Re: co by było gdyby.... czyli mój pomysł na system

1
Witam...

Każdy choć raz zastanawiał się, co możnaby zrobić, żeby przestać w końcu brodzić w naszym politycznym, polskim, systemowym bagnie, które wysysa resztki nadzieji na jakąkolwiek poprawę. Każdy kto choć chwilę o tym myślał... jedno jest pewne... jak czegoś nie wykombinujemy, to w krótce wszystko załamie się od środka i nie pozostanie cegła na cegle ze starego, a nowe będziemy budować w chaosie i brudzie po starym. Niektórzy uważają, że tylko tak może coś się zmieni a poza tym przecież "na początku był chaos". Tak, może jest to jakieś podejście ale osobiście się z nim nie zgadzam. Do momentu aż wszystko legnie w gruzach upłynie jeszcze trochę czasu i zostanie wyrządzonych jeszcze wiele szkód, bo stare będzie się trzymać rękami i nogami tego co ma i nie będzie zważać na nic ani na nikogo... dlatego mamy kolejne podwyżki podatków, kolejne cięcia świadczeń i chorą sytuację na naszej scenie politycznej, której bohaterowie od momentu zajęcia miejsca na sali obrad sejmu, czy też w knajpie poselskiej, tracą kontakt z otaczającą ich rzeczywistością, dlatego oszczędności zawsze zaczynają się od najbiedniejszych... dlaczego więc zamiast stać i przyglądać się bezczynnie temu co się dzieje nie zacząć robić czegoś przed totalną katastrofą, po której będzie się o wiele ciężej dźwignąć, niż jak przed nią. Powstała niedawno nowa inicjatywa w postaci Jednoosobowych Okręgów Wyborczych (JOW) jednak czy to zmieni sytuację na tyle, aby coś w końcu zaczęło się poprawiać i żeby nie było to tylko rzadową propagandą. Propagandą, która utrzymuje część społeczeństwa w przeświadczeniu, że Polska jest zieloną wyspą na oceanie ogólnoświatowego kryzysu... i los obszedł się z nami łaskawie bo mamy taki a taki system bankowy czy takie a takie rozwiązania... itd... Każdy kto choć chwilę pracował za granicą, pewnie nie raz łamał sobie głowę, jak to możliwe, że w Polsce, którą to kryzys ominął wielkim łukiem dzięki zaradności naszych wspaniałych polityków, standart życia jest nieporównywalnie gorszy od tego w państwach dotkniętych przez kryzys o wiele mocniej... tj Anglia, Irlandia, Hiszpania, Grecja... każdy może sobie sprawdzić jak tam kształtują się zarobki i ceny... ja wspomnę o jednej podstawowej sprawie... cena benzyny... np w Polsce i Irlandii to ta sama cena, a jakie są zarobki tu i tam każdy wie bo ma znajomego, bądź znajomego znajomego, który tam pracował. Mniej więcej tak samo jest z cenami elektroniki... a ceny żywności powoli doganiają peleton. Odnoszę wręcz wrażenie, że Polska zaczyna we wszystkim dorównywać standardom i poziomom europejskim... we wszyskim oprócz płac. Smutne. Ale wracając do tematu mam kilka przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić. Ogólnie tekst który tu zamieszczę jest na innym forum ale postanowiłem go trochę doszlifować i poprawić co tam jest już niemożliwe. I chciałbym zaznaczyć i ostrzec zarazem :) że w miarę czasu będę dopisywał kolejne części także post nie będzie należał do najkrótszych, mam wszystko w głowie i mało czasu na spisanie tego więc robię to na raty, inaczej się nie da... Poza tym w miarę pojawiania się pytań i obrony tezy sama teoria się rozbudowywuje, co już zauważyłem :) więc do momentu pojawiania się skrótu cdn na końcu dyskusję uważam za otwartą :) no to siup...



Zostaje wprowadzone 460 JOW. Przeciwnicy twierdzą, że dopiero wtedy (tzn. bez kontroli partyjnej list) do władzy dojdą osoby najmniej do tego przystosowane czy odpowiednie. Więc konieczne jest poniekąd jakieś ograniczenie, aby ten argument nie miał żadnych podstaw. Teraz pytanie...jakie to mają być ograniczenia i założenia?

(i tu zaczynam właściwą dyskusję... bo to, że JOW powinny zostać wprowadzone uważam za pewnik)

Pierwszym i podstawowym założeniem powinna być czysta przeszłość kryminalna. Udział w jakimkolwiek przestępstwie (czynie określanym kodeksem karnym), bądź udowodnione kryminalne, przestępcze powiązania powinny całkowicie eleminować z życia publicznego. Tutaj chyba nie trzeba nic więcej pisać.
Po drugie udokumentowane wykształcenie wyższe. I nie mam na myśli studiów wieczorowych, zaocznych, zdobywanych po wygranej... itd... itp. Chodzi o studia dzienne gdzie uczęszcza się na wykłady 5 razy w tygodniu. Mi jako wyborcy zależy na tym, aby mój reprezentant był osobą z wykształceniem adekwatnym do stanowiska jakie zajmuje. Odpowiednio przygotowanym do roli jaka zostanie mu wyznaczona, a nie praktykantem (preferuję dr, prof., bądź uznanych specjalistów, ekspertów, działaczy z odpowiednią reputacją, ludzi którym zależy i dzięki JOW możliwe jest wsparcie takich właśnie jednostek). Wtedy wszelkie mowy nienawiści i jakieś dziwne fakty z "życia sejmu" nie miały by miejsca. Samo środowisko by je wyeleminowało, bez niczyjej pomocy.
Po trzecie, osoba która ubiega się o mandat poselski jednocześnie zrzeka wszelkich dochodów z działalności, jaką dotychczas prowadzi, obojętnie o czym mowa. Innymi słowy albo odchodzi z zajmowanego dotychczas stanowiska albo zawiesza działalność. Nie może być tak, że ktoś pełniący funkcje publiczne działa też na polu prywatnym. Dopóki nie rozdzieli się polityki od biznesu nic się nie zmieni. Jedynym odstępstwem mogła by tu być działalność naukowa. Chodzi głównie o to, aby ludzie wybrani na stanowiska państwowe, działali w interesie państwa, nie swoim. Wtedy nabierają sensu pensje, emerytury poselskie i NIEKTÓRE przywileje. Nie może mieć miejsca sytuacja, że poseł zamiast pracować na rzecz narodu, w imieniu swych wyborców, załatwia głównie swoje prywatne sprawy. Pobiera uposażenia z kilku różnych miejsc, bo tam pracuje, potem irracjonalne w porównaniu z rzeczywistością emerytury. Logicznie na to patrząc, jak ktoś taki może w ogóle mieć pojęcie o tym co się dzieje, skoro prowadzi swoją firmę, albo dwie, jest konsultantem tu i tam, członkiem rady nadzorczej 3 przedsiębiorstw, członkiem komisji, sejm traktuje jako odskocznię do zarabiania większych pieniędzy i ogólnie pracuje na rzecz swoją, zamiast na rzecz ogółu. Jego obecość na zgromadzeniach ogranicza się do głosowań, które i tak przeprowadzane są metodą dyscypliny partyjnej. Czyli równie dobrze mogło by go tam nie być. A koszty takiego postępowania ostatecznie pokrywa podatnik. Czyli marnotrawienie pieniędzy.
Po czwarte zniesiony zostaje immunitet poselski. Wobec prawa wszyscy powinni być równi. Chyba jedno z podstawowych założeń demokracji. Przeciwnik powie, że wtedy nadejdzie era oszczerstw i pomówień. Więc trzeba tak skonstruować prawo, aby fałszywe doniesienia i pomówienia także były surowo karane... nie przeprosinami w gazecie. Chodzi o przypadki 100% udokumentowane, nie może być żadnych "ale", z drugiej strony dziać się to musi nie wbrew opinii publicznej. Nie zostaną wtedy ukarane wszystkie tego typu incydenty, jednak surowe kary powinny z czasem ostudzić zapały specjalistów od pomówień. A kara powinna być tym surowsza, im poważniejsze jest zajmowane stanowisko osoby pomawianej.
Po piąte, podjęcie urzędu nie powinno gwarantować ciągłości jego trwania przez całą kadencję. Poseł obejmując stanowisko zobowiązuje się do godnego i honorowego wypełniania swoich obowiązków. Wprowadzona zostaje możliwość "odwołania posła" przez wyborców z jego JOW (cała administracja w tym momencie też potrzebuje małej przebudowy...prostota systemu jest jego odciążeniem, ale o tym później). Chodzi o przypadki kryminalne czy też obyczajowe. Ktoś sprawujący urząd powinien coś sobą reprezentować i wiedzieć jakie zachowania powinno zakończyć się dymisją. Natomiast w momencie udowodnienia zarzutów karalnych wszelkie koszty i straty pokrywane są przez winnego. Osoba która naraziła zaufanie i/lub własność społeczną powinna ponieść surową karę i zostać wyłączona z możliwości pełnienia jakichkolwiek funkcji państwowej w przyszłości.

To chyba na tyle jeżeli chodzi o podstawowe założenia nowej ordynacji wyborczej. Jedyne odstępstwa od tych reguł byłyby możliwe w przypadku, gdy dana osoba dysponuje pokaźnym poparciem społecznym i może udokumentować historię działań na rzecz społeczności, regionu, miejscowej gospodarki, nauki... chodzi o kogoś z autorytetem. Odpowiednio zorganizowane wybory według nowych zasad stają się czymś, co daje szansę na przeprowadzenie pewnych zmian, które nie są możliwe do przeprowadzenia teraz. Być może dzięki nim osoba, na którą głosujemy, nie stanie się abstrakcyjną postacią z czołówek gazet, politycznym celebrytą, tylko realnym urzędnikiem państwowym działającym na rzecz rozwoju państwa (o tym jak też później). W tym momencie JOW mogą stać się nawet podwaliną czegoś, co mogło by zastąpić sejm, jakim go obecnie znamy i poniekąd same ugrupowania polityczne. Mianowicie wydaje mi się, że lepszym pomysłem od partii byłoby wprowadzenie, powiedzmy, grup specjalistów z danego tematu. I tak powstałaby grupa od finansów, od infrastruktury, itp. Zamiast kłócić się reprezentując ogólne poglądy polityczne partii, będące zwykle odbiciem światopoglądu lidera, zyskujemy możliwość zebrania w jednym miejscu tylko tych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia w danym temacie, którzy mogą coś wnieść. Eleminuje to ogólnikowe dyskusje i sytuacje typu 'ministrem sportu zostaje Mucha'. Ale to tylko przykład i przypadek, że akurat PO. Cała nasza scena polityczna ma swoje za kołnierzem.

Od czego zacząć zmiany ?

Myślę, że od rzeczy najważniejszej czyli konstytucji. Powinna być ona napisana przez ludzi i przede wszystkim dla ludzi. Kto powie, że to niemożliwe, niech popatrzy sobie na przypadek Islandii. Jej zmiana jest konieczna, bo żadna nowa decyzja nie będzie decyzją dobrą, ponieważ jest podejmowana w ramach złego systemu... i kółko się zamyka. Jak ostatecznie powinna ona wyglądać, jest kwestią do dyskusji na ogólnonarodowym forum i teraz nie wie tego nikt. Co natomiast wiem z pewnością, to to, jak ona wyglądać nie powinna. I tu chciałbym wam przedstawić moją wizję...

Cały pomysł opiera się na jednym podstawowym założeniu. Zostaje wprowadzone coś określane mianem

[color=#RRGGBB]DOBRO NARODOWE - tereny, obszary gospodarki oraz działy administracji niezbędne z punktu strategicznego dla samoistnego i suwerennego funkcjonowania państwa polskiego. Jest konstytucyjnie zagwarantowane, że dobro narodowe jest niezbywalną własnością narodu polskiego i nigdy nie może trafić w ręce prywatne. Dochody otrzymywane z działalności w sektorze dóbr narodowych są przeznaczane wpierw na odbudowę krytycznej sytuacji gospodarczej Polski, potem na rozwój i inwestycje (jak to widzę później). [/color]

Teraz żeby odpowiedzieć na kilka narzucających się automatycznie pytań. Sceptyk powie, że dobro wspólne to już za nami, i że nie chce do tego wracać. Można się obawiać, że z czasem wszystko stanie się dobrem narodowym, czyli faktycznie wróci komunizm. I tu odpowiem, że wszystko jest kwestią zastosowanych rozwiązań. Przykładowo... jednym z podstawowych wyznaczników samowystarczalności państwa jest zdolność do wyżywienia jego obywateli. Obliczamy jaka produkcja i czego jest absolutnym minimum, określamy poziom minimalny zapasów, które powinny być zawsze utrzymywane na odpowiednim poziomie. W tym momencie muszą powstać przedsiębiorstwa i gospodarstwa państwowe (P,GP). Tak, może się to źle kojarzyć ale nie ma sensu nie nazywać rzeczy po imieniu. Powstaje ich tyle i na takich obszarach, aby przy założeniu wysokiej efektywności możliwe było wykonanie planowanej produkcji minimalnej. P,GP muszą funkcjonować jako miejsce pracy zarówno dla kadry kierowniczej, jak i dla pracowników szerewgowych. Kadra kierownicza składa się z osób będących specjalistami.. Nie może być tak, że będzie się ona wywodzić bezpośrednio (urzędnicy państwowi nie mogą mieć żadnej innej posady) bądź pośrednio z kręgów władzy (gdy jedynym wyznacznikiem przyznania pozycji jest polecenie kogoś wyżej). O ile to możliwe, powinna być ona wyłaniana drogą awansu spośród pracowników szeregowych i znowu podstawowa zasada - przejrzystość każdej decyzji. Wtedy mamy pewność, że stanowisko kierownicze trafia w ręce osoby, która jest w temacie, a nie kogoś z przypadkowej łapanki. Głównym założeniem jest tu efektywność, którą bardzo łatwo jest monitorować na bieżąco, i która z reguły spada wszędzie, gdzie coś jest określane mianem "państwowe". W momencie stwierdzenia jakichkolwiek problemów wynikających z zaniedbań wyciągane są konsekwencje... i znowu podstawowa zasada - żadnych wyjątków. Nie ważne czy to kierownik czy najniższy w hierarchii... winny ponosi karę, a same przepisy są przejrzyste i nie dające możliwości mylnej czy podwójnej interpretacji. Samo działanie takich P,GP tworzy przede wszystkim możliwość na zatrudnianie osób najbardziej potrzebujących. Po drugie przy mądrym wykorzystaniu tego rozwiązania kształcimy sobie społeczeństwo. Każdy zatrudniony w P,GP zyskuje doświadczenie tak teraz potrzebne, przez co zwiększają się możliwości i predyspozycje jednostek najsłabszych... bardziej zaradni badź tacy, którzy mieli więcej szczęścia pracują "na swoim". Zyski z działalności, jeżeli takie występują, są przeznaczane na szereg różnych celów...ale napewno nie są konsumowane przez pensje, nagrody, delegacje. Kadra jest opłacana wg. jasnych zasad i dostaje wypłatę tak samo jak pracownicy w wysokości określonej przez państwo i akceptowanej społecznie. Wszelkie przepływy finansowe i lista płac przekazywane są do informacji publicznej. Działania P,GP ukierunkowane są tak, aby w jak największym stopniu przyczyniły się do poprawy sytuacji państwa... nie kadry czy klasy politycznej (o tym jak później). W ramach P,GP obowiązuje całkowita przejrzystość planów, celów i wyznaczonych zadań. Są to informacje dostępne dla każdego pracownika i w ogóle dla każdego bo są to przecież przedsiębiorstwa państwowe, a nie a nie prywatne.
Dobra....powie sceptyk...ale jak to wszystko ogarnąć jakoś...to tylko jeden mały przykład. Przecież dopiero teraz rozrośnie się aparat urzędniczy, który będzie musiał to wszystko kontrolować... Nie...jeżeli rządzić będą naprawde specjaliści i jeżeli zmieni się wygląd administracji...prostota systemu jego odciążeniem.

Następna kwestia. Czy potrzebna jest całkowita zmiana systemu? To może narazić państwo na dezorganizację... wprowadzenie JOW wystarcza, teraz mamy szansę zacząć zmiany bo do władzy dochodzą ludzie, którym zależy. Ok. Właściwi ludzie zaczynają urzędowanie i co staje im na drodze? Stara sprawdzona już machina polityczno - urzędnicza, która nie wita ich raczej z otwartymi rękami i nie mówi "Witajcie koledzy posłowie, chodźmy odebrać sobie trochę przywilejów". Układ panujący w polskiej polityce charakteryzuje się inicjatywą odgórną. Inicjatywy oddolne nie są brane pod uwagę, chyba że proponowane zmiany akurat pasują elitom. A chwilowe zrywy w postaci obiecujących, kreatywnych ludzi, są z powodzeniem hamowane przez skostniały system. I z czasem te osoby stają się jego częścią albo się poddają nie widząc szans na zmiany.

No więc rodzi się kolejne pytanie. Dlaczego demokracja w jej obecnym kształcie się nie sprawdziła i dlaczego jest jak jest? Może dlatego, że jej podstawowym założeniem jest czynny udział społeczeństwa w życiu publicznym. W innym przypadku 'władza ludu' może stać się usankcjonowaną prawnie dyktaturą. No niby jak? Prosty przykład... Polska... 38mln ludności, 30mln uprawnionych do głosowania, średnia frekfencja 50% to daje 15mln, niech zwycięska partia zdobędzie 40% to już tylko 6mln... system pozwalający 6 milionom wyborców decydować o kierunku rozwoju prawie 40milionowego narodu nie jest władzą ludu. W momencie, gdy wygrane ugrupowanie po wyborach przestaje się liczyć z głosem wyborców (czytaj obietnice wyborcze) mamy sytuację, gdzie o losach kraju decydują już tylko elity, na których działania nie mamy żadnego wpływu, bo głosujemy na kandydatów ustalanych przez liderów partii, którzy nie zrobią nic co mogłoby zdenerwować przełożonego. I ludzie ci dość często podejmują działania wręcz wbrew opinii publicznej w imię swych własnych 'partyjnych interesów'. Przykłady można mnożyć. A to już tylko mały krok od rzeczywistej tyranii.
Ok. Dlaczego więc ludzie mając możliwość wzięcia udziału w całej tej imprezie, w tak znacznym stopniu z tego rezygnują? 50% to naprawdę dużo... na każde 2 osoby jedna nie głosuje. Pomijając niewielki odsetek tych co prawa wyborcze uzyskali, jednak nie w głowie im narazie z nich korzystać i tych, którzy mają jakiś faktyczny powód, przez co udział w wyborach staje się problemem, więc rezygnują, zdecydowana liczba ludzi, którzy nie głosują, nie robi tego ponieważ nie wierzy, iż jakikolwiek wynik wyborów może cokolwiek zmienić. To nie jest tak, że im nie zależy... im się już odechciało. A frekfencja pokazuje tylko to, jak wysoka jest dezaprobata dla polskiej demokracji i dla systemu, który nie zachęca ludzi do brania udziału w życiu publicznym, gdyż jest skostniały i odporny na jakiekolwiek zmiany. Poniekąd powoduje to kolejny sztuczny podział... na tych, którym zależy na przyszłości i na tych, którym raczej słabo. A to wydaje mi się chore, gdy sam system państwowy jest generatorem podziałów narodowych zamiast naród scalać... tak samo jak chora jest obecna scena polityczna, która podzieliła polskie społeczeństwo na wszelkie możliwe chyba już sposoby... na biednych i bogatych, na katolików i na innowierców, na prawdziwych Polaków i Polaków nieprawdziwych, na ciężko pracujących na dobrobyt w kraju i tych, co żyją na łatwiźnie za granicą, na pracujących i na pasożytów żyjących z zasiłku, na tych co wierzą w zamach i na tych co nie, na fanatyków PO i na fanatyków PiS, na kibiców i na hulganów, na przedsiębiorców i na tanią siłę roboczą traktowaną jak mięso, nie jak człowiek. Każdy podział prędzej czy później prowadzi do kłótni, a tam gdzie jest kłótnia nie ma miejsca na współpracę. Tak modnie używane przez polityków wszelkiej maści stwierdzenie "porozumienie ponad podziałami"... niech mi je ktoś pokaże. Jest jednak jeden wspólny mianownik... ponad tym wszystkim, co nas dzieli jest nasza polskość i nasz wspólny narodowy interes... i nie chcę aby ktokolwiek w tym momencie zaczął mylić patriotyzm z nacjonalizmem... Nie rozwiążemy wszyscy kilku podstawowych kwestii i problemów... i być może nic sięnie zmieni... Skłóceni i podzieleni niczego nie naprawimy. Także na pytanie czy konieczne jest wprowadzenie nowego systemu, nie tylko z nazwy, ale i pod względem organizacyjnym, po dłuższym namyśle odpowiem tak.

ADMINISTRACJA I FINANSE PUBLICZNE

Zacznę od stwierdzenia, że im większa centralizacja władzy, tym mniejsza zdolność systemu do reakcji na nieporządane symptomy, tym dłuższy czas reakcji i tym mniejsza jej skuteczność. Innymi słowy jestem zdania, że mniejsze terytorialnie województwa mają o wiele większą rację bytu niż większe. Jednakże decentralizacja i reorganizacja administracji musi przebiegać jednocześnie z reformą służby zdrowia, reformą systemu rent i emerytur, edukacji, reformą sektora pomocy socjalnej i przede wszystkim reformą finansów publicznych. Dlaczego?
Po pierwsze, jednym z założeń tego pomysłu jest wykorzystanie niektórych obszarów jednych sektorów w innych, gdzie będzie to bardziej efektywne, bądź niezbędne, z punktu widzenia nowych założeń systemowych.
Po drugie, wprowadzając reformy jedna po drugiej, nawet jeżeli uda nam się stworzyć coś, co może się sprawdzić, wszystkie albo większość pozytywnych efektów generowanych przez takie nowe mechanizmy będą pożerane przez nieefektywną pozostałość starej administracji. Kojarzy mi się to z podtrzymywaniem funkcji życiowych, gdy mózgowe już dawno zanikły.
Po trzecie, nagłe zmiany w niektórych sektorach, wiązałyby się z nagłymi wzrostami bezrobocia i poniekąd destabilizacją ekonomiczną. Wprowadzając zmiany jednocześnie umożliwiamy płynny przepływ miejsc pracy z jednego sektora do innych, pomijając w tym całym procesie moment, w którym ktoś zostaje zwolniony, zostaje mu wypłacona odprawa i zmuszony jest poniekąd do zaczęcia korzystania z pomocy socjalnej i z różnych programów pomocowych. Jakież marnotrastwo pieniędzy... i chodzi mi tu głównie o pracowników administracji, których koszty zwolnień pokrywane będą przez całe społeczeństwo. Administracja jest obszarem państwa generującym moim zdaniem najwięcej obecnych problemów ekonomicznych, jak i przyszłych dla niego zagrożeń. Obecnie statystyki mówią o 500 tys urzędników ale trzeba też pamiętać o tych , którzy są zatrudniani przez urzędy na zasadzie umowy o dzieło i umowy- zlecenia... to pochłania kolejne miliony na utrzymanie tego molocha. Przy założeniu liczby minimalnej ze statystyk i podziału na 46 województw (o tym później) na jedno województwo przypada prawie 11tys urzędników, a jeżeli wierzyć wyliczeniom, że faktyczna ich liczba może być o conajmniej połowę wyższa, to daje nam conajmniej ok. 15 tys. etatów rządowych na jedno województwo... liczba wręcz absurdalna. To jaką administrację sobie zafundujemy i jak ona będzie działać, od tego zależy powodzenie czegokolwiek w przyszłości i staje się warunkiem koniecznym, aby zaistniała sytuacja nigdy więcej nie miała miejsca... w najgorszym scenariuszu nawet. Dlatego ten obszar państwa powinien być reorganizowany z zachowaniem największej ostrożności i zapobiegliwości.
Po czwarte, obecny system państwowy jest tworem tak skomplikowanych i bliskich wzajemnych powiązań tak wielu czynników i procesów, że jakiekolwiek wybiórcze podejście do problemu naprawy państwa staje się wręcz mało prawdopodobne... i tak i tak podejmując działania dotyczące jednej kwestii wpływamy na o wiele więcej mechanizmów i czynników niż może się nam to wydawać... doskonale o tym wiedzą analitycy rynkowi i dlatego o dobrego analityka tak trudno. Trzeba skonstruować system tak, aby możliwa była jego selektywna sektorowa naprawa. I tak aby problemy jednych sektorów w jak najmniejszym stopniu wpływały na pozostałe, pozwalając im przez to skóteczniej i szybciej na nie reagować. I wszystko to powinno znajdować się w ramach jednolitego rozwiązania. Na koniec dodam, że jednoczesne wprowadzanie wielu zmian nie musi oznaczać ich wprowadzenia bez wcześniejszego gruntownego przygotowania. To o co mi chodzi, to aby w momencie "kliknięcia" wszyscy płynnie odnaleźli się w nowo zorganizowanym systemie. Aby wszyscy byli na niego przygotowani. Nie może być tak, że ktoś gubi się w meandrach nowej rzezcywistości i dla niego sytuacja się nie zmienia. Wszystko musi być jasne, logiczne i przejrzyste... nastawione na funkcjonalność i wydajność... nie na dojenie.
A jak działa nasza obecna administracja? Łatwo jest zauważyć. Każde zmiany na szczeblu rządowym pociągają za sobą automatycznie zmiany osobowe w administracji... nie mam na myśli szeregowych pracowników, poza przypadkami nowo zatrudnionych kuzynów, braci, znajomych, szwagrów, przyjaciółek, wnuków... Mam na myśli osoby na stanowiskach gdzie podejmuje się decyzje... nie może być przecież tak, że jakiś ktoś sprzeciwia się nowej drodze wyznaczonej przez doktrynę partii, która wygrała wybory... nie ważne o co chodzi wszyscy muszą akceptować odgórnie przyjęty plan. Słabością wynikającą z regularnych czystek w administracji jest to, że nie ma tu mowy o zachowaniu jakiejkolwiek ciągłości działań. Przychodzi ekipa zmienia wszystko na swoje "widzi mi się". Przychodzi następna ekipa i robi to samo... to po co w takim układzie marnujemy środki publiczne na coś, czego wdrażanie zostanie odwołane przez następców, tylko dlatego aby pokazać i zrealizować swoje nowe, lepsze rozwiązania. Rozwiązania, które zwykle nie są odpowiednio przygotowane i sprawdzone, więc całkiem duża szansa, że są chybione. Po co wrzucać pieniądze w tą samą studnię bez dna. Zamiast opracować kompleksowy ale bardziej czasochłonny plan działań co 4 lata wdrażane są kolejne buble kolejnych ekip rządzących. I nikt za błędne decyzje nie ponosi odpowiedzialności. A nie są to decyzje dotyczące tylko i wyłącznie osób je podejmujących i jakiegoś małego ich otpoczenia. Wprowadzenie elementu odpowiedzialności do polskiego życia politycznego zmusiłoby urzędników do naprawdę przemyślanych działań i do zaczęcia wywiązywania się z obietnic przedwyborczych. Myślę, że w znacznym stopniu wyeleminowałoby to też naszych rozrzucających dookoła siebie wyborczą kiełbasę polityków. Kiebasę, którą i tak zamierzają kupić za pieniądze podatników, więc rozrzucają ją jak tylko mogą, gdzie mogą i przede wszyskim bo mogą. Czy tak ciężko jest tu zauważyć marnotrawstwo? Ugrupowania polityczne powinny zmienić swoje poodejście do problemu zamieniając stanowisko konkurencji światopoglądowej na stanowisko światopoglądowej współpracy. Jeżeli obranie takiego kursu staje się niemożliwe powinniśmy iść w kierunku innych od partii politycznych tworów, które pracowałyby w niezmienionym z grubsza kształcie personalnym do momentu ukończenia danego projektu (realizacja wszyskich założonych początkowo celów). Wtedy możliwe staje się rozliczenie z wykonanych prac jednocześnie niemożliwe zrzucenie winy na poprzedników. A to jaką drogą projekt jest realizowany powinno być sprawą niezależnych ekspertów, mogących ukierunkować politykę rządu tak, aby w jak największym stopniu było możliwe zakończenie prac sukcesem. To specjaliści powinni ukierunkowywać prace rządu, a nie rząd wpływać na decyzje jekie specjaliści mogą podjąć żeby nie kolidowały one z interesem elit rządzących. Konieczne jest rozpoczęcie działań zmierzających ku wyproacowywaniu planów projektów, które mogłyby być wdrażane z zachowaniem ciągłości do samego końca tego procesu. Ale tu potrzebna jest współpraca i wzięcie pod uwagę głosu tych, których te decyzje dotyczą. A nie zważanie tylko i wyłącznie na swoje prywatne interesy... bo do tego polityka jest obecnie wykorzystywana. Politycy muszą zmienić swoje podejście i zrozumieć, że to nie naród zawdzięcza swoje istnienie politykom ale politycy narodowi, pośrednio poprzez udzielone wraz kredytem zaufania poparcie.
Weźmy też pod uwagę hamowanie rozwoju i inicjatyw lokalnych, jakie ma miejsce przy dużych jednostkach administracyjnych, a takie mamy teraz. Niemożliwe jest by jeden urząd wojewódzki ogarnął wszystkie kwestie związane ze wszystkimi podległymi mu terenami. Nawet jeżeli zaczną powstawać specjalne oddziały urzędu to w tym wypadku jego rozrost następuje kosztem wydajności i wzrostu biurokracji. Im coś większe tym trudniej to kontrolować i sprawić by sprawnie funkcjonowało... wyjątek to akwarium, a Polska to nie akwarium. Chociaż nasi rządzący zachowują się czasami jakby tak było i w dodatku zapomimnają o dokarmianiu rybek... nie mówiąc o zmianie wody. Bezsensowne jest skupiać ogrom wszystkiego, od władzy po finanse, w jednym wieeeeeeelkim urzędzie jak można mieć kilka mniejszych ale za to sprawniej działających i skupionych głównie na problemach lokalnych. Urzędy welkich jednostek administracyjnych siłą rzeczy są większe od urzędów w mniejszych jednostakch. A od witalności najmniejszych jednostek terytorialnych zależy kondycja całego państwa... dlatego to głównie na nich powinniśmy się skupić. Każdy łancuch jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo. Każde państwo bogate jest bogactwem swoich obywateli, a nie ich kosztem.
Kolejną przesłanką przemawiającą za zmianą obecnej organizacji jest nieefektywny sposób wykorzystania środków publicznych. Dzieje się tak głównie z trzech powodów. Niekompetencja. Zbytnia centralizacja procesów decyzyjnych. Nieuczciwość urzędników państwowych.
Niekompetencji nie ma co opisywać. Wszelkie decyzje podejmowane przez ignorantów prowadzą do strat, a wyjątki jak wiadomo potwierdzają tylko regułę.
Zbytnia centralizacja. Wiele poważnych problemów ma symptomy drobne i lokalne, z drugiej strony to lokalne problemy są przyczyną przyszłych poważnych sytuacji, jeżeli odpowiednie kroki nie są podejmowane odpowiednio szybko. Obecnie sytuacja wygląda mniej więcej tak... coś się zaczyna dziać... powódź, nieurodzaj, jakieś problemy z zatrudnieniem w jakichś zakładach, nieważne...coś... jeżeli sytuacja będzie odpowiednio poważna, wymagane jest wprowadzenie stanu wyjątkowego (a jest taka szansa jeżeli powódź będzie powodzią stulecia itp) i wszystko dzieje się w trybie nadzzwyczajnym i rzeczywiście przebiega to nawet sprawnie. W sytuacji zagrożenia nie nadzwyczajnego zostaje powołana grupa specjalistów do zaradzenia problemowi, są zbierane,zbierane, zbierane dane, są wypełniane wnioski, które z kolei są analizowane i rozpatrzane, specjaliści zaczynają wypracowywać strategie, jest wybierana najczęściej jednolita strategia, która zostanie w końcu zatwierdzona po 40 spotkaniach i dyskusjach z uważającymi się za pokrzywdzonych w tej sprawie, zaczyna się przydział funduszy na odpowiednie projekty... jako, że środki są zawsze ograniczone realizowana jest tylko częśc projektów określanych mianem najważniejsze. I komuś pomoc jest udzielana, komuś nie. Musimy też pamiętać, że im więcej osób zaangażowane jest w rozwiązywanie problemu, tym kosztowniejsze jest samo działanie w tym zakresie. Im więcej pośredników tym wyższa cena końcowa innymi słowy. A cenę tą płacą znowu podatnicy, tym razem w postaci nieprzyznanych środków, które mogłyby zostać rozdysponowane gdyby nie tak wysokie koszty funkcjonowania machiny urzędniczej.
Ten sposób podejmowania decyzji ma jeszcze jedną słabą stronę oprócz szybkości działania i małej elastyczności. Pieniądze z kieszeni podatnika trafiają do kasy państwowej. A kasa z pieniędzmi podatnika to tak wspaniała kasa, że nawet kiedy jest pusta to i tak można z niej czerpać... a za wszystko zapłacą przyszłe pokolenia. I to dosłownie, ponieważ nasz rząd od wielu lat wydaje więcej niż wynoszą wpływy budżetowe, a braki są uzupełniane pożyczkami bankowymi (co jest główną przyczyną wzrostu poziomu zadłużenia narodowego), kolejnymi podatkami i kolejnymi cięciami świadczeń. To już niedługo doprowadzi do takiej sytuacji, że zadłużenie nie będzie możliwe do spłaty, nie będzie już czego prywatyzować i nie będzie można zabrać nikomu, bo nikt już nie będzie nic miał, za wyjątkiem tych, dla których stanowione jest prawo, a ci to sobie napewno nie zabiorą... i co wtedy? Wtedy oficjalnie przestaniemy istnieć jako Polska, wspólnota europejska przejmie nas za długi i staniemy się stanem europejskim zamieszkiwanym przez Polaków, podległym pod politykę UE, bez możliwości jakiegokolwiek stanowienia o sobie. A za zapewnienie jakiegoś tam stanu stabilności przyjmiemy obywatelstwo i konstytucję UE jednocześnie wyrzekając się naszej polskości i dziedzictwa narodowego na rzecz europejskiego ogółu, który tak naprawdę ma nasze problemy gdzieś. Ponieważ każdy ma swoje własne trudności do pokonania i nie interesują go trudności wirtualnych braci europejskich. Integracja jest dobrą rzeczą... do pewnego stopnia. Zbyt natrętna integracja jest już ingerencją. Każdy naród powinien mieć prawo do zachowania swojej suwerenności i mieć możliwość kultywowania swego dziedzictwa. Każdy naród powinien mieć prawo do rozwiązywania swoich narodowych problemów według własnego uznania bez jakiejkolwiek ingerencji z zewnątrz. Pewna sfera państwa powinna być sferą wyłącznie narodową, w której to pierwszeństwo działania i podejmowania decyzji przysługuje jego obywatelom, gdyż to oni ten naród stanowią.
I w końcu nieuczciwość urzędników państwowych. Przy możliwości kierowania tak potężnymi strumieniami kapitału przez bardzo ograniczony krąg ludzi (no bo kto tak naprawde poddejmuje najważniejsze decyzje dotyczące budżetu?) w wielu przypadkach ludzka chciwość bierze górę i dlatego regularnie jesteśmy świadkami wypływania nowych afer korupcyjno-finansowych. Politycy traktują kieszeń podatnika jak swoją własną, a odsetki od takiego postępowania będą spłacać wszyscy Polacy przez szereg długich lat.
Jako, że ostatni problem wydaje mi się najpoważniejszy. W tej kwestii powinniśmy zacząć od niego. Ale niby jak... można by zapytać. Otóź nic prostszego. Wystarczy zabrać politykom możliwość decydowania o tym, jak powinny być rozdysponowane wpływy budżetowe.

cdn...
Ostatnio zmieniony 02 sty 2013, 16:21 przez fan_kata, łącznie zmieniany 2 razy.
[img]http://www.forum.polityka.org.pl/images ... 8aa2ff.jpg[/img]
Nad ludy i nad króle podniesiony,
Na trzech stoi koronach, a sam bez korony.
Z matki obcej, krew jego dawne bohatery,
A imię jego czterdzieści i cztery.

Re: co by było gdyby.... czyli mój pomysł na system

2
zja bym zrobił coś odwrotnego, dopuścił do sejmu wyłącznie osoby z zawodowym wykształceniem, a to dlatego bo cecnuje ich mądrość praktyczna a nie teoretyczna. Najwięcej cwaniaków, manipulantów i oszustów jest po szkole średniej i po studiach.
Chyba to normalne że do władzy garnie sie najwięcej zła a zło wykorzystuje wszelkie środki dostępne na ziemi, głupi jest ten który myśli że próg wysokiego wykształcenia chroni system przed złymi nieuczciwymi ludźmi.

Odwieczny problem jak odróżnić uczciwego mądrego człowieka od nieuczciwego głupiego ale inteligentnego.

Moim zdaniem nic sie nie da zrobić dopuki będą sztuczne podziały społeczeństwa, i pieniądz jako bilet do życia w cywilizacji.
Wielu mądrych uczciwych ludzi trzyma sie z daleka od władzy i polityki i można ich policzyć na palcach w sejmie.

Jedna z możliwości to wynagrodzenie średniej krajowej, to mogłoby odstraszyć niektórych.

Kolejna sprawa to powiązania z lobby biznesowym które finansuje kampanie wyborcze polityków a nawet przekupuje.
Politycy są marionetkami w rękach niektórych korporacji.
Niestety żeby wszystko wróciło do normalności trzeba wszystko rozpierniczyć. Głównie system finansowy.
Ostatnio zmieniony 02 sty 2013, 16:58 przez Ja?!, łącznie zmieniany 3 razy.

Re: co by było gdyby.... czyli mój pomysł na system

3
Ja?! pisze:
zja bym zrobił coś odwrotnego, dopuścił do sejmu wyłącznie osoby z zawodowym wykształceniem, a to dlatego bo cecnuje ich mądrość praktyczna a nie teoretyczna. Najwięcej cwaniaków, manipulantów i oszustów jest po szkole średniej i po studiach. Chyba to normalne że do władzy garnie sie najwięcej zła a zło wykorzystuje wszelkie środki dostępne na ziemi, głupi jest ten który myśli że próg wysokiego wykształcenia chroni system przed złymi nieuczciwymi ludźmi.
no Ty chyba żartujesz... głupie byłoby raczej ograniczenie dostępu do sprawowania władzy ludziom wykształconym. Już widzę jakby to wyglądało gdyby Polską rządzili tylko i wyłącznie ludzie z zawodowym :) a sam próg wysokiego wykształcenia rzeczywiście tu dużo nie zmieni dlatego to jest jedno z założeń... a nie jedyne... podążając dalej Twoimi śladami twiedzisz, że wśród ludzi z zawodowym nie ma aferzystów cwaniaków i kombinatorów... wątpię... nieuczciwość nie jest pochodną wykształcenia tylko wzorców wychowania... i tak jak mówisz ludzie z zawodowym często byliby lepszym wyborem od wielu wykształconych obecnie sprawujących władzę, więc sam brak wyższego przy zaistnieniu pewnych okoliczności nie musi powstrzymywać kogoś od ubiegania się o mandat
Odwieczny problem jak odróżnić uczciwego mądrego człowieka od nieuczciwego głupiego ale inteligentnego.
to w końcu jakiego od jakiego Ty nie możesz odróżnić :|.... w mojej propozycji odróżnianie głupiego od mądrego odpada... jedynym problemem staje się odróżnienie kandydata uczciwego od nieuczciwego... a tych poznasz po owocach ich pracy... w momencie stwierdzenia nieprawidłowości poseł nie ma możliwości ukrywania się za immunitetem i może zostać odwołany z posady przez swoich wyborców
Moim zdaniem nic sie nie da zrobić dopuki będą sztuczne podziały społeczeństwa, i pieniądz jako bilet do życia w cywilizacji.Wielu mądrych uczciwych ludzi trzyma sie z daleka od władzy i polityki i można ich policzyć na palcach w sejmie.
Jedna z możliwości to wynagrodzenie średniej krajowej, to mogłoby odstraszyć niektórych.
z tymi podziałami to się zgodzę ale o tym piszę w poście... natomiast jeżeli chodzi o pomysł z wynagrodzeniem na poziomie średniej krajowej.... niemądre... jeżeli chce się powstrzymać urzędników państwowych tylko i wyłącznie na posadach państwowych wynagrodzenia muszą być na poziomie, który zrekompensuje wyrzeczenia materialne związane z urzędowaniem jakie proponuję... a to co może powstrzymać cwaniaczków od kandydowania to rozdzielenie polityki od biznesu i zmniejszenie władzy rządzących... chodzi głównie o sposoby rozdysoponowania wpływów budżetowych... to jest gniazdo wszelkich nadużyć
Ostatnio zmieniony 02 sty 2013, 17:32 przez fan_kata, łącznie zmieniany 2 razy.
[img]http://www.forum.polityka.org.pl/images ... 8aa2ff.jpg[/img]
Nad ludy i nad króle podniesiony,
Na trzech stoi koronach, a sam bez korony.
Z matki obcej, krew jego dawne bohatery,
A imię jego czterdzieści i cztery.

Re: co by było gdyby.... czyli mój pomysł na system

6
fan_kata pisze:Witam...

Każdy choć raz zastanawiał się, co możnaby zrobić, żeby przestać w końcu brodzić w naszym politycznym, polskim, systemowym bagnie, które wysysa resztki nadzieji na jakąkolwiek poprawę.
cdn...
i pomyśleć, ze to ja jestem nazywana marzycielką.....
Ostatnio zmieniony 02 sty 2013, 19:18 przez victoria, łącznie zmieniany 2 razy.
... Kiedy nie masz nic do podarowania, ofiaruj uśmiech ....

Re: co by było gdyby.... czyli mój pomysł na system

7
Polsce potrzebne są głębokie reformy. A w przeciągu następnych kilku lat będzie to jeszcze bardziej widoczne. Ludzie już teraz zastanawiają się nad tym coraz częściej i coraz bardziej merytorycznie. Póki co efekty są nieśmiałe, lecz taki tok myślenia ma perspektywy, bo po prostu jest odpowiedzią na rzeczywistość - tego co jest potrzebne społeczności. Wyraźnego ruchu, a nie stagnacji i klepania w kółko, jak mantry - "nie jest tak źle, jeszcze można sobie żyć". W większości przypadków brak działania wynika z zwykłego lenistwa i strachu przed zmianami, trudnymi zmianami, które i tak kiedyś będzie trzeba podjąć.
Ostatnio zmieniony 14 sty 2013, 19:10 przez Reiv, łącznie zmieniany 2 razy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Polska polityka, polscy politycy”

cron