Dzieło O powstawaniu gatunków pojawiło się w czasie odpowiednim dla tych, którzy nie chcieli uznać Biblii za Słowo Boże. Rozkwitał wtedy flirt człowieka z nauką, która swymi obietnicami i osiągnięciami zachwyciła, wręcz oczarowała społeczeństwo. Niczym szarmancki konkurent zasypała je nowoczesnymi prezentami — podarowała teleskop, mikroskop i maszynę parową, a później także prąd elektryczny, telefon i samochód.
Ponadto technika zdążyła już zainicjować rewolucję przemysłową, dającą przeciętnym ludziom nieosiągalne wcześniej korzyści materialne.
Tymczasem religię uważano za hamulec postępu. Zdaniem niektórych utrzymywała ludzi w ciemnocie, uniemożliwiając im dotrzymanie kroku szybkiemu rozwojowi nauki. Ateiści zaczęli głośno i bez skrępowania wyrażać swe poglądy. Jak napisał Richard Dawkins, „Darwin sprawił, że ateizm jest w pełni satysfakcjonujący intelektualnie”. Nauka stawała się dla ludzkości nową nadzieją na zbawienie.
Wcześniej tak nie było.
NA POCZĄTKU XIX stulecia między religią a nauką panowały dość przyjazne stosunki.
Zaledwie dwa lata przed wydaniem dzieła O powstawaniu gatunków Louis Agassiz, biolog i profesor Uniwersytetu Harvarda, napisał, że świat żywy dowodzi
„planowego działania, mądrości i wielkości” oraz że głównym celem historii naturalnej jest analizowanie „myśli Stwórcy Wszechświata”.
Re: Skutki przyjęcia "Teorii ewolucji"
1
Ostatnio zmieniony 30 mar 2011, 20:39 przez Miłujący Prawdę, łącznie zmieniany 1 raz.