To co się generalnie stało jako finał tej dziwów historii jest totalnie zaskakujące. Mnie z butów wyrzuciło. Szok, że trudno było nawet dotknąć tego na początku. To był trzy sekundy które sfinalizowały moje życie i stałem się żyjącym bez zadania. Wolnym, beztroskim, ciekawskim płynięciem przez życie... teraz to się przetrawiło, wygrzało jest taka nowa solidna baza braku odnoszenia się do jakiejkolwiek idei mnie jako czegoś czym trzeba się przejmować.
Nie zmienia to jednak faktu tej idei jaką żyłem a którą potwierdziłem w te trzy sekund i wszedłem z niej jako wolny byt, mając ją. Jako takie słowo żywe. Mogę w nie spoglądać dowolnie żyjąc moim życiem i otoczenia w dowolnej perspektywie. Odnajdywać w niej nowe żywe słowa typu "delikatność" czy też tworzyć z tej mojej życiowe idei każdą inną jakiej mi brak - np. matczyna miłość... o tak...
A czym jest ta idea życia mego. Kompletny szok. Aczkolwiek zgodny z wizjami jako dziecko trzema do dziś bliskimi. Ideą mego życia, jest zbawienie bezwarunkowe każego istnienia będące wspólną kreacją Jezusa i Stwócy. Nieprawdopodobne. Ja czuję tą kreację, jej różne aspekty, żywe, mówiące do mnie, prawdy z nich płyną... mogę płynąć słowami z tego długo....
A jeszcze te trzy sekundy potwierdzenia to już wogóle... wiele naraz warstw jakby, równoległych doświadczeń ostatecznych. Trasnformacja zła w dobro mając za siłę jedynie wiarę w tą ideę, przyjęcie na siebie odpowiedzialności za ciągle tworzenie tego cierpienia wszędzie... przecież skoro jest to tworzę, czy to jedno gdzie czułem się jak sędzia-posłaniec mający stwierdzić czy świat ten wymaga rzeczywiście przerwania pierwotnego planu i boskiej interwencji bo bez niej cierpienie dobije ten świat zanim się skończy planowy czas. I potwierdziłem że tak, że jest to niezbędne.
I tak ja i chrześcijaństwo oto. Stąd śmiem bez wahania o tym stanowić jako żywej prawdziwe bo jestem nią. Nauką o niej. I co jam z tym zrobić?
Nikt się nie przejmuje to ja też Jakby co mówię jak jest. Mogę opowiadać co kto chce o tym. O tak. To ma wiele aspektów. Wiele znaczeń, odniesień różnych, prawd. Ja nawet nie rejestruje świadomie tego... czasem coś łapie i tłumacze na polski.
Więc to jest ta poważniejsza sprawa a poza tym to luz, fircyk jajarz i teges się dzieje. Odjazd totalny z tym.
To co - kogoś nauczyć? Ale jak. Po co to mi. Co ja z tym. Do dziś nie wiem. Poważnie. Jedynie co robię zatem to mówię każdemu to samo - nie martwi się o co chodzi, jesteś zbawiony. amen. w ten czy inny sposób to mówię. non stop.
Re: Ja a chrześcijaństwo
1
Ostatnio zmieniony 27 cze 2018, 1:29 przez civilmonk, łącznie zmieniany 1 raz.
Happiness is peace in motion, peace is happiness at rest