Abesnai pisze:kszynka pisze:Nie chcę filozofować, trochę nawet ciężko ubrać w słowa pytanie
Ale chodzi mi o to, jak to jest, kiedy poznajecie nowego człowieka-bez wnikania w płeć Waszą i drugiej strony.
Czy działa zasada, "nowy" równa się "pełne zaufanie", czy "nowy" równa się "musi zapracować na zaufanie"?
A może właśnie jako kobiety mniej ufacie innym kobietom, a jako męzczyźni mniej męzczyznom?
Czym ono właściwie dla Was jest? Co znaczy, że ufacie komuś?....
Tak temat do powałkowania, może ktoś się skusi
Obdarzenie kogoś ufnością jest chyba równoznaczne z powierzeniem danej osobie części własnego poczucia bezpieczeństwa. Tym samym, wystawienie się na bliżej nieprzewidziane zagrożenie, które ta osoba może spowodować ... z uwzględnieniem, że do niego nie dojdzie.
Naiwność i łatwowierność nie licuje z odpowiedzialnym, świadomym konsekwencji powierzeniem komuś zaufania.
Pełne zaufanie nie istnieje.
Hmm... Myślę, że ufność można mieć wobec Boga (Życia, Miłości) i wtedy dostajemy w zamian poczucie, a nawet odczucie/uczucie bezpieczeństwa. Nie lokowałabym ufności w drugim człowieku, do niego mogę mieć jedynie zaufanie. Bo człowiek to człowiek, istota zmienna, taka jego natura i ma do tego prawo. Więc nawet jak zawiedzie nasze zaufanie, ufność w Boga (Życie, Miłość) pozwala nam dalej czuć się bezpiecznie i pogodzić się z faktem zawiedzionego zaufania. Pozwala nam postrzec, że takie wydarzenie w naszym życiu ma też sens, dzięki niemu jesteśmy w stanie odkryć wartość Boga w nas, że tak powiem.
Ale trzeba ufać ludziom, nie wolno podchodzić do nich bez zaufania, moim zdaniem. Zaufanie rodzi zaufanie, nieufność - nieufność. Dajmy drugim to, co sami chcielibyśmy od nich dostawać. A z ufnością w Boga (Życie, Miłość) wciąż idziemy do przodu, bo mamy wspaniałe oparcie, nawet jeśli są sytuacje, kiedy inni nas zawodzą. Opierać się całkowicie na drugim człowieku może sprawić, że stracimy oparcie, a wraz z nim wiarę w Życie (Boga, Miłość), która nas przez nie prowadzi.