Nebogipfel pisze:Kiedy pojawia się ta większa perspektywa?
Wiara w siebie być może, lecz w zaświaty?
Gdyby wiara kreowała świat..to politycy spełnialiby pokładane w nich nadzieję, wiarę, iż coś zmienią.
Dostaje się zwykle figę z makiem.
Ta perspektywa pojawia się wraz z wiarą, że życie tu, w formie materialnej, nie jest 'całością' naszego istnienia. Wiara w to dosłownie otwiera 'drzwi' do tej szerszej perspektywy. Nie jest do tego konieczny Bóg.
To, co ma moc sprawczą (najsilniejszą), to nie nasze słowa i czyny, a uczucia. Czyli to sfera tak głęboka, że żeby je naprawdę dostrzec, trzeba poznać samego siebie w pierwszej kolejności. I być uczciwym względem samego siebie.
Świat polityki to nie jest świat 'czystych intencji'. Można je mieć, ale można je szybko stracić. Bo polityka to dosłownie jarmark 'ego'... (i tu doskonale sprawdza się stwierdzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia).
Można założyć, że nawet w tym świecie są ludzie o czystych intencjach i niepodatni na pokusy 'ego' (bo z pewnością są tacy). Ale stwarzanie rzeczywistości to jak przeciąganie liny, liczy się siła. Przeciągnie ten, który jest silniejszy. Jeśli jedna osoba usiłuje stworzyć coś 'na plus', wchodzi w relację z wieloma innymi, którym to 'nie na rękę', bo mają inne intencje i inne uczucia. Zatem siła wielu innych przejmie dowodzenie, bo pojedynczy człowiek nie wydobędzie w sobie mocy wielu, musiałby całkowicie wyrzec się 'ego', żeby to zrównoważyć, a i tak jego działanie zostanie szybko zmienione przez masy z innymi intencjami.
Bo rewolucję zaczyna się od samego siebie, od jednostki. I im więcej takich jednostek, tym większa siła sprawcza.
Ale my tu w temacie, w co wierzą ateiści?
OK, skończę w tym tonie. Zatem nawet ateiści mogą stworzyć świat bez wojen i tzw. 'zła'. Bo nie wiara w Boga jest gwarantem 'dobra' i stwarza je, a nasze własne uczucia i podejście do życia. Z historii wiemy, że wiara w Boga też potrafi przynieść okrucieństwo nie mieszczące się w głowie...