civilmonk pisze:Lidka pisze:CMOK CMOK, CM!
:k:
Jam civilmonk, stanu duchownego - jak tak mozesz przy wszystkich?
A, co tam, tak na odległość i z czystej sympatii zaryzykowałam!
civilmonk pisze:Istnieje "kwitnaca", jak jak nazywasz, uwarunkowana rzeczywistosc w ktorej istoty ewoluuja w strone najwyzszego poznania tejze rzeczywistosci. Tu zyjemy, umieramy, inkarnujemy, przechodzimy na inne sfery istnienia itp. Samsara.
Istnieje rowniez "zatrzymanie" rzeczywistosc nieuwarunkowana lub tez inaczej przestrzen w ktorej inna rzeczywistosci moze "kwitnac". Zrodlo. Poczatek. Bezosobowe trwanie w wieczonosci. Nirwana.
Tak sobie mysle ze to postrzegasz. Czy tak?
Skoro tak to idzmy dalej. Teraz modne jest 3D, wiec wezmy okulary 3D, takie klasyczne - z tekturki z czerownym i niebieskim szkielkiem. Jesli spojrzysz przez okular czerwony to zobaczysz wylacznie "kwitnienie", jak spojrzysz przez niebieski to "zatrzymanie". Patrzenie przez czerowny okular to odczuwanie i badanie praw wszechswiata, wszelkich form i stanow istnienia. Samsarze. Patrzenie przez niebieski okular to zanurzenie sie w nieskonczonej przestrzeni, pustce, Jednosci. Nirwanie.
Patrzenie przez jakikolwiek z tych okularow osobno jest spojrzeniem ulomnym. Ten kto widzi jedynie Samsare, bladzi. Ten kto widzi jedynie Nirwane, bladzi.
Umysl zen jest wtedy gdy zalozysz oba okulary i spojrzysz na swiat samsary i nirwany jako jednosc. Tego nie sposob poczuc. Tego nie sposob zrozumiec. To tak jakby poczucie bylo czerwonym okularem a zrozumienie niebieskim. Nie mozna pojac umyslu zen za pomoca jednego czy drugiego okularu. Trzeba spojrzec przez oba i nagle istocie znajacej dwa wymiary przejawi sie trzeci - zupelnie nie podobny do pozostalych, zupelnie inny. Zobaczyc pelnie stworzenia w jednosci roznorodnosci.
To tak jakby byc w 100% w kazdej chwili istnienia w 100% emocjach i w 100% zrozumieniu kazdej sekundy zycia, w ekstazie odczuwania, oddychania, zycia. I jednoczesie byc w 100% pewnym absolutnej nietrwalosci tego wszystkiego i braku istnienia siebie samego.
Nie mozna tego pojac przez zrozumienie. Nie mozna tego doswiadczyc przez poczucie. Kazda proba zrozmienia czy doswiadczenia jest zanurzeniem sie albo w samsarze, albo w nirwanie. Umysl zen jest poza tym. Jest tam gdzie jest tylko to. TYLKO TO.
Wielkie brawa za to wytłumaczenie! :brawo:Masz talent do przekazywania treści, jestem pod wrażeniem! Pomysł z okularami 3D jest po prostu genialny!
A jednocześnie muszę Ci powiedzieć, że wyjaśnił mi (nareszcie!) pojęcie nirwany. Ja w moim wyobrażeniu „umiejscowiałam” ją na innym poziomie, „niżej”.
OK, to jest jasne, owszem, tak postrzegam Źródło. Stąd też zapewne te sławetne biblijne słowa „Jam Jest, Który Jest” (zrozumienie ich przez człowieka darujmy sobie).
Czyli wniosek z tego prosty: nie może być, jak sobie wyobrażałam (w nieznajomości buddyzmu, rzecz jasna), buddyzm sięga Źródła i tej jego strony bez żadnych uwarunkowań, nie tylko „środowiska”, jak sądziłam. I zgadzam się z Tobą całkowicie: tego nie da się opisać, pojąć, tak jak nie da się stwierdzić, że istnieje tylko jeden z tych stanów.
(ale Twój opis jest bardzo czytelny i dużo mówi, daje dobre wyobrażenie, jeśli już bazujemy na systemie uwarunkowań i języku, jako środku przekazu).
Czyli ja trzymam się Samsary, Ty dążysz do Nirwany… Ciekawe!
Ja myślę, że nasze 2 punkty widzenia muszą być ściśle powiązane z naszą osobowością. Ja, w każdym razie, mam podejście do życia bardzo „praktyczne”, lubię, mam taką potrzebę, rozumieć, dlaczego, co z czego wynika, jak to logicznie wytłumaczyć itd. Odczuwanie Nirwany przerasta mnie. Ja zakodowałam ją jako Źródło (zwane przez człowieka Bogiem), ale wszelka komunikacja (czyli zaczynają się uwarunkowania) przebiega na innym planie: poprzez „byty”, które jak ta „ręka Boga” w logiczny sposób stwarzają, pilnują, planują itd. Dla mnie to jest „oderwanie” od Źródła w celu doświadczenia Go. I powrocie do Źródła, zatoczywszy to „koło życia” i nabrawszy energii „wyższej jakości”, bo doświadczonej, nie mentalnej. Dobrowolnym powrocie.
Nie potrafię myśleć z Twojego punktu widzenia, aczkolwiek jestem w stanie sobie wyobrazić go (na swój sposób, nie ma innej rady), nie leży to w mojej naturze. „Cała” mentalnie jestem w środowisku uwarunkowanym tą logiką, której mój umysł domaga się jak ciało powietrza. Założyłam, że etap wyzbycia się ukierunkowania przed mną (przed moją duszą), przyjdzie na niego pora.
civilmonk pisze:Negatywnosc / pozytywnosc - to tylko pojecia, uwarunkowania. Patrzac z punktu widzenia "kwitnienia" sa one absolutne wzgledne, zalezne od "kwiatka", co dla jednego jest negatywne dla innego jest pozytywne. Patrzac z punktu widzenia "zatrzymania" pojecia te sa tozsame, puste i nieistniejace. Nie istnienia nawet "kwiatki. Z punktu widzenia zen jest TYLKO TO.
Tak, rozumiem punkt widzenia Zen. Tylko, że ja mówiłam o energii negatywnej i pozytywnej ogólnie. Ale fakt, czy to energia, czy pojęcia, chodzi o warunki. Czyli celowo uwarunkowane energią negatywne środowisko, a w nim uwarunkowanie pojęć zgodnie z ich pojęciem.
civilmonk pisze:Lidka pisze:Myślę też, że nią ma możliwości osiągnąć tego celu, będąc człowiekiem. Tego efektu można zaznać, ale "chwilowo" (i może on mieć na człowieka naprawdę doskonały wpływ). Zbyt dużo uwarunkowań go dotyczy, a ludzkie ciało i "ego" największymi. A także ten "film życia", którzy ludzie tworzą, jesteśmy weń wpleceni tak ściśle, że wręcz nie sposób się wyplątać. Moim zdaniem jest to naturalne i konieczne, taki jest cel inkarnacji, żeby "wplątać się" właśnie w ten "film życia" i tworzyć go dalej w odniesieniu do nas samych.
Cel to tez pojecie uwarunkowane. Model Rzeczywistosci. Ograniczony. Jesli przyjmiesz model rzeczywistosci bez pojecia "celu" to tez bedziesz zyc
CM, tak, jak najbardziej! Ale będę podtrzymywać moje podejście do sprawy, bo jest mi ono bliższe. A poza tym, rozumując logicznie, chyba jest dość przekonujące.
1. Życie na Ziemi i rola człowieka zostały dokładnie zaplanowane i mają cel: doświadczać Życie (Miłość, Energia ze Źródła odpowiada uczuciu Miłości, na Ziemi nie znanym, człowiek dąży do Niej, kształtuje ją na swój sposób itd.
2. Cykl inkarnacyjny jest etapem ewolucji naszej duszy, w którym stopniowo nabiera ona świadomości i podwyższa swój poziom. To jest ewolucja, czas nie gra roli, może ona trwać miliony lat, zanim dusza dojdzie do poziomu Źródła.
3. Ale jednocześnie jest to rzeczywistość bez reguł; jeśli człowiek podzielił sobie to na poziomy, patrzy na to w punktu widzenia czasu liniowego, to tylko po to, aby mógł sobie wyobrazić proces. Generalna zasada jest, że ten cykl inkarnacji służy do ewolucji, czyli że nabywanie świadomości trwa. Natomiast zdarza się, że dusza potrafi „skokiem” przejść z jednego poziomu na bardzo wysoki, choć nie było to planowane. Z tego, co wiem, to rzadkie zjawisko, tym niemniej się zdarza.
4. Wniosek: skoro i ja, i Ty, jesteśmy w ciele ludzkim, znaczy ulegamy procesowi cyklu inkarnacyjnego. Czyli na drodze ewolucji podnosimy naszą świadomość. Czyli (znów), jeśli podlegamy cyklowi inkarnacyjnemu, to przerabiamy właśnie jedną „lekcję” z całego cyklu. Ta lekcja nie wyniesie nas do poziomu 7-ego, tych „lekcji” będzie jeszcze bardzo dużo, nawet jak cały cykl się skończy, dusza, która zakończyła cykl inkarnacyjny nie musi się więcej wcielać w ludzkie ciało (chyba, że jeszcze chce od czasu do czasu), ale wciąż „daleko” jej do Źródła, ona nabywa umiejętności „praktycznych” w stwarzaniu i dalej ewoluuje.
(mówię bardzo ogólnie i o tym, co ma największe prawdopodobieństwo wydarzyć się, ale nie zapominam o tych "rzadkich przypadkach")
5. Jakie szanse ma dusza ze środka cyklu inkarnacyjnego zdobyć świadomość 7-ego poziomu? Według mnie małe. Ale nawet jeśli mentalnie wzniesie się na „wyżyny”, zawsze pozostaje do nauczenia się ta „praktyka”: stwarzanie (manewrowanie energiami, „uczenie się” ich, stwarzanie od prostych form życia po najbardziej skomplikowane itd. dziedzin jest mnóstwo).
Dlatego twierdzę, że osiągnięcie Zen przez człowieka jest praktycznie niemożliwe. Gdyby jego dusza była na poziomie Zen, nie wcielałaby się w ludzkie ciało. A skoro się wcieliła, znaczy, że daleko jej do Zen. Dla mnie Zen jest „końcem początku”, żeby tam dotrzeć, trzeba „zatoczyć koło życia” (w którym jest cały cykl inkarnacyjny).
Stąd człowiek będzie jedynie do niego dążył, ale go nie może osiągnąć. Zbyt silnie warunkuje go negatywność, w jakiej istnieje na daną chwilę (i ten „film życia”, to są bardzo silne sieci energetyczne). I mimo iż potrafi spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, może jej jedynie „dotknąć”, a nie nią „żyć”, ta inna perspektywa stoi w „sprzeczności” z warunkami na Ziemi (czy odwrotnie, nie chodzi o kolejność, a o fakt sprzeczności).
Z mojego punktu widzenia to wygląda tak: dusza wybiera sobie okoliczności główne swojej inkarnacji, optymalne do tego, co chce doświadczyć jako tę „lekcję”. Może wybrać religię, stanowisko, zawód (nie zawsze, tylko jeśli to należy do tych warunków optymalnych). W Twoim przypadku to może być buddyzm. Gdyż ma to być okoliczność kształtowania jakichś cech, uczuć w Tobie i ta rola ma Ci to umożliwić. Po powrocie zobaczysz, na ile to było skuteczne, wyciągniesz wnioski i zaplanujesz kolejną inkarnację, tym razem, być może, z inną rolą w tym „filmie życia”, która będzie optymalna do kolejnej inkarnacji.
(oczywiście to jest teoretyzowanie, jak nie mogę wiedzieć tego, przedstawiam Ci jedynie mój punkt widzenia na logicznym przykładzie zgodnym z moją wiedzą na ten temat)
Tak to, mniej więcej, wygląda z mojego punktu widzenia osadzonego w uwarunkowanej (ale bezwarunkowej z drugiej strony
) rzeczywistości.
Pozdrawiam!
PS. Jeśli uważasz, że dialog ze mną jest wart publikacji, to oczywiście, że możesz z niego skorzystać. Cieszę się, bo Twoje odpowiedzi do mnie też trafiają i podobają mi się. :radosc: