Efrell, ja lekarzem nie jestem i nie traktuj tego, co piszę, jako rzeczywistą diagnozę
. Ale mnie się wydaje, że ta depresja poporodowa przeciąga się u Ciebie nieco i jeśli nie jest związana z "burzą hormonalną" (bo skoro to już 2 lata, to powinno się unormować), to przeszło na psychikę. Albo nawet nie przeszło, w psychice pozostało (bo hormony też przecież działają głównie na psychikę). A dotyczy odpowiedzialności, po prostu.
Fakt powołania do życia człowieka potrafi go solidnie "przytłoczyć" i tu się robi taki paradoks, bo zdecydowana większość ludzi uważa, że miłość do dziecka rekompensuje wszystko itp. A w praktyce są kobiety (nie tylko, uważam, że mężczyzn to też w jakimś stopniu dotyczy), które kochają swoje dziecko do szaleństwa, a jednocześnie nie potrafią zaakceptować zmiany w swoim życiu, przychodzi im to z dużym trudem (ale wcale nie jest nienormalne! są też kobiety, które dopiero z czasem uczą się kochać swoje dziecko, miłość nie przychodzi wraz z narodzeniem go i to też nie jest "nienormalne").
Ta świadomość, że nagle jest się odpowiedzialnym za czyjeś życie i że już nigdy nie będzie jak przed ciążą, potrafi wywołać strach, przygnębienie, jakieś irracjonalne odczucie "pozbawienia wolności", że tak powiem, jakiejś "nienormalności" dnia codziennego. To wszystko jest wymieszane z miłością do dziecka, a ponieważ jedno drugie praktycznie wyklucza, bywa, że zaczynają się nawet wyrzuty sumienia i podejrzewanie samej siebie o "nienormalność"...
Ale to nie jest "nienormalność", to spadek nastroju spowodowany chaosem w głowie, który może przejawiać się właśnie w taki sposób, jak Ty opisujesz na swoim przykładzie.
Pewnie większość ludzi mogłaby Ci poradzić iść z tym problemem do lekarza, ale ja tego nie zrobię. Z doświadczenia (nie mojego, koleżanek) wiem, że lekarz przepisuje "prochy" i ma pacjentkę z głowy. A że prochy wciągają, cóż...
Ja uważam, że możesz sobie poradzić sama. Tylko dopuść do siebie świadomość, że dziecko w Twoim życiu to JEST "normalność". Inna, niż przedtem, ale kto mówi, że "gorsza"?
Zacznij sobie budować tę nową "normalność" zgodnie z tym, co Ci najbardziej odpowiada. Oczywiście zawsze możesz się wspomóc lekami antydepresyjnymi, ale ziołowymi. One też są skuteczne, a nie są szkodliwe i uzależniające. Starczy, żeby poczuć wewnętrzny uśmiech!
A jak go poczujesz, od razu inaczej spojrzysz na życie.
I, rzecz jasna, wychodź z domu, nie zamykaj się w nim... Nie tylko z dzieckiem, raz w tygodniu zostaw dziecko z mężem i wyjdź jak za "starych czasów". Planuj życie z uwzględnieniem powrotu do pracy (za rok przedszkole jak najbardziej wchodzi w grę, także dla dziecka to jest doskonałe "wejście w życie"). Po prostu staraj się zaakceptować tę sytuację, bo, moim zdaniem, cały problem może wynikać właśnie z braku akceptacji takiej do końca... Nie dziecka, rzecz jasna, a sytuacji, że "straciłaś wolność"...
Głowa do góry, poradzisz sobie!