Re: Sumienie, czy prawo...

61
Fractalee pisze:A co powiedzielibyście na założenie: to człowiek, któremu świadomie zrobiono krzywdę (osobiście lub np. zabito jego bliskich), ma prawo decydować o losie oprawcy? Skazać na vet za vet, więzienie albo darować, wykazując się wspaniałomyślnością? Bez pociągania za łańcuszek wydarzeń, aktywność ograniczona tylko na linii oprawca-ofiara, żeby się nie załączył klan Capuletich szukający zemsty na kolejnych członkach rodziny. Czy to by mogło dobrze działać? Prawo oparte na sumieniu. Zastanawiam się, czy nie wyszedłby z tego eksperyment Zimbardo w powiększeniu, gradacja okrucieństwa. A może właśnie osiągnięcie jakiegoś wyższego poziomu świadomości, łagodności, wyrozumiałości w społeczeństwie, coś a la Jan Paweł II wybaczający zamachowcy?
Kodeks Hammurabiego może i trzymał ludzi w szachu (strachu), ale jednak się nie sprawdził... 'Ofiara" (bądź jego najbliżsi, chyba nawet bardziej oni) za swoje 'nieszczęście' oddałaby z nawiązką, ba nie raz zdarzały się lincze powodowane emocjami (negatywnymi, rzecz jasna).

Jak wejść na poziom pozytywny, nie uwarunkowany? Bo tylko stamtąd daje się wybaczać i nie oddawać 'pięknym za nadobne'. Myślę, że nie jest to takie proste... Trzeba by nabrać świadomości wielu spraw. A w pierwszej kolejności chyba tego, że 'zło' wynika z negatywnego, nie z pozytywnego. Że negatywne jest nim tylko wtedy, jeśli wyzwala w nas emocje negatywne. Że sami nadajemy wartość doświadczeniom. Że wszystko, co zwiemy negatywnym to tylko uwarunkowania...

No i kręcimy się w kółko, bo jest wielu, którzy nie chcą (nie są gotowi) tego pojąć. Pozostaje prawo i duży sukces, jeśli jest tak sformułowane, żeby rzeczywiście ludziom służyło...
Ostatnio zmieniony 19 cze 2012, 14:41 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Sumienie, czy prawo...

62
Lidka pisze:Że negatywne jest nim tylko wtedy, jeśli wyzwala w nas emocje negatywne. Że sami nadajemy wartość doświadczeniom. Że wszystko, co zwiemy negatywnym to tylko uwarunkowania...

No i kręcimy się w kółko, bo jest wielu, którzy nie chcą (nie są gotowi) tego pojąć. Pozostaje prawo i duży sukces, jeśli jest tak sformułowane, żeby rzeczywiście ludziom służyło...
Sądzisz, że możliwe jest, by kiedyś normą było takie pojmowanie "krzywdy", "zła", ...? Powszechna świadomość, że to nastawienie względem wydarzenia decyduje o tym, jak i w jaki sposób będzie dla nas wartościowe. Że największą tragedię można przekuć w... element rozwijający człowieka. Podoba mi się taka wizja przyszłości, przyszłych poglądów społeczeństwa.

(Choć, jak wszystko niemal, może prowadzić też do nieciekawych rozwiązań. Obojętność wobec zbrodni i kar (To, co mu się przydarzyło, właściwie nie jest takie złe, jeżeli spojrzeć na to z drugiej strony...). Czy happeningi ludzi zabijających się po to, by poćwiczyć plastyczność swojego umysłu :co:. )
Ostatnio zmieniony 19 cze 2012, 15:02 przez Fractalee, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Sumienie, czy prawo...

63
Nie, nie myślę, że świadomość wykluczy odczuwanie. Bo żeby nie odczuwać, trzeba by zablokować jedną część nas samych: uczucia. Możliwe, jak się człowiek uprze. Ale to niczemu nie służy, jest wbrew naturze. Zatem im więcej rozumiemy i nie lekceważymy jednocześnie wartości naszego serca, tym bardziej rozwijamy się duchowo. Bo ducha każdy ma, czy w to wierzy, czy nie. Sumienie to 'głos serca' właśnie, płynący nie z umysłu, a z naszego ducha.

Nie wiem, czy możliwe jest, żeby kiedyś ludzie (wszyscy) weszli na taki poziom świadomości, dzięki któremu przestaliby wybierać jako wiodące wartości 'głowy', nie 'serca'. W sumie można by nieco zmniejszyć poziom negatywności, gdyż człowiek wytwarza zbyt dużo negatywności, do doświadczania samego siebie i połowa by mu wystarczyła. Ale całkiem nie może zaniknąć, bo wówczas z braku 'opozycji' doświadczanie straciłoby sens...

I tak niepostrzeżenie oddalamy się od prawa, idąc w stronę sumienia od strony duchowej... ;). Myślę, że w tym dziale nie ma co tego wątku rozwijać, więc wróćmy może do potocznego rozumienia tego pojęcia.
Ostatnio zmieniony 19 cze 2012, 15:42 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Sumienie, czy prawo...

64
Prawo jest tworem niepraktycznym jak diabli. Opiera się na założeniu bowiem, że ludzie są równi. Równe prawa, równe predyspozycje intelektualne, sposób rozpatrywania rzeczywistości - także równy. A guzik. Ludzie równi nie są. Równi nigdy nie będą.
Ostatnio zmieniony 20 cze 2012, 21:01 przez Essence, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Sumienie, czy prawo...

68
Essence pisze:Prawo jest tworem niepraktycznym jak diabli. Opiera się na założeniu bowiem, że ludzie są równi. Równe prawa, równe predyspozycje intelektualne, sposób rozpatrywania rzeczywistości - także równy. A guzik. Ludzie równi nie są. Równi nigdy nie będą.
A kto miałby decydować o tej nierówności? Ty? Gdzie umieścisz siebie? Na samym dnie? Pewnie nie. "Dobrze wykształcona populacja". A co z tymi, którzy nie są w stanie jej dorównać z różnych powodów? Pod mur, czy do obozów? Mam nieodparte wrażenie, iż drepczesz ścieżyną stworzoną przez wujcia Adolfa.
Ostatnio zmieniony 20 cze 2012, 21:59 przez PiotrRosa, łącznie zmieniany 1 raz.
Dla ludzi z kraju tego, gdzie kruszynę chleba ... nie warto się męczyć.

Re: Sumienie, czy prawo...

69
Gdybym miał więcej chwil do dyspozycji - przedstawiłbym swoje poglądy znacznie szerzej. To by zdecydowanie wyeliminowało wiele domniemań opartych na wrażeniach. Bo prawdę mówiąc - faktycznie. Pachnieć może nieco nazizmem/totalitaryzmem [zależnie od interpretacji] to, co powiedziałem.

Ustaliliśmy już, że jestem teoretykiem. Mój światopogląd jest tworem teoretycznym, opartym o doświadczenia [przeszłość], wiedzę [informacje], obserwacje [analizę], zrozumienie mechanizmów [weryfikację analiz], praw elementarnych [zrozumienia procesów fizykochemicznych rzutujących na charakter rzeczywistości]. Odpowiem bardzo zwięźle, szczerze [przy czym można szczerze tkwić także w błędzie] w oparciu o swoje dotychczasowe zrozumienie - nie zagłębiając się w pochodne, które determinują moją odpowiedź. [Wypadałoby co prawda, ale sporo tego. Od projektu Venus począwszy, poprzez mechanizacje - do natury ludzkiej natury, na psychofizjologii skończywszy]. O nierówności nie musiałby nikt decydować. Bo o czym tu decydować? Nierówność jest środowiskowa, jak najbardziej naturalna. Przeżycia determinują reakcjonizm człowieka, przeszłość kształtuje świadomość. Kontakt z wszelkimi treściami modeluje obraz psychiczny każdego, pojedynczego człowieka. Nie istnieje możliwość praktyczna - by dwie jednostki doświadczyły przez okres swojego życia dokładnie tego samego. I na tym teoria równości się opiera właśnie. Różnicach w postrzeganiu determinowanych przez kontakt z treściami z przeszłości. "Opinia jest konsekwencją kontaktu z pewnymi treściami i ustosunkowaniu się do nich" Stosunek jednak wynika z wcześniejszych przeżyć. Zapętla się więc indywidualizm, o którym mówimy. Każdemu według potrzeb. I tu... wkraczamy w aspekt wydajności produkcji. Temat rzekę.
A co z tymi, którzy nie są w stanie jej dorównać z różnych powodów?
Należy przeanalizować powody. Ich źródło. Ludzi nie powinno się wtrącać do więzień. Co to za metoda? Nie o resocjalizacje nawet chodzi - a zapobieganie popełnianiu przestępstw. Bo o tym mówimy chyba? Występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. Zgodzimy się, jak sądze, że wszelkie działania destruktywne opierają się o subiektywizm. Silne poczucia indywidualne jednostki. Potrzeby jednostki. Teoretycznie? Należy zapewnić każdemu dostęp do treści naukowych [wiedza naukowa jako nośnik prawdy ostatecznej -> dostosowanie do prawdy warunkuje dobrobyt]. Wyedukować dzieci, młodzież, dorosłych. Nauczać psychologii. Przede wszystkim uświadomić każdemu pojedynczemu czlowiekowi - w jaki sposób funkcjonuje świat, natura, my - jako ludzie. Jak jesteśmy z naturą powiązani, jak na nią oddziałujemy. Jakimi prawami rządzi się fizjologia, biologia. Nauczyć empatyzowania. Wyuczyć poszanowania. Mędców charakteryzowała pokora wynikająca ze zrozumienia. Zaplecza informacyjnego.
Gniew, złość, nienawiść - nie są racjonalne. Nie są naturalne. Nie są wydajne. Eliminacja człowieka [pod mur, do gazu - jak powiedziałeś] to najgorsze z możliwych rozwiązań. Człowiek jest jak pusta kartka, na której można zapisywać treści. Kompleksowe, rozmaite, zaawansowane. Zniszczyć taki nośnik... to tragedia przecież.

Nie trzeba daleko szukać - by odnaleźć fenomenalne rozwiązania. Ludzki organizm. Spójrz Piotrze, jak kompatybilny jest. Zsynchronizowany. A przecież z komórek się nasze ciało składa, żywych. Układy mikro determinują obraz układu makro. Podstawy anatomii. Komórki tworzą tkanki, tkanki tworzą narządy, narządy tworzą systemy, zespół narządów tworzy organizm. Organizacja na poziomie organizmu jest spektakularna, wysoce zaawansowana. Odwzorujmy to zorganizowanie społecznie - a rękę dam uciąć, że się komfort życia całej populacji poprawi. I znów - w szczegóły wypadałoby się zagłębić, bo co rozumiem poprzez odwzorowanie? Jak odwzorować taką organizacje? Rzeka kolejna.

Co wiemy o systemie, w którym obecnie żyjemy? Nikt o tym nie uczy.
Wielu polaków zapytanych dziś o stan rzeczy w tym kraju odpowiedziałoby : "Jest źle. Nie tak, jak być powinno". Wiele się takich rozmów słyszy. "Kraj piękny, tylko ludzie ku*wy" - za Piłsudskim. Dlaczego jednak? Bo grupa trzymająca władze kradnie, eksploatuje zbaraniałe społeczeństwo? Bzdura. To ludzie winni oddziaływać na rząd, nie rząd na życie ludzkie. Nasz system [każdy generalnie, oparty o rządy demokratyczne] [dwóch meneli jest w stanie przegłosować profesora] jest oderwany od rzeczywistych praw rządzących naszym światem, dlatego będzie determinować patologiczne zachowania, w skutek oddziaływania przeróżnych bardzo mechanizmów...

Zwięźle bardzo, ale tyle póki co mogę powiedzieć.
Ostatnio zmieniony 20 cze 2012, 23:07 przez Essence, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Etyka i prawo”

cron