Ówcześni Jezusowi chyba rozumieli, w czym rzecz, ale bardziej to czuli, niż wiedzieli. Słowami nie potrafili określić tego, co Jezus im dawał (oczywiście zwłaszcza ci, którzy mieli to szczęście być z Nim na co dzień).
A Ci, którzy zdecydowali się to ująć w słowa i zapisać, wypaczyli ideę miłości... Podciągnęli ją pod swoje zrozumienie i 'ego', nie zauważywszy, iż w ogóle takowe mają i że Jezus głosił prawdy wychodzące ponad nie, prawdy mówiące o tym, że każdy ma w sobie moc zwyciężenia ludzkiego 'ego' i wystarczającą ilość miłości, żeby oprzeć się każdemu 'złu', wystarczy, że ją w sobie odnajdzie.
Na tej bazie powstało chrześcijaństwo. Nie na bazie miłości, jaką żył i głosił Jezus, a na bazie ludzkiego zrozumienia słów Jezusa. A właściwie niezrozumienia ich...
Jezus wielokrotnie 'odżegnywał się' od 'inności' z każdym innym człowiekiem, powtarzał, że każdy jest taki sam, a mimo wszystko chrześcijaństwo oddzieliło Go od reszty ludzkości, widząc w Nim Boga, a ideę pójścia za Nim jako 'jedynie słuszną' prawdę.
Tymczasem to nie chodziło o 'pójście za Jezusem', a o pójście za miłością, którą każdy ma w sobie i którą Jezus reprezentował i wyjaśniał (a także pokazywał praktycznie). I taki obraz (wypaczony na ludzki sposób) jest kultywowany do dziś, na różne sposoby, stąd tyle odłamów chrześcijańskich religii. One wszystkie bazują na 'słowie', interpretując je na wiele możliwych sposobów (oczywiście 'jedynie słusznych'
) i jakby zapominają, że to nie ono ma wartość, ale to, co się za słowem kryje, czyli MIŁOŚĆ.
Gdyby ludzkość poszła za głosem miłości, a nie słów o niej, nie byłoby różnych odłamów religii, wojen krzyżowych, palenia na stosach i w ogóle 'zła' pod jakąkolwiek postacią. Ale tak się nie stało...
Czy chrześcijaństwo zmieni swoje oblicze i zrozumie wreszcie, że nie w słowach (wypaczonych) wartość? Nie mam pojęcia. Przez te 2000 lat takie uwarunkowanie jest tak silne i trwałe, że nie wiem, co by musiało się zdarzyć, żeby skruszyło się... Myślę, że może do tego dojść, ale nie 'odgórnie', a 'oddolnie': im więcej pojedynczych osób, każda na swój sposób, zechce zrozumieć
ideę miłości, tym mniej będzie 'betonowych' tradycjonalistów... (przepraszam, to nie w celu obrażenia kogokolwiek, ale wykazania, jak 'twarde' jest to uwarunkowanie). Oczywiście jest to proces długotrwały i oparty na świadomości indywidualnej każdego człowieka.