Dokładnie Piotr, miałam dotychczas tyle róznych zwierząt, ze mogłabym o nich chyba z tysiąc stron napisać, nigdy nie były traktowane jak ludzie ale i nie jak tylko zwierzęta. Raz tylko miałam kotkę, z miotu uratowanego jakiegos bezpańskiego, być moze zdziczałego kota, kierowała się tylko jakimiś swoimi zasadami, nigdy nie udało nam sie nawiazać z nią jakiegos czytelnego kontaktu, po trzech latach przebywania pod wspólnym dachem poprostu nas opuściła, przychodząc przez jakis czas nocami opróżnic wystawioną miskę, czatowaliśmy na nia ale jak tylko spostzregła kogoś znikała aż zniknęła na zawsze.
Myślę, nie piję tu Snajper do Ciebie, że wielu z posiadaczy czworonogów uwaza, ze jak daje jeść, pogłaska, wyjdzie na spacer to jest spełniony i taki człowiek nigdy swojego czworonoga nie zrozumie, moze nawet jego oczekiwania sa nieadekwatne do możliwosci, nie wiem sama. Ale na przykład spotkałam się u znajomych z takim szokującym zjawiskiem, pies dostaje miske zarcia i nikt do niego nie ma prawa podejść, znajomy stwierdził, ze obrona miski jest u psa wrodzonym instynktem. Dlaczego szok, bo ja moim wszystkim psom, mogłam zarcie z gardła wyjąć ręka a nie tylko z miski i nigdy mi do głowy nie przyszło, że pies mógłby zawarczec , co gorsza zadnemu psu też to do głowy nie przyszło.
Ostatni mój pies, a raczej suka owczarek niemiecki, przybył do naszego domu, gdy chłopcy już nie byli mali, ale jeszcze dzieci, chyba 2 i 7 klasa, pierwsza sprawa toczyli z nią walki-zabawy, tak autentycznie wygladające, że gdybym nie wiedziała ze to zabawa to chyba dostałabym zawału
i co powiedzie moja kochana sunia uwielbiała przegrywać, jak za długo nie mogli sobie z nia poradzić, to sie zwyczajnie im podkładała....
Pisałam już o tym, jak ułozyła sobie hierarchię, ja z mężem, starszy syn, ona i młodszy. Skoro on nas słucha, to jej tez i nie mozna było wbić jej do głowy, że ma być inaczej. I nie chodziło o jakieś robienie krzywdy, ona go uwielbiała, chroniła po swojemu ale nie słuchała i tylko dzięki uporowi syna i pewnemu wydarzeniu, spadła na koniec kolejki. Najmłodszy jako jedyny wychodzacy z nia na spacer, nie spuszczał ją ze smyczy, bo wiadomo było, ze go nie posłucha. I raz wrócili ze spaceru, piec potulny jak owieczka, a syn... kurtka, spodnie normalnie zdarte. Co się okazało, gdzieś pod samochód wleciał kot, pies chciał pobiec, ale był na smyczy, więc całą siłą pociągnął i przewlókł syna po betonowym parkingu jaki mamy koło domu, ot próba sił i panowania zakonczona zwycięstwem, sunia od tego zdarzenia pokornie zniosła swój spadek z drabiny i zajmując do końca zycia ostatnie miejsce w naszej rodzinie.
A jaki z niej był mediator, kiedy chłopcy cos tam spsocili i na przykład pokrzyczałam, co ona wyprawiała zeby odwrócić od nich moja uwagę, cała złość mi przechodziła i pękaliśmy ze śmiechu. A ona była taka szczęśliwa.
A wchodzenie do domu, nigdy nie zwracałam uwagi na kolejność.. Czasem pies musiał czekać za progiem aż wrócę ze ścierką zeby chociaż troche błota zdjąć z łap i brzucha
czasem wchodziła pierwsza, chyba nikt u nas nie zwracał uwagi na kolejność.