Nebogipfel pisze:Tylko trduno budować chyba od nowa, jak od nowa jest to samo.
Jak ktoś mnie tylko popchnie mogę wybaczyć.
Lecz jak już któryś raz mnie kopnie jak będę zmasakrowany to chyba należy nazwać głupotą z mojej strony, że ciągle wybaczałem.
Ale tu znowu dochodzimy do tego, co już było poruszane. Jedno to akceptować coś co ktoś nam na co dzień robi, a drugie wybaczać. Jeśli np. ktoś nas maltretuje psychicznie, to głupotą będzie wybaczanie w kółko na bieżąco i umartwianie się- to brak szacunku do samego siebie.
Chodzi raczej o to, żeby w momencie kiedy już poradzimy sobie z taką osobą permanentnie, np. izolując ją ze swojego życia dla samego siebie jej wybaczyć, a nie zaczynać każdego dnia od myślenia o tym jakie to krzywdy ktoś nam wyrządził.
Znałam kobitę, która zaczynała od 15 lat dzień od narzekania jak to ją mąż dla innej zostawił i np. jak kran w domu się psuł to było na byłego męża, bo na pewno źle instalację zrobił, itd. Mąż były miał się dobrze, miał już nową rodzinę i nie pamiętał o starej, a ona ciągle pielęgnowała tę urazę i jeszcze przeniosła ją na swoje dzieci. W momencie kiedy cała trójka zaczynała jęczeć na tatusia, to atmosfera robiła się naprawdę toksyczna. Za każdym razem kiedy przychodziłam w gości było maglowanie tego samego- powoływanie do życia problemu, który dawno przestał istnieć. Idealny przykład na to, jak można swoimi urazami rozbabrać sobie życie.
Wybaczanie nie musi polegać na tym, że poklepiemy kogoś po ramieniu i powiemy- tak mogleś to zrobić. Tylko raczej na tym, żeby pozwolić czemuś odejść i zamknąć jakiś rozdział. Jak ktoś nas zdradził, to ok nie pozwalajmy mu wrócić do siebie, ale też nie wyżywajmy się od tego dnia po wieki wieków na tej osobie, bo tylko sobie krzywdy narobimy.
Jeśli matka kalekiego przez jakiegoś idiotę dziecka będzie każdy dzień zaczynała od gdybania co by było gdyby jej dziecko nie trafiło na taki wypadek, to zapłakałaby się na śmierć i nie miałaby siły by tym dzieckiem się opiekować, niestety.