7
autor: lapicaroda
Wszystko zależy od wyznawanej wiary. Jeśli szczególną siłę daje nam odniesienie do sakramentu spowiedzi, jeśli to po nim, a nie np po medytacji czujemy się oczyszczeni duchowo- myślę, że jest to jakieś przygotowanie do śmierci. Ale ''przygotowanie'' w tych warunkach oznaczałoby regularne chodzenie do spowiedzi, a w naszym zagonionym świecie- nie wiem, czy się da.
Poza tym- są sytuacje nagłe, wypadki...już nie wspominam o tym nawet w kontekście katastrofy. Ja jestem np. ŚWIADOMA, że życie dla mojego CIAŁA, może się skończyć w każdej chwili.Że mogą być to ułamki sekundy, że mogę umrzeć we własnym łóżku w męczarniach, świadoma że odchodzę, mogę zginąć jutro od jednego strzału czy uderzenia, nie zauważając tego. (stąd mamy błąkające się dusze, one nie są jak się mówi ''potępione'', tylko po prostu nie zauważyły że mają odejść) Prawdziwe życie jest dla mnie nieskończonością, tak mi przynajmniej kiedyś przekazał mój opiekun, gdy się z nim przekomarzałam i chciałam, żeby policzył ile lat jest przy mnie: Setki, dochodzące do tysiąca twoich inkarnacji. Prawdziwe ''życie'' to nieskończoność, jesteś stara jak świat, a może i jeszcze starsza. To tylko ciała się zużywają.
Myślę, że wystarczy nie bać się śmierci, pamiętać, że tylko ciało umiera, że możemy pójść dalej, czy to inkarnować, czy jak wierzy większość ludzi- do Raju...Właśnie, tutaj mnie drażni wiara w Piekło i Potępienie...to dlatego boimy się śmierci. Dla mnie odpowiednikiem potępienia jest to, że moja kolejna droga będzie trudniejsza od poprzedniej w następnej inkarnacji. Myślę, że teraz mi jest tutaj tak trudno, bo dawniej trochę narozrabiałam...
Jak śpiewał Nick Cave ''Just remember, the death is not the end...''
Ostatnio zmieniony 13 kwie 2010, 16:23 przez
lapicaroda, łącznie zmieniany 1 raz.