egoista99 pisze:A przecież w Polsce są ludzie młodzi bez szans na godziwą prace ,bez szans na kredyt lub mieszkanie Gdzie i kiedy maja wyrazić swoje frustracje i wykrzyczeć swój protest ??
a kiedyś - hmm - szanse na mieszkanie były większe? ile lat trzeba było ciułać na książeczkę mieszkaniową?
czemu ma służyć 'wykrzykiwanie swoich protestów', a czemu realnie służy? czy nie trąci troszkę postawą roszczeniową?
dlaczego
głównym zadaniem (tzw.) młodych ma być jedynie protestowanie, wykrzykiwanie frustracji ja się pytam?? o jakiego rodzaju przekroju młodych ludzi tu mowa? czym się zajmują prywatnie, jakie mają zainteresowania, skąd czerpią wzorce?? czy przypadkiem u większości 'młodych' frustratów nie idą te frustracje od ich wiecznie niezadowolonych rodziców?
ja wiem jedno - gdy ktoś ma jakieś pasje, zainteresowania głębsze ponad to czym karmią go w telewizji, nie ma tez czasu ani ochoty na uliczne burdy.
dlaczego ci co najgłośniejszą wykrzykują utopijne makro rady dla całokształtu, nie realizują ich choćby w swoim mikro najbliższym otoczeniu? stare przysłowie mówi: 'myśl globalnie (
ale) działaj lokalnie'!
czy przeciętna polska mentalność przystaje do aktualnych czasów, czy też ewolucyjnie stanęła w czasach krwawych rewolucji?
dlaczego w tym kraju tak chętnie operuje się wyłącznie ogólnikami? bo młodzi nie mają perspektyw, bo ludzie nie mają roboty, bo dzieci nie mają kanapek itd., itp. w kółko. przecież nie jest możliwe by uszczęśliwić bez wyjątku wszystkich! choć najbliższych lokalnie sąsiadów już bardziej!
dlaczego w obecnych czasach mamy tyle osób z wykształceniem tzw. wyższym (dla przykładu tysiące 'menagerów' po zarządzaniu, tylko że nie mają kim realnie zarządzać, haha!) - za to brakuje szewców czy tym podobnych rzemieślników. sie namnożyło sztucznej inteligencji, która o właściwym fachu dla siebie przypomina sobie dopiero na wycieczkach po krajach Unii Europejskiej.
dlaczego uczelnie techniczne kończy o wiele mniej absolwentów niż byle jakie zarządzania czy inne koszmarki uczelniane z przestarzałymi programami nauczania?
oczywiście systemem edukacji zarządza państwo, ale przecież rodzice bulący na utrzymanie swoich studiujących pociech nie mniej mają do powiedzenia. chyba, że jedynym argumentem przemawiającym za 'koniecznością' ukończenia uczelni wyższej przez potomka jest kompleks rodziców, którzy 'sami nie mieli głowy do nauki'. często zjawisko to bywa dziedziczną przypadłością, tym bardziej zadziwia współcześnie nagminna produkcja matołów z licencjatem. niestety efekty takiego sposobu myślenia co roku można oglądać na listopadowych manifestacjach.