Re: Spowiedź
: 16 wrz 2012, 20:14
ja nie jestem bogiem bym mógł powstrzymać wszystkie choroby i głód na swiecie , ( a o tym co daje i ile nie bede sie przed tobą tłumaczył by wywoływać tanią sensacje)
Imladis - Forum wielotematyczne dla świadomych ludzi. Ezoteryka, religia, duchowość, świadomość, medytacja, nowa ziemia
https://imladis.pl/
Owszem. Ale nie możesz zapominać, że spowiedź ma też drugą stronę: uwalnia ludzi od ciężaru negatywności. Są tacy, którzy nie znają innych metod na to i wówczas spowiedź im naprawdę pomaga.parafianin pisze:Ja uważam, że spowiedź to jeden z najlepszych " wynalazków " ( obok czyśca i odpustów) kościoła rzymsko - katolickiego.
To swoisty fenomen dobrowolnej inwigilacji sumień ludzkich przez innych ludzi.
Państwa powołują służby specjalne do szpiegowania swoich ( i nie swoich) obywateli.
Kościól, w majestacie Biblii ( co prawda niesamowicie " naciągnietej") spowodował, że ludzie dobrowolnie, niejednokrotnie z podziękowaniem, sami dostarczają informacji o sobie.
Dla mnie: majstersztyk !
Dobra, dobra, nie przesadzajmy z tą całą inwigilacją... na prawdę sądzisz, że wysłuchanie ludzkich grzechów ma służyć śledzeniu? kiedy ktoś spowiada się z cudzołóstwa, to czy ksiądz pyta o imię nazwisko i adres osoby spowiadającej się i tej, z którą cudzołożyła dana osoba? Czy kiedy dziecko spowiada się, że zapomniało odmówić modlitwę wieczorną, to ksiądz wykorzysta tą wiedzę do zdobycia władzy? a co z anonimowością spowiedzi? Przecież możesz wyspowiadać się u księdza, który nie wie skąd jesteś ani jak się nazywasz...parafianin pisze:Ja uważam, że spowiedź to jeden z najlepszych " wynalazków " ( obok czyśca i odpustów) kościoła rzymsko - katolickiego.
To swoisty fenomen dobrowolnej inwigilacji sumień ludzkich przez innych ludzi.
Państwa powołują służby specjalne do szpiegowania swoich ( i nie swoich) obywateli.
Kościól, w majestacie Biblii ( co prawda niesamowicie " naciągnietej") spowodował, że ludzie dobrowolnie, niejednokrotnie z podziękowaniem, sami dostarczają informacji o sobie.
Dla mnie: majstersztyk !
Zgadzam się z Tobą. Człowiek czasem musi zrzucić swój ciężar, a jeśli ma mu w tym pomóc ktoś inny, to czemu nie?Lidka pisze:Owszem. Ale nie możesz zapominać, że spowiedź ma też drugą stronę: uwalnia ludzi od ciężaru negatywności. Są tacy, którzy nie znają innych metod na to i wówczas spowiedź im naprawdę pomaga.
Absolutnie nie zapominam o tej drugiej stronie.Lidka pisze:Owszem. Ale nie możesz zapominać, że spowiedź ma też drugą stronę: uwalnia ludzi od ciężaru negatywności. Są tacy, którzy nie znają innych metod na to i wówczas spowiedź im naprawdę pomaga.parafianin pisze:Ja uważam, że spowiedź to jeden z najlepszych " wynalazków " ( obok czyśca i odpustów) kościoła rzymsko - katolickiego.
To swoisty fenomen dobrowolnej inwigilacji sumień ludzkich przez innych ludzi.
Państwa powołują służby specjalne do szpiegowania swoich ( i nie swoich) obywateli.
Kościól, w majestacie Biblii ( co prawda niesamowicie " naciągnietej") spowodował, że ludzie dobrowolnie, niejednokrotnie z podziękowaniem, sami dostarczają informacji o sobie.
Dla mnie: majstersztyk !
Nie ulega wątpliwości, że byłeś dla siebie bardzo wyrozumiały, a i sam do przemyślenia wybrałeś odpowiednią naukę. Z psychologii jest rzeczą jasną jak wiele znaczą dla nas kointakty interpersonalne, Ty zdajesz się temu przeczyć.parafianin pisze:Absolutnie nie zapominam o tej drugiej stronie.
Uważam jednak, że jesli zgrzeszyłem p- ko prawu Bożemu, to najrozsądniejszym i najprostszym wyjściem jest zwrócenie się z prośbą o przebaczenie Istoty, wobec której popełniłem przestepstwo.
Dlatego też w okresie, gdy byłem czlowiekiem wierzącym w Boga, prosiłem Jego bezpośrednio o wybaczenie.
I bardzo rozsądnie . Naprawdę możemy zwracać się do Boga sami.parafianin pisze:Absolutnie nie zapominam o tej drugiej stronie.
Uważam jednak, że jesli zgrzeszyłem p- ko prawu Bożemu, to najrozsądniejszym i najprostszym wyjściem jest zwrócenie się z prośbą o przebaczenie Istoty, wobec której popełniłem przestepstwo.
Dlatego też w okresie, gdy byłem czlowiekiem wierzącym w Boga, prosiłem Jego bezpośrednio o wybaczenie.
Dlaczego? Czy te kontakty interpersonalne muszą dotyczyć księdza, któremu szepcze się na ucho?...Filip pisze:Z psychologii jest rzeczą jasną jak wiele znaczą dla nas kointakty interpersonalne, Ty zdajesz się temu przeczyć.
http://zapytajksiedza.republika.pl/pytania/pyt012.htmW zasadzie aż do VI wieku Kościół Zachodni nie przewidywał możliwości wielokrotnej pokuty. Obowiązywała wtedy zasada jednorazowości, niepowtarzalności pokuty, analogicznie do chrztu. Pokuta za grzechy ciężkie (jawne i ukryte), takie jak: odstępstwo od wiary, bałwochwalstwo, krzywoprzysięstwo, zabójstwo, cudzołóstwo, odbywała się publicznie. Grzechy lekkie, mniejsze, popełniane ze słabości mogła zgładzić modlitwa, jałmużna, dobre uczynki.
Publiczna pokuta rozpoczynała się od wyznania grzechów biskupowi lub kapłanowi. Przez włożenie rąk biskup wprowadzał penitenta do grona pokutników. Czas trwania pokuty ustalał biskup w zależności od grzechu, a także skruchy penitenta. Bywały pokuty długotrwałe, nawet dożywotnie. Okres pokuty domagał się surowego trybu życia: włosiennica, wstrzymanie się od pożycia małżeńskiego, służby wojskowej, urzędów publicznych, zabraniano przyjmowania Eucharystii.
Na Wschodzie rozróżniano pokutników płaczących (w przedsionku prosili wchodzących o wstawiennictwo), słuchających (brali udział tylko w liturgii słowa), klęczących (uczestniczyli we Mszy św. bez prawa przyjmowania Komunii św.).
Pojednanie pokutujących z Kościołem i Bogiem odbywało się raz w roku przed Paschą w Wielki Czwartek.
Publiczna pokuta pozostawiała ślad na całe życie: zabraniała pełnienia funkcji publicznych, przyjęcia święceń, służby wojskowej, zawierania małżeństwa lub życia małżeńskiego.
Tak surowa praktyka pokutna powodowała odkładanie pokuty na lata późniejsze lub przed śmiercią.
http://ewiater.wordpress.com/2008/02/22 ... -sumienia/W jednym z katolickich tygodników można przeczytać, że spowiadający się powinien stosować formułkę spowiedzi podaną w książeczce do nabożeństwa i zatwierdzoną przez Watykan. I do tego jest tam sugestia, że brak formułki może oznaczać nawet grzech nieposłuszeństwa papieżowi. Teologicznie to się ładnie określa, że spowiedź jest ważna, ale niegodziwa
Lidko z tą mocą to tutaj bym uważał. Ty zdajesz się mówic jedynie o zadośćuczynieniu, mówiąc po chrześcijańsku bliźniemu. Nie widzisz, że w tym co mówisz nie ma jakoś Boga? Coś tu jakby człowiekowi wierzącemu brakuje. Tak postąpi ateista i będzie OK, ale człek wierzący, tak pomijać Boga, coś tu nie gra. Nie sądzisz?Lidka pisze:O wiele większą moc ma odważne przyznanie się do winy (szczere!) przed tymi, wobec których postąpiliśmy grzesznie. I dopiero to ma wartość, a nie zdanie się na 'łaskę i niełaskę' księży (zgodną z ich postrzeganiem życia)...
Ależ skąd, Filip.... Przyznanie się do winy, nieważne, przed kimś czy przed samym sobą, to przyznanie się przed Bogiem. Wszak tylko On zna wszystkie nasze myśli i uczucia, nie sądzisz? Nie jest ważne, co robimy 'na zewnątrz' (czyli to, co inni postrzegają), to bez znaczenia (aczkolwiek znaczenie ma również tzw. zadośćuczynienie, ale to jest wtórne, efekt), wartość ma tylko nasze wnętrze, nasze własne uczucia i wnioski. To w nich może być Bóg (jeśli są szczere i niczym nie uwarunkowane), albo nie (jeśli wartości 'ego' są przewodnie).Filip pisze:Lidko z tą mocą to tutaj bym uważał. Ty zdajesz się mówic jedynie o zadośćuczynieniu, mówiąc po chrześcijańsku bliźniemu. Nie widzisz, że w tym co mówisz nie ma jakoś Boga? Coś tu jakby człowiekowi wierzącemu brakuje. Tak postąpi ateista i będzie OK, ale człek wierzący, tak pomijać Boga, coś tu nie gra. Nie sądzisz?Lidka pisze:O wiele większą moc ma odważne przyznanie się do winy (szczere!) przed tymi, wobec których postąpiliśmy grzesznie. I dopiero to ma wartość, a nie zdanie się na 'łaskę i niełaskę' księży (zgodną z ich postrzeganiem życia)...
Lidka !Lidka pisze:I bardzo rozsądnie . Naprawdę możemy zwracać się do Boga sami.parafianin pisze:Absolutnie nie zapominam o tej drugiej stronie.
Uważam jednak, że jesli zgrzeszyłem p- ko prawu Bożemu, to najrozsądniejszym i najprostszym wyjściem jest zwrócenie się z prośbą o przebaczenie Istoty, wobec której popełniłem przestepstwo.
Dlatego też w okresie, gdy byłem czlowiekiem wierzącym w Boga, prosiłem Jego bezpośrednio o wybaczenie.
Ale zaintrygowało mnie coś innego: czy to znaczy, że przestałeś wierzyć w Boga? Dlaczego, jeśli mogę zapytać?
Bo ja, na przykład, odeszłam od religii, ale nie od Boga.
Nie mówimy tu o oszukiwaniu samego siebie. To zupełnie inny problem.Lidka pisze:Ależ skąd, Filip.... Przyznanie się do winy, nieważne, przed kimś czy przed samym sobą, to przyznanie się przed Bogiem. Wszak tylko On zna wszystkie nasze myśli i uczucia, nie sądzisz? Nie jest ważne, co robimy 'na zewnątrz' (czyli to, co inni postrzegają), to bez znaczenia (aczkolwiek znaczenie ma również tzw. zadośćuczynienie, ale to jest wtórne, efekt), wartość ma tylko nasze wnętrze, nasze własne uczucia i wnioski. To w nich może być Bóg (jeśli są szczere i niczym nie uwarunkowane), albo nie (jeśli wartości 'ego' są przewodnie).
I tak, jeśli ktoś zadośćuczyni bliźniemu, a w sercu będzie miał wciąż 'kamień', nie uzna, że zrobił coś 'źle', ale zadośćuczyni dla tzw. świętego spokoju, w oczach bliźnich może uchodzić za wzór do naśladowania. A w oczach Boga?... Jego pozory nie zmylą, jeśli czyny nie odzwierciedlają stanu serca...
Przeczytaj jeszcze raz, bo mówię dokładnie na odwrót (zadośćuczynienie jest wtórne).Filip pisze:Ty mówisz, że załatwiając sprawe z osobą poszkodowaną, załatwiasz również sprawę z Bogiem.
Już wyraziłem w tej kwestii swoje zdanie. Uważam, ze nie odbywa się to tak z automatu jak uważasz.Lidka pisze:Przyznanie się do winy (grzechu) w głębi swojego serca, automatycznie jest pojednaniem z Bogiem. Do tego nie trzeba nawet słów kierowanych do Boga, Bóg wie i bez nich...
Spowiedź nie zwalnia przecież z "przepracowania" problemu, o którym mówisz. Spotkanie z kimś przygotowanym w tej dzidzinie (księdzem), może nas upewnić, że ta praca nad sobą idzie w dobrym kierunku lub złym. To tak jakbyś mówiła po co ludziom psycholodzy czy nawet lekarze, przecież my sami najlepiej siebie znamy.Lidka pisze:A ja dokładam od siebie, że spowiedź nie jest 'gwarantem' niczego. Takowym jest nasza własna postawa, dzięki której postrzegamy i akceptujemy nasze własne 'błędy' i wyciągamy wnioski, aby wcielić je w życie i nie doprowadzać do powtórzenia 'błędów'.
Różnie to bywa z ludźmi. Generazilozwać nie można. Jak sama słusznie uważasz, dla jednych taka forma pojednania z Bogiem jest dobra, dla innych zapewne nie.Lidka pisze:Ale czy gwarantujesz, że tak jest faktycznie dla wszystkich? Dla części owszem. Myślisz, że ludzie nie traktują spowiedzi 'instrumentalnie', dla zachowania pozorów? (o tym to już Jezus zaczął mówić ).
To znaczy jak się odbywa, Twoim zdaniem? Co potrzebne, żeby zwrócić się do Boga?Filip pisze:Już wyraziłem w tej kwestii swoje zdanie. Uważam, ze nie odbywa się to tak z automatu jak uważasz.Lidka pisze:Przyznanie się do winy (grzechu) w głębi swojego serca, automatycznie jest pojednaniem z Bogiem. Do tego nie trzeba nawet słów kierowanych do Boga, Bóg wie i bez nich...
Filip, nie wyciągaj za daleko idących wniosków, bo zbaczasz z tematu, przypisując mi to, czego nie mówię. Moje stwierdzenie...Filip pisze:To tak jakbyś mówiła po co ludziom psycholodzy czy nawet lekarze, przecież my sami najlepiej siebie znamy.
...nijak nie sugeruje, że nie są potrzebni psycholodzy. A za to wskazuje na fakt, że najistotniejsza jest nasza postawa i to niezależnie od tego, czy przy spowiedzi, czy przed psychologiem, czy w ogóle w życiu. Bo do Boga mamy 'dostęp' nie tylko poprzez księdza i religię.Lidka pisze:A ja dokładam od siebie, że spowiedź nie jest 'gwarantem' niczego. Takowym jest nasza własna postawa, dzięki której postrzegamy i akceptujemy nasze własne 'błędy' i wyciągamy wnioski, aby wcielić je w życie i nie doprowadzać do powtórzenia 'błędów'.
Uzyłem sformułowania "tak jak byś" do twierdzenia chyba daleko.Lidka pisze:Filip, nie wyciągaj za daleko idących wniosków, bo zbaczasz z tematu, przypisując mi to, czego nie mówię. Moje stwierdzenie...Filip pisze:To tak jakbyś mówiła po co ludziom psycholodzy czy nawet lekarze, przecież my sami najlepiej siebie znamy.
i jednych i drugich brakuje bo popaprańców nawiedzonych cała masa.Filip pisze:fachmeni od ciała są potrzebni, ale od ducha już nie?
Mi też Lidka nic nie odpisała.parafianin pisze:Lidka !
W momencie kiedy sam zacząłem studiować publikację pn. Pismo Święte stwierdziłem, że nie chcę mieć nic do czynienia z Bóstwem ( bóstwami) tam opisywanymi.
Innego Boga niż tego, który opisywany jest na kartach Biblii, nie dane mi było poznać.
Nie akceptuję, jako czlowiek, w swoim systemie wartości, przerażajacych okrucieństw Boga wobec ludzi. Jeśli miałbym zostać stworzony na jego obraz i podobieństwo, to ja nie chcę być taki jak On. Nie utożsamiam się więc z krwawym, bezlitosnym, sadystycznym Jestestwem, opisanym w Starym Testamencie. Poniewaz wg. Nowego Testamentu Jezus z Betlejem jest Jego Synem, bardzo trudno mi jest zaakceptować Jezusa jako Boga, tym bardziej, że doszedłem do przekonania, że Jezus nigdy nie był Bogiem. To, że Inni twierdzą, że Jezus żyje, osobiscie mi nie przeszkadza. Traktuję ten " fakt", podobnie jak to, że Lenin jest wiecznie żywy, czy Elvis żyje.
Nie uważam się za ateistę. Jestem w trakcie poszukiwań właściwego Boga. Wykluczam jednakże wiarę w JHWH.
I słusznie, moim zdaniem. Ze mną było podobnie. Bóg religijny i starotestamentowy jest wytworem ludzkiej wyobraźni, najogólniej mówiąc. Tym niemniej, coraz lepiej rozumiem, skąd i dlaczego takie zapisy się pojawiły. Bo nie wszystkie są po prostu wymyślone. Ale do takich stwierdzeń mogłam dojść po paru latach dopiero, bardzo intensywnie spędzonych (mnóstwo wydarzeń, refleksji, lektur).parafianin pisze:W momencie kiedy sam zacząłem studiować publikację pn. Pismo Święte stwierdziłem, że nie chcę mieć nic do czynienia z Bóstwem ( bóstwami) tam opisywanymi.
Innego Boga niż tego, który opisywany jest na kartach Biblii, nie dane mi było poznać.
Nie akceptuję, jako czlowiek, w swoim systemie wartości, przerażajacych okrucieństw Boga wobec ludzi. Jeśli miałbym zostać stworzony na jego obraz i podobieństwo, to ja nie chcę być taki jak On. Nie utożsamiam się więc z krwawym, bezlitosnym, sadystycznym Jestestwem, opisanym w Starym Testamencie. Poniewaz wg. Nowego Testamentu Jezus z Betlejem jest Jego Synem, bardzo trudno mi jest zaakceptować Jezusa jako Boga, tym bardziej, że doszedłem do przekonania, że Jezus nigdy nie był Bogiem. To, że Inni twierdzą, że Jezus żyje, osobiscie mi nie przeszkadza. Traktuję ten " fakt", podobnie jak to, że Lenin jest wiecznie żywy, czy Elvis żyje.
Nie uważam się za ateistę. Jestem w trakcie poszukiwań właściwego Boga. Wykluczam jednakże wiarę w JHWH.
Nebo, my już kiedyś dyskutowaliśmy na ten temat. Uznałam, że nie dociera do Ciebie to, co mówię, więc nie ma sensu, żebym dalej Cię przekonywała . Patrzysz z bardzo uwarunkowanej pozycji i nie jesteś otwarty na nic poza tym, co sam myślisz...Nebogipfel pisze:Proponuję wiarę w słońce. Przede wszystkim - widać je. Dzięki niemu rosną rośliny dzięki, którym oddychasz. Po części to właśnie dzięki słońcu kwitnie życie. Nigdy nie mówi, że jesteś zły i źle postępujesz. Ok, możesz dostać raka skóry..ale nikt nie jest doskonały. No i to jednak nie to samo co zrzucenie na wieczne męki do piekła pełnego siarki, gdzie smaży się ludzi w kotłach. no i łatwiej go uniknąć. No i słońce grzeje. Co do modlitw, niezależnie do czego lub kogo się modlisz szanse na spełnienie ą zawsze takie same - fifty-fifty. Czasami większą skuteczność ma baseball niż Bóg.
To nie jest takie proste. Zależy co rozumiesz przez "zwrócić się". Bo tak ogólnie to można w każdej chwili. Problem pojawia sie właśnie w przypadkuLidka pisze:To znaczy jak się odbywa, Twoim zdaniem? Co potrzebne, żeby zwrócić się do Boga?
Filip, mieszasz, zupełnie niepotrzebnie. Bo nie mówimy o samym grzeszeniu (kto w momencie popełniania grzechu myśli o Bogu? ), a o sytuacji po. Tu jest jako przykład spowiedź. A ja twierdzę, że to nie nie o nią chodzi (co nie znaczy, że przeczę spowiedzi, bo są ludzie, którym to pomaga i faktycznie jest to dla nich moment otwarcia serca, żałowania grzechu, skruchy i postanowienia poprawy).Filip pisze:To nie jest takie proste. Zależy co rozumiesz przez "zwrócić się". Bo tak ogólnie to można w każdej chwili. Problem pojawia sie właśnie w przypadkuLidka pisze:To znaczy jak się odbywa, Twoim zdaniem? Co potrzebne, żeby zwrócić się do Boga?
naszych win, mówiąc po chrześcijańsku grzechów. A jeszcze dokładniej odwrócenia się od Boga.
Filip, powiem Ci, że dopiero jak zrozumiałam nieco ŻYCIE z prawami, które nim rządzą (w końcu ustanowionymi przez Boga), dopiero zaczęłam rozumieć Pismo. Odwołuję się do niego, bo mimo iż to, co zostało zapisane, jest bardzo mocno 'wypaczone', to bazuje na Prawdzie i jest sporo elementów prawdziwych.Filip pisze:Wprawdzie deklarujesz, że nie wierzysz Pismu, ale często się do niego odwołujesz, więc tu leży cały szkopuł. Pytanie zasadnicze wynikające z Ewangelii. Dlaczego Bóg nie darował ludziom ich grzechów od tak? Dlaczego potrzebna było odkupienie w postaci męczeńskiej śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu? Mało powiedziane - musiała się polać Jego krew?
Mówiłem o tym poprzednio, takie podejście to wystąpienienie przeciwko Duchowi Św., zatwardziałość w grzechu, podstawa do odprawienia przez spowiednika, bez odpuszczenia grzechów. Brak postanowienia poprawy i odcięcia się od grzechu.Simisti pisze:Czy nie wydaje Wam się, że to jest takie koło napędzające grzech, bo grzesznik ma świadomość, że będzie mi odpuszczone. Wcale się nie przejmuje ty, bo wie, że odmówi kilka "zdrowasiek" i będzie jak nowo narodzony.
Uważam, że bez takiej spowiedzi w konfesjonale, do księdza, ludzie nie byliby tacy beztroscy. Świadomość, że to przecież ksiądz im "załatwi" rozgrzeszenie u Boga powoduje, że rola Boga jest odsunieta na drugi plan.
Umniejszona...
Prosiłabym o Wasze zdanie i opinię na ten temat. Czy spowiedź to przyzwolenie na grzech?