Nie chciałbym tu stać się agitatorem jakiejś niesprawdzonej przeze mnie metody, choć nie ukrywam, że metoda Gersona przemawia do mnie jak mało co. To jest metoda nie tyle "na raka" co na zdrowy, naturalny sposób odżywiania i zdrowe zachowanie się i postępowanie w życiu. Jestem zwolennikiem takiego właśnie holistycznego naturalnego podejścia do życia.
Na różnych stronach znajdziecie porównania efektów działania sokowirówek i wytłaczarek do soków.
Sokowirówka miażdży i przecina stalowymi nożami jarzyny i owoce, grzeje je do wysokich temperatur miejscowo, bezpowrotnie niszcząc strukturę owocu i jarzyny i w tym momencie uwalniając sok nie z przestrzeni międzykomórkowej owocu, lecz ze zmiażdżonego wnętrza. Enzymy napowietrzone przez działanie gorąca i powietrza w sokowirówce giną - bezpowrotnie. Trwałość soku z sokowirówki jest zerowa pod tym względem, kilkanaście minut, trwałość soku z wytłaczarki w lodówce sięga 48 godzin.
No i to co mnie najbardziej zainteresowało. Błonnik ze zmiażdżonych owoców i jarzyn przełazi w sokowirówce do soku, sok z wytłaczarki zawiera błonnik, lecz jest to głównie błonnik rozpuszczalny - o innych właściwościach niż znany powszechnie błonnik celulozowy - nierozpuszczalny.
Kilka lat temu, gdy zapoznawałem się z tymi opracowaniami Gersona, dotarłem do mrożącej krew w żyłach historii.
Pewien pacjent otrzymał opisane zasady i metody terapii sokowej opartej na podejściu Gersona. Nie bardzo w to wierzył i nie miał ochoty wydawać pieniędzy na drogą wytłaczarkę. Po kilku dniach z objawami ciężkiej zapaści na zdrowiu dotarł do kliniki z pretensjami. Zapytano go jakie soki używał.Na początek postanowiłem kupować z supermarketu, ale tylko te 100% - owe.
No to chwała Bogu, że pan nie umarł, bo mogło zdarzyć się wszystko, przy tej ilości przyjmowanych soków.
Przypominam, że terapia dla chorych na raka wynosi co najmniej 13 szklanek soku dziennie - to jest ponad 3 litry soku!!!
Wypijanie takich ilości 100% soków z marketu codziennie przez kilka dni może się skończyć naprawdę źle. Po kilkudziesięciu dniach - a kuracja trwa minimum 3 miesiące - niechybnie może nastąpić zgon - zależy jeszcze co to były za soki.
Wiedza o skutkach ubocznych terapii sokowych ich początkujący entuzjaści, korzystający z soków zrobionych w sokowirówkach.
To pospolite rozwolnienie i biegunka wywołane NADMIAREM BŁONNIKA.
Te objawy i problemy łatwo można przeczytać na stronach internetowych jeśli sie dobrze poszuka. Niektóre teksty mają charakter informacyjno promocyjny rozmaitych wyciskarek jednak trzeba przechodzić ponad reklamą a docierać do sedna treści. Bardzo interesująca jest lektura komentarzy, niosą one też wartości.
http://www.vitajuice.pl/yjmy-duej/dlacz ... rowka.html
http://zdrowoinatemat.blogspot.com/2013 ... za-od.html
http://www.sokowy-raj.com/blonnik.html
Pomijając agresywne słowo "musisz" w tytule, ten artykuł dla mnie był szczególnie interesujący i wartościowy wraz z komentarzami:
http://www.akademiawitalnosci.pl/10-pow ... go-zaczac/
Co do cen. Ceny są od kilkudziesięciu złotych do ok. 20 (tak) tysięcy złotych. Te ostatnie przydają się w pensjonatach, zakładach uzdrowicielskich itd. Te pierwsze to znane od zawsze w Polsce, chyba jeszcze z lat 30-tych XX wieku sokowytłaczarki ręczne. Są zbudowane z klasycznego żeliwa, które dziś nie budzi w spożywce zaufania (najgorsze jest ALUMINIUM!!!). Dają możliwość szybkiego przetwarzania owoców na sok, czy raczej moszcz do wina. Nie nadają się zwykle do jarzyn twardych. Ich główną zaletą jest to, ze są tanie.
Ja celuję w produkt za 300-600 złotych, który jest taki sam (lub prawie taki sam) jak produkty za 1200-2000 złotych tylko jest mniej wydajne, bardziej delikatne (chińszczyzna), no i materiały raczej nie ma kosmiczne.
Za 1200 - 2000 złotych kupisz dobrą wytłaczarkę do soku, polecaną przez wielu, niestety, drogą.
Lunadari,
podejście sokowirówkowe, jakie przedstawiłaś jest dobre do uzupełnienia żywienia o składniki sokowe. Z pewnością lepsza szklanka, dwie soku dziennie niż nic, albo kieliszek ciężkiego alkoholu. Jednak jeśli poleca się komuś terapię, to trzeba zadbać o całość tej terapii i wszystkie jej skutki włącznie z ubocznymi. 3-4 litry soków z sokowirówki dziennie przez wiele tygodni to nie jest dobry pomysł, zwłaszcza dla chorego.
Lidusiu,
nie znałem tej książki, jest znamiennie odkrywcza, pokazuje jak następuje przebudzenie u ludzi. Poprzez wstrząs. Tej pani dane było ulec wstrząsowi po śmierci po to by uświadomić sobie istotę rzeczy, powrócić i opowiedzieć to ludziom, no i samej sobie zacząć inaczej, bardziej świadomie żyć. Cenna lektura, cenne podejście, choć nie zalecamy przecież nikomu umierać
Wystarczy uchylenie drzwi świadomości.
Znana w latach 70 i 80tych dziennikarka społeczna, Nina Grella pisze tak reklamując książkę Charlotte Gerson:
"Nazywam się Nina Grella, jestem dziennikarką od kilku dziesiątków lat promującą zdrowie. Jestem też osobą, której pięć lat temu dawano 15 proc. szans na dalsze życie. Miałam raka jajnika w trzecim stadium, z licznymi przerzutami. Przeszłam dwie ciężkie operacje. Usunięto mi jajniki, macicę, część przepony i kilka węzłów chłonnych. Przeszłam ciężki cykl chemioterapii. Żyję, pracuję (czasami wręcz ponad siły) i cieszę się życiem.
Tej choroby nie wolno bać się "na wyrost". To nasze myśli tworzą naszą rzeczywistość, nie zapominajcie o tym! Ale też nie załamujcie się, gdy rak was dopadnie.
A dopada co roku 140 tys. Polaków, z czego 90 tys. umiera. Dlaczego? Głównie dlatego, że się załamali i nie chcieli walczyć o życie. Ja chciałam i wygrałam. Mojej przyjaciółki, która zachorowała dwa lata przede mną i miała nowotwór w pełni uleczalny (w pierwszym stadium), już nie ma..."
Charakterystyczne co pani Nina napisała: walczyć o życie, a nie walczyć z rakiem.
I to pokrywa się z tym co Lidusia napisała.
Leczenia raka za pomocą agresywnej farmaceutyki a zwłaszcza wciąż dyskutowanej i kontestowanej śmiercionośnej chemii nie ma nic wspólnego z uzdrawianiem. Uzdrawianie ma charakter holistyczny, kompleksowy i terapia Gersona niewątpliwie taki charakter ma.
Procedury medyczne onkologiczne, niestety nie.
No ale to nie jest temat na ten wątek. Poza tym nie należy do mnie krytyka procedur medycznych. Ja z nimi współpracuje, a nie zwalczam.
Na koniec może sympatyczna wiadomość dla Crows.
Twórca praski do soków dr Norman Walker powiedział w latach 30-tych, że picie tych soków przygotowanych zgodnie z ich naturą, zawierających enzymy i wszystkie substancje istotne dla natury soku, powinno zapewnić życie spożywającym do 120 lat, czyli tyle, na ile zaprogramowany jest człowiek. Dr Norman Walker umarł w roku 1985 w wieku lat 117. Charlotte Gerson ma 92 lata i nadal prowadzi Instytut w San Diego i klinikę w Meksyku. Sam dr Max Gerson umarł w niewyjaśnionych w pełni okolicznościach w wieku około 65 lat pod koniec lat 50-tych po długim i burzliwym życiu (jego 7 rodzeństwa zostało zamordowanych przez hitlerowców za narodowość żydowską - jemu udało się uciec, potem w USA wywierano na niego silne naciski by poniechał swojej terapii i jej propagowania z uwagi na interesy szybko rozwijającego się przemysłu farmacyjnego).
Wiek człowieka jest zaprogramowany na 120 lat - tak twierdzą znawcy fizjologii - jednak los każdego człowieka jest indywidualny. Dlatego opieranie daleko idących wniosków na podstawie pojedynczych przypadków jest co najmniej ryzykowne.
Myślę, po przespaniu się z tym, że najważniejszym składnikiem soków które pomijamy wypijając produkty marketowe czy sokowirówkowe to są enzymy. Enzymy zapewniające to, co wiele pań chce osiągnąć w kuchni: zrobić obiad, posprzątac i skończyć proces obiadowania jak najszybciej. Bez enzymów trawienie i składowanie mulonego jedzenia i niestrawionych resztek odbywa się przez wiele godzin, nawet do 48. Ludzie robią kupę czasem 1 raz na tydzień a nawet rzadziej. Wyobraźcie sobie, co oni mają w jelitach.
Enzymy i odpowiedni zestaw błonnika zapewniają zakończenie procesu trawienia do 2-4 godzin, a wydalenie resztek 1-2 razy dziennie.
I właśnie chyba o to w tym chodzi !!!