Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

91
Ale rozum instynkty potrafi tłumić, a intuicję ignorować... :). I to wyjdzie przy każdej decyzji, nie tylko tej, która z rozumem ma akurat nie za dużo wspólnego. No, może źle powiedziane, rozumem trzeba też się posługiwać, żeby nie było: Bóg da, Bóg wychowa ;). Ale przesada w każdą stronę nie służy, niestety. Tam, gdzie główną rolę gra serce, rozum nie ma za wiele do gadania. To tak trochę, jakby kalkulować: zakochać się czy nie warto?... Przychodzi moment i człowiek się po prostu zakochuje. Podobnie z dzieckiem: przychodzi moment tej gotowości i cała wcześniejsza kalkulacja bierze w łeb, traci znaczenie.
Ostatnio zmieniony 22 sie 2013, 20:08 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

92
oj nie

zakocha się, przekalkuluje i rzuci?

nie mozna tak

rozum jest niezbywalny

ale ja rozumuje zupełnie inaczej - i nie ma cudów by dało się te dwa porządki pomieszać

lepiej nie nurkuj w mój pomysł na życie i daj zainteresowanemu wybrać co chce czytać - nie namawiam do zastanawiania sie nad moimi pytaniami

ale kiedy wyprzedzisz zamieszaniem nici z jakiegokolwiek sensu

pomyśl chwilę i popatrz jak ludzie maja w głowie - zupełnie bez sensu wg Ciebie a jednak żyją - kto wie czy beznadziejnie kto wie


(bardzo ciekawie o miejscu rozumu mówi w wykładzie ks. Stehlina własnie kończę słuchać polecałam wcześniej )
Ostatnio zmieniony 22 sie 2013, 20:38 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

93
Baabciu, ja nie postrzegam tego, co ludzie mają w głowach, jako 'bez sensu' :). Ja w tym widzę sens, ICH sens.

(na szczęście świadomości nam nie ubywa, a przybywa, każdy w swoim rytmie, każdy w swoim czasie, więc i z czasem ten sens się zmienia)

Problem w tym, że nie może być: zakocha się, przekalkuluje i rzuci. Jeśli ktoś tak zrobi, dla mnie to znaczy, że nie zakochał się tak naprawdę, może stworzył sobie jakieś wyobrażenie tego faktu, więc miał nad nim kontrolę?...

Ja przez ten przykład chciałam powiedzieć, że niezależnie od tego, co się kalkuluje, zakochanie się nie jest 'na zawołanie', rządzi się swoimi prawami i przychodzi wtedy, kiedy człowiek kalkulujący tego się nie spodziewa, całkowicie burzy mu kalkulację i pokazuje, że nie o nią tu chodzi. Miłości nie da się zaplanować, zrozumieć do końca, panować nad nią (a w zwłaszcza tak burzliwym okresie jak zakochanie), to sfera UCZUĆ.

Tym niemniej może się zdarzyć, że ktoś tak bardzo zaklinuje się w swojej kalkulacji, że zablokuje całkowicie swoje serce i będzie niezdolny do zakochania się... I nieszczęśliwy. Bo zamknie tym swoje źródło szczęścia, więc nie będzie mógł go odczuwać. Bo szczęście się CZUJE, ono nie rodzi się w umyśle, więc i kalkulacja go nie stworzy.

W życiu chodzi o równowagę. W połowie serce, w połowie umysł. Przechylenie się na jedną stronę zaburza tę równowagę i rodzi 'niezdrowe' anomalie (zwłaszcza przy postrzeganiu 'od zewnątrz'; przy postrzeganiu życia 'od wewnątrz' nie ma takiej możliwości).

Czyli: myśl, bo masz od tego rozum, on nam służy, ale nie zapominaj, że masz i serce i nie zaniedbuj jego wartości i wpływu.
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 6:03 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

94
wniosek: dobrze się wystawić i czekać samo najdzie i nie bronić się

zbuduje się, zburzy się, zaskoczy i wypełni byle dobrze się wypiąć a potem nagle pofikam bo to ma być moje osiągniecie mojego serca i innych kawałków

mętlik ale niech tam

tylko nie każdemu potrzebne to przekonanie, że nadstawianie d* cokolwiek zmienia

na moje oko najefektywniej żyją Ci, którym zupełnie nie w głowie wypłata po śmierci

jakby pojmowali sens nagrody idealnie - nie można dla niej pracować i odkładać czegokolwiek!

sensu w sensie bez sensu zbyt sensownie nie da się
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 10:21 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

95
baabcia pisze:wniosek: dobrze się wystawić i czekać samo najdzie i nie bronić się

zbuduje się, zburzy się, zaskoczy i wypełni byle dobrze się wypiąć a potem nagle pofikam bo to ma być moje osiągniecie mojego serca i innych kawałków

mętlik ale niech tam

tylko nie każdemu potrzebne to przekonanie, że nadstawianie d* cokolwiek zmienia

na moje oko najefektywniej żyją Ci, którym zupełnie nie w głowie wypłata po śmierci

jakby pojmowali sens nagrody idealnie - nie można dla niej pracować i odkładać czegokolwiek!

sensu w sensie bez sensu zbyt sensownie nie da się
Tak, jak najbardziej można taki wniosek wysnuć (i nie, dla mnie to nie mętlik, rozumiem ;)).

I zgodzę się z Tobą, że nie każdemu potrzebne 'zaplecze teoretyczne'. Ono może pomóc, jeśli ktoś już się 'podtapia' w odmętach rozumu, nie dopuszczając do głosu serca i w ten naturalny, intuicyjny sposób nie bardzo potrafi wyjść. Wtedy zrozumienie dużo może dać. To zrozumienie 'szerszego planu' absolutnie nie wiedzie do wniosku: olej to życie, tamto, które Cię czeka, jest ważniejsze i lepsze (choć wielu tak podchodzi, choćby świadkowie Jehowy, ale to tylko dowód na niezrozumienie życia, według mnie, albo inaczej: na zrozumienie na materialnym poziomie i w odniesieniu do wartości 'tego świata'). Odkrycie naszej własnej Istoty pomaga zrozumieć sens życia i żyć pełną gębą 'tu i teraz'. Bo nie chodzi wcale o 'zapłatę' potem, a o jakość życia właśnie 'tu i teraz'.
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 12:06 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

99
Lidka pisze:Błędy nam służą, Hups, na nich właśnie się uczymy najefektywniej.

Natomiast dla Ciebie 'słuszny' wybór będzie to taki, który poczujesz właściwym na dany moment.
Wszystko w porządku. Tylko czy mam prawo się uczyć cudzym kosztem?
Zostając w kontekście decyzji związanej ze spłodzeniem dziecka. Poczuję, że to jest słuszne. Okaże się, że to był błąd. I to nie (tylko) ja będę niósł jarzmo konsekwencji mojego błędu.

Lidka pisze:A wiesz, dlaczego? Po po każdym wydarzeniu tego typu 'przełamujesz' strach, bo rozumiesz, że to byłaby głupota, intuicja Ci to podpowiada. I wtedy przechodzisz od negacji do akceptacji. Tylko sobie tego nie uświadamiasz, po prostu .
Po jednym razie, kilu razach może się człowiek przełamuje, żeby przez strach przed możliwym złem, nie rezygnować z życia.
Ale kiedy doniczka spada mu jednak notorycznie, nie tyle pod nogi, co prosto na jego głowę - to choćby należał do tych psychicznie najsilniejszych, wkrótce przestanie przechodzić pod blokiem, a jeśli jednak będzie przechodził to tylko dlatego, że nie ma (w jego odczuciu) innego wyjścia.

Lidka pisze:Co zatem, Twoim zdaniem, pozwala ludziom śmiać się i z ufnością iść przez życie?...
Niepoprawny optymizm. Zaklinanie rzeczywistości. Siła autosugestii.

Lidka pisze:Akurat ja jestem nie pijąca (nie abstynentka, ale baaaardzo umiarkowanie), więc czegoś takiego jak upojenie alkoholowe nie znam. A i tak żyję, akceptując, jest mi lekko, przyjemnie, nie ma we mnie strachu i nie wyobrażam sobie zmienić podejście do życia :). Nigdy mi nie przyszło do głowy, że mogą być jakieś skutki uboczne szczęścia :D. Picia - owszem. Wydaje mi się, że uciekanie w alkohol jest ucieczką ze strachu przed życiem...

Więc nie, nie jest to dobre porównanie.
Porównanie jest dobre, ale Ty go nie rozumiesz, ponieważ nigdy nie musiałaś pić, żeby poczuć się tak, jak się czujesz bez alkoholu.
Ja sam piję często właśnie po to, by się od napięcia uwolnić, żeby wejść do życia, tego uczuciowego, o którym piszesz.
Więc jeśli alkohol jest ucieczką -to z życia przepojonego strachem w życie lekkie, bez napięć.
Lidka pisze:Szczęśliwe dzieciństwo, moim zdaniem, to takie, kiedy żyje się w odczuciu miłości i szacunku rodziny. Raz jest lepiej, raz gorzej, dziecko rozrabia, potrafi dostać nawet w skórę, ale nie ma poczucia odrzucenia, wie, CZUJE, że jest kochane.
Czyli według Ciebie wystarczy czuć się kochanym, uszczęśliwianym, żeby poczuć się szczęśliwym?
Wystarczy, dać komuś bezinteresownie prezent, by osoba nim obdarowana czuła się z tego prezentu zadowolona?
Niestety tak nie jest.
Trudno jest nawet takiej osobie nieszczęśliwej mimo uszczęśliwiania o swoim nieszczęściu mówić głośno, nie wypada być nieszczęśliwym, jeśli się tyle dostało od życia. Nie wypada nie czuć wdzięczności za prezent. Jednak bywa, że się jej nie odczuwa. A już tylko ewentualnie okazuje.

Lidka pisze:Alkohol wypacza postrzeganie, tłumi prawdę. Wartości serca NIGDY.
A skąd ta pewność, że alkohol wypacza postrzeganie, tłumi prawdę?
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 15:23 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

100
hups pisze:Wszystko w porządku. Tylko czy mam prawo się uczyć cudzym kosztem?
Zostając w kontekście decyzji związanej ze spłodzeniem dziecka. Poczuję, że to jest słuszne. Okaże się, że to był błąd. I to nie (tylko) ja będę niósł jarzmo konsekwencji mojego błędu.
Hups, no bez jaj... :). Jakim cudzym kosztem??? Jeśli spłodzisz dziecko z miłości i będziesz chciał je wychowywać w miłości i z miłością, to słowo 'koszt' w ogóle tu nie wchodzi w grę. Miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, jak się ją dzieli.

Wiesz, kiedy można poczuć, że to jest słuszna decyzja? Jak poczuje się miłość do tej maleńkiej, bezbronnej istotki. Jak będzie się obserwować, jak rośnie, dbać o nią, cieszyć się jej postępami, a jak powie pierwszy raz 'mama', 'tata' i zrzuci rączki na szyję, człowiek jest w niebie...

Tego nie wykalkulujesz umysłem, to trzeba PRZEŻYĆ.


hups pisze:Po jednym razie, kilu razach może się człowiek przełamuje, żeby przez strach przed możliwym złem, nie rezygnować z życia.
Ale kiedy doniczka spada mu jednak notorycznie, nie tyle pod nogi, co prosto na jego głowę - to choćby należał do tych psychicznie najsilniejszych, wkrótce przestanie przechodzić pod blokiem, a jeśli jednak będzie przechodził to tylko dlatego, że nie ma (w jego odczuciu) innego wyjścia.
Tu rozum bardzo pomocny: wystarczy wytłumaczyć sobie, że spadające doniczki nie są zdarzeniem nagminnym, a jednostkowym.

(że wszelkie wypadki 'chodzą po ludziach', ale nigdy nie jest tak, żeby codziennie wydarzały się tym samym osobom, że strach to tylko uwarunkowanie, nad którym jest się w stanie zapanować, o, na przeogromną ilość sposobów można sobie to wytłumaczyć, żeby ten strach pokonać, trzeba tylko tego chcieć)

hups pisze:
Lidka pisze:Co zatem, Twoim zdaniem, pozwala ludziom śmiać się i z ufnością iść przez życie?...
Niepoprawny optymizm. Zaklinanie rzeczywistości. Siła autosugestii.
A moim nie. Moim zdaniem popycha nas do tego sama natura, nasza własna Istota, nasze serce. O ile nie tłumimy jego działania i pozwalamy tej energii działać.

hups pisze:Porównanie jest dobre, ale Ty go nie rozumiesz, ponieważ nigdy nie musiałaś pić, żeby poczuć się tak, jak się czujesz bez alkoholu.
Ja sam piję często właśnie po to, by się od napięcia uwolnić, żeby wejść do życia, tego uczuciowego, o którym piszesz.
Więc jeśli alkohol jest ucieczką -to z życia przepojonego strachem w życie lekkie, bez napięć.
Hups, mój przykład miał Ci pokazać, że to nie jest alkohol, który uwalnia od napięć, bo człowiek JEST w stanie uwolnić się bez nich, nie uciekając od życia w tłumienie odczuwania. Alkohol robi to pozornie, 'na chwilę', ale problemu nie rozwiązuje (wprost przeciwnie, można wpaść w jeszcze większy problem, jakim jest uzależnienie).

Problem jest w strachu, nie w piciu. Trzeba zająć się strachem i wtedy nie będzie żadnej potrzeby uciekania przed życiem. Bo przestając się bać, przestajemy odczuwać negatywnie.
hups pisze:Czyli według Ciebie wystarczy czuć się kochanym, uszczęśliwianym, żeby poczuć się szczęśliwym?
Wystarczy, dać komuś bezinteresownie prezent, by osoba nim obdarowana czuła się z tego prezentu zadowolona?
Niestety tak nie jest.
Trudno jest nawet takiej osobie nieszczęśliwej mimo uszczęśliwiania o swoim nieszczęściu mówić głośno, nie wypada być nieszczęśliwym, jeśli się tyle dostało od życia. Nie wypada nie czuć wdzięczności za prezent. Jednak bywa, że się jej nie odczuwa. A już tylko ewentualnie okazuje.
Nie, ja o żadnych prezentach nie mówiłam. Ja mówiłam o bezinteresownej miłości. O czuciu się kochanym w taki sposób w dzieciństwie. To jest właśnie szczęśliwe dzieciństwo.

Mówiłam też, że rodzice, niestety, zbyt często o tym zapominają, nie poświęcają dziecku czasu, pracują od rana do nocy i zasypują dziecko prezentami. Podczas gdy one nic nie zmienią, nie zapełnią dziecku tej pustki, którą w sobie ma z powodu braku miłości. Takie dziecko, choćby i miało łóżko diamentami wysadzane, i tak będzie nieszczęśliwe. Bo samotne. To uwarunkuje je negatywnie.

Ale to samo dziecko, jako dorosły człowiek, kiedy jego umysł będzie funkcjonował w pełni swoich możliwości, może zdać sobie sprawę z tego negatywnego uwarunkowania i po prostu zmienić je w sobie. Nie być 'niewolnikiem' uwarunkowania, bo samemu nimi 'rozporządzać'.

O ile sobie zechce uświadomić, że to jest możliwe i w ogóle na czym to wszystko polega.

A bywa, że i bez uświadomienia sobie tego jakiś człowiek negatywnie uwarunkowany w dorosłym życiu 'zbuntuje się' i postanowi żyć inaczej, nie tak, jak go dzieciństwo 'naznaczyło'.
hups pisze:
Lidka pisze:Alkohol wypacza postrzeganie, tłumi prawdę. Wartości serca NIGDY.
A skąd ta pewność, że alkohol wypacza postrzeganie, tłumi prawdę?
A nie?... :). Zbyt dużo znam osób używających alkoholu, żeby nie widzieć, co on z człowiekiem robi... Ale już ta odrobina, jaką zdarza mi się wypić, pokazuje mi jak na dłoni, że moje postrzeganie i odczuwanie zaczyna się zmieniać.

Prawda to jest to, co się czuje w sposób naturalny, bez używek zmieniających percepcję, odczucia i zachowania. Jeśli ta prawda boli - to po to, żeby człowiek mógł sobie zdać z tego sprawę i znaleźć przyczynę bólu, rozwiązać ją i czegoś się przy okazji nauczyć. A nie po to, żeby przed tą prawdą uciekać... Żadna ucieczka problemu nie rozwiąże.
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 16:14 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

101
by decydować się na dziecko trzeba wziąć pod uwagę swój stan zdrowia
naprawić w sobie co sie da - jeśli się chce

i potem dopiero zastanawiać się czy możemy brać na siebie dodatkową odpowiedzialność

picie alkoholu o jakim piszesz, stany depresyjne i wahania nastroju są zdecydowanie wystarczającym powodem do niepokoju

to nie jest pora na myślenie czy rozmowę o posiadaniu dziecka

na pewno jest pora na rozważenie co dalej dla siebie zrobisz

oczywiście masz rację - nikt nie ma prawa uczyć się kosztem dziecka


rozmawianie o problemach jest dobre gdy prowadzi do podęcia konkretnych kroków
jeśli zaczyna być odwlekaniem zabrania się za siebie to taka rozmowa w sumie szkodzi nie pomaga, bo demobilizuje, stwarza pozory robienia czegoś w sprawie swoich problemów

nie ma sensu myślenie o dzieciach, kiedy świat się rozjeżdża

tyle ja w tej dziwnej dyskusji na nie do końca wiadomo jaki temat :)
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 16:45 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

102
Lidka pisze:Hups, no bez jaj... :). Jakim cudzym kosztem??? Jeśli spłodzisz dziecko z miłości i będziesz chciał je wychowywać w miłości i z miłością, to słowo 'koszt' w ogóle tu nie wchodzi w grę. Miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, jak się ją dzieli.
Lidka, zrozum, że ja mimo że to dziecko spłodzę z miłości, nie mam gwarancji, że tej miłości mi starczy na tyle, by jeszcze zdążyć to dziecko w niej wychować. I powiedzmy, gdy dziecko będzie miało 3 latka, dojdzie do mnie, że to był błąd.

Ale co tam ja.

Gorzej jeśli moje dziecko sobie ten błąd uświadomi.
Lidka pisze:Wiesz, kiedy można poczuć, że to jest słuszna decyzja? Jak poczuje się miłość do tej maleńkiej, bezbronnej istotki. Jak będzie się obserwować, jak rośnie, dbać o nią, cieszyć się jej postępami, a jak powie pierwszy raz 'mama', 'tata' i zrzuci rączki na szyję, człowiek jest w niebie....
Na przyszłych wówczas jeszcze samobójców też ich rodzice w ten sposób reagowali. Na wieść o śmierci dzieci po latach niebo się roztrzaskało z hukiem.

Lidka pisze:Tego nie wykalkulujesz umysłem, to trzeba PRZEŻYĆ.
Nie chciałbym przeżywać samobójczej śmierci mojego dziecka.


Lidka pisze:Tu rozum bardzo pomocny: wystarczy wytłumaczyć sobie, że spadające doniczki nie są zdarzeniem nagminnym, a jednostkowym.
Jeśli ktoś nagminnie jednak tymi doniczkami po głowie dostaje, trudno jego rozumowi przyjąć, że to tylko niefortunny przypadek.

hups pisze:A moim nie. Moim zdaniem popycha nas do tego sama natura, nasza własna Istota, nasze serce. O ile nie tłumimy jego działania i pozwalamy tej energii działać.
Nasz instynkt samozachowawczy, ten życiowy napęd. Może właśnie to jest tym Twoim sercem.

Lidka pisze:Hups, mój przykład miał Ci pokazać, że to nie jest alkohol, który uwalnia od napięć, bo człowiek JEST w stanie uwolnić się bez nich, nie uciekając od życia w tłumienie odczuwania. Alkohol robi to pozornie, 'na chwilę', ale problemu nie rozwiązuje (wprost przeciwnie, można wpaść w jeszcze większy problem, jakim jest uzależnienie).
A ja chciałem tylko pokazać, że człowiek JEST w stanie uwolnić się od napięć też dzięki alkoholowi. Nie chciałem też, żeby mieszać w to ewentualne uzależnienie. A raczej - skupić się na samym tylko doświadczeniu stanu upojenia. Który właśnie w moim odczucia uwalnia to o naturalne, to co sercowe. Hamuje myśli, wyzwala uczucia, instynkty.
Lidka pisze:Problem jest w strachu, nie w piciu. Trzeba zająć się strachem i wtedy nie będzie żadnej potrzeby uciekania przed życiem. Bo przestając się bać, przestajemy odczuwać negatywnie.
Nie demonizowałbym strachu, bo bez niego też by nikt długo nie pożył. Mogę przestać się bać warczącego lwa, który siedzi w klatce i zechcieć do niego wejść. Nie będę odczuwał negatywnie i być może przez to do głowy mi nie przyjdzie, że lew mnie zje.

Lidka pisze:Nie, ja o żadnych prezentach nie mówiłam. Ja mówiłam o bezinteresownej miłości. O czuciu się kochanym w taki sposób w dzieciństwie. To jest właśnie szczęśliwe dzieciństwo.
Prezent to była metafora życia.
Wg mnie być kochanym, uszczęśliwianym nie znaczy być szczęśliwym i miłość do życia odczuwać.

Lidka pisze:A nie?... :). Zbyt dużo znam osób używających alkoholu, żeby nie widzieć, co on z człowiekiem robi... Ale już ta odrobina, jaką zdarza mi się wypić, pokazuje mi jak na dłoni, że moje postrzeganie i odczuwanie zaczyna się zmieniać..
Ależ naturalnie, że postrzeganie i odczuwanie się zmienia. Tak jak podczas przechodzenia z pesymizmu w optymizm lub na odwrót.
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 17:24 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

103
baabcia pisze:naprawić w sobie co sie da - jeśli się chce
Jeśli się ma co naprawiać.
Ludzie lubią naprawiać u innych to, co nie jest w ich guście. Co im się w y d a j e chore.

baabcia pisze:picie alkoholu o jakim piszesz, stany depresyjne i wahania nastroju są zdecydowanie wystarczającym powodem do niepokoju
Nic nie jest takie jednoznaczne jak się wydaje. Warto poznać inne punkty widzenia:
http://www.healthguidance.org/entry/158 ... alism.html
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 17:39 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

105
Hups, my tu sobie wymieniamy poglądy, ja jestem zdystansowana, spokojna, staram się wyjaśniać sprawy jasno, a Ty od samego początku negujesz, negujesz, negujesz... Nie chodzi o mnie, mnie to nie przeszkadza i nie działa na mnie w negatywny sposób. Ale tego typu rozmowa mówi mi, że... kontynuowanie jej nie ma sensu...

Słuchaj, tu jest zasada (życiowa) prosta: jeśli człowiek podchodzi od strony negatywnej - postrzega tylko negatywne, a nawet jak gdzieś mu zalśni jakiś pozytyw - natychmiast go przerabia na negatyw. I dopóki będzie w takim stanie, NIC do niego nie dotrze, NIC go nie przekona, NIC nie zmieni nawet 1500 rozmów...

Więc może spróbujesz zmienić swoje nastawienie na pozytywne, żeby móc tę dyskusję kontynuować nie dla odbijania piłeczki słownej, ale żeby coś z tej rozmowy wyciągnąć dla siebie, coś konstruktywnego?...

Jak sama nazwa wskazuje - konstruktywne buduje. Negacją nic nie zbudujesz.

(i ja mówię tylko o NASTAWIENIU do rozmowy, nie o dyskusji, bo z pozytywnym nastawieniem też można negować, to nie jest to samo).

Przekładając to na praktykę - może zechcesz (choćby w ramach eksperymentu) widzieć to, co MASZ, zamiast tego czego nie masz?...



hups pisze:
Lidka pisze:Hups, no bez jaj... :). Jakim cudzym kosztem??? Jeśli spłodzisz dziecko z miłości i będziesz chciał je wychowywać w miłości i z miłością, to słowo 'koszt' w ogóle tu nie wchodzi w grę. Miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, jak się ją dzieli.
Lidka, zrozum, że ja mimo że to dziecko spłodzę z miłości, nie mam gwarancji, że tej miłości mi starczy na tyle, by jeszcze zdążyć to dziecko w niej wychować. I powiedzmy, gdy dziecko będzie miało 3 latka, dojdzie do mnie, że to był błąd.
Ja Cię rozumiem, ale też wiem, że tak myślisz tylko dlatego, że masz negatywne nastawienie do życia (a co najmniej do tego problemu). I dlatego tłumaczę Ci, że NIKT I NIC Ci takiej gwarancji nie da. SAM musisz wziąć za to odpowiedzialność i SAM postarać się o to, żeby było tak, jak chcesz, żeby było. Normalnie człowiek posługuje się w tym celu wiarą. Im silniejsza (to potężne 'narzędzie'), tym efekt bardziej gwarantowany.

Ty też się nią posługujesz. Ale póki co, wierzysz, że się NIE uda.

I nie opowiadaj tu swoich wyobrażeń jako argumentów, bo żadne dziecko, a zwłaszcza 3-letnie, które jest samą ufnością i jeszcze długo nie będzie miało pojęcia, co to w ogóle jest 'błąd', nie przychodzi do rodzica z takimi wmówkami!

Owszem, dziecko może być smutne, osowiałe, nieszczęśliwie, ale tylko wtedy, kiedy będzie żyło bez miłości.

Więc po raz kolejny odsyłam Cię do Ciebie samego: znajdź miłość w sobie i rozwijaj ją, po prostu. Wtedy tego typu problemy w ogóle nie będą miały miejsca. Bo póki co, rozwijasz tylko wyobraźnię i to w negatywną stronę.

A tak w ogóle, poradziłabym Ci wejść w kontakt z jakimś małym dzieckiem. Pobądź z nim, pogadaj (z trzylatkiem już można), poopiekuj się nim i wtedy zobaczysz, czym ono dysponuje. Bo mam wrażenie, że nigdy nie miałeś z małymi dziećmi do czynienia.

hups pisze:Gorzej jeśli moje dziecko sobie ten błąd uświadomi.
Dziecko sobie nic podobnego nie jest w stanie uświadomić. Dopiero jako dorosły człowiek będzie mogło. Mówiąc prosto z mostu - dziecko 'oddaje' nam to, co sami mu daliśmy. Więc jeśli Ty dasz mu miłość, ono też Ci ją odda.

hups pisze:Na przyszłych wówczas jeszcze samobójców też ich rodzice w ten sposób reagowali. Na wieść o śmierci dzieci po latach niebo się roztrzaskało z hukiem.
No, super... Nie ma to jak zaczynać życia od założenia, że nasze dziecko, którego jeszcze nie mamy, popełni samobójstwo...:rolleyes:

Może by tak choćby kubek zimniej wody na głowę by Ci pokazał, że to jest bez sensu?...

hups pisze:
Lidka pisze:Tego nie wykalkulujesz umysłem, to trzeba PRZEŻYĆ.
Nie chciałbym przeżywać samobójczej śmierci mojego dziecka.
A znasz kogoś, kto by chciał?... Bo ja nie. I nigdy takiej możliwości nie zakładałam, więc i dzieci mam, Bogu dzięki, zdrowe, całe, radosne i z wiarą podchodzące do życia.

Powiedz, jaki sens ma wyobrażanie sobie jakichś okropieństw, które w ogóle nie mają miejsca?... Przecież nie wiesz, NIKT NIE WIE, co się wydarzy w życiu. Nie prościej spokojnie poczekać?... Jak coś ma się wydarzyć - i tak się wydarzy, niezależnie od tego, czy się zamartwiamy czy nie. Więc po co się dołować podobnymi myślami w sytuacji, kiedy jeszcze nawet nie mamy dziecka?...

A tak w ogóle, to rozmawiamy, zdaje się, o decyzji spłodzenia, patrz, jak daleko w przyszłość sięga Twoje wyobrażenie i jak negatywnie patrzysz na życie... Nie zastanawia Cię to?


hups pisze:Jeśli ktoś nagminnie jednak tymi doniczkami po głowie dostaje, trudno jego rozumowi przyjąć, że to tylko niefortunny przypadek.
Trudne, ale NIE niemożliwe. Jak ja mogłam sobie z tym poradzić - Ty też możesz. Jak tylko naprawdę tego zechcesz. Przecież to Ty jesteś ponad uwarunkowaniami, ponad rozumem, nikt za Ciebie nie decyduje i nie chce, SAM tym rządzisz.

hups pisze:Nasz instynkt samozachowawczy, ten życiowy napęd. Może właśnie to jest tym Twoim sercem.
Nie, to dwie różne sprawy. Instynkt samozachowawczy jest w sferze nieświadomej i służy przetrwaniu. Tym człowiek nie zawiaduje.

Natomiast zawiaduje swoją miłością. Może ją sobie uświadomić, rozróżnić jej wartość (czy jest uwarunkowana - negatywna, czy odwrotnie) i wybrać. Może 'otworzyć serce' i czerpać z jej źródła, ile chce. MOŻE KOCHAĆ! Ale może też 'zamknąć serce' i zdać się na umysł z jego wątpliwościami.

hups pisze:A ja chciałem tylko pokazać, że człowiek JEST w stanie uwolnić się od napięć też dzięki alkoholowi. Nie chciałem też, żeby mieszać w to ewentualne uzależnienie. A raczej - skupić się na samym tylko doświadczeniu stanu upojenia. Który właśnie w moim odczucia uwalnia to o naturalne, to co sercowe. Hamuje myśli, wyzwala uczucia, instynkty.
No i pokazałeś, ja temu nie przeczę. Ale nie wziąłeś pod uwagę mojej odpowiedzi: że to jest tymczasowe, nie rozwiązuje problemu. Napisałam Ci nawet, gdzie ten problem jest.
hups pisze:Nie demonizowałbym strachu, bo bez niego też by nikt długo nie pożył. Mogę przestać się bać warczącego lwa, który siedzi w klatce i zechcieć do niego wejść. Nie będę odczuwał negatywnie i być może przez to do głowy mi nie przyjdzie, że lew mnie zje.
Ten strach dotyczy instynktu. Podczas gdy ja mówię o miłości w życiu.

hups pisze:Wg mnie być kochanym, uszczęśliwianym nie znaczy być szczęśliwym i miłość do życia odczuwać.
A co to znaczy według Ciebie?

I czym jest szczęście?

hups pisze:Ależ naturalnie, że postrzeganie i odczuwanie się zmienia. Tak jak podczas przechodzenia z pesymizmu w optymizm lub na odwrót.
Myślisz, że bez alkoholu nie da się przejść z pesymizmu na optymizm albo na odwrót? :)
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 18:18 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

106
hups pisze:...
Nic nie jest takie jednoznaczne jak się wydaje. Warto poznać inne punkty widzenia:
http://www.healthguidance.org/entry/158 ... alism.html
dzięki za materiał już czytam
niewiele w psychiatrii i psychologii jest jednoznaczne

może to, że warto wiedzieć iż wiele można pomóc jeśli ktoś chce

dyskomfort życia często jest sygnałem wykraczania poza to co sami uznajemy za normę

linkowałam na forum dobrą sztukę/film - ciezka ale świetna - o granicach (bordeline)
Ostatnio zmieniony 23 sie 2013, 19:51 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

107
Crows pisze:gdyby nasi rodzice mieli takie dyrdymały w głowie jak dzisiaj wiele młodych ludzi to zapewne nie miałby kto na tym forum dzisiaj pisać .
I nie miałby też kto tego forum czytać. Nie byłoby forum. Nie byłoby Twego dylematu. Straszne, doprawdy.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 16:13 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

108
hups pisze:
Crows pisze:gdyby nasi rodzice mieli takie dyrdymały w głowie jak dzisiaj wiele młodych ludzi to zapewne nie miałby kto na tym forum dzisiaj pisać .
I nie miałby też kto tego forum czytać. Nie byłoby forum. Nie byłoby Twego dylematu. Straszne, doprawdy.
Hups, ale ten przykład pokazuje, do czego prowadzi zanurzanie się po pachy w negatywnych myślach. Toż to jest destrukcyjne i naprawdę nie daje żadnego rozwiązania, wprost przeciwnie ;).

Myślenie jest cenne, ale jako środek do celu, a nie cel sam w sobie. I powiedzie do tego celu, o ile doprowadzi do przejścia na pozytywną stronę.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 16:40 przez Lidka, łącznie zmieniany 2 razy.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

109
nie do Lidki!!!!

czasem wystarczy uzyskać potwierdzenie, że problem jest poważny dla wielu by się zwolnic z poczucia obowiązku, potrzeby uporania się z nim

co nie jest dobrą drogą i nie oznacza wsparcia, a bywa pojmowane opacznie jako dobre serce, współodczuwanie

człowiekowi w depresji nie mówi się o jej ale masz problem, nie mówi się również weź się za siebie - warto powiedzieć są drogi wyjścia a czasem najnormalniej w świecie od razu wezwać lekarza - przykład z depresją jest dość drastyczny, bo to ciężka choroba

pomniejsze doły zaczynają się problemami z zabraniem się za cokolwiek i szukaniem przyczyn złego samopoczucia na zewnątrz; pojawia się nienawiść i to jest już dzwonek

Zupełnie inaczej można pogadać o roli człowieka na Ziemi - czy możemy się ewakuować nieposprzątawszy?
nie ma następnego pokolenia, nieposłusznych sarinem jak widac można i po zawodach - moze referendum :) - czy to by utratowało Ziemię czy dobiło?
może mamy obowiązek na razie się mnożyć i usunąć co niebezpieczne, pozwijać asfalty; powyławiać wraki toksyczne, rozbroić elektrownie atomowe

wydawało mi sie, że pytanie brzmiało inaczej ale nie wiem czy samo sie nie zmodyfikowło

czy mam prawo powoływać na świat dziecko, gdy moje zycie jest cierpieniem

na takie odpowiedziałam - nie nie należy

warto poszukać terapii i odmienić swój świat - niektórzy uwazają, że to odbierze im moce twórcze np - wielu tworzyło cierpiąc - to też dylemat
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 16:56 przez baabcia, łącznie zmieniany 2 razy.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

110
Lidka pisze:Jak sama nazwa wskazuje - konstruktywne buduje. Negacją nic nie zbudujesz.
Rozumiem Cię. I obawiam się, że do porozumienia nie zdołamy dojść. Nasza rozmowa wygląda tak: Ty jesteś na chmurce i mówisz: "Ptak jest tuż przy mnie". Ja jestem na ziemi i mówię:"Ptak jest nade mną". Ty na to: "Chodź do mnie, usiądź na chmurce, a przekonasz się, że, ptak jest tuż przy tobie". Ja odpieram: "Nie, ty chodź do mnie, usiądź na ziemi i zobacz, że ptak jest nad tobą."

Przeciągamy się każdy na swoją stronę. Jedno chce drugiemu pokazać świat ze swojej perspektywy, więc czerpiemy argumenty, które nam obierana perspektywa daje.
Lidka pisze:Przekładając to na praktykę - może zechcesz (choćby w ramach eksperymentu) widzieć to, co MASZ, zamiast tego czego nie masz?...
Ależ widzę, co mam.

Lidka pisze:Ty też się nią posługujesz. Ale póki co, wierzysz, że się NIE uda.
Nie. Ja nie wierzę, że się nie uda. Ja biorę to pod uwagę. Wierzę, a w zasadzie wiem, że może się udać lub nie udać.
Lidka pisze:I nie opowiadaj tu swoich wyobrażeń jako argumentów, bo żadne dziecko, a zwłaszcza 3-letnie, które jest samą ufnością i jeszcze długo nie będzie miało pojęcia, co to w ogóle jest 'błąd', nie przychodzi do rodzica z takimi wmówkami!
Przepraszam, chyba niefortunnie się wyraziłem. Nie chodziło mi o to, że 3-letnie dziecko uświadomi sobie ten błąd, tylko dziecko w ogóle jako byt przez mnie spłodzony - obojętnie czy będzie miało lat 14, 26 czy 45.

Lidka pisze:Dziecko sobie nic podobnego nie jest w stanie uświadomić. Dopiero jako dorosły człowiek będzie mogło. Mówiąc prosto z mostu - dziecko 'oddaje' nam to, co sami mu daliśmy. Więc jeśli Ty dasz mu miłość, ono też Ci ją odda.
Jak definiujesz dziecko, do 18 roku życia?
Ja uświadomiłem sobie błąd życia jako kilkunastolatek. Nie pamiętam dokładnie, chyba miałem wówczas 12-13 lat.
Moi rodzice tak samo traktowali mnie i moje rodzeństwo. No,może upraszczam, każde z nas było i jest inne, ale nie odczułem, żebym był w porównaniu do mojego rodzeństwa pokrzywdzony, czy to niedoborem czy nadmiarem (o ile o takim można mówić) miłości. A jednak - ja jako jedyny żałuję, że żyję.
A negatywny stosunek do życia towarzyszył mi na długo zanim sobie uświadomiłem jako kilkunastolatek ten błąd. Zawsze chodziłem ze zwieszoną głową. Zawsze - to pewne uproszczenie. Odkąd pamięć moja sięga (czyli od 5-6 roku życia).

Jak to wyjaśnisz? Że jednak rodzice inaczej mnie i moje rodzeństwo kochali?

Lidka pisze:No, super... Nie ma to jak zaczynać życia od założenia, że nasze dziecko, którego jeszcze nie mamy, popełni samobójstwo...:rolleyes:
Nie rozumiesz. Ja nie zakładam, że popełni, zakładam, że może popełnić. I w przeciwieństwie do Ciebie nie wierzę, że tylko ode mnie zależy, że to dziecko to samobójstwo popełni czy nie.
Lidka pisze:Bo ja nie. I nigdy takiej możliwości nie zakładałam, więc i dzieci mam, Bogu dzięki, zdrowe, całe, radosne i z wiarą podchodzące do życia.
Nie znam nikogo, kto by chciał. Ale znam takich, którzy tak jak Ty takiej możliwości nie zakładali, a pomimo to spotkało ich to nieszczęście.
Lidka pisze:Powiedz, jaki sens ma wyobrażanie sobie jakichś okropieństw, które w ogóle nie mają miejsca?...
Mają. Niestety. Może żyjemy w innych światach. W moim: w samym 2012 r. w samej Polsce doszło do 4 184 zamachów samobójczych, z których 3 062 zakończyło się zgonem.

Lidka pisze:Nie prościej spokojnie poczekać?... Jak coś ma się wydarzyć - i tak się wydarzy, niezależnie od tego, czy się zamartwiamy czy nie. Więc po co się dołować podobnymi myślami w sytuacji, kiedy jeszcze nawet nie mamy dziecka?...
Masz rację, prościej poczekać. Ale kto powiedział, że prostsze rozwiązania to te najlepsze? Od zamartwiania się co najwyżej przedwcześnie osiwieje, nic to. A jeśli nie spłodzę dziecka, jego ewentualne (podkreślam!) samobójstwo uniemożliwiam.
Lidka pisze:A tak w ogóle, to rozmawiamy, zdaje się, o decyzji spłodzenia, patrz, jak daleko w przyszłość sięga Twoje wyobrażenie i jak negatywnie patrzysz na życie... Nie zastanawia Cię to?
Nie widzę w tym nic zastanawiającego. Po prostu jestem dalekowzroczny. Nie muszę spłodzić dziecka, żeby wiedzieć, że MOŻE być nieszczęśliwe, że MOŻE popełnić w przyszłości samobójstwo. To jest wpisane w życie człowieka, że tak się MOŻE stać. Znam fakty ze świata zewnętrznego, wiem, że takie rzeczy się dzieją - ludzie czują się nieszczęśliwi, popełniają samobójstwa. Ale Ty zdaje się - odrzucasz ten świat zewnętrzny jako coś obiektywnego. Więc może to dla Ciebie żaden argument?
Lidka pisze:Przecież to Ty jesteś ponad uwarunkowaniami, ponad rozumem, nikt za Ciebie nie decyduje i nie chce, SAM tym rządzisz.
Mam wątpliwości, czy jestem ponad uwarunkowaniami. To Twoja perspektywa. Nie wiem, czym jest to co rządzi. Czy to coś jest wolne. Nie wiem.
Lidka pisze:Natomiast zawiaduje swoją miłością. Może ją sobie uświadomić, rozróżnić jej wartość (czy jest uwarunkowana - negatywna, czy odwrotnie) i wybrać. Może 'otworzyć serce' i czerpać z jej źródła, ile chce. MOŻE KOCHAĆ! Ale może też 'zamknąć serce' i zdać się na umysł z jego wątpliwościami.
Jak otworzyć serce? Czy w serce trzeba uwierzyć, żeby móc kochać?
Lidka pisze:A co to znaczy według Ciebie?

I czym jest szczęście?
Być szczęśliwym to odczuwać szczęście. Nie mam jakiejś uniwersalnej definicji szczęścia. Dla mnie osobiście szczęście to zadowolenie z życia. Głęboko zakorzenione uczucie, że jest się we właściwym miejscu, że życie jest warte tego, by je przeżyć pomimo przeszkód.


Lidka pisze:Myślisz, że bez alkoholu nie da się przejść z pesymizmu na optymizm albo na odwrót? :)
Da się. Sam potrafię bez. Czasami sam robię optymizm, czasami on sam się robi bez (przynajmniej uświadamianego) udziału mojej woli.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 17:12 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

111
baabcia pisze:dyskomfort życia często jest sygnałem wykraczania poza to co sami uznajemy za normę
Dyskomfort życia może oznaczać odejście od normy właściwej życiu.
Normalne (zdrowe) jest życie afirmować. Natura choć (jeśli) bezrozumna, to wie co robi. Sama na siebie zamachu nie będzie dokonywać.

Ale jeśli z perspektywy człowieka świat jest chory, to być chorym w chorym świecie, to tyle co być zdrowym w swoim własnym.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 17:36 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

112
może nie najlepszy to materiał ale pokazuje pewien wycinek problemu

samobójstwa dzieci i młodzieży

zupełnie małe dzieci myślą o samobójstwie i to często uporczywie

jest kilka zdań w tym artykule które mówią o destrukcyjnym wpływie rodziców na dziecko - nadmierna opieka z wysokimi oczekiwaniami często albo zaniedbanie uczuciowe to dwa schematy złej rodziny, w której dochodzi do zaburzenia rozwoju dziecka w pierwszych - 3, 5 - latach życia a potem jest już tylko coraz gorzej w domowych kontaktach; w skrajnych przypadkach sa to zaburzenia osobowości z pogranicza z perspektywa uporczywej wieloletniej terapii pozwalającej funkcjonować; wiele osób mających te problemy jest wybitnie inteligentnych;
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 17:48 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

113
hups pisze:
Crows pisze:gdyby nasi rodzice mieli takie dyrdymały w głowie jak dzisiaj wiele młodych ludzi to zapewne nie miałby kto na tym forum dzisiaj pisać .
I nie miałby też kto tego forum czytać. Nie byłoby forum. Nie byłoby Twego dylematu. Straszne, doprawdy.
no nie będe płakał , mam z kim pogadać mam czwórke dzieci i wnuka :P
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 17:48 przez Crows, łącznie zmieniany 1 raz.
:
:

..PHZ - poza horyzontem zdarzeń ..

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

114
baabcia pisze:czasem wystarczy uzyskać potwierdzenie, że problem jest poważny dla wielu by się zwolnic z poczucia obowiązku, potrzeby uporania się z nim
Nie ma dla mnie znaczenia, ile osób myśli tak jak ja. Jeśli są takie osoby -super. Nie ma? Trudno - będę sam.
Gdyby mi zależało na szerokim poparciu - wybrałbym normalność. To nie problem.
baabcia pisze:człowiekowi w depresji nie mówi się o jej ale masz problem, nie mówi się również weź się za siebie - warto powiedzieć są drogi wyjścia a czasem najnormalniej w świecie od razu wezwać lekarza - przykład z depresją jest dość drastyczny, bo to ciężka choroba
To jest warte powiedzenia, jeśli zakłada się, że depresja to choroba, stan niepożądany, skrzywiona percepcja. .
Kto powiedział, że potrzebny jest lekarz? Moim zdaniem, człowiek sam powinien móc decydować o tym, czy chce leczenia. Móc decydować, co sam uważa za stan niepożądany. Jeśli nie zagraża społeczeństwu swoim ew. trwaniem w "chorobie".

baabcia pisze:Zupełnie inaczej można pogadać o roli człowieka na Ziemi - czy możemy się ewakuować nieposprzątawszy?
nie ma następnego pokolenia, nieposłusznych sarinem jak widac można i po zawodach - moze referendum :) - czy to by utratowało Ziemię czy dobiło?
może mamy obowiązek na razie się mnożyć i usunąć co niebezpieczne, pozwijać asfalty; powyławiać wraki toksyczne, rozbroić elektrownie atomowe
Tego sprzątania (mogłoby się okazać), że jest nieskończenie wiele. Czy świat się kończy na Ziemi? Są inne planety, inne światy, które być może jako ludzkość odkryjemy. I tam to dopiero jest bałagan.

Z drugiej strony - mnożyć cierpienie dla niwelowania innego, mniej namacalnego, czasem tylko hipotetycznego?

Problematyczne to.

baabcia pisze:czy mam prawo powoływać na świat dziecko, gdy moje zycie jest cierpieniem

na takie odpowiedziałam - nie nie należy
Moje pytanie z tematu brzmi - czy mam prawo powoływać na świat dziecko będąc kimkolwiek. Bo życie zawsze jest cierpieniem. Nie chciałem, by temat stoczył się na moje życie, moje prawo do płodzenia. Stoczył się, bo moi interlokutorzy doszli do wniosku, że to problem, który można rozpatrywać indywidualnie. Nie można dać uniwersalnej odp. Dla mnie niezrozumiałe.
baabcia pisze:niektórzy uwazają, że to odbierze im moce twórcze np - wielu tworzyło cierpiąc - to też dylemat
Cierpienie też często (może częściej) te moce twórcze odbiera. Dlatego czasami,żeby zachować uczciwość wobec siebie (swojego cierpienia) i odpowiednio je sformułować na język sztuki, potrzeba balansowania na granicy. Twórczość w moim odczuciu jest domeną radości, optymizmu. No musi być jej sporo, choćby przytłumionej, żeby w ogóle chcieć tworzyć. Jakaś nadzieja. Coś musi być.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 18:01 przez hups, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

115
hups pisze:
baabcia pisze:dyskomfort życia często jest sygnałem wykraczania poza to co sami uznajemy za normę
Dyskomfort życia może oznaczać odejście od normy właściwej życiu.
Normalne (zdrowe) jest życie afirmować. Natura choć (jeśli) bezrozumna, to wie co robi. Sama na siebie zamachu nie będzie dokonywać.

Ale jeśli z perspektywy człowieka świat jest chory, to być chorym w chorym świecie, to tyle co być zdrowym w swoim własnym.
gdyby mówić tylko o złym czuciu się pośród innych to tak; ale bywa, że doskwiera samotność i co gorsza nie akceptowanie siebie z zewnętrznym narcyzmem - pozorna sprzeczność tylko pozorna;

afirmować mówisz hm problem czasem jest inny potrzeba nieustannej akceptacji

natura to dziś pojecie jakby lekko abstrakcyjne w odniesieniu do środowiska, w którym sie zmagamy

a norma - no ta jak defincja funkcjonuje w odniesieniu do czegoś; wydawało by sie jesli popełnił samobójstwo to 'norm nie trzymał' ale można mówiąc o normach dotyczących samobójców; to bardzo dalekie od określenia, ze ktoś jest nie normalny w sensie pejoratywnym - to zupełnie inna kategoria

człowiek czasem mówi już nie mogę sam ze sobą wytrzymać, nie mogę sobie poradzić, czasem już po doświadczeniach życiowych mówi zmarnowałem kilka lat itd - gdy zwraca sie po pomoc diagnoza stawiana jest na podstawie pewnych norm
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 18:03 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

116
myśle, ze szkoda, ze nie narzuciłeś ram tematowi - ta dyskusja o sensie trwania ludzi byłaby bardzo ciekawa

co do lekarza i depresji tylko uzupełnię - depresja to bardzo ciężka choroba i od pewnego momentu odbiera choremu szansę na podejmowanie jakichkolwiek decyzji; podanie leków pozwala jak ja to mówię 'spotkać sie z własnym rozumem' i decydować samodzielnie czy zabrać się za terapię czy nie - czasem kończy sie to nawet świadomym samobójstwem i zawsze jest to porażka bo akurat przy samej depresji wiel można pomóc pacjentowi;

gdy ktoś ma zawał nie pytamy go o zdanie czy wzywać pogotowie
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 18:12 przez baabcia, łącznie zmieniany 1 raz.
przechadzam się pomiędzy [email protected]

Re: Czy wydawanie na świat dzieci jest moralne?

117
Hups, nie potrafię odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania, ani nie potrafię powiedzieć, dlaczego Ty jeden w Twojej rodzinie żałujesz, że żyjesz (w sensie - co jest tego przyczyną). Mogę odpowiedzieć ogólnie, że w ten sposób się myśli przy negatywnym podejściu do życia. Ale skąd ono u Ciebie? Tego wiedzieć nie mogę.

No, nie myślę, że z tymi ptakami to dobre porównanie, bo w nim obydwoje mówimy o tym samym. Podczas gdy w dyskusji mówimy o czymś innym. Ty negujesz, a ja usiłuję Ci wytłumaczyć, że możesz, ale nie musisz negować. Możesz równie dobrze spróbować akceptować (co w życiu praktycznym przekłada się na pogodzenie się z czymś, na co wpływu nie mamy). I wtedy sam byś zobaczył, jak zmieniłaby Ci się percepcja.

Twierdzisz, że widzisz, co masz. Świetnie! Ale dlaczego nie doceniasz tego? Dlaczego kierujesz swoją uwagę na to, czego nie masz, na negowanie, kalkulowanie, wyszukiwanie i tworzenie problemów, i tam drążysz?...

Problem rodzi się z negacji, nie z akceptacji, akceptacja natomiast rozwiązuje problemy.
hups pisze:Nie. Ja nie wierzę, że się nie uda. Ja biorę to pod uwagę. Wierzę, a w zasadzie wiem, że może się udać lub nie udać.
Z dużym akcentem na NIE udać. A przynajmniej w trakcie tej dyskusji użyłeś wielu sił, żeby przy negacji się utrzymać, bez podania choćby jednego pozytywnego powodu spłodzenia dziecka. Zauważyłeś to?... :)

OK, rozumiem, nie chodzi o 3-letnie dziecko, ale o dziecko w ogóle. Rozumiem też ogólną sytuację rodzinną na podstawie Twoich słów. Czy mam przez to rozumieć, że to Ty wypomniałeś swoim rodzicom fakt, że Cię spłodzili i że to Ty żałujesz, że żyjesz?...

(jeśli zbyt osobiste, sorry, oczywiście nie musisz odpowiadać)

Jak napisałam wyżej - nie potrafię tego wyjaśnić. Ale to bez znaczenia, hups, bo wiem, że to MOŻNA zmienić niezależnie od źródła tej sytuacji. O ile chcesz coś tu zmienić, rzecz jasna. Bo jeśli nie - nic tego nie zmieni, nikt Cię o niczym nie przekona, ani za Ciebie tego nie zadecyduje.

Mówisz, że masz wątpliwości, czy jesteś ponad uwarunkowaniami. A pomyśl: jak idziesz do dentysty, od kogo to zależy, czy się boisz wizyty czy nie? Myślisz, że człowiek nie potrafi wziąć się w garść i powiedzieć sobie: dość tego, to głupie, bać się 15-minutowej wizyty u dentysty?...

Gdybyś nie był ponad uwarunkowaniami, jak raz się czegoś byś przestraszył, bałbyś się tego do końca życia. A przecież tak nie jest.

Pamiętasz, czego człowiek się boi, jak jest dzieckiem? Boisz się tego i teraz?

Boisz się sprawdzić, czy jesteś ponad uwarunkowaniami czy nie? Czy musisz się czegoś bać czy też nie?
hups pisze:Może żyjemy w innych światach. W moim: w samym 2012 r. w samej Polsce doszło do 4 184 zamachów samobójczych, z których 3 062 zakończyło się zgonem.
Na to wygląda, hups... W moim zgodnie ze statystykami (wierzę, że dobrze sprawdziłeś) też jest tyle zamachów samobójczych i tyle zgonów. Ale jest są też MILIONY ludzi, którzy w tym czasie cieszyli się życiem i czerpali z niego, co się dało, dla których ten rok był pełen szczęścia. Nie spycham w kąt jako nieistniejące to, ce negatywne, ale nie żyję tym, wolę patrzeć na życie od strony pozytywnej i żyć w akcepetacji, nie w negacji, współczując tym, którzy musieli przeżyć dramaty.

hups pisze:A jeśli nie spłodzę dziecka, jego ewentualne (podkreślam!) samobójstwo uniemożliwiam.
Niewątpliwie :). Tylko dlaczego Ty myślisz o czymś, co nie ma miejsca, zamiast myśleć o sobie samym?... Przecież dziecka nie masz. A za to sam wydajesz się zagubiony jak dziecko... Bo problem tu wcale nie w tym ew. potomku, a w Tobie...

Dalekowzroczność nie jest żadną 'wadą', natomiast wybieganie w przyszłość i debatowanie nad tym, co by było gdyby, to chyba ucieczka od 'tu i teraz', gdzie jest poważny problem do rozwiązania...
hups pisze:....To jest wpisane w życie człowieka, że tak się MOŻE stać. Znam fakty ze świata zewnętrznego, wiem, że takie rzeczy się dzieją - ludzie czują się nieszczęśliwi, popełniają samobójstwa. Ale Ty zdaje się - odrzucasz ten świat zewnętrzny jako coś obiektywnego. Więc może to dla Ciebie żaden argument?
Nie, nie odrzucam świata zewnętrznego, ja w nim żyję i doskonale się mieszczę. Mimo iż wiem, że to, co się dzieje, jest silnie uwarunkowane.

Wiem też, że nasze postrzeganie jest takie. I że rozwój polega na przechodzeniu od negacji do akceptacji. I że dużo łatwiej jest coś zaakceptować, jeśli się to rozumienie, niekiedy samo zrozumienie wystarczy, żeby zupełnie samoistnie to coś w nas przestało negować. To się wyczuwa bardzo realnie, nie jestem w stanie Ci tego opisać, ale generalnie można powiedzieć, że odczuwa się ogromna ulgę, jakby zrzuciło się ogromny ciężar z siebie.
hups pisze:Jak otworzyć serce? Czy w serce trzeba uwierzyć, żeby móc kochać?
Hups, wystarczy uwierzyć, że KAŻDY CZŁOWIEK MOŻE KOCHAĆ. TY TEŻ. I to zupełnie niezależnie od tego, co było. Życie to ciągła zmiana, nic nie stoi w miejscu. To, co było, jest budulcem do tego co będzie. I to nawet to negatywne! Im niżej człowiek 'upadnie', tym wyżej się od tego dna odbije. Wystarczy tego po prostu chcieć i działać w kierunku zmiany. Reszta przyjdzie sama.

Tym bardziej, że podobnie definiujemy szczęście. Bardzo ładnie to napisałeś i ja od początku naszej rozmowy czuję, że z Tobą wcale nie jest tak 'źle', jesteś na granicy, a nie pod nią. A to jest (symboliczny) poziom, z którego możesz podnieść się sam. Wystarczy, że znajdziesz choćby najmniejszy punkt oparcia. Że zechcesz go znaleźć.

Jeśli lubisz czytać, poleciłabym Ci gorąco 'Odważne dusze' Roberta Schwartza (a teraz wyszła druga część - 'Dar duszy'). Książki niezwykle pobudzające do refleksji własnych, wyjaśniające całe mnóstwo ludzkich dylematów i pokazujące sens tego, co my, ludzie, uważamy za okrutne i bez sensu. Podtytułem jest 'Znajdź plan swoje duszy', ale to uważam za chwyt marketingowy, zresztą nie to jest najważniejsze. Według mnie - znajdzie się czy nie ten plan swojej duszy, książka pokazuje 'drugą stronę medalu' na czyichś przykładach (autentycznych ludzi i autentycznych wydarzeń), to, czego nie postrzegamy, a co jak najbardziej ma miejsce. A to, z kolei, pokazuje jasno, że sens życia JEST WE WSZYSTKIM, nawet jeśli go nie widzimy i nie potrafimy znaleźć. Sam ten fakt stawia człowieka na tory 'otwarcia się na życie', że tak ogólnie powiem.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2013, 18:27 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Etyka i prawo”

cron