Nebo, ludzie się zmienili, bo i mentalność się zmieniła. Ale jedno jest tu niezmienne: zdolność do kochania, ma ją każdy człowiek od zarania dziejów. Także emocje pozostają niezmienne: zazdrość zawsze była zazdrością, zawiść zawiścią, współczucie współczuciem, miłość miłością itd. Zmieniły się tylko okoliczności, które są bodźcem do wytwarzania tychże emocji.
Ale, ale, jeszcze coś się zmieniło: człowiek nabył
świadomości (mówię ogólnie), że część emocji pochodzi od miłości (i te im służą), a część od 'ego' (i te ich niszczą). I aczkolwiek większość ludzi zdaje się tego w dalszym ciągu nie wiedzieć, ogólnie one już istnieją w ludzkiej świadomości.
(nabył też świadomości, że nie wszystko, co niewyjaśnione to 'Bóg osobiście', jak tysiące lat temu wierzono)
A w czasach Jezusa nie istniało to, co dziś zdefiniowane i znane (choć nie przez wszystkich uznane). Ludzie stykający się z Jezusem dosłownie
wyczuli na czym życie polega. Nikt tego nie umiał uzasadnić, ale nie tylko wierzono, co
wiedziano, którędy droga.
Dla kolejnych pokoleń oraz ludzi, którzy nigdy się z Jezusem nie zetknęli, pozostały już tylko słowa na ten temat, bez odczucia pozazmysłowego. I dlatego miłość jako uczucie dla religii stała się bardziej miłością teorią, do której trzeba się dopasować. Umysłową kalkulacją. Dlatego użyłam określenia, że Jezus 'usiłował'. Bo, koniec końców, chyba nie bardzo Mu się to udało, skoro rozumie się to teoretycznie, nie jako uczucie?...
Ale Chrystus był i JEST Miłością, więc jeśli ktoś ją czuje w swoim sercu i kieruje się nią w życiu, 'usiłowania' Jezusa - człowieka są jak najbardziej udane. Szkoda tylko, że tego nie widać po instytucjach z założenia związanych z duchowością...
My tu jesteśmy na forum dyskusyjnym, Nebo, ciężko pokazać praktykę... Ale myślę, że da się jej choć trochę zobaczyć na podstawie tego, jak dyskutujemy i jak się drugiego człowieka traktuje.
A Ty rozumiesz, co kryje się za przypowieściami bilijnymi i za słowami Jezusa?