Ja się bardzo cieszę, że fizycy odkryli to wszechobecne pole kwantowe imasz rację, każde odkrycie to kolejny krok, który odsłania nowe horyzonty. Jesteśmy w nim takimi 'punkcikami', które mają wrażenie swojej odrębności i w ogóle postrzegają bardzo niewiele. A jak już sobie coś w głowach zakodują, nawet jak nauka udowodni, że jest dokładnie odwrotnie, niż to postrzegamy i jesteśmy przekonani, te przekonania nie dają się przegonić, tkwimy w nich przez długie pokolenia, zanim to, co odkryte zostanie na tyle zasymilowane, że stanie się pewna 'normą', w którą już się przestanie wątpić...
Skąd zwierzę (tu głównie pies, jest najbardziej 'komunikatywny') wie, że jego pan się zbliża, albo że coś 'złego' się dzieje? Ludzie też to potrafią czuć względem swoich najbliższych, nazywają to 'przeczuciami'. A to jest po prostu jednoczesne odczuwanie, bo, tak naprawdę, nie ma nikogo 'osobno', nie ma odległości, jakie my postrzegamy, nie ma czasu... Pies jest doskonałym przykładem istoty, która, choć nie zdaje sobie z tego sprawy, bo nie racjonalizuje, doskonale wie, że wszystko jest energią i odzwierciedla energię swojego pana. Kto ma psa, jest w stanie zaobserwować, jak zmienia się psie zachowanie w stosunku do jego własnych myśli i uczuć, jak staje się adekwatne do nich. I może w ten sposób, bez użycia słów i gestów, porozumiewać się z psem.
Ale to wszystko nic, mówimy wciąż tylko o tym, co da się odkryć w naszej rzeczywistości i co nauka może wchłonąć. Ale ta sfera to tylko cząstka Całości, opierając się jedynie na niej, człowiek ogranicza się do zdobywania wiedzy (empirycznej). Niewątpliwie to cenne, nawet bardzo. Ale ta nauka nie obejmuje Życia całego, a tylko cząsteczkę. Cała pozostała część umyka nauce z powodu braku empirycznych dowodów.
Kiedyś ludzie traktowali tę część życia jako zasadniczą, aczkolwiek interpretacja zawsze potrafiła 'namieszać'. Dziś człowiek poszedł w drugą stronę: zawierza głównie temu, co twierdzi nauka (choć nawet naukowcy się mylą), traktując sferę pozamaterialną, że tak powiem, jako nieważną, nic nie wnoszącą. Tymczasem i jedno, i drugie to swego rodzaju zawężenie postrzegania. To, co objęłoby obie sfery równocześnie, byłoby chyba najbardziej optymalne i najwięcej dające.
Ale nie zanosi się chyba na to, żeby ludzie zechcieli przyjąć obie sfery jako dopełniające się, myślę, że najwyżej jako 'równoległe', ale w żadnym wypadku nie mające wiele wspólnego. Błąd... To jest nierozerwalna jedność. I ludzie wiedzą to od pradziejów, aczkolwiek pierwotnie nauka w ogóle nie istniała, dopiero dziś możemy to odkrywać. Wystarczy poszperać w Wedach, poczytać Kybalion i inne 'stare' wierzenia, żeby zorientować się, że w dużej mierze mówią dokładnie o tym, co dzisiejsza nauka jest w stanie odkryć.
A co zrobić z częścią, której nauka nie odkryje z powodu duchowej natury? (czyli energii tak subtelnych, że nawet nasze materialne doskonałe narzędzia ich nie wychwycą). Zdać się na siebie samego. Nasz organizm (i tu głównie sfera
psyche) jest tak genialny, że wychwytuje to, czego 'szkiełko i oko' (w super nowoczesnym wydaniu) nie daje rady.
Albo poczekać spokojnie do śmierci
(Dlaczego nie miałby wychwytywać czegoś, co jest jedną całością? To sfera
ratio blokuje postrzeganie)