Moze jeszcze taki komentarz z dziennika.pl , ktoś się z nim nie zgadza?
~adelaide2014-05-18 17:50
'' DONALDUŚ TUSK JEST BEZWOLNĄ KUKIEŁKĄ BUNDESKANZLERIN W JEJ POLITYCZNYM TEATRZE.
Jest bardzo wiele przykładów owych skutecznych, scenicznych lub zgoła "obscenicznych", podszeptów z Berlina. Dostarczają ich lata rządów Donalda Tuska i koalicji POWSI - PSL.
Przypomnę kilka; oto premier Tusk, ku zaskoczeniu wielu, już w czasie swojej pierwszej jako szefa rządu wizyty w Niemczech zdjął z porządku rozmów temat dla gospodarzy bardzo niewygodny: muzeum tzw. wypędzonych. Podobno nawet Władysław Bartoszewski był tym zdumiony.
Rząd koalicyjny POWSI-PSL z premierem Donaldem Tuskiem, zostawił tę sprawę Berlinowi i doprowadził do realizacji najlepszego dla Merkel scenariusza: oficjalna państwowa placówka w stolicy Niemiec może teraz bezkarnie fałszować historię za milczącą zgodą Polaków, strony najbardziej przecież zainteresowanej, czyli ofiar... To był pierwszy spektakularny Tuskowy „prezent na żądanie” dla Merkel. Rzecz jasna, pierwszy z wielu.
Później, premier z POWSI-PSL, posłusznie wycofał obiekcje rządu PiS-u w sprawie bezwarunkowego przedłużenia na kolejne 10 lat umowy o współpracy między Unią Europejską a Federacją Rosyjską. To też wpisywało się dziwnym trafem w politykę Berlina.
Następnie gabinet POWSI-PSL anulował zapowiadane wcześniej przez rząd Kaczyńskiego weto
w kwestii przyjęcia Moskwy do OECD (Organization for Economic Co-operation and Development), na czym bardzo zależało Rosjanom ze względów ekonomicznych i prestiżowych. Ale – dodajmy – naciskali na to Niemcy pełniący w Europie funkcję głównych ambasadorów Kremla.
Donald Tusk, nie zawsze powtarzał wszystko za Merkel jak za panią matką. Czasem – kiedy trzeba było – wymownie milczał.
Właśnie takie „głośne milczenie” Polski Donalda Tuska w sprawie Gazociągu Północnego było szczególnie po myśli i Berlina, i Moskwy. Mowa oczywiście o politycznej praktyce na arenie międzynarodowej, a nie popiskiwaniach rządu PO-PSL czynionych na użytek wewnętrzny, aby pokazać PiS-owi, że coś tam jednak rząd próbował.
Sufler Angela Merkel uruchamiała Donalda Tuska wtedy, gdy Niemcom było niewygodnie z czymś występować samemu lub coś blokować, ściągając na siebie gniew zainteresowanych państw. Tak było choćby z pomysłem rządu Węgier udzielenia przez UE antykryzysowej pomocy dla całej Europy Środkowo-Wschodniej (w tym oczywiście także dla Polski). Głównym płatnikiem byłby w tym momencie Berlin. Ale pani kanclerz nie musiała nawet zabierać głosu w tej sprawie: skutecznie wyręczył ją Tusk.
I to mimo że nasz kraj mógłby być beneficjentem tej pomocy!!!
W rezultacie to nasze państwo ściągnęło na siebie gniew Budapesztu i zawód innych krajów regionu. Tylko dlatego, że Tusk wystąpił jako tarcza Angeli Merkel.
Czasem szefowa rządu RFN w ogóle nie musi nic Tuskowi mówić. Wystarczy, że coś zrobi, a premier III RP od razu to małpuje. Tak było w sprawie ACTA. Lider PO upierał się przy nich do momentu, gdy usłyszał, że Berlin odmówił ich ratyfikacji. Wtedy raptownie stał się przeciwnikiem ACTA. Tak raptownie, że za zmianą nie nadążyła większość polityków Platformy.
Choroba premiera Tuska objawiająca się potakiwaniem kanclerz Merkel czasem ma bardziej finezyjną postać. Tak było choćby z umiejscowieniem rur Nordstreamu przed zespołem portowym Świnoujście-Szczecin, w praktyce ograniczyło to większym statkom możliwość wpływania do polskiego zespołu portów. Oczywiście stało się tak w interesie niemieckiego Rostocku. Tu rząd Tuska, owszem, protestował, ale na tyle późno, że nie miało to już żadnego znaczenia. Gdy PiS domagał się tego ponad rok wcześniej, to koalicja PO-PSL nabrała wody w usta i miała dwie lewe ręce. Potem odegrano tylko teatr – decyzje już zapadły.
Pakt fiskalny to znakomity przykład, że jak Angela Merkel idzie w lewo, to Donald Tusk też zmierza w tym samym kierunku, a jak kanclerz RFN skręca w prawo, to zaraz polski premier zrobi to samo. Na początku Tusk bezrefleksyjnie powtarzał wszystkie „argumenty” za, będące echem postawy Niemiec. Po spotkaniu z premierem Włoch zaczął mieć wątpliwości. Wystarczyło, żeby Merkel tupnęła nogą, aby Tusk karnie wrócił do propaktowego szeregu. Wszak „ordnung muss sein”.
Gdy w 2008 r. UE decydowała o pakiecie klimatycznym, to dosłownie „za pięć dwunasta” przyjechała do Polski niemiecka kanclerz i przekonała Tuska, że ów pakiet jest OK.
Naiwny a bezwolny Donald zawierzył sprytnej Bundeskanzlerin i Polska oczywiście poparła pakiet, mimo że był on dla nas skrajnie niekorzystny.
Zaraz po jego uchwaleniu prezydent Francji z charakterystyczną dla siebie szczerą arogancją stwierdził w Strasburgu, że zrealizowanie ustaleń pakietu jest trudne nawet dla bogatej niemieckiej gospodarki. Czy jednak jeden z głównych architektów tego porozumienia – Niemcy – mógł się przyznać do błędu i wrzucić w sprawie wsteczny bieg? Koszty takiej decyzji, zarówno polityczne, jak i prestiżowe, byłyby spore.
Gdy trzeba więc było znaleźć frajera, który wyciągnie dla Niemców kasztany z ognia, Bundeskanzlerin znowu mogła liczyć na swoja kukiełkę - Ochotnika Tuska nie trzeba było długo szukać. Polska zapowiedziała, że zawetuje pakiet.
Słusznie. Tyle że nastąpiło to ponad rok po wielce dla pakietu krytycznych wypowiedziach ówczesnego ministra środowiska prof. Andrzeja Kraszewskiego (z nominacji PO!). Wtedy gdy to było potrzebne Polsce Donalduś nie zdecydował się na weto ...!!!
Ale nie wahał się później gdy to było potrzebne Berlinowi ...!!!
Kukiełka Donalduś, nadal odgrywa coraz to nowe role w starej sztuce.
Scenariusz tej sztuki pisany jest w Niemczech, zaś za sznurki niezmiennie pociąga Bundeskanzlerin.
Kukiełka Donalduś, krygując się dostojnie jak Cysorz, cieszy się i chwali tym, że zachodni przywódcy klepią go po plecachde, nie widząc, że śmieją się do rozpuku, gdy tylko się odwróci i tego nie widzi.