80
autor: Krzysiek
Po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem, po tragicznej śmierci prawie stu osób, przeczytałem na jednym z blogów opis takiej sytuacji :
"Potworna tragedia. Ludzie stoją na ulicy i próbują ochłonąć z szoku. Stalem na Nowogrodzkiej, z córką i z zięciem, kiedy usłyszałem “Szczęść Boże!” Podszedł do mnie biskup Piotr Jarecki. Trzymając się za ręce, łamiącymi się głosami, rozmawialiśmy o tym, co się stało. (...) - Jak można w takich momentach wierzyć w Boga? - zapytałem."
Odpowiedziałem autorowi tych słów: "Błąd. Może ludzki błąd. Może awaria mechanizmu. Ale co Bóg ma z tym wspólnego? Nie był ani pilotem, ani kontrolerem lotu, ani mechnikiem przygotowującym samolot." Czy uważacie, że odpowiedziałem sensownie?
Naszym zdaniem - zdecydowanie tak.
Można zrozumieć, że niewiara w istnienie Boga w takich momentach, jak opisany w pytaniu, bierze się poczucia absurdu tej potwornej tragedii.
Czy jednak to poczucie absurdu daje się logicznie i racjonalnie wytłumaczyć w rzeczywistości zdecydowanie logicznej i racjonalnej, czyli w świecie praw fizyki, które ostatecznie rządzą lotami samolotów?
Wizja Boga, jaką zawarł w swoim pytaniu do biskupa autor piszący na blogu, jest najprawdopodobniej przyczyną tego - teologicznie i logicznie - błędnego pytania. W tej wizji Bóg miałby być siłą naginającą prawa naturalne, aby zrównoważyć ludzki błąd i uratować ludzi w samolocie. To oznacza, że Bóg - aby dać dowód istnienia oczekiwany przez piszącego - musiałby zawiesić działanie prawa grawitacji, które powoduje, że samolot rozbija się o ziemię, aby uniemożliwić logiczne konsekwencje błędu pilota, albo błędu kontrolera lotu, albo tych, którzy przygotowywali samolot przed lotem od strony technicznej, albo jego konstruktorów, albo rezultat działania jakichś innych czynników, które spowodowały katastrofę, a o których nie mamy jeszcze pojęcia.
Nie znamy jej przyczyn, ale z całą pewnością wiemy jedno: wszystke działania, które doprowadziły do tego, że prawie sto osób zostało uniesione w powietrze i transportowane do miejsca przeznaczenia odległego od punktu startu o kilkaset kilometrów, było od początku do końca dziełem człowieka: to człowiek skonstruował i zbudował samolot, zbudował lotnisko, uniósł się w stworzonym przez siebie mechanizmie w górę - i musiał popełnić jakiś błąd, czegoś nie przewidział, na coś nie był należycie przygotowany, bo wszystko zakończyło się tragicznie, a bez popełnienia błędu - nie doszłoby do katastrofy.
A mgła?
Cóż, mgłę, ogólnie: złe warunki atmosferyczne należy przewidywać. To jest częste zjawisko. Ich pojawienie się jest efektem naturalnych czynników decydujących o pogodzie, a ich nieuwzględnienie jest również ludzkim błędem.
A sprawiedliwość? Czyż jest sprawiedliwe, aby niewinni ludzie ginęli w ten sposób?
Oczywiście, że nie jest, ale to pytanie jest błędnym pytaniem: do działania praw fizyki, aerodynamiki nie da się w żaden sposób zastosować kryteriów sprawiedliwości. Świat etyki i świat praw fizyki nie mają wspólnych punktów w żadnej przestrzeni.
Człowiek wie, jak te prawa funkcjonują. Jeżeli w wyniku ich działania ludzie tracą życie, to jest to poza sprawiedliwością - jest to wciąż jedynie tragiczny w swoich konsekwencjach efekt błędu. W przypadku katastrofy samolotu przed lotniskiem w Smoleńsku, według naszej obecnej wiedzy: niechciany rezultat ludzkiego błędu.
Jak można albo winić za to Boga, albo podważać Jego egzystencję?
Dlaczego kwestionować wiarę w Boga na podstawie ludzkiego błędu?
Działania praw fizyki nie są narzędziem wymierzania kar lub nagradzania (judaizm jest tak bardzo przekonany, że Bóg nie zawiesza praw natury w sprawach ludzkich, iż nawet cuda, które opisuje Biblia Hebrajska, tłumaczone są przez mędrców Talmudu nie jako jednorazowe odstąpienie od praw natury, ale jako wydarzenia ustanowione przez Boga z wyprzedzeniem czasowym: już w momencie stwarzania świata [Bereszit Raba 5:45; Midrasz Szemot Raba 21:6; Pirke Awot 5:8]).
W katastrofach samolotowych giną uczciwi, porządni, dobrzy ludzie, którzy niczemu nie zawinili. To jest niesprawiedliwe! Tak, ale może być to argumentem przeciw istnieniu Boga tylko wówczas, gdy nasza wizja Boga postrzega w Nim istotę spełniającą wobec ludzi - a szczególnie wobec tych wierzących w Jego istnienie i postępujących według Jego woli - funkcję wszechobecnego i wszechmocnego "ochroniarza".
W tym miejscu dochodzimy do jednej z fundamentalnych zasad dotyczących nie tylko judaizmu, ale – ogólnie – etycznego monoteizmu: życie zgodne z zasadami religii ma wpływać na nasze postępowanie wobec siebie nawzajem, a nie na postępowanie Boga wobec nas.
Celem praktykowania religii jest wpływanie tu i teraz na zachowanie człowieka. Głęboko religijny, uczciwy, dobry, porządny człowiek nie powinien jednak ani przez moment liczyć na to, że może przechodzić przez jezdnię na czerwonych światłach i że ze względu na jego religijność Bóg uchroni go przed potrąceniem przez samochód. Ani nie może oczekiwać, że emuna (wiara-ufność) zapewni mu materialną egzystencję, zamiast hisztadlut (wysiłku). „Nie licz na cuda” – czytamy w Joma 1, 4.
Nawet gdy założymy, że katastrofa była rezultatem przypadku, i nawet jeżeli jednocześnie uznamy, że przypadkami rządzi Bóg, to wtedy musimy przypomnieć sobie, że Rabi Janaj uczył: „Nie jest w naszej mocy zrozumieć powodzenie nikczemnych ani cierpienia sprawiedliwych”. (Pirke Awot 4, 19). Oczekiwanie, że Bóg pomaga dobrym, a każe złych, jest bezpodstawne. Tak, ale na "tamtym" świecie, a nie na tym.
Jeżeli Bóg miałby nie dopuścić do katastrofy pod Smoleńskiem, to jak mógłby dopuścić do jakiejkolwiek katastrofy, w której giną niewinni ludzie?
W jaki więc sposób Bóg jest obecny w naszym życiu?
Przecież Bóg - według judaizmu - to nie jest wyłącznie Kreator, który stworzył świat "a potem go porzucił i poszedł w inny zakątek Kosmosu".
Jak więc rozumieć koncepcję Boga w judaizmie, który przecież dba o swoje stworzenia?
Dbanie to polega to na tym, że najważniejszym oczekiwaniem Boga wobec człowieka jest - według judaizmu - aby ludzie postępowali wobec siebie ze sprawiedliwością i - jednocześnie - litością i współczuciem. Wszystkie więc cele, do jakich wiedzie postępowanie zgodne z zasadami religii, są jednocześnie same w sobie nagrodą za takie życie. Oczekiwanie dodatkowej nagrody za bycie religijnym (w postaci np. unikania nieszczęść, kłopotów, chorób, katastrof) byłoby podobne do oczekiwania dodatkowej nagrody za przestrzeganie zasad nauki prowadzenia samochodu – a nagrodą jest przecież właśnie to, że wiemy, jak prowadzić samochód i możemy nim jeździć, co podnosi jakość naszego życia. Dlatego w Pirke Awot (4, 2) czytamy, że „nagrodą za micwę – jest micwa”, czyli: nagrodą za wypełnienie przykazania jest właśnie wypełnienie przykazania.
Bóg daje człowiekowi szczegółowe i ogólne instrukcje postępowania - przede wszystkim pod postacią przykazań. Przestrzeganie tych instrukcji w sposób rozumny może czynić życie człowieka lepszym, według tych zasad ludzie mogą być także lepsi dla siebie nawzajem, potrafią opanować swoje złe cechy i doskonalić dobre. Wiara może dawać im siły psychiczne do pokonywania trudności, kontakt z Bogiem np. przez modlitwę pozwala m.innymi na analizę własnych wad i - w konsekwencji - unikanie błędów, co przekłada się na nasz sprawiedliwszy, bardziej wyrozumiały stosunek do innych ludzi.
To jest sposób, w jaki Bóg dba o człowieka. Dlatego dał przykazania człowiekowi, którego stworzył. Dlatego - według Tory - zabronił mordowania, kradzieży, fałszywego oskarżania; nakazał sprawiedliwe traktowanie innych ludzi, miłowanie bliźniego jak samego siebie, nieczynienie drugiemu, co jest niedobre dla nas. Zlecił także uszlachetnianie osobowości człowieka, poprzez wprowadzenie w jego rzeczywistość pojęcia świętości (kedusza). Nakazał człowiekowi wyjście poza świat instynktów, które chronią nas samych przed innymi i nakazał wejście w świat kultury, w którym my chronimy innych przed nami - kontrolując i zmieniając nasze zachowania tak, aby nie robić krzywdy innym.
Katastrofa samolotowa nie jest dowodem ani na istnienie ani na nieistnienie Boga. Katastrofa samolotowa nie ma w ogóle nic wspólnego z Bogiem, ale wyłącznie z prawami natury i człowiekiem.
Jest tragicznym, bolesnym, potwornym dowodem na prawdy skądinąd oczywiste: że prawa fizyki są trwałe i konsekwentne, a człowiek jest istotą omylną.
Nie możemy zmieniać tych praw, ale możemy je ujarzmiać, używając jednych praw natury do pokonania innych - nie potrafimy latać, ale możemy wykorzystać prawa fizyczne do pokonania grawitacji w wyniku skonstruowania samolotu. Nie potrzebujemy do tego - w przeciwieństwie do wszystkich innych istot latających - naturalnych skrzydeł.
Jeżeli jednak człowiek popełnia błąd - prawa te skierowują się przeciwko niemu z całą swoją siłą, właśnie dlatego, że tych skrzydeł nie ma i że samą swoją obecnością ponad ziemią pokonał naturalne ograniczenie własnej fizyczności - płacąc za to jednak wysoką cenę: podejmując trwale śmiertelne ryzyko.
Ostatnio zmieniony 03 maja 2010, 21:06 przez
Krzysiek, łącznie zmieniany 1 raz.
"ŚWIADOMOŚĆ jest jak wiatr,
o którym można powiedzieć, iż wieje,
ale nie ma sensu pytać o to,
gdzie jest wiatr, kiedy n i e wieje."
_________________
Z Foresta Gump`a"