Religia to jest bardzo osobista kwestia. Nie obchodzi mnie jakiś konkretny trend, bo wydaje mi się, że mnie do wspomnianych forumowiczów zaliczasz, i wcale nie neguję.
Ja po prostu wierzę w to, czego doświadczam, co do mnie przemawia. Kiedyś byłam ateistką, później zrozumiałam, że nie da się wierzyć w ''nic'', bo świat nie raz dał mi świadectwo, że jest owe ''coś więcej ''.
Nie zauważyłam, żeby to był jakiś trend, bardziej widzę natomiast wstyd ze strony katolików, którym głupio, że chodzą do kościoła. Tzn. wypowiadam się za swoje otoczenie. Czego tu się wstydzić? Jeśli się w coś wierzy i to przynosi osobistą korzyść, co innym do tego?
Zauważyłam, że dziś bycie ateistą jest przez młodych postrzegane jako oznaka inteligencji, tudzież oczytania i tym podobnych.
Mogę się wypowiedzieć ze swojej strony:
-Niechęć do organizacji- a bo uważam, że religia i jej doświadczanie to coś bardzo intymnego, każdy sam powinien odnaleźć swoją drogę do Boga, a w tłumie i narzuconych formułkach, trudno o to.
-Biblia jest słowem Bożym, a na pewno jest w niej wiele prawdy. To, że odnoszę się do niej sceptycznie (vide: zebrane przez człowieka, jak nie patrzeć), nie oznacza, że jej nie uznaję. Wiele przekazów ma dla mnie znaczenie.
-Chrystusa uznaję jako męczennika i postać historyczną, jak najbardziej! Wiara chrześcijańska bardzo Go gloryfikuje i robi z niego Boga #2, czasami zapominając o Jego przesłaniu...
-Czy Bóg jest moim przyjacielem? Ja nie wiem w ogóle, czym jest Bóg, nie umiem go zdefiniować i może na tym polega jego wielkość, że nigdy nie ogarniamy jego istoty. Rozmawiam ze swoim Opiekunem, vel. Aniołem Stróżem.
Nie wiem, jaka jest przyszłość chrześcijaństwa.