Ayalen pisze:Bogdan, a czy Ty posiadasz wiedze o niepozadanych skutkach ktore moze niesc samowolne uzywanie marihuany, bo albo Ci jej brak, albo ja bagatelizujesz.
Zastanawia mnie słowo "samowolne", bo sugeruje, że z niesamowolnym stosowaniem marihuany do celów leczniczych mamy w Polsce sprawę rozwiązaną. (Dla porządku powiem, że w krajach, gdzie funkcjonuje medyczna marihuana, jest ona przepisywana chorym przez lekarzy.)
O niepożądanych skutkach już kiedyś rozmawialiśmy, zapytałem Cię, co dla Ciebie jest skutkiem niepożądanym, to mnie odesłałaś do Googla (#166). A ja, wierz mi, wiem, co Google mówi na ten temat, mnie interesowało Twoje zdanie. Wymieniłaś tylko jeden skutek - wnoszę, że dla Ciebie najpoważniejszy: "
Wywolywanie i uzaleznianie od stanow zmienionej - zaburzonej swiadomosci, uniemozwiajace swiadome/ trzezwe przezywanie rzeczywistosci".
OK, rozbierzmy to. Po pierwsze, zakładam, że wiesz, jak wygląda uzależnienie od marihuany, czym różni się od uzależnienia od heroiny, kokainy czy alkoholu, jakie są we wszystkich tych przypadkach objawy odstawienne, jak długo trwają i czym się kończą. Bez tej wiedzy dyskusja o skutkach ubocznych leczenia się marihuaną jest mocno utrudniona. Po drugie, czy wiesz (choćby z opisów znalezionych w Internecie), co to konkretnie jest ta zaburzona świadomość po marihuanie? Bo brzmi to tak groźnie, że dla wielu ludzi jest wystarczające do zwalczania marihuany ze wszystkich sił. W opisach stanu po marihuanie najczęściej pojawia się słowo "euforia".
Wikipedia definiuje ją tak:
Euforia – stan nienaturalnie dobrego samopoczucia z tendencją do śmiechu, radości, płytkiej wesołości i dowcipkowania. Zaraz, zaraz... Tam straszliwe zaburzenie świadomości, a tu dobre samopoczucie, śmiech, radość, wesołość i dowcipkowanie? Chyba mowa jest o dwóch zupełnie różnych rzeczach, nie?, ktoś musiał coś pomylić. A może nie...? Postaw się na chwilę w sytuacji chorego (wszystko jedno na co - SM, chroniczne migreny, rak i związane z chemioterapią nudności, cokolwiek). Czy Twoim zdaniem dobre samopoczucie, śmiech, radość, wesołość i dowcipkowanie są dla tej osoby skutkiem niepożądanym? Czy możliwość zapomnienia, choćby na godzinę, o niedogodnościach choroby, o kiepskich wynikach ostatnich badań i słabych rokowaniach, o bólu, o bliskich, których może wkrótce przyjdzie zostawić - czy mamy prawo odmawiać tym ludziom odrobiny wytchnienia, bo ktoś pozbawiony elementarnej choćby wiedzy o działaniu marihuany powie coś w rodzaju "Absolutnie nie uznaję marihuany jako środek leczniczy" i niestety ma od nas samych władzę, by jego opinia stała się dla wszystkich obowiązującym prawem?
Radzilabym zapoznanie sie z tym co mowia na temat marihuany terapeuci zajmujacy sie leczeniem uzaleznien
Wiem, co mówią i wiem też, dlaczego to mówią. Po pierwsze, nie mają obiektywnego spojrzenia, bo stykają się z patologiami uzależnień w dawce bardzo skoncentrowanej (podobnie jak niektórzy prokuratorzy, widzący we wszystkich osoby potencjalnie podejrzane). Po drugie, opinie o nieszkodliwości czy mniejszej szkodliwości marihuany godziłyby w ich żywotne interesy - straciliby część, pewnie dość sporą, klienteli. (Znów analogia: nauka odkrywa coraz więcej chorób nie dlatego, że stajemy się gatunkiem coraz bardziej chorowitym, lecz dlatego, że koncerny farmaceutyczne muszą poszerzać rynek zbytu. Polecam świetny film dokumentalny
Choroby na sprzedaż.)
Uzasadnianie leczniczym dzialaniem nawolywania do legalizacji - to drugie. Wiec zapytam wprost: Ty chcesz zeby marihuana byla legalna? O to Ci chodzi?
Masz babo placek! A taką miałem nadzieję, że pewne rzeczy zostały tu już wyjaśnione.