej odrzuca Pana Boga. Ateistą prawdziwym jest człowiek, który nie wierząc w Boga, świadomie go odrzuca, ale i swoim zachowaniem ukazuje, że nie ma w jego życiu dobra... a więc czyni zło, bo skoro Boga nie ma, to nie ma i dobra.
Piszesz o swojej konstrukcji, nie rzeczywistych ludziach. Chyba nikt nie zakłada, że brak obecności Boga zwalnia człowieka z bycia dobrym. Wobec bliskich, dzieci, przyjaciół czy dalekich nieznanych ludzi w pomocy charytatywnej.
Skąd wniosek, skąd takie założenie - "Ateistą powinien być łajdak itp. Jeśli nie jest łajdakiem znaczy się, że nie jest prawdziwym ateistą... "?
:)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 17:11 przez bezemocji, łącznie zmieniany 2 razy.
Przy nieznajomości rzeczy czy lepiej nic nie mówić i uchodzić za idiotę, czy otworzyć gębę i .... rozwiać wszelkie wątpliwości? :rolleyes:

Re: Boga (bogów) Nie Ma

208
Bezemocji, a może klerycy tak muszą?... :)

Wiesz, wpaja się im teorie, a ich zadaniem jest uwierzyć, że tak jest w istocie?... No bo sam zobacz, przecież "ludzkie uczucia" ateisty idą w parze z tym, co Jezus nakazał, nie może przecież tak być! ;) Zatem jak ktoś się uważa za ateistę, to dla zasady ma być "złym" człowiekiem... Tak jest po prostu prościej i wyraźnie odróżnia się "dobro" (wiarę w Boga, najchętniej w konkretnej religii) i "zło", odrzucenie wiary w Boga... ;)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 17:32 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Boga (bogów) Nie Ma

209
Lidka pisze:Bezemocji, a może klerycy tak muszą?... :)

Wiesz, wpaja się im teorie, a ich zadaniem jest uwierzyć, że tak jest w istocie?... No bo sam zobacz, przecież "ludzkie uczucia" ateisty idą w parze z tym, co Jezus nakazał, nie może przecież tak być! ;) Zatem jak ktoś się uważa za ateistę, to dla zasady ma być "złym" człowiekiem... Tak jest po prostu prościej i wyraźnie odróżnia się "dobro" (wiarę w Boga, najchętniej w konkretnej religii) i "zło", odrzucenie wiary w Boga... ;)
No wlasnie, bo od kiedy kosciol martwil sie o taki maly problem jak logika, prawda czy obiektywnosc.... :P
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 17:43 przez Krystek, łącznie zmieniany 2 razy.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: Boga (bogów) Nie Ma

210
monastyczny pisze:ja po prostu napisałem, że tak na prawdę ateistów nie ma.

Ateiści, nawet Ci, co mówią, że są najprawdziwszymi, to tak na prawdę nie wiedzą kim są.

Ateistą powinien być łajdak itp. Jeśli nie jest łajdakiem znaczy się, że nie jest prawdziwym ateistą...

To tak jak sataniści... Wielki mi to satanista, który pisze wszędzie 666. Z niego taki satanista jak z koziej........
Pomieszanie z poplątaniem. Jak ateista to na pewno teista tylko jeszcze tego nie wie. Jak pisze trzy szóstki to na pewno satanista a nie wandal (satanista, nomen omen, podobnie jak porządny chrześcijanin, winien akurat wiedzieć, że owe trzy szóstki nie wytrzymały papirologiczej próby czasu i napisałby coś zupełnie innego - w Google szukamy frazy 'dr Aitken') ;)
Ostatnio zmieniony 10 lip 2010, 18:09 przez Artur, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam
Artur ♆

Żyjemy w czasach, gdzie wytwory schorowanej wyobraźni mają większe prawo obywatelstwa niż rzetelne myślenie.

Wróć do „Ateizm i agnostycyzm”

cron