Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

63
baabcia pisze:to wprost zapytam
masz za złe swoim rodzicom?
Wolałbym się nie urodzić, ale nie mam za złe rodzicom. Gdyby wiedzieli, do jakich wniosków doszedłem, może by podjęli inną decyzję. Co innego, gdyby mnie unieszczęśliwili z premedytacją.

baabcia pisze:ja akurat uważam, że powinno się wydawać prawo jazdy na dzieci
ale to takie trudne
Ja zaś uważam, że nie od rodziców zależy, jak dziecko będzie żyć, jak będzie się czuć w świecie. W jakimś stopniu tak - ale tylko w jakimś stopniu.
Ostatnio zmieniony 19 sie 2013, 20:14 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

65
Lidka pisze:Ja nie mówię o wierze w to, co doskonale postrzegasz swoimi zmysłami i żadnej wiary w to nie potrzebujesz (że istnieje w takiej czy innej formie).
Ja mam wątpliwość, czy cokolwiek doskonale dostrzegam swoimi zmysłami, jako że moje zmysły doskonałe nie są. Inne zwierzęta inaczej dostrzegają świat. Czemu mój aparat poznawczy ma być doskonalszy?
Lidka pisze:Ja mówię o wierze względem tego, czego zmysłami nie postrzegamy.
Więc wierzę np. w to, że nasz świat został stworzony przez dzikie muchy z innego świata. No i czemu ma to wpłynąć na polepszenie postrzegania przeze mnie świata?
Lidka pisze:Twój opór nie jest czymś nienormalnym. Neguje się z natury rzeczy coś, czego się nie zna i nie rozumie.
Czyli jeśli neguję istnienie wampirów albo krasnoludków , znaczy, że ich po prostu nie rozumiem.
Lidka pisze:Rozwój duchowy polega na stopniowym nabieraniu świadomości i przechodzeniu od negacji do akceptacji. W tym względzie nieważne, co człowiek robi, ale jakie ma uczucia. Sam może zmiany w nich nawet nie postrzegać. Ale to nie będzie znaczyło, że ona nie następuje.
A jeśli rozwój duchowy polega jednak na stopniowym nabieraniu świadomości i przechodzeniu od akceptacji do negacji? Czemu nie.
Lidka pisze:Hups, człowiek funkcjonuje tak, że jak ma negatywne podejście, wszystko postrzega od strony NIE. Nawet pozytywy zamienia w mig na negatywy.

I na odwrót: z pozytywnym podejściem postrzega same pozytywy, a negatywów nie uważa za takie.
Czyli zarówno poddanie się impulsowi "negatywizmu", jak i "pozytywizmu" to przekłamanie rzeczywistości. Idealna zdaje się postawa neutralna.
Lidka pisze:że od samego początku chyba nie wymieniłeś żadnego pozytywu, jaki wynika z dania życia dziecku.
Ale pozytywu dla kogo? Dla tego dziecka, rodziców, świata? Dla rodziców i świata widzę pozytywy. Dla dziecka nie.
Lidka pisze:Może daj przykład, spróbujemy znaleźć, 'gdzie pies pogrzebany'?... :) (jeśli chcesz, rzecz jasna).
Przykład: Człowiek powodowany negatywnym uczuciem smutku tworzy piękną poezję. Inni ludzie czytając tę poezję czują pozytywne wzruszenie.
Lidka pisze:A tak w ogóle - naprawdę, jeśli się ma jakiś dylemat, WARTO zacząć go rozwiązywać od wyszukania i nazwania POZYTYWÓW.
Jeśli się oczekuje pozytywnego rozwiązania.
Ostatnio zmieniony 19 sie 2013, 20:40 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

66
hups pisze:Ja mam wątpliwość, czy cokolwiek doskonale dostrzegam swoimi zmysłami, jako że moje zmysły doskonałe nie są. Inne zwierzęta inaczej dostrzegają świat. Czemu mój aparat poznawczy ma być doskonalszy?
Bo masz zdolność abstrakcyjnego myślenia i wyciągania wniosków, Twoje życie nie opiera się tylko na instynkcie .
hups pisze:Więc wierzę np. w to, że nasz świat został stworzony przez dzikie muchy z innego świata. No i czemu ma to wpłynąć na polepszenie postrzegania przeze mnie świata?
To akurat nie wpłynie, bo mija się z prawdą :). Postrzeganie tego, czego nasze zmysły nie sięgają dotyczy UCZUCIA (ODCZUCIA), to nie jest sfera fizyczna i nie dotyczy fizyczności. Znajdź wartość, której zmysłami nie sięgasz i 'zanurz się' w niej, sam zobaczysz, jak to wpłynie na Twoje postrzeganie życia ;).
hups pisze:
Lidka pisze:Twój opór nie jest czymś nienormalnym. Neguje się z natury rzeczy coś, czego się nie zna i nie rozumie.
Czyli jeśli neguję istnienie wampirów albo krasnoludków , znaczy, że ich po prostu nie rozumiem.
A Ty się trzymasz fizyczności jak rzep psiego ogona, podczas gdy ja mówię o niefizyczności... :). Hups, ja mówię o istnieniu tego, czego zmysłami nie postrzegamy: życia przed i po życiu materialnym, życia wiecznego, jego istoty, mówiąc najogólniej.
hups pisze:A jeśli rozwój duchowy polega jednak na stopniowym nabieraniu świadomości i przechodzeniu od akceptacji do negacji? Czemu nie.
Czemu nie? :) Ale tylko w Twojej wyobraźni. Natomiast życie rzeczywiste opiera się na EWOLUCJI. Więc i kierunek jest w jedną stronę, a nie na odwrót. To nie jest kwestia wyboru, a uświadomienia sobie i zaakcpetowania (równie dobrze mógłbyś sobie wybrać życie począwszy od staruszka w stronę niemowlęcia, czyli młodnieć, zamiast sie starzeć, jaki to ma sens i na ile da się w życiu zastosować?...)
hups pisze:Czyli zarówno poddanie się impulsowi "negatywizmu", jak i "pozytywizmu" to przekłamanie rzeczywistości. Idealna zdaje się postawa neutralna.
No, niestety, człowiekowi jest dane 'albo-albo', nie ma możliwości stanąć dokładnie pośrodku między opcjami (i nigdy tak nie jest, nawet jeśli mu się wydaje, że jest neutralny; wówczas uczucie związane z myślą, będzie bardzo blisko tego symbolicznego zera pomiędzy, ale na nim się nie ustawi, bo ono nie istnieje).

Ale ma też możliwość myślenia, wyciągania wniosków i WYBORU. I zgodnie z nim JEGO prawdy będą DLA NIEGO obiektywne.

Rzeczywistość materialna nie jest w ogóle obiektywna, sama materia determinuje subiektywność, więc szukanie prawd obiektywnych 'na zewnątrz' prowadzi donikąd.
hups pisze:
Lidka pisze:że od samego początku chyba nie wymieniłeś żadnego pozytywu, jaki wynika z dania życia dziecku.
Ale pozytywu dla kogo? Dla tego dziecka, rodziców, świata? Dla rodziców i świata widzę pozytywy. Dla dziecka nie.
Jakichkolwiek, ale dla Ciebie w pierwszej kolejności. Bo ta decyzja zależy w głównej mierze od Twojego własnego podejścia do problemu. Bo to, co w sobie zechcesz znaleźć, po pierwsze wpłynie na rozwiązanie dylematu: płodzić czy nie, po drugie (o ile znajdziesz to pozytywne, rzecz jasna), obejmie też dziecko i tym je 'zdeterminuje'. Przy podejściu negatywnym nie znajdziesz rozwiązania dylematu, zawsze będziesz miał wątpliwości. Bo to one są wyrazem strachu (a strach 'motorem' podejścia negatywnego i wszelkich reakcji negatywnych).

Wyrazem 'bieguna przeciwnego' - miłości, jest ufność, nie wątpliwości.

Jeśli chcesz jakichś zmian 'na zewnątrz' (w swoim życiu), trzeba je zaczynać nie od zmiany tego 'zewnętrza', a od SIEBIE SAMEGO, swojego 'wnętrza'. Bo 'zewnętrze' jest tylko konsekwencją 'wnętrza'.

Stąd bardzo mądra zasada, którą chyba rzadko kto rozumie:

JEŚLI COŚ CI SIĘ NIE PODOBA - ZMIEŃ TO. A JEŚLI NIE MASZ NA TO WPŁYWU - ZMIEŃ SWOJE PODEJŚCIE DO TEGO.

Za każdym razem nastąpi zmiana i nawet jeśli to, co Ci się nie podoba, a zmienić nie możesz, bo nie zależy od Ciebie, nie ulegnie zmianie, zmieni się Twoje podejście do tego i idziesz dalej ;).


hups pisze:
Lidka pisze:Może daj przykład, spróbujemy znaleźć, 'gdzie pies pogrzebany'?... :) (jeśli chcesz, rzecz jasna).
Przykład: Człowiek powodowany negatywnym uczuciem smutku tworzy piękną poezję. Inni ludzie czytając tę poezję czują pozytywne wzruszenie.
Dałeś przykład przekładania na życie szczerości. Smutek też pochodzi z 'wnętrza' i dlatego może przełożyć się na coś, co trafi do innych serc. Pięknem w tych wierszach nie jest smutek, a to, że autor 'uniósł go na fali swojego szczerego uczucia' i w ten sposób, tą szczerością, trafił do serc czytelników, że tak metaforycznie powiem.

Ja Cię prosiłam o inny przykład: z TWOJEGO życia, kiedy (jak napisałeś) im więcej szczerości zachowujesz względem siebie, tym mniej pozytywnie postrzegasz życie.
hups pisze:
Lidka pisze:A tak w ogóle - naprawdę, jeśli się ma jakiś dylemat, WARTO zacząć go rozwiązywać od wyszukania i nazwania POZYTYWÓW.
Jeśli się oczekuje pozytywnego rozwiązania.
Czy to znaczy, że Ty oczekujesz negatywnego? :D. Jak tak, cała ta rozmowa jest bezcelowa.

Hups, skoro pytasz, znaczy chcesz rozwiązania. A skoro chcesz - dążysz do pozytywnego, gdyż ono jest po pozytywnej stronie (po negatywnej jest dylemat i wątpliwości). Tylko nie uświadamiasz sobie tego... Więc jak w końcu to sobie uświadomisz, może i zechcesz zdobyć się na ten drobny wysiłek i popracować nad tym?... :) Samo nic się nie rozwiąże. Inni mogą Ci napisać swoje zdanie, ale NIKT nie da Ci żadnej gotowej odpowiedzi na tacy. Bo prawdy innych są ICH prawdami, Ty swoją masz W SOBIE SAMYM. Inni mogą Cię tylko nakierować w jakąś stronę i to jest ogromna pomoc. O ile rzeczywiście chcesz (ten problem rozwiązać) ;).
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 6:42 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

68
Cudze myśli i poglądy nie są do wzięcia 'żywcem', niemożliwe :). Są bodźcem do rozwijania własnych myśli, ale nie tylko (bo przecież życie nie polega na myśleniu, czy tylko na myśleniu). Jak z góry założysz, że ktoś Ci coś narzuca, albo Cię pogania (jakby to w ogóle było możliwe), nie zauważysz treści wypowiedzi i bodziec zaprzepaścisz (na korzyść swojego przekonania, że ktoś Ci narzuca lub Cię pogania).
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 8:24 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

72
Crows pisze:
Lidka pisze:Cudze myśli i poglądy nie są do wzięcia 'żywcem', niemożliwe
wiec przeczytaj sobie cos na temat "psychologi tłumu" za nim zaczniesz wygłaszac swe jedynie prawdziwe wiadomości
Nie muszę czytać, Crows. Oczywiście, że jak ktoś sobie nie uświadamia tego faktu (że to jest niemożliwe i że on sam tym zawiaduje), zachowa się w sposób uwarunkowany, powtórzy wpisany w siebie nieświadomie schemat uwarunkowania, w którym pójdzie za tłumem, za myślami innych, uważając je za swoje własne.

Po to to piszę, żeby ten, kto chce, mógł sobie to uświadomić.

Ten, kto nie chce, pozostanie w swoim uwarunkowanym spojrzeniu i powie, że bzdury gadam ;).

Jedni sobie to już uświadomili i rozumieją, co mówię.

Inni nie.

Jedni chcą sobie uświadamiać życie.

Inni nie.

Jest w życiu miejsce i dla jednych, i dla drugich, te dwie pozycje, choć z pozoru są w opozycji, w rzeczywistości ściśle ze sobą współgrają.

Ot i cała 'filozofia'... ;)
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 10:02 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

73
baabcia pisze:a na bezmyśleniu to sekta jedzie - no tak?
Nie. Sekta jedzie na myśleniu tendencyjnym, które ma na celu zmanipulowanie myślenia innych. A to ma na celu uzyskanie korzyści własnych, czysto materialnych.

(mówi się 'myślenie', a chodzi o uczucia, które trzeba z tym myśleniem połączyć; chodzi o to, żeby delikwent silnie uwierzył w to, co słyszy i myśli, dopiero wtedy manipulacja osiąga efekt, delikwent, którzy uwierzył głęboko, dokonał takiej zmiany w sobie, która uniemożliwia powrót do poprzedniego myślenia i odczuwania)
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 10:09 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

75
baabcia pisze:automanipulacja nie niesie korzyści materialnych a działa jak sekta

nie należy przekonywać do racji - ale ich szukać - to chroni przed zamotaniem nieznośnym

jak tu nie zadeptywać pytania - chyba tylko kosz pomoże
KAŻDY się 'auto-manipuluje', bo KAŻDY w coś wierzy :). Tylko jeden jest tego świadomy, inny nie.

Nie, do racji nie należy przekonywać, to nic nie da i niczemu nie służy. Ale można swoje racje tłumaczyć. Jeden zechce zrozumieć, drugi nie, jeden postąpi 'słusznie' i drugi tak samo ;).
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 10:29 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

77
Lidka pisze:
Crows pisze:
Lidka pisze:Cudze myśli i poglądy nie są do wzięcia 'żywcem', niemożliwe
wiec przeczytaj sobie cos na temat "psychologi tłumu" za nim zaczniesz wygłaszac swe jedynie prawdziwe wiadomości
Nie muszę czytać,
oky
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 11:46 przez Crows, łącznie zmieniany 1 raz.
:
:

..PHZ - poza horyzontem zdarzeń ..

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

78
baabcia pisze:obym tylko nie zaczęła czuć nieomylności - Napoleon gotowy
Zachowanie szczerości wobec samego siebie podstawą, która nie dopuści do poczucia nieomylności. Ty możesz mi nie wierzyć i interpretować moje wypowiedzi zgodnie z sobą (co jest jak najbardziej naturalne, zresztą), tym niemniej nie zmieni to faktu, że ja tę szczerość wobec siebie zachowuję. I nie Twoje zdanie będzie tu miarodajne na mój temat, a moje rzeczywiste odczucie w tej kwestii.

Zgodzisz się z tym? :)
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 11:57 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

79
Crows pisze:
Lidka pisze:
Crows pisze: wiec przeczytaj sobie cos na temat "psychologi tłumu" za nim zaczniesz wygłaszac swe jedynie prawdziwe wiadomości
Nie muszę czytać,
oky
Ciag dalszy manipulacji słownej... :D

Urwanie ciągu dalszego cytatu jest uczepieniem się słówka z całkowitym pominięciem treści wypowiedzi. Bo tenże ciąg dalszy pominięty przez Ciebie wyjaśnia, dlaczego nie muszę czytać na ten temat: bo znam to, po prostu ;).

Crows, ja nie idę na bawienie się w słówka, ja tu jestem, żeby rozmawiać. Jeśli cytuję drobną część całej wypowiedzi, to w żadnym wypadku nie pomijam treści całości.

A Ty?
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 12:01 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

83
Crows pisze:już nikt nie chce z tobą nawijać , że sie mnie czepiasz?
wszak mi chamstwo zarzuciłaś
Tak, wytknęłam Ci bardzo nieeleganckie i słowa, i treści względem mnie samej (nie dziś).

Nie, nie czepiam się Ciebie, usiłuję z Tobą normalnie rozmawiać :). Wiem, że Ty też to potrafisz, jak chcesz ;).

Nie, nie musisz chcieć, rzecz jasna.

I nie, nie narzekam na brak rozmówców :D

No, jasno i krótko, powinno trafić do Ciebie?
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 13:27 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

85
Lidka pisze:Bo masz zdolność abstrakcyjnego myślenia i wyciągania wniosków, Twoje życie nie opiera się tylko na instynkcie .
Nadal nie mam gwarancji, że moje postrzeganie jest doskonałe. Nawet wśród ludzi różnimy się zarówno jeśli chodzi o umiejętność abstrakcyjnego myślenia, jak i wyciąganie wniosków.
Lidka pisze:Natomiast życie rzeczywiste opiera się na EWOLUCJI. Więc i kierunek jest w jedną stronę, a nie na odwrót.
Ale kierunek od akceptacji do negacji to też jest w jedną stronę. Dlaczego ewolucja nie może biec właśnie tak? Czemu to nie może być rozwój?
Lidka pisze:Ale ma też możliwość myślenia, wyciągania wniosków i WYBORU. I zgodnie z nim JEGO prawdy będą DLA NIEGO obiektywne.
Zgodnie z nim prawdy mogą być tylko subiektywne. Nie wiem jakim cudem mogłyby być obiektywne.
Lidka pisze:po drugie (o ile znajdziesz to pozytywne, rzecz jasna), obejmie też dziecko i tym je 'zdeterminuje'. Przy podejściu negatywnym nie znajdziesz rozwiązania dylematu, zawsze będziesz miał wątpliwości. Bo to one są wyrazem strachu (a strach 'motorem' podejścia negatywnego i wszelkich reakcji negatywnych).
Nie przemawia do mnie zdeterminowanie dziecka moim hipotetycznym pozytywnym podejściem. Ja podobno zostałem spłodzony z miłości, a w zasadzie od dziecka przejawiałem negatywny stosunek do życia. W świadomości moich rodziców być może jestem szczęściarzem z racji przyjścia na świat, ale nie w mojej.
Lidka pisze:Jeśli chcesz jakichś zmian 'na zewnątrz' (w swoim życiu), trzeba je zaczynać nie od zmiany tego 'zewnętrza', a od SIEBIE SAMEGO, swojego 'wnętrza'. Bo 'zewnętrze' jest tylko konsekwencją 'wnętrza'.

JEŚLI COŚ CI SIĘ NIE PODOBA - ZMIEŃ TO. A JEŚLI NIE MASZ NA TO WPŁYWU - ZMIEŃ SWOJE PODEJŚCIE DO TEGO.
Zamiast potępiać np. dźganie mnie nożem przez sąsiada, na które nie mam wpływu, bo trzyma mnie związanego w piwnicy, powinienem zaakceptować to?

W ten sposób można zacząć akceptować rzeczy karygodne.
Lidka pisze:Ja Cię prosiłam o inny przykład: z TWOJEGO życia, kiedy (jak napisałeś) im więcej szczerości zachowujesz względem siebie, tym mniej pozytywnie postrzegasz życie.
Im więcej szczerości zachowuje wobec własnych przemyśleń, odcinam się od tego "jak mnie wychowano", "czego mnie uczono" i im bardziej krytycznie podchodzę do informacji, które do mnie docierają ze świata, tym mniej pozytywnie postrzegam życie.

Lidka pisze:Czy to znaczy, że Ty oczekujesz negatywnego?
Nie, ja nic nie oczekuję. Co ma być to będzie. Nie chcę na siłę rozwiązania, jeśli np. uważam, że nie wiem wystarczająco tyle, by pozbyć się wątpliwości.
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 18:13 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

86
Hups, nikt nie wie tyle, żeby pozbyć się wątpliwości, one też nam służą, ale nie mogą kierować naszym życiem. Tu trzeba po prostu podjąć decyzję i wziąć na siebie odpowiedzialność. To wszystko. Wzięcie odpowiedzialność niezależnie, czy decyzja jest usiana wątpliwościami, czy też jest ich nie za wiele, JUŻ wyrażą tendencję pozytywną i zwiększa szanse na powodzenie.

NIKT nie ma postrzegania doskonałego, bo i nie o to chodzi w życiu. I nikt nikomu nie daje gwarancji na nic. Wszystko zależy od nas samych: jeśli chcemy czegoś naprawdę, SAMI pozbywamy się wątpliwości i podejmujemy decyzję.

Kierunek od akceptacji do negacji też jest w jedną stronę, ale nie w tę, w którą idzie ewolucja i rozwój w nią wpisany. Rozejrzyj się dookoła: czy jest coś, co idzie w drugą stronę?...

Możesz to sam zaobserwować na sobie: czy jak raz nabierzesz świadomości czegoś, będziesz w stanie zapomnieć i cofnąć się do etapu, kiedy świadomości tego nie miałeś?...

Prosty przykład: idziesz sobie pod blokiem, jesteś spokojny, wszystko dzieje się normalnie, ot, chodzisz pod tym blokiem codziennie. I raz spada Ci pod nogi doniczka i rozpryskuje się na drobne kawałeczki, możliwe, że z bardzo wysokiego piętra. Nic się nie stało, ale to wydarzenie uświadamia Ci, że gdyby doniczka spadła pół metra dalej, rozbiłaby Ci się na Twojej głowie.

Powiedz mi teraz, czy uświadomienie sobie tego jest możliwe do cofnięcia? Czy dalej będziesz potrafił chodzić pod tym blokiem spokojniutko, dokładnie tak jak przed tym wydarzeniem?...

Nie, bo nie zapomnisz tego. Możesz zwalczyć ew. strach, jaki się może z tym wiązać, ale ostrożność pozostanie w Tobie prawdopodobnie już na zawsze. I przeniesie się na inne tego typu ewentualne wydarzenia. Po prostu będziesz bogatszy o to uświadomione doświadczenie.

Co człowiek neguje? To, czego nie zna, czego się boi. Ale jak zrozumie, na czym to polega, przestanie się bać. A jak przestanie się bać - przestanie negować. Czyli przesunie się znów od strony negacji do akceptacji.

Tak funkcjonuje życie i możesz temu przeczyć, ale nie zmieni to tego funkcjonowania, bo nie jest to zależne od nas.

Ale możesz też uświadomić sobie, że jak negujesz coś, to nie czujesz się z tym dobrze. I spróbować zmienić podejście negujące, żeby zobaczyć, jak się czujesz, nie negując, a akceptując. A potem wybrać.

Ja Ci mogę powiedzieć, na czym te podstawowe prawa życia polegają, ale co to da, jeśli sam nic nie będziesz chciał zmienić?... I to praktycznie, sama wiedza nic nie da.



hups pisze:
Lidka pisze:Ale ma też możliwość myślenia, wyciągania wniosków i WYBORU. I zgodnie z nim JEGO prawdy będą DLA NIEGO obiektywne.
Zgodnie z nim prawdy mogą być tylko subiektywne. Nie wiem jakim cudem mogłyby być obiektywne.
A czy fakt, że to materialne, co narodzi się na Ziemi, musi umrzeć, nie jest prawdą obiektywną? :).

Oczywiście, że materia warunkuje, zatem w rzeczywistości materialnej nie ma prawd obiektywnych. Dlatego to, co myślisz, jest subiektywne.

Ale to, co czujesz, jest obiektywne (dla Ciebie, nie dla innego człowieka, dla niego to jest to, co on czuje). Bo to przynależy do sfery nieuwarunkowanej.

Na logikę biorąc (choć nie ma nic prostszego do sprawdzenia na sobie), jedyną rzeczą, którą człowiek może 'odwarunkować', jest UCZUCIE.

Możesz kochać w sposób uwarunkowany (mając wątpliwości, oczekiwania, używając przy miłości emocji negatywnych), ale też możesz kochać w bezwarunkowo (nie mając oczekiwań, nie wątpiąc, a ufając, używając emocji pozytywnych z radością na czele).

I to właśnie tam jest odpowiedź na wszystkie wątpliwości i pytania. Kierując się w życiu miłością i bazując na niej w naszym nastawieniu do życia, uświadamiając sobie przy okazji, co jest czym i dlaczego, człowiek oddala się od strachu i uczy ufności. To jest wybór.

Nie jestem psychoanalitykiem, ani nie znam Cię na tyle, żeby przeanalizować, dlaczego, po bardzo szczęśliwym dzieciństwie, Ty jako dorosły człowiek jesteś wątpiący w życie. Ale wiem, że jesteś w stanie sobie z tym poradzić, bo szukasz, czuję to. Potrafisz być szczery, to też ogromna zaleta. jak szukasz i rzeczywiście chcesz - znajdziesz, nie ma innej opcji. Chyba że poddasz się wątpliwościom i szala się przechyli. Tylko Ty masz na to wpływ.

Co do przemocy i okrucieństwa - nie, tego akceptować nikt nie powinien, zawsze trzeba reagować i przeciwdziałać. Ale to nie stoi w sprzeczności z akceptacją faktu, ŻE tego typu ludzie zachowania mają prawo mieć miejsce.

To jest problem bardzo trudny do wyjaśnienia i są już osoby, z którymi rozmawiałam i nie udało mi się tego w słowach przekazać, więc teraz użyję innej metafory.

Tu chodzi o akceptację nie umysłową, a duchową, czyli wewnętrzną. A przejawia się to pogodzeniem się z faktem, ŻE 'zło' istnieje. Bo nie mamy na to wpływu, nie od nas to zależy. Zatem nie, nie chodzi tu akceptację rzeczy karygodnych jako takich, które mają miejsce w ludzkim życiu, a akceptację faktu, ŻE takie rzeczy jednak mają miejsce. Pogodzenie się z tym, ŻE ludzie potrafią być karygodni.

To jest właśnie akceptacja na poziomie duchowym. Odczucie nie w głowie, w myślach (tam w ogóle nie ma odczuć ;)), a w głębi siebie samego.

hups pisze:Im więcej szczerości zachowuje wobec własnych przemyśleń, odcinam się od tego "jak mnie wychowano", "czego mnie uczono" i im bardziej krytycznie podchodzę do informacji, które do mnie docierają ze świata, tym mniej pozytywnie postrzegam życie.
A to akurat całkiem logicznie się układa. Napisałeś, że jesteś dzieckiem zrodzonym z miłości i miałeś szczęśliwe dzieciństwo. DLACZEGO się od tego odcinasz?... Odcinając się od pozytywnego, idziesz w stronę negatywnego. Więc nie ma co się dziwić, że i coraz bardziej negatywnie postrzegasz życie.

Hups, szczęśliwe dzieciństwo to skarb!:) Ładuje nas ufnością, pozytywną energią, wiarą w siebie i w życie, daje nam naprawdę mnóstwo sił, to 'bagaż' tak cenny, że cenniejszego chyba nie ma. Jaki może być powód, żeby się od tego 'odcinać' i nie czerpać całego bogactwa z tych przeżyć?...

hups pisze:
Lidka pisze:Czy to znaczy, że Ty oczekujesz negatywnego?
Nie, ja nic nie oczekuję. Co ma być to będzie. Nie chcę na siłę rozwiązania, jeśli np. uważam, że nie wiem wystarczająco tyle, by pozbyć się wątpliwości.
Hups, tu nie o wiedzę chodzi, ona nic nie załatwi! Tu chodzi o wiedzę wprowadzoną w życie, czyli przełożoną na uczucia. Dopiero one maja moc stwórczą.

Inaczej mówiąc - w połowie wiedza, w połowie UCZUCIE. Bo to dzięki niemu możesz nabrać pewności względem swoich wyborów.

A jeszcze inaczej mówiąc - samą głową mądrości ani pewności nie nabędziesz, musisz w to włączyć serce. To dzięki niemu wątpliwości znikają i ma się pewność, że się wie na naszą miarę. Wtedy podjęcie decyzji nie napotyka na trudności.

Decyzja z spłodzeniu dziecka nie powinna wypływać tylko i wyłącznie z naszej głowy, a przede wszystkim z serca. Wtedy nie ma żadnych przeszkód ku temu, bo nic nie wydaje się problemem.
Ostatnio zmieniony 20 sie 2013, 19:33 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

87
Lidka pisze:NIKT nie ma postrzegania doskonałego, bo i nie o to chodzi w życiu. I nikt nikomu nie daje gwarancji na nic. Wszystko zależy od nas samych: jeśli chcemy czegoś naprawdę, SAMI pozbywamy się wątpliwości i podejmujemy decyzję.
Mówisz o sytuacji, kiedy wiemy, czego chcemy, tylko mamy jakieś wątpliwości.
Ja mówię o sytuacji, kiedy nie ma się dwie równorzędne (sprzeczne) rzeczy do wyboru i chce się wybrać słusznie. I tylko tego się chce, żeby wybór był słuszny. A zdaje się, że w Twoim świecie każda moja decyzja jest słuszna. Co dla mnie czyni każdą decyzję bezsensowną. Jeśli wszystko jest słuszne, to nic nie jest słuszne.

Lidka pisze:Nie, bo nie zapomnisz tego. Możesz zwalczyć ew. strach, jaki się może z tym wiązać, ale ostrożność pozostanie w Tobie prawdopodobnie już na zawsze. I przeniesie się na inne tego typu ewentualne wydarzenia. Po prostu będziesz bogatszy o to uświadomione doświadczenie.

Co człowiek neguje? To, czego nie zna, czego się boi. Ale jak zrozumie, na czym to polega, przestanie się bać. A jak przestanie się bać - przestanie negować. Czyli przesunie się znów od strony negacji do akceptacji.
No właśnie w moim odczuciu z tego Twojego przykładu wynika coś odwrotnego niż myślisz. Zanim cegła spadnie, idziesz ufnie, ryzykownie, nieświadomy zagrożenia, więc i pozbawiony lęku.
Kiedy zaś nabędziesz doświadczenia spadającej cegły, zaczynasz być ostrożniejszy, mniej ufny.
Więc skoro ta świadomość jest nie do wymazania, to i ponowne nabycie ufności, przejście od negacji do akceptacji jest niemożliwe.
Lidka pisze:Ale możesz też uświadomić sobie, że jak negujesz coś, to nie czujesz się z tym dobrze. I spróbować zmienić podejście negujące, żeby zobaczyć, jak się czujesz, nie negując, a akceptując. A potem wybrać.
Akceptując oczywiście czuję się lepiej niż negując - bo po prostu pozbywam się dyskomfortu wątpliwości. Ale jest to dobre samopoczucie, które można porównać do upojenia alkoholowego - fantastyczny stan, wszystko jest tak jak być powinno. I jak długo w tym trwasz, tak długo nawet do głowy nie przyjdzie ci zamienić tego na dyskomfort trzeźwości. Ale kiedy pewnego dnia się budzisz z dużym kacem i mówisz sobie "Nigdy więcej nic nie wypiję", zaczynasz dostrzegać minusy tego upojenia, skutki uboczne. I zastanawiasz się, czy wolisz być szczęśliwym człowiekiem pijącym, czy niepijącym, nie do końca szczęśliwym, ale za to zdystansowanym, właśnie wiernym sobie.

Lidka pisze:A to akurat całkiem logicznie się układa. Napisałeś, że jesteś dzieckiem zrodzonym z miłości i miałeś szczęśliwe dzieciństwo. DLACZEGO się od tego odcinasz?... Odcinając się od pozytywnego, idziesz w stronę negatywnego. Więc nie ma co się dziwić, że i coraz bardziej negatywnie postrzegasz życie.
Nie pisałem nic o szczęśliwym dzieciństwie.
Zresztą co to znaczy? Ludzie twierdzą, że mieli szczęśliwe dzieciństwo często dlatego, że pamięć ludzka wybiela przeszłość, chce w sobie mieścić to co pozytywne. Albo mówią o szczęśliwym dzieciństwie, bo w por. z teraźniejszością faktycznie wypadła nieźle. Ale tylko w porównaniu.

Ale ja nie twierdzę, że miałem szczęśliwe dzieciństwo, choć "niczego mi nie brakowało".
Lidka pisze:Inaczej mówiąc - w połowie wiedza, w połowie UCZUCIE. Bo to dzięki niemu możesz nabrać pewności względem swoich wyborów.
Albo tę pewność utracić. UCZUCIA to nie tylko pozytywne UCZUCIA.

Lidka pisze:Wtedy nie ma żadnych przeszkód ku temu, bo nic nie wydaje się problemem.
Tak jak po alkoholu wydaje nam się, że jesteśmy świetnymi kierowcami, więc nie widzimy problemu w tym, żeby usiąść za kółkiem. Decyzje łatwiej się podejmuje po alkoholu.
Ostatnio zmieniony 22 sie 2013, 17:56 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

88
jakoś nie łapię tej równoległości decyzji mieć czy nie mieć

w tej akurat sprawie startujesz od "nie mieć" i póki nie masz pewności że już chcesz "mieć" pozostajesz przy "nie mieć"

co do poszukiwań przyczyn wątpliwości - masz rację wiele zakłóca tu wypieranie i trzeba to brać pod uwagę;
zbyt troskliwi rodzice powodują równie silne zaburzenia co "źli" rodzice :)

jeśli by spojrzeć na świat zwierząt często zaprzestają rozmnażania w niewoli

gdyby iść tym tropem należałoby po pierwsze popatrzeć czy czujesz się człowiekiem wolnym

pewnie warto zadać sobie pytanie po co mi dzieci? i dojść czemu nad tym sie zastanawiasz

bo jesli po to by innych zarazić swa wątpliwością to moja rada - na filozofię kolego i tam jest wiedza gruntowna jak sobie radzić z pytaniami egzystencjalnymi - jedne z najciekawszych studiów :)
Ostatnio zmieniony 22 sie 2013, 18:17 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

89
hups pisze:Mówisz o sytuacji, kiedy wiemy, czego chcemy, tylko mamy jakieś wątpliwości.
Ja mówię o sytuacji, kiedy nie ma się dwie równorzędne (sprzeczne) rzeczy do wyboru i chce się wybrać słusznie. I tylko tego się chce, żeby wybór był słuszny. A zdaje się, że w Twoim świecie każda moja decyzja jest słuszna. Co dla mnie czyni każdą decyzję bezsensowną. Jeśli wszystko jest słuszne, to nic nie jest słuszne.
Hups, zasadnicze pytanie: co to znaczy 'słuszny' wybór? Czy nie taki, przy którym czujemy, że jest słuszny?...

Dla mnie każdy Twój wybór jest słuszny, nie może być inaczej. Bo ma świadomość, że dokonujesz swoich wyborów zgodnie ze swoją świadomością. I nawet jak jakiś okaże się niesłuszny', i tak Ci posłuży, bo będziesz miał z czego wyciągnąć wnioski. Błędy nam służą, Hups, na nich właśnie się uczymy najefektywniej.

Natomiast dla Ciebie 'słuszny' wybór będzie to taki, który poczujesz właściwym na dany moment.

Myśli się głową, czuje sercem (metafora, odczucie jest w nas samych, nie da się dokładnie określić, gdzie, w każdym razie na pewno nie w głowie). Głową człowiek potrafi przekonać samego siebie o słuszności czegoś i wtedy to poczuje.

Obie sfery powinny uczestniczyć w wyborach równorzędnie. Samą głową żadnego dylematu się nie rozwiąże, bo wątpliwości nas w końcu zaleją (one przynależą do sfery głowy). Głową człowiek ma rozumieć, a jak rozumowo się zgodzi, decyzję podejmuje sercem. Wtedy dylematów nie ma.

A zwłaszcza przy decyzji o spłodzeniu potomka lub nie. Akurat ta związana jest z gotowością wewnętrzna (z miłością, potrzebą dzielenia się nią). Jeśli nie oprzesz się na sercu, głowa Ci tego dylematu nie rozwiąże. Im więcej będziesz myślał bez odnoszenia się do serca, tym więcej wątpliwości stworzysz.

hups pisze:No właśnie w moim odczuciu z tego Twojego przykładu wynika coś odwrotnego niż myślisz. Zanim cegła spadnie, idziesz ufnie, ryzykownie, nieświadomy zagrożenia, więc i pozbawiony lęku.
Kiedy zaś nabędziesz doświadczenia spadającej cegły, zaczynasz być ostrożniejszy, mniej ufny.
Więc skoro ta świadomość jest nie do wymazania, to i ponowne nabycie ufności, przejście od negacji do akceptacji jest niemożliwe.
Chyba się nie zastanowiłeś do końca... ;). Hups, owszem, tego typu wydarzenie nas uwarunkuje przy okazji negatywnie. Ale czy definitywnie?... Czy nie zdołamy nigdy przekonać siebie do zmiany tego uwarunkowania?... Wiesz co, gdyby tak było, człowiek by zwariował. Żadne dziecko, które spadnie z roweru, nie wsiadłoby nań z powrotem, żaden człowiek, który ma wypadek samochodowy, nie wsiadłby za kierownicę, ba, przy każdym uderzeniu się w głowę, człowiek więcej by się nie schylał, istna paranoja... :D Ile razy Tobie przytrafiło się coś negatywnego? Nie jesteś w stanie nawet policzyć. A wiesz, dlaczego? Po po każdym wydarzeniu tego typu 'przełamujesz' strach, bo rozumiesz, że to byłaby głupota, intuicja Ci to podpowiada. I wtedy przechodzisz od negacji do akceptacji. Tylko sobie tego nie uświadamiasz, po prostu.

Całe ludzkie życie usiane jest mnóstwem sytuacji negatywnych. Bo jest uwarunkowane od A do Z. Gdyby ludzie nie przechodzili z negatywnego na pozytywne, wszyscy by poumierali, 'przygnieceni' ilością negatywności. A żyją, jednego dnia są przygnębieni, a następnego 'przełamują' to i idą dalej. Świadomie czy też nie, dokonują wyboru: nie trwać w tym (choć są i tacy, którzy wybierają właśnie trwanie w negatywnym). Co zatem, Twoim zdaniem, pozwala ludziom śmiać się i z ufnością iść przez życie?...

A tak nawiasem mówiąc, życie służy właśnie temu: warunkowaniu się negatywnie i 'przełamywaniu' uwarunkowań na podstawie WYBORU.
hups pisze:Akceptując oczywiście czuję się lepiej niż negując - bo po prostu pozbywam się dyskomfortu wątpliwości. Ale jest to dobre samopoczucie, które można porównać do upojenia alkoholowego - fantastyczny stan, wszystko jest tak jak być powinno. I jak długo w tym trwasz, tak długo nawet do głowy nie przyjdzie ci zamienić tego na dyskomfort trzeźwości. Ale kiedy pewnego dnia się budzisz z dużym kacem i mówisz sobie "Nigdy więcej nic nie wypiję", zaczynasz dostrzegać minusy tego upojenia, skutki uboczne. I zastanawiasz się, czy wolisz być szczęśliwym człowiekiem pijącym, czy niepijącym, nie do końca szczęśliwym, ale za to zdystansowanym, właśnie wiernym sobie.
Akurat ja jestem nie pijąca (nie abstynentka, ale baaaardzo umiarkowanie), więc czegoś takiego jak upojenie alkoholowe nie znam. A i tak żyję, akceptując, jest mi lekko, przyjemnie, nie ma we mnie strachu i nie wyobrażam sobie zmienić podejście do życia :). Nigdy mi nie przyszło do głowy, że mogą być jakieś skutki uboczne szczęścia :D. Picia - owszem. Wydaje mi się, że uciekanie w alkohol jest ucieczką ze strachu przed życiem...

Więc nie, nie jest to dobre porównanie.

hups pisze:Nie pisałem nic o szczęśliwym dzieciństwie.
Zresztą co to znaczy? Ludzie twierdzą, że mieli szczęśliwe dzieciństwo często dlatego, że pamięć ludzka wybiela przeszłość, chce w sobie mieścić to co pozytywne. Albo mówią o szczęśliwym dzieciństwie, bo w por. z teraźniejszością faktycznie wypadła nieźle. Ale tylko w porównaniu.
No, fakt, o ile mnie pamięć nie myli, napisałeś tylko, że jesteś 'dzieckiem miłości' (poczęty z miłości), więc sorry, zapędziłam się.

Szczęśliwe dzieciństwo, moim zdaniem, to takie, kiedy żyje się w odczuciu miłości i szacunku rodziny. Raz jest lepiej, raz gorzej, dziecko rozrabia, potrafi dostać nawet w skórę, ale nie ma poczucia odrzucenia, wie, CZUJE, że jest kochane.

Status materialny tego nie daje, dziecku 'niczego nie brakuje', a jednak cierpi. Bo rodzice zajęci, zaabsorbowani pracą, bez przerwy nieobecni, a jak obecni - oganiający się od dziecka jak od natrętnej muchy, bo przecież są zmęczeni... Potem im głupio, kupują dziecku prezenty i pod tym względem rzeczywiście niczego mu nie brakuje.

Ale szczęście to MIŁOŚĆ. Szczęście się ODCZUWA. Dlatego decyzja o spłodzeniu dziecka też powinna wyjść Z SERCA, nie z głowy. Jeśli chcesz ją podjąć tylko rozumowo, nigdy tego dylematu nie rozwiążesz.

Jednak za pomocą głowy możesz zrozumieć, jak podchodzić do życia, możesz przekonać samego siebie o wielu rzeczach, także pomocnych przy tej trudnej decyzji. Bo rozum nam jak najbardziej służy. Pod warunkiem, że nie będziemy stawiać go na piedestale i zaniedbywać wartości serca.


hups pisze:
Lidka pisze:Inaczej mówiąc - w połowie wiedza, w połowie UCZUCIE. Bo to dzięki niemu możesz nabrać pewności względem swoich wyborów.
Albo tę pewność utracić. UCZUCIA to nie tylko pozytywne UCZUCIA.
A i owszem, Hups :). I nie, ja tej pewności nie utracę, spokojna głowa :).

Tu są dwie drogi i tylko dwie drogi do wyboru (o ile sobie ten fakt uświadomisz):

1. Albo pójście się za głosem 'głowy' (rozumem) i uznanie go na najważniejszy i priorytetowy w naszym życiu i wówczas wartości 'głowy', czyli uwarunkowania, przepchnie się do 'serca' i tym uwarunkuje to, co z natury nie jest uwarunkowane. I wtedy ODCZUWA SIĘ negatywnie: ból, zawód, upokorzenie, złość, nienawiść, zazdrość, generalnie - cierpienie.

2. Albo ten przepływ energii naszej uwagi będzie odwrotny: uznamy wartości serca, czyli nieuwarunkowane, za priorytetowe i wówczas wypchniemy te energię na zewnątrz i nią będziemy wpływać na uwarunkowania i 'odwarunkowywać' je.

To jest kwestia świadomości i świadomego WYBORU.

(to jest problem, który tłumaczę na dziesiątki różnych sposobów i, niestety, jeszcze nikt mnie tu nie zrozumiał, więc jeśli i dla Ciebie będzie to 'abra-kadabra', nie zdziwię się)

To są 2 rodzaje podejścia do życia: 1. (wszechobecne) - 'od zewnątrz do wewnątrz', który warunkuje to, co z gruntu nieuwarunkowane i powoduje cierpienie i ból). 2 - 'od wewnątrz na zewnątrz', które daje wręcz odwrotny efekt.

hups pisze:
Lidka pisze:Wtedy nie ma żadnych przeszkód ku temu, bo nic nie wydaje się problemem.
Tak jak po alkoholu wydaje nam się, że jesteśmy świetnymi kierowcami, więc nie widzimy problemu w tym, żeby usiąść za kółkiem. Decyzje łatwiej się podejmuje po alkoholu.
Już Ci powiedziałam wyżej: niedobre porównanie, nieadekwatne do życia. Alkohol wypacza postrzeganie, tłumi prawdę. Wartości serca NIGDY.
Ostatnio zmieniony 22 sie 2013, 19:08 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

90
instynkt domaga się od zdrowego mężczyzny by spłodził jak najwięcej dzieci z różnymi najlepszymi genetycznie kobietami

to warto wiedzieć w dwóch aspektach - kierowania się nie rozumem i w spełnieniu się

bez filozofii nie wybierzesz wersji - wiem po co zyję, dzieci nie .... i na przykład spoko zostajesz księdzem

filozofowanie na kolanie jest dziwaczne :)
Ostatnio zmieniony 22 sie 2013, 19:38 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Etyka i prawo”

cron