Nie chciałem o tym nigdy pisać bo to zbyt osobiste.
14 lat temu złapaliśmy w Turcji salmonellę. Była źle leczona u żony a mnie potraktowano jako zwykle podtrucie - miejscowy lekarz. Wróciliśmy niby zdrowi do Polski a tu po kilkunastu dniach zaczął się horror. Wg. lekarza prowadzącego, który skierował nas ponownie na badanie salmonelli jeszcze parę dni i zabierała by nas karetka. Sprawę zaleczono zgodnie z procedurami. Niestety na tym się nie skończyło.
Ja od 14 lat miewam co jakiś czas bóle brzucha ale jakoś nie przeszkadza to w życiu. Moja żona natomiast od 14 lat walczy z dysbakteriozą. To specyficzne schorzenie - dopiero raczkuje jego diagnozowanie i sposoby leczenia. 14 lat temu lekarze wyzywali żonę od anorektyczek, kazali iść do psychiatry i zacząć jeść. A jeśli jadła cokolwiek poza gotowanymi warzywami, rybą chudą to cierpiała. Przez lata próbowaliśmy wszystkiego - terapie naturalne wszelkiego rodzaju, energie, zioła z każdego końca świata, znachorzy różnej maści. Nic. Czasem chwilowe poprawy ale szybko nawroty. Ostatecznie przez przypadek odkryliśmy przy okazji choroby gardła iż pomagają antybiotyki. Pewien znany gastrolog, wzięty przez żonę podstępem, zaczął ją leczyć Xifaxanem. To taki ogólny antybiotyk działający tylko w obrębie układu pokarmowego. Dowiedzieliśmy się o nim z książki amerykańskiego lekarza, który zaczął tym leczyć podobnie przypadki. Były sukcesy. Nawroty były rzadziej. Z czasem jednak lek przestawał być już tak skuteczny. Trzy miesiące temu wszystko wróciło ze zdwojoną mocą. Dwie serie Xifaxanu nie pomogły. Żona straciła 8 kg wagi bo praktycznie nic nie może jeść. Słania się już na nogach. Dostała bardziej kilerskie prochy. Wykończyło ją to a efekt mizerny.
Skorzystaliśmy z ostatniej znanej i nie próbowanej szansy - transplantacja flory jelitowej od zdrowego dawcy. Od pewnego czasu jest w Polsce dostępna. Jesteśmy po.
Jeśli możecie to pomyślcie o Niej. Ma na imię Kasia i jest wykończona. Jeśli ta transplantacja nie będzie skuteczna to tylko do jakiegoś kościoła trzeba iść i oczekiwać cudownego uzdrowienia. Jeśli nie przyjdzie to koniec.
Nie bez powodu zaczynałem jakiś czas temu dyskusję o eutanazji. Żona się tego coraz częściej domaga. Nadzieja w Niej zgasła. Od prawie ja miesiąca nie pracuje. Opiekuje się Nią i ... pilnuje. Staram się podtrzymywać na duchu.
To tyle. Trzymajcie kciuki.
CM
ps. jak tylko możecie unikajcie antybiotyków i chemii w jedzeniu - Wasza flora od tego cierpi, a jak się zaburzy to już równia pochyła. A broń boże dla dzieci - antybiotyk tylko w przypadku zagrożenia życia. To jak spuszczenie napalmu na las. Nie wiadomo co wyrośnie a po latach czym grozi. Żonę faszerowano za dziecka antybiotykami. Wg. lekarza który teraz prowadzi żonę po każdym antybiotyku trzeba pół rocznej rehabilitacji - diety, by zminimalizować ryzyka.
Re: historia nasza
1
Ostatnio zmieniony 16 kwie 2015, 14:29 przez civilmonk, łącznie zmieniany 2 razy.
Happiness is peace in motion, peace is happiness at rest