Filip pisze:Lidka pisze:To znaczy jak się odbywa, Twoim zdaniem? Co potrzebne, żeby zwrócić się do Boga?
To nie jest takie proste. Zależy co rozumiesz przez "zwrócić się". Bo tak ogólnie to można w każdej chwili. Problem pojawia sie właśnie w przypadku
naszych win, mówiąc po chrześcijańsku grzechów. A jeszcze dokładniej odwrócenia się od Boga.
Filip, mieszasz, zupełnie niepotrzebnie. Bo nie mówimy o samym grzeszeniu (kto w momencie popełniania grzechu myśli o Bogu?
), a o sytuacji
po. Tu jest jako przykład spowiedź. A ja twierdzę, że to nie nie o nią chodzi (co nie znaczy, że przeczę spowiedzi, bo są ludzie, którym to pomaga i faktycznie jest to dla nich moment otwarcia serca, żałowania grzechu, skruchy i postanowienia poprawy).
I to właśnie o to chodzi: o
zdanie sobie sprawy (uświadomienie sobie), że zrobiło się coś niezgodnego z miłością (bezwarunkową), poszło za głosem 'ego', wyciągnęło wnioski, żeby więcej tego błędu nie popełniać, i wprowadziło te wnioski w życie. To wszystko otwiera serce na Boga, jakkolwiek Go zwiemy, czy jest to przy okazji spowiedzi, czy też w ogóle bez niej. Ty jesteś uwarunkowany religijnie, więc nie dziwi mnie, że tego typu sprawy oddajesz w ręce księży (możliwość 'rozgrzeszenia'. Ale zauważ, tu nie chodzi o żadnego księdza, a o
nasze własne uczucia. Bo i biskup nie pomoże, jeśli nie przyjmiemy do wiadomości, że zgrzeszyliśmy, żałujemy i nie chcemy więcej.
Żeby zwrócić się do Boga, nie potrzebujemy kompletnie niczego, ani kościoła, ani żadnej innej osoby, ani obrządku, ani naprawdę niczego. Tylko i wyłącznie naszej własnej woli. Bo Bóg nie jest w kościele, a
w nas.
Filip pisze:Wprawdzie deklarujesz, że nie wierzysz Pismu, ale często się do niego odwołujesz, więc tu leży cały szkopuł. Pytanie zasadnicze wynikające z Ewangelii. Dlaczego Bóg nie darował ludziom ich grzechów od tak? Dlaczego potrzebna było odkupienie w postaci męczeńskiej śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu? Mało powiedziane - musiała się polać Jego krew?
Filip, powiem Ci, że dopiero jak zrozumiałam nieco ŻYCIE z prawami, które nim rządzą (w końcu ustanowionymi przez Boga), dopiero zaczęłam rozumieć Pismo. Odwołuję się do niego, bo mimo iż to, co zostało zapisane, jest bardzo mocno 'wypaczone', to bazuje na Prawdzie i jest sporo elementów prawdziwych.
'Wypaczenie' nie powstało na skutek 'złośliwości', a raczej interpretacji na takim poziomie, na jakim byli ludzie, przykładający się do spisania treści. Nie, nie zrozum, że mówię, iż oni byli 'głupi', w żadnym wypadku. Ale, niestety, nie potrafili zrozumieć praw wybiegających ponad poziom materialny. Stąd zapisali, jak zrozumieli, czyli 'uczłowieczyli' Boga, nadali Mu cechy materialne.
Tak zrozumiano tysiące lat temu i do dziś to się nie zmieniło na skutek powielania ówczesnego rozumienia, zamiast myślenia samodzielnego. Ja pokusiłam się o to samodzielne myślenie i udało mi się przekroczyć tę barierę rozumienia. I dlatego powiem Ci coś, co na pewno Ci się nie spodoba, bo jest zupełnie inne niż to, co propaguje religia i co powtarza się od tysięcy lat.
Otóż tak, musiała się polać krew Jezusa, gdyż tak wysoko rozwinięta dusza (wysokie wibracje) potrzebowała tak samo potężnej negatywności, żeby zrównoważyć te dwie energie. Tobie to nic nie mówi, bo nie wiesz, na jakich zasadach to funkcjonuje. Ale, nawet odbiegając od wibracji i fizyki, zauważ: nie o krew i śmierć tu chodziło, a o fakt, że
śmierci nie ma. To Jezus wykazał na własnym przykładzie.
A 'odkupienie' nie polega na tym, że Jezus 'za nas umarł na krzyżu' (z akcentem na poświęcenie, męczeństwo, jak to się celebruje religijnie), ale na
pokazaniu nam drogi. On to robił i dzięki Niemu żaden człowiek nie musi takiej samej drogi przechodzić, bo już powinien wiedzieć, na przykładzie Jezusa, dokąd ona prowadzi i że Bóg JEST MIŁOŚCIĄ I ŻYCIEM. To właśnie Jezus przyniósł ludziom Boga Miłość. Przed Nim nie uważano Go za Miłość, nie przywiązywano do miłości wagi (wystarczy zobaczyć, co ST mówi na temat Boga).
To jest to 'odkupienie'. Wiemy, dokąd idziemy i wiemy, że śmierci nie ma. A w każdym razie powinniśmy to wiedzieć.
Dlaczego Bóg nie 'darował' ludziom grzechów ot tak? Filip, bo ludzie są po to, żeby grzeszyć!
Bo 'grzech' to po prostu 'błąd', a na 'błędach' człowiek się uczy, rozwija,
nabiera świadomości. Instytucja spowiedzi ani nie wyjaśnia problemu, ani nie motywuje do rozwoju, trzyma człowieka w 'jednym miejscu' (generalnie, nie chcę przeczyć tym nielicznym, którzy jednak wyłapują, o co chodzi). Ludzie traktują ją jako 'remedium' na swoje słabości. Nieważne, że 'nagrzeszę', mogę to robić, ile chcę, zawsze mogę pójść do spowiedzi i 'zrzucić' z siebie, a co poszaleję, to moje...
.
Wiem, że przesadzam, ale to po to, żeby uzmysłowić Ci, w jakim 'jednym punkcie' trzyma nas instytucja spowiedzi.
Tymczasem wcale nie chodzi o to, że w każdej chwili mogę iść i się wyspowiadać, a o
uświadomienie sobie 'grzechu', czyli 'błędu' (wyciągnięcie wniosków, wprowadzenie ich w życie). Jeśli sobie go człowiek naprawdę dogłębnie uświadomi, nigdy więcej go nie popełni. Więc i żadna spowiedź nie jest mu potrzebna.
Natomiast jeśli sobie swoich 'błędów' (grzechów) nie uświadamia, popełnia je w kółko. I wie, że może, bo przecież jest spowiedź...