victoria pisze:Mnie nic nie trzeba tłumaczyć, w przeciwieństwie do Ciebie, staram się zrozumieć wszystkich i ich motywy postępowania, nie mam jednak zamiaru brać odpowiedzialności, za całe zło tego swiata. Czy nigdy nie przyszło Ci do głowy, ze broniąc jednych ranisz drugich?
Victorio
Spróbuję Ci jednak wytłumaczyć.
Babcia zbiera to co sama sieje, ale nie rozumie tego gdyż funkcjonuje na częstotliwościach wyznaczonych przez dyrektora Radia Maryja. Trudno mieć pretensje do głuchego, że nie słyszy.
Ale Twoje wypowiedzi zalatują hipokryzją. Wybielając wypowiedzi Babci, przenosząc je do sfery określeń katolickich nie zmienisz ich wydźwięku jako wypowiedzi raniących, szydzących i poniżających, emanujących nienawiścią do wszystkiego co inne i nieznane. Na tej samej zasadzie – okazjonalnie, zależnie od „potrzeb” w danej chwili traktowani są i chorzy psychicznie, i uzależnieni, i kloszardzi itd. „Coś gorszego”. „Coś co jest wynaturzeniem”.
I mimo że rozumiesz problem przyznajesz w dalszym ciągu Babci prawo do takiego wyrażania myśli. Bo przecież myślisz podobnie, chociaż piszesz "tylko o braku akceptacji". Nie akceptujesz - a może chodzi o to, że nie tolerujesz?
A ja pytam – w czym Ci zagraża homoseksualista. Czy z nim sypiasz? Przecież to tylko inna orientacja seksualna – a to są sprawy najbardziej intymne każdego człowieka. Więc po co włazić mu do łóżka. Wszystko się odbywa tam i koniec. A że protestują? Tak jest skonstruowane życie społeczne w demokracji, że jeśli ktoś chce zamanifestować swoją frustrację to wychodzi na ulicę. W kupie siła – pojedynczego człowieka nie słyszą. Tak protestują i górnicy i hutnicy, ochrona zdrowia, emeryci, „Młodzież Wszechpolska”, zwolennicy Radia Maryja. Tym wolno – a tamtym nie.
Aborcja – to rzeczywiście bardzo „kosztowny” psychicznie problem. I bardzo współczuję tym, którzy muszą się z nim zmagać. Ale jeśli mnie bezpośrednio nie dotyczy jaką mam możliwość przeżyć wewnętrznie ten dylemat. Przecież podobnie jest z chorobami, kalectwem czy nieszczęśliwym zdarzeniem. Nie „przeżyję” choroby nowotworowej kolegi chociaż podzielam jego smutek, a czasami nawet lęk. Nie przeżyję, bo nie jestem nim, nie wiem jakie są podstawy jego obaw, czego mu żal. Nawet jego bólu nie mogę wziąć na siebie. Mogę pomóc jeśli będzie taka potrzeba, ale nie wyjdę manifestować, że się nie zgadzam. Nie będę wrzeszczeć na około, że tego nie wolno. Tak nas stworzono, że z takimi problemami musimy uporać się samotnie.
A nazywanie aborcji morderstwem? Kolejna paranoja. Bo jak wiesz istnieją poronienia samoistne. Nie zamierzone przez kobietę a praktycznie przeżywane przez każdą, chociaż o tym nie wie. Idąc tokiem rozumowania katolików oznaczałoby, że to Bóg po namyśle podjął taką decyzję. Więc.....
Miło, jasno i czysto będzie wtedy, gdy każdy uporządkuje swoje własne podwórko, a nie będzie tylko stał i pokazywał palcem sąsiadowi jego problemy.
„Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Ale po tych wypowiedziach widać ubóstwo uczuciowe nie tylko w stosunku do innych ale i do własnej osoby, bo rozwijając podstawową maksymę katolików - jeśli nie szanujesz innych to nie szanujesz siebie.
Ciągle się "odżegnujesz" od różnych wypowiedzi, ale jednocześnie potwierdzasz je własnymi, delikatniejszymi słowami. I uważasz, że nie czynisz nikomu krzywdy. Czy naprawdę nie?
Odpowiem jeszcze Janio
To nie protesty Cię irytują, ale to, co wyobrażasz sobie, że się za tym kryje. Nasz stosunek do protestów wynika z naszych własnych emocji i lęków. Gdy podstawa protestu jest zgodna z naszymi potrzebami, akceptujemy go nawet wówczas gdy zachowania protestujących daleko odbiegają od pokojowych.. W przeciwnym wypadku odczuwamy niepokój, niechęć i nie wybaczymy nawet koloru kapelusza.
Czy myślisz, że możesz, czy myślisz, że nie możesz w obu przypadkach masz rację.(Henry Ford)