Re: Referendum
: 11 sie 2013, 13:20
jest łamanie prawa czy nie? http://www.niewygodne.info.pl/artykul/00467.htm
Imladis - Forum wielotematyczne dla świadomych ludzi. Ezoteryka, religia, duchowość, świadomość, medytacja, nowa ziemia
https://imladis.pl/
a gdyby Warszawą rządził i PiS a referendum by organizowali zwolennicy PO to tez miała bys takie przekonanie ?baabcia pisze:jestem przekonana, że tym razem to narzędzie jest wykorzystane do walki politycznej
Pokaż mi jedną ekipę po 89 roku która miała jakiś plan,cel{poza -koryto,najeść się do syta i zrobić zapasy} i dążyła do niego?Tak sobie płyniemy...w zasadzie nie wiadomo gdzie.baabcia pisze:zawsze będę stała stanowisku nie rozwalaj póki nie wiesz jak i co zrobić lepiej
kazda władza kocha sie w tej zasadzieJeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy.
Tymczasem, kiedy sondaże pokazują dobre wyniki dla partii Donalda Tuska, Komorowski wykorzystuje swoją pozycję i zachęca w telewizyjnych spotach do masowego udziału w wyborach.
Kiedy jednak badania wskazują, że prezydenci miast nominowani z ramienia PO nie mają szans, by utrzymać się przy władzy, Bronisław Komorowski namawia do bojkotowania referendum.
To pokazuje, że władza jest w defensywie, jest wyalienowana i coraz bardziej boi się spotkań z ludźmi – powiedział prof. Zdzisław Krasnodębski,socjolog.
- Ludzie buntują się przeciwko władzy, która im nie odpowiada. Przykra jest reakcja prezydenta, który mógłby pójść na referendum i skoro ma zaufanie do prezydent Gronkiewicz-Waltz mógłby głosować przeciwko jej odwołaniu. Natomiast on w zasadzie wzywa do tego, żeby bojkotować tą ważną instytucję. Obraz dzisiejszej Polski jest niejednoznaczny; wyalienowana władza, która coraz bardziej boi się spotkań z ludźmi. Zapowiedziany objazd Tuskobusem nie odbył się. O ile wiem, wybory też się tak odbywają, że Donald Tusk nie spotyka się z działaczami i unika szerszego społeczeństwa. Moim zdaniem, władza która się boi, jest w defensywie. Widać, że w defensywie są też różne środowiska i media - powiedział prof. Zdzisław Krasnodębski.
Elbląg i elblążanie fenomenem w skali Polski
25%, około 25.000 osób uprawnionych do głosowania udało się w referendum do urn aby odwołać władze miasta. To niewielki procent patrząc w odniesieniu do ogółu uprawnionych do głosowania, ale warto podkreślić, że prezydenta wybrało niespełna 12.000 osób. Czyli raz tyle go odwołało. Co pan jako socjolog uważa o takiej frekwencji i czy były prezydent powinien poważnie potraktować to co się wydarzyło.
Elbląg i elblążanie to fenomen w skali kraju. Referenda zapowiada wiele miast po tym co wydarzyło się w tym mieście.
Marcin Palade- socjolog: Myślę, że pan prezydent powinien jeszcze raz dokładnie przeczytać wyniki pokazujące jaką ilością głosów i przy jakiej frekwencji został wybrany w ostatnich wyborach samorządowych i jaką liczbę osób udało się teraz zmobilizować. Elbląg jest fenomenem. To nie podlega wątpliwościom. Po raz pierwszy i skutecznie udało się odwołać władze miasta, prezydenta i radę miejską. Tego nigdy i nigdzie po 90-tym roku nie było.
Proszę zwrócić uwagę, że to się stało w momencie totalnego zniechęcenia do jakiejkolwiek aktywności politycznej. To się przejawia tym, że nie chcemy wstępować do partii politycznych, nie interesujemy się wyborami, nie utożsamiamy się z większością partii - tymczasem... w tak trudnym momencie udało się zmobilizować 25% mieszkańców. To choćby w zestawieniu z uzupełniającymi wyborami w Rybniku jest nieporównywalnie na plus dla mieszkańców Elbląga.
To znaczy, wniosek z tego jest taki, że stopień zniechęcenia, znudzenia i odwracania się od dotychczasowej władzy był na tyle duży, że ta negacja "dokonań" zmobilizowała na tyle mieszkańców Elbląga, że tak licznie stawili się w lokalach wyborczych.
i ani słowa przeciw referendum jako takim...Porażka w stolicy może zapowiadać przegraną PO w wyborach parlamentarnych w 2015 r., ale może też przyjść otrzeźwienie i Platforma przestanie zajmować się tylko sobą - mówi socjolog, dr Jarosław Flis
Agnieszka Kublik: Z sondażu "Gazety Wyborczej" wynika, że ponad 60 proc. mieszkańców Warszawy chce wziąć udział w referendum, a 63 proc. z nich chce głosować za odwołaniem pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. PO przegra bitwę warszawską?
Dr Jarosław Flis, socjolog UJ: Urzędującego prezydenta bardzo łatwo pozbyć się w referendum, łatwiej niż w wyborach, bo w referendum nie ma kontrkandydatów. I każdy wyborca może myśleć, że odwołanego prezydenta zastąpi ich kandydat.
W czasie kadencji 2006-10 w referendach poległo więcej prezydentów największych miast niż w wyborach. W efekcie jest teraz taka atmosfera, że jeśli pojawi się pretekst, to od razu robi się referendum, bo wiadomo, że w wyborach takiego prezydenta będzie obalić trudniej.
Jednak po to istnieje bariera frekwencji. By referendum było ważne, niezadowolonych musi być więcej niż tych, którzy zagłosowali na prezydenta w ostatnich wyborach. Bo, jak wiadomo, łatwiej jest zmobilizować ludzi przeciwko komuś, czemuś niż za czymś, kimś.
W Warszawie, aby było ważne, musi zagłosować 389 430 osób, a Gronkiewicz-Waltz dostała w ostatnich wyborach 354 737 głosów.
- Więc liczba głosujących musi być większa niż liczba osób, które ją poparły w 2010 r., plus jeszcze 35 tys. głosów (by przekroczyć wymagany próg ważności). Jeśli na referendum pójdą tylko ci, którzy są przeciw, a nikt ze zwolenników, to frekwencja będzie za niska.
I tu pojawia się subtelny problem. Jest bardziej prawdopodobne, że nie uzbiera się tylu przeciwników pani prezydent, niż to, że jej zwolenników będzie więcej niż przeciwników, gdy dojdzie do referendum.
Jak wynika z badań, jedna osoba niezadowolona informuje o tym 15 osób, a jedna zadowolona - trzy. Czyli można zachować stanowisko dzięki zbyt niskiej frekwencji. Bo praktyka pokazuje, że jeśli referendum jest ważne, to jego wynik jest niekorzystny dla władzy.
PO powinna zniechęcać, by iść na referendum.
- Tak, ale to jest sprzeczne z duchem demokracji. I z tym, co do tej pory robiła Platforma, a walczyła o wysoką frekwencję, np. w 2007 r.
Hanna Gronkiewicz-Waltz zniechęca. Tłumaczy, że nie ma sensu odwoływać prezydenta na rok przed wyborami, i że to sporo kosztuje, referendum i wybory to wydatek 7 mln zł.
- Słaby argument. Jak ktoś po niego sięga, to znaczy, że nie potrafi się bronić przed zarzutami.
Tych referendów ostatnio jest coraz więcej. PiS znalazł sposób na osłabianie Platformy?
- Taka rola opozycji, żeby wykorzystywać wszystkie szczeliny w gmachu władzy. Jedną z przewag PO, która utrzymywała ją u władzy, była stabilność. Teraz pojawiły się możliwości destabilizacji w różnych punktach Polski, więc PiS to skwapliwie wykorzystuje. Zresztą to samo robiła PO, gdy była w opozycji. Jeśli opozycja nie próbuje podkopywać rządzących, władza schodzi na manowce.
Jeżeli teraz obóz władzy wpada w panikę, bo opozycja działa, to źle świadczy o rządzących, nie o demokracji.
Wygrana w stolicy to prestiżowe zwycięstwo, a porażka to prestiżowa wpadka całej partii.
- O tak! Tak się może zacząć zła passa PO. Jeśli dojdzie do odwołania pani prezydent, trudno sobie wyobrazić, by ponownie wystartowała.
Gronkiewicz-Waltz tego nie wyklucza. Miałaby szansę jeszcze raz wygrać?
- Gra toczyć się będzie w trójkącie PO-PiS-SLD. Do drugiej tury mogą wejść pary: PO-PiS, PO-SLD, PiS-SLD. Za każdym razem to inna walka. Gdyby kandydat Platformy nie wszedł do drugiej tury, to byłaby totalna klęska, ale to mało prawdopodobny scenariusz.
Jeśli wejdzie do drugiej tury razem z kandydatem SLD, to wcale nie jest oczywiste, że wyborcy PiS zagłosują przeciwko PO na kandydata Sojuszu. Albo że wyborcy SLD zagłosują na kandydata PiS przeciwko Platformie.
Porażka w Warszawie może być zapowiedzią przegranej PO w wyborach parlamentarnych w 2015 r.?
- Może, ale też może przyjść otrzeźwienie, i Platforma zacznie się zajmować nie sobą, ale rządzeniem i kontaktem z wyborcami, czym powinna się zajmować rządząca partia polityczna.
Pamiętam, jak niewielka różnica w I turze wyborów prezydenckich w 2010 r. między Bronisławem Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim - 41,5 do 36,5 proc. - zmobilizowała Platformę. Sam znam jednego jej polityka, który się przyznał, że jeszcze nigdy w życiu nie wstał o 6 rano, by roznosić ulotki wyborcze!
Jarosław Kaczyński włączył się teraz do bitwy warszawskiej, licząc na to, że pomoże mu to obalić Tuska. A paradoksalnie może tym zmobilizować przeciwko sobie wyborców PO, obecnych i byłych?
- Taki scenariusz jest możliwy. Tak samo, a może i nawet bardziej, że Platforma po warszawskiej przegranej wpadnie w panikę, pojawi się efekt kuli śniegowej i zacznie systematycznie tracić poparcie.
W 2005 r. Tusk przegrał wybory prezydenckie z Kaczyńskim, ponieważ Platforma wpadła w panikę po przegranych wyborach parlamentarnych, choć porażka była naprawdę niewielka: 26,99 proc. - PiS i 24,14 proc. - PO.
Zarówno mobilizacja, jak i panika są możliwymi skutkami porażki. Zależy, jak partia potrafi sobie radzić w tarapatach.
Nie widzę tutaj ani przemocy ani podstępu ani wykorzystania stosunku zależności. To po prostu demokracja.victoria pisze:jest łamanie prawa czy nie? http://www.niewygodne.info.pl/artykul/00467.htm