Może na początek poprosimy Administrację, aby zechciała przenieść tę dyskusję o buddyzmie do nowego wątku lub już istniejącego o buddyzmie, bo tutaj ewidentnie nie jesteśmy już w temacie.
Buddyzm jest na szczęście pojemny
To prawda. Istnieje wiele jego nurtów; dwa podstawowe hinajana i mahajana są momentami wręcz sprzeczne między sobą. A w naszej kulturze i w naszych czasach, pakuje się często do niego wszystkie nurty myśli i religii Indii, łącznie z braminizmem i wedantą, którym buddyzm się przeciwstawiał (aczkolwiek z czasem przejął od nich sporo różnych elementów).
Bo prezentujesz powyżej argumentację logiczną, intelektualną.
Tak. Ty reszta też, bo przecież rozmawiamy na poziomie intelektu, posługując się logiką i to na dokładkę (przynajmniej na razie) zachodnią, dwuwartościową, arystotelejską. Co prawda teraz chcesz wykonać „manewr oskrzydlający”. Ciężka sprawa. Może coś z koanów?
Buddyjska droga to jednak nie tylko intelekt ale i serce.
Nie przekonuje mnie ten argument. Po pierwsze dlatego, że chrześcijaństwo o wiele silniej uwydatnia ten aspekt (przynajmniej w teorii), po drugie termin „serce' jest nazbyt nieokreślony i enigmatyczny, a po trzecie w dawnych czasach i kulturach, serce było uważane za siedlisko rozumu czyli intelektu – więc kółko się zamyka.
Argumentacja intelektualna w buddyzmie jest tylko i wyłącznie narzędziem do wyzwolenia rozumu z jego kompulsywnych nawyków.
Zgadza się. Ale mam wrażenie, że jesteśmy tutaj na tym etapie.
I w tym kontekście buddyzm neguje istnienie Boga.
Buddyzm negował (i neguje) istnienie Brahmana. I nie tylko w kontekście intelektualnym – to by było zbyt proste, żeby nie powiedzieć prymitywne – ale w sensie pozazmysłowym i pozaumysłowym. A rozpowszechnione utożsamianie pojęcia Brahmana z naszym, dzisiejszym określeniem „Bóg”, prowadzi do zbyt wielu nieporozumień i jest stanowczo zbyt daleko idącym uproszczeniem.
Tutaj buddyzm trochę jest kulawy, mało ma nauki w tym temacie. Szczególnie w wariantach buddyzmu najbardziej popularnych na zachodzie.
To oczywiste. Skoro przekroczy się granice umysłu/intelektu, to dalej nie może nawet istnieć nauka, która jest pochodną właśnie tego umysłu i jego myśli. W pewnym sensie zresztą, o to w nim chodzi. Podejrzewam, że właśnie na Zachodzie, jest jej o wiele więcej, niż w oryginale, bo nasz umysł ma tendencję do intelektualizowania wszystkiego, a mówienie o tym, co będzie po jego przekroczeniu jako o niewerbalizowanym stanie, jest dlań niestrawne i robi tu własną nadbudowę.
Myślę iż to dlatego iż powstał jako opór przeciw hinduizmowi (taka rewolta wewnętrzna w Indiach).
Hinduizm jest sztucznym terminem, wymyślonym przez Anglików w XIX wieku, którzy nie mogli się połapać w różnorodności religii panujących w Indiach oraz w panteonie tamtejszych bóstw i wpakowali wszystko do jednego wora. Czasem traktowano go, jako przeciwstawienie buddyzmowi, dżinizmowi i przede wszystkim islamowi, ale najczęściej wszystko było pomieszane (z wyjątkiem islamu). Choć trzeba przyznać, że z europejskiego punktu widzenia (zwłaszcza z punktu widzenia zawsze zadufanych w sobie kolonizatorów europejskich) mają one wiele wspólnych punktów (reinkarnacja, karma, dążenie do Oświecenia i Wyzwolenia i poniekąd uznawanie Wed). W hinduizmie znajdziemy zarówno monoteizm jak i politeizm czy ateizm. To określenie zbiorcze.
Stąd ja ostatecznie wylądowałem w naukach advaita-vedanty
Rozumiem. Tylko z buddyzmem, to nie ma wiele wspólnego.