Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

422
Już tłumaczę :)
Odkąd pamiętam, moim jedynym pragnieniem jest pomóc innym ludziom osiągnąć szczęście. Niestety, nie potrafię nawet sprawić, aby moja własna matka była szczęśliwa. To nie z nią mam problem, lecz z jej mentalną projekcją w mojej głowie. W rzeczywistości nie ma żadnego dyktanda, ale ja mam bardzo uległą naturę i w zasadzie nie potrafię okazać, że mam własne zdanie, a jeśli już, to potem mam okropne poczucie winy. Czuję, że znowu mamę zawiodłam, że zachowuję się jak wariatka.
Nadal nie wykształciło się u mnie poczucie, że jestem jakimś odrębnym bytem, który ma prawo czuć, to co czuje i wyrażać to, nawet jeśli może to zranić i urazić innych.
Wciąż boję się, że kogoś skrzywdzę. Boję się "być sobą".
Ostatnio zmieniony 23 sie 2017, 19:56 przez martin1002, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

423
martin1002 pisze:Już tłumaczę :)
Odkąd pamiętam, moim jedynym pragnieniem jest pomóc innym ludziom osiągnąć szczęście. Niestety, nie potrafię nawet sprawić, aby moja własna matka była szczęśliwa. To nie z nią mam problem, lecz z jej mentalną projekcją w mojej głowie. W rzeczywistości nie ma żadnego dyktanda, ale ja mam bardzo uległą naturę i w zasadzie nie potrafię okazać, że mam własne zdanie, a jeśli już, to potem mam okropne poczucie winy. Czuję, że znowu mamę zawiodłam, że zachowuję się jak wariatka.
Nadal nie wykształciło się u mnie poczucie, że jestem jakimś odrębnym bytem, który ma prawo czuć, to co czuje i wyrażać to, nawet jeśli może to zranić i urazić innych.
Wciąż boję się, że kogoś skrzywdzę. Boję się "być sobą".
No to jednak nieźle zrozumiałam, ale dzięki za dokładniejsze wyjaśnienie.

To typowa sytuacja życiowa i wierz mi, nie jesteś wyjątkiem z tego typu problemem. Bardziej widzę problem w tym, że interesujesz się duchowością w wydaniu oddzielonym od życia i to Ci nie za wiele powie, co zrobić z tą sytuacją, żeby ją zmienić. Dla mnie duchowość obejmuje całość życia, łącznie z życiem materialnym, stąd i wiem, skąd tego typu problemy się rodzą i jak im zaradzić. Oczywiście powiem Ci, co ta sytuacja oznacza i co i jak robić i sama zadecydujesz, czy rzeczywiście chcesz to zmienić.

No więc pierwszą i zasadniczą sprawą jest dystans do problemu. Wyobraź sobie taką sytuację:

Twoja dobra koleżanka pracuje gdzieś, jest na etacie i ani praca, ani pracodawca jej nie odpowiadają. Lubi tego pracodawcę, ale czuje, że praca u niego "podcina jej skrzydła", nie dość, ze mało zarabia, to jeszcze ten człowiek ją wykorzystuje (nie, nie seksualnie :D, po prostu daje jej do roboty o wiele więcej niż innym, bo widzi, że ona nie umie odmawiać i dobrze pracuje). Owszem, ona umie to robić, ale to ją strasznie nuży, ona marzy o pracy bardziej twórczej, o innej atmosferze, o czymś zupełnie innym, w czym czułaby, że żyje, że robi to z radością, a nie "z obowiązku". Myśli o zmianie pracy, ale boi się tego dokonać. Boi się, że urazi tego człowieka, że on sobie bez niej nie da rady, bo przecież to nikt inny tylko ona sama załatwiała wszelkie zaległości na tempo i dzięki temu firma jakoś prosperowała. Przychodzi do Ciebie i się skarży, pyta Cię o radę.

Co byś jej powiedziała?...

(tu się zastanów, zanim zaczniesz czytać dalej, OK?)

Powiesz mi pewnie, że wcale nie to samo, bo tu obcy facet, a tu własna matka, czyli ktoś nam najbliższy. I tu niespodzianka: to jednak jest dokładnie to samo! Dokładnie ten sam "mechanizm", z tą tylko równicą, że w stosunku do naszych najbliższych jest on najtrudniejszy do przekształcenia. Ale też, z racji swojej trudności, przynosi najwięcej korzyści, bo jest jak najbardziej do zrealizowania.

Z własnymi rodzicami jesteśmy związani od samego poczęcia i będziemy związani do końca naszego życia, ale zastanów się, czy te więzy muszą być negatywne?...

Bo strach, poczucie winy i cokolwiek z tego wynika, to jedne z najbardziej negatywnych emocji, jakie w ogóle możemy czuć. To właśnie strach za tym wszystkim stoi, głównie strach przed... życiem, przed zmianami w nim.

Jak pozbyć się strachu? Jak już pisałam w którymś z poprzednich postów, nie da się tego załatwić "intencjonalnie", nie wystarczy założyć sobie: już przestaję się bać, żeby to się zrealizowało. Zrealizuje się samoistnie, kiedy uświadomimy sobie, czym jest ten strach, czego się boimy tak naprawdę i jak funkcjonuje życie.

W jednym z postów powiedziałaś, że chciałabyś być szanowana i doceniana. A ja Ci odpowiedziałam, że w takim razie powinnaś najpierw doceniać i szanować siebie samą, wtedy Twoje "zewnętrze" to odzwierciedli.

I to jest pierwsza życiowa prawda: wszelkie zmiany "na zewnątrz" nas rozpoczynamy, zmieniając nasze "wnętrze". Inaczej mówiąc - nasze "zewnętrze" (w sensie jakości wydarzeń, głównie) jest tylko lustrzanym odbiciem naszego "wnętrza". A w naszym "wnętrzu" są nasze myśli i uczucia. I jeśli one są negatywne, tworzymy negatywne, jeśli pozytywne - tworzymy pozytywne.

Po to jest m.in. materialne życie, to właśnie ono najpierw nam pokazuje poprzez te najróżniejsze sytuacje, jakie uczucia nami rządzą (bo reagujemy emocjonalnie, przeżywamy życie ustosunkowując się emocjonalnie do wydarzeń, to one wzbudzają w nas te emocje), gdyż to wszystko, co jest "na zewnątrz" nas, jest właśnie tym "lustrzanym odbiciem" naszego "wnętrza".

Po drugie - materialne życie, czyli to "lustrzane odbicie" motywuje nas do samopoznania i do szukania odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje. Każda negatywna sytuacja jest okolicznością dla nas do tego, abyśmy skierowali się w końcu do naszego "wnętrza", jeśli nie znajdujemy rozwiązania "na zewnątrz" (tam go nie ma, wielu się łudzi, że jest i bywa, że do końca życia cierpią tylko po to, żeby na łożu śmierci odpuścić i zrozumieć, po co to było i gdzie w rzeczywistości jest odpowiedź).

Po trzecie - również tylko w materialnym życiu widzimy efekty, czy ta zmiana w nas nastąpiła, czy też nie.

Dzieje się "źle" (najogólniej mówiąc, za tym kryje się każdy problem) dlatego, że w naszym "wnętrzu" są zmagazynowane negatywne emocje (+ myśli) i to właśnie stwarza negatywne sytuacje. I będzie tak się działo tak długo, jak długo nie zmienimy naszych uczuć. Jeśli dokonamy tej zmiany w sobie, przekształcimy ten strach czy cokolwiek to jest negatywnego, automatycznie zaczynamy emanować inną energią, pozytywną, więc i automatycznie nasze "zewnętrze" nam to będzie odzwierciedlać, problem nie powróci, bo i pozytywne nie stworzy negatywnego.

Jak tego dokonać? Zaczynając od zmiany wzorców myślowych. Te dwie sfery w nas są nierozerwalnie połączone: jak myślisz, tak czujesz, a jak czujesz - tak tworzysz. Zmienisz swoje myślenie - zmienią się i uczucia (a wtedy zmieni się cała Twoja emanacja, która stworzy coś zupełnie innego niż tworzysz teraz). To, co Cię popycha do myślenia wzorcami negatywnymi, to uwarunkowania mentalne i nic więcej.

Musisz zdać sobie sprawę z tego, że KAŻDY człowiek, mimo iż duchowo jesteśmy wszyscy Jednością, tu, na Ziemi, jest odrębnym bytem, odrębnym aspektem Jedności. I każdy służy każdemu. Twoja mama służy Tobie, a Ty służysz Twojej mamie, każda w czymś innym, ale każda z Was może na tym skorzystać. Jak widzę, ona nie robi pierwszego kroku, jej odpowiada to, jak jest. Zatem to pora na Twój ruch, żeby pomóc i sobie, i mamie.

Druga życiowa prawda, która kryje się w Twoim problemie (choć to tylko modyfikacja pierwszej), jest taka, że pomożesz innym osiągnąć szczęście, jeśli sama jesteś szczęśliwa. W sumie to jest ta sama prawda, co: możesz dać drugiemu tylko to, co masz. A skoro masz tylko strach i wyrzuty sumienia, to jak z takim "towarem" chcesz mamie dać coś pozytywnego?...

I znów ta prawda odsyła nas do nas samych i do prawdy pierwszej.

Marta, jak zdasz sobie sprawę z tego, że swoja postawą (uległością, nieumiejętnością wyrażania swojego zdania, wyrzutami sumienia itd) wcale nie pomagasz mamie, a wręcz otaczasz ją tą swoją negatywną energią i unieszczęśliwiasz w ten sposób, bardzo możliwe, że to stanie się dla Ciebie motywacją do zmian, że da Ci to "kopa" i wyrwiesz się z tego kręgu strachu.

Żeby wzmocnić ten przekaz, podam kolejny przykład z samego życia:

Masz kotka, którego bardzo kochasz. Karmisz go najlepiej, jak uważasz, ale w pewnym momencie zauważasz, że kotek robi się osowiały, nie chce się bawić, dużo śpi, jest ewidentnie chory. Niby funkcjonuje, ale "na pół gwizdka". I dowiadujesz się, że niedobrze go karmisz, dodajesz jakiś składnik, który ludziom służy, ale dla kota jest trucizną. Więc zdajesz sobie sprawę, że nieświadomie kota podtruwałaś. Ale kochasz go i nie chcesz go! Co robisz? Przestajesz mu dawać truciznę, to naturalne, bo uświadomiłaś sobie, że go trujesz! I kot wraca do formy, staje się znów wesoły, zdrowy, możecie nadal się sobą cieszyć.

Jak sobie zdasz w ten sam sposób sprawę z faktu, że Twoje negatywne myśli i uczucia, Twój strach w wyrażaniu samej siebie, to taka "trucizna" dla Twojej mamy, tak samo natychmiast przestaniesz ją tym "częstować". Bo robisz to teraz w nieświadomości, czym jest Twój strach, Twoje myśli i Twoje uczucia.

I jak w pierwszym przykładzie - bardzo możliwe, że patrząc z dystansu na tę koleżankę i jej problem, poradziłabyś jej to co ja: A czym Ty się przejmujesz, ślubu z tą firmą nie brałaś, po co się masz męczyć, po prostu zostaw tę pracę, znajdź taką, jaka Ci odpowiada i nie przejmuj się facetem! On sobie doskonale poradzi i bez Ciebie, będzie musiał, nie będzie miał wyboru. Twoje szczęście tu jest podstawą, nie warto poświęcać się dla dobra innych, jeśli to nie jest również naszym dobrem. Życie sobie zmarnujesz, jak będziesz żałowała faceta, a przeciąż nie możesz żyć jego życiem, tylko Twoje jest dla Ciebie miarodajne.

Z Twoją mamą sytuacja jest inna, ale wierz mi, mechanizm dokładnie ten sam. Nie możesz patrzeć na jej uczucia, a na swoje własne w pierwszej kolejności. Bo dopóki sama nie zadbasz o siebie, dopóty nikt i nic w tej sytuacji nie zdziała. A to dlatego, że...

I tu trzecia życiowa prawda: każdy może żyć TYLKO swoim życiem.

Zgodnie z tym wszystkim, co Ci dziś opowiedziałam, wystarczy zmiana w Tobie samej, żeby uzdrowić całą tę sytuację. Jak zdobędziesz się na odwagę i zaczniesz komunikować swojej mamie Twoje zdanie, już sam ten fakt TEŻ na nią wpłynie. Jak zaczniesz planować życie "na swój rachunek" (ja wiem, dopóki nie masz pracy, nie skończysz studiów, jesteś zależna od mamy, ale JUŻ możesz planować - i te plany stopniowo realizować - to życie na swój rachunek), to TEŻ wpłynie na postawę Twojej mamy i to jeszcze zanim się wyprowadzisz.

Wystarczy uświadomić sobie, że mama (kolega, pracodawca itd wszędzie tam, gdzie jest problem) reaguje dokładnie tak, jakiej "jakości" jest moja energia, która mnie z nią łączy.

Jak więc ma reagować, kiedy mną szarpie strach i poczucie winy?...

I wierz mi, Twoje usamodzielnienie się jest jak najbardziej w stanie uzdrowić relacje między Wami. Tak samo jak ten hipotetyczny pracodawca będzie musiał sobie bez tej koleżanki poradzić, dokładnie tak samo będzie musiała sobie poradzić Twoja mama, bo dokładnie tak samo nie będzie miała wyjścia. Z jednej strony podziałasz na nią pozytywnie, zmieniając swoje nastawienie (wzorce myślowe i uczucia z nimi związane), z drugiej - ona sama będzie musiała pogodzić się ze zmianą sytuacji. To wszystko jak najbardziej może zaowocować bardzo pozytywnymi więzami między Wami, bez strachu, bez wyrzutów sumienia, poczucia winy itd.

To by było na tyle, Marta. Wierzę, że stać Cię na to, już pokazałaś nam, że tak. Przypomnij sobie tę sytuację z mieszkaniem po babci, no, wtedy "inna Marta" nam się pokazała, aż serce się uśmiechało do tej dziewczyny :). Ale to byłaś Ty sama, to w Tobie JEST, tylko, póki co, wcale tego nie wyciągasz, przykryłaś to swoim strachem...

Zacznij działać, po prostu, zmień swoje wzorce myślowe i zacznij w końcu realizować to, czego TY SAMA chcesz, a nie to, czego chcą inni. Jak Ty będziesz szczęśliwa, obdzielisz tym szczęściem każdego, kto stanie na Twojej drodze. Inaczej nie da się nikogo uszczęśliwić naprawdę.

Głowa do góry, wygodne buty i... do przodu, nie ma się czego bać! ;)
Ostatnio zmieniony 24 sie 2017, 9:36 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

425
martin1002 pisze:Boję się, że stanę się okrutna i zła.

Nie chcę być tępą lalą dbającą o swoje materialne potrzeby. Ani też słodkim aniołem emanującym miłością.
Marta, nic z tych rzeczy :). Zmiana sposobu myślenia sprawia jedynie inne postrzeganie życia, a nie zmianę charakteru na jakiś tam skrajny. Człowiek jest, jaki był, z tym, że o wiele pogodniejszy i to wszystko :). No i, rzecz jasna, przestaje być marionetką w ręku strachu, przestaje się bać życia, żyje, działa i wyciąga z życia, co najlepsze i na dodatek co zamierza - to mu się udaje. Wciąż pozostając sobą samym, rzecz jasna.

PS. To TERAZ sobie wyobrażasz, że jak postawisz się mamie, to będziesz "okrutna i zła". Takie postrzeganie wynika bezpośrednio z uwarunkowania mentalnego, które Tobą rządzi. A uwarunkowanie mentalne to bzdura, coś, co nami rządzi, a co w ogóle nie jest prawdą o nas.
Ostatnio zmieniony 24 sie 2017, 13:10 przez Lidka, łącznie zmieniany 2 razy.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

427
martin1002 pisze:Nie mamie, tylko moim myślom! To zasadnicza różnica.
Jak postawisz się swoim myślom, to będziesz okrutna i zła???

No, co Ty opowiadasz... :). Marta, to myśli Tobą kierują, czy Ty myślami?... Co tu jest ważniejsze, Twoim zdaniem: Ty sama, czy Twoje niechciane przez Ciebie myśli?... Myślisz, że one mają "swoją wolę i osobowość" i "obrażą" się na Ciebie, jak je zmienisz?...
Ostatnio zmieniony 24 sie 2017, 13:21 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

429
Marta, każdy jest takim samym odbiorcą :). One pochodzą... zewsząd, ale głównie z naszego własnego umysłu. Ty, w swojej Prawdziwej Istocie jesteś PONAD nimi, to, co się pojawia w Twojej głowie, tylko od Ciebie zależy! Więc albo poddasz się niechcianym myślom, albo wzniesiesz się ponad nie i je uciszysz. Trzeciego wyjścia nie widzę (ale za to widzę konsekwencje każdej z tych dwóch opcji :)).
Ostatnio zmieniony 24 sie 2017, 14:37 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

431
martin1002 pisze:Uciszenie myśli następuje na skutek poznania ich źródła, co nie?
Nie powiedziałabym tak... Owszem, każde poznanie źródła czegoś bardzo pomaga, także zrozumienie (np. jakiegoś mechanizmu działania), ale w gruncie rzeczy tu chodzi o coś trochę innego: o dosłowne "oddalenie się" od głowy i od sfery umysłu, na pozycję, do której głowa nie sięga.

Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to jest faktem, bo wszystko i tak dzieje się w nas samych. Tu przydałaby się świadomość takiego faktu, że jesteśmy (dosłownie) tam, gdzie kierujemy naszą uwagę...
Ostatnio zmieniony 24 sie 2017, 14:52 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

434
Lidka pisze:
martin1002 pisze:Uciszenie myśli następuje na skutek poznania ich źródła, co nie?
Nie powiedziałabym tak... Owszem, każde poznanie źródła czegoś bardzo pomaga, także zrozumienie (np. jakiegoś mechanizmu działania), ale w gruncie rzeczy tu chodzi o coś trochę innego: o dosłowne "oddalenie się" od głowy i od sfery umysłu, na pozycję, do której głowa nie sięga.
Twoja transcendencja intelektu nadal jest za słaba, aby pojąć to, o czym mówi Sosan.
Ostatnio zmieniony 26 sie 2017, 10:36 przez martin1002, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Buddyzm - Inny Punkt Widzenia

435
martin1002 pisze:
Lidka pisze:
martin1002 pisze:Uciszenie myśli następuje na skutek poznania ich źródła, co nie?
Nie powiedziałabym tak... Owszem, każde poznanie źródła czegoś bardzo pomaga, także zrozumienie (np. jakiegoś mechanizmu działania), ale w gruncie rzeczy tu chodzi o coś trochę innego: o dosłowne "oddalenie się" od głowy i od sfery umysłu, na pozycję, do której głowa nie sięga.
Twoja transcendencja intelektu nadal jest za słaba, aby pojąć to, o czym mówi Sosan.
Rozumiem, że Twoja jest tak rozwinięta, że doskonale postrzegasz nasze wnętrza i wiesz lepiej niż my sami, czego doświadczamy (i o czym, tak naprawdę mówimy)?... No to gratuluję Ci z całego serca :).
Ostatnio zmieniony 26 sie 2017, 11:03 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Wróć do „Buddyzm”

cron