Było miło, ale… będę się żegnał.
Napisałem na odchodne drobny tekst, zamieszczam go poniżej, choć mocno się obawiam, że większość z Was przeczyta go z prezentowanym w czasie całej dyskusji nastawieniem "zanim cokolwiek powiesz, już wiem, że nie masz racji".
Zachęcam wszystkich zainteresowanych tematem do poszukania nieco więcej wiedzy. Najlepiej by było, gdyby źródłem tej wiedzy była nie tylko telewizja śniadaniowa czy Gazeta Biłgorajska. Bo niestety bardzo często na różne tematy wypowiadają się osoby, którym konkretna wiedza nie tylko nie jest do tego niezbędna, ale wręcz im przeszkadza, więc trzymają się od niej z daleka.
Trochę się tutaj nauczyłem. Żałuję tylko, że rozmowa zazwyczaj przebiegała według takiego mniej więcej wzoru:
Dyskutant A: - Są badania dowodzące, że po marihuanie nie powoduje się więcej wypadków.
Dyskutant B: - Czy ciebie ktoś finansuje?
Dyskutant A: - Są badania pokazujące, że palenie marihuany nie powoduje raka płuc.
Dyskutant C: - Ja w to nie wierzę.
Dyskutant A: - Są badania pokazujące, że THC niszczy komórki rakowe.
Dyskutant D: - Ty jesteś za legalizacją!
No cóż, nie żyjemy w idealnym świecie.
Lidce, za której postanowienie "nigdy nie zachoruję" trzymam kciuki, chciałbym powiedzieć, że odkryto, iż kannabinoidy działają ochronnie na neurony, a regularne palenie marihuany, nawet w bardzo małych, niepowodujących haju ilościach,
może zapobiegać rozwojowi choroby Alzheimera.
Choć Ayalen w końcu nie wytłumaczyła mi, dlaczego wartość badania naukowego zależy od intencji prezentującej je osoby, zgodnie z obietnicą uchylam zasłonę moich intencji:
-- nie jestem związany z żadną firmą, instytucją, organizacją ani grupą nieformalną
-- nie jestem przez nikogo finansowany, od nikogo nie dostaję wynagrodzenia, premii uznaniowych, grantów ani żadnej innej formy wsparcia
-- nie jestem chorym, nie jestem lekarzem
-- jestem osobą uważającą, że posiadła dość sporo ważnej wiedzy, która to wiedza jak najszybciej powinna stać się udziałem możliwie dużej części naszego społeczeństwa, a na władzę ani na media nie można w tym wypadku liczyć.
Za jakiś czas planuję zamieszczenie
na blogu wpisu pod roboczym tytułem "Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Będzie o ludziach, którzy z zagorzałych przeciwników medycznej marihuany stali się jej zwolennikami. Tak, dobrze się domyślacie: cudowna przemiana nastąpiła wtedy, gdy zachorowali oni sami albo ktoś z ich bliskich i okazało się, że marihuana jest najlepszą albo wręcz jedyną alternatywą. Mam nadzieję, że Wy nigdy nie staniecie przed wyborem między głoszonymi przez Was poglądami a życiem lub zdrowiem.
W niektórych moich wypowiedziach ton był nieco szorstki, jeżeli ktoś poczuł się nim urażony, to przepraszam. Urażanie kogokolwiek nie było moim świadomym zamiarem, był to raczej wynik zapału polemicznego.
Jeżeli kogoś zainteresowało to, co mówię albo chciałby się ze mną skontaktować – wiecie, gdzie mnie znaleźć.
Ponieważ według Lidki niewybaczalnym moim błędem było to, że się na początku nie przedstawiłem, to robię to na pożegnanie: mam na imię Bogdan. :pa: