civilmonk pisze:Lidka pisze:Osobiście nie znam nikogo, kto lubiłby być kopany. A za to wielu, którzy kopią i nie zdają sobie z tego sprawy (także wielu, którzy kopią, zdają sobie z tego sprawę, potem się trochę dzieli: jedni lubią kopać, inni nie lubią).
Inny problem - reakcja na bycie kopanym.
Ale to już wykracza poza ten temat.
Wydaje mi się iż nie do końca poza temat. Są ludzie którzy naprawdę odbierają poniewieranie nimi, zadawanie bólu jako "dobro". To tylko potwierdza iż dobro to produkt ewolucji a nie nadrzędna idea promieniująca na nas mądrością.
Chyba że, chyba że rozszerzymy tradycyjną psychologię o psychologię integralną Wilbera. Wtedy ponad świadomością najwyższa z punktu widzenia psychologii klasycznej - egzystencjalną i z wszystkimi jej osiągnięciami etycznymi, będziemy definiować poziom transcendenty na którym jest miejsce na Twoje dusz-dymały, potem ducha jako tchnienie świadomości i wreszcie Jedną Świadomość, Źródło. I wtedy świat ideii, i pojęcia takie jak dobro, stają się niejako emanacją tego transcendentnego Źródła.
I wtedy widać ograniczenia psychologii jako nauki z odciętą transcendencją, gdyż jedynym w jej rozumieniu wytłumaczeniem ducha jest ucieczka od problemów. Jednakże to też ma sens i to psychologia Wilbera też uwzględnia. Bo pomimo iż poziomy transpersonalne (duszy, ducha, Źródła) istnieją to nie zawsze odwołanie się do nich jest realnym funkcjonowaniem na ich poziomie, może być bowiem tylko formą zaburzenia na poziomie personalnym czy prepersonalnym i być kompensatą.
Czyli oba nasze podejścia są słuszne Lidko. Istnieje coś poza tym co postrzega klasyczna psychologia oraz często to co istnieje poza nią jest w człowieku nie jako rzeczywiste wstąpienie na te poziomy świadomości lecz jako zwykła iluzja mająca swe źródło w problemach / zaburzeniach na niższych poziomach świadomości. Może to być oczywiście wymieszane. To wymieszanie objawia się np. w postrzeganiu sprzeczności w tym co osoba mówi o sprawach ducha oraz tym jak to mówi. Czyli jest po części świadoma poziomu transpersonalnego (duszy, ducha, Źródła) lecz po części nieświadoma swych obszarów psychiki na poziomach niższych - prepersonalnym (np. poczucia zagrożenia i potrzeby sprostania oczekiwaniom) i personalnym (przekonanie iż nasza racja jest obiektywna). Wtedy cofnięcie się do rozwiązania tych problemów narzędziami dla nich odpowiednimi (różne formy terapii dla prepersonalnych problemów oraz dyskusja, taka jak te na Imladis, na poziomie personalnym (racji/nieracji, egocentryzm).
CM
Oj, CM...
Ja nic nie będę rozszerzała, bo znów to, co rozszerzasz z psychologicznego punktu widzenia, idzie wszerz, nie w głąb... Poszerzanie jednej płaszczyzny jest dobre tylko wtedy, kiedy człowiek jeszcze się nie zorientował w istocie problemu. A zbyt szerokie poszerzenie w ogóle sprawi, że ta istota problemu się rozmyje, zagubi w nadmiarze informacji...
Ty piszesz o ludzkiej klasyfikacji jak ta potrzeba sprostania oczekiwaniom, np. a ja przechodzę od razu do stwierdzenia, że w oczekiwaniach jest
uwarunkowanie. I idę tam, gdzie go nie ma. Więc zamiast poznawać te wszystkie ludzkie klasyfikacje, wolę popracować nad tym, żeby oczekiwań nie mieć.
Rozróżnić, czy się je ma, czy nie, czy kieruje się wartościami serca, czy głowy nie jest żadną filozofią, do tego nie jest potrzebna żadna skomplikowana, szeroka wiedza, wystarczy mieć podstawę i
czuć.
Oczywiście, że oba nasze podejścia są słuszne i podejście każdego z osobna też. Bo to służy
każdemu człowiekowi z osobna. Nawet jeśli jest negatywny i idzie 'w drugą stronę'. Można mu to zakomunikować na zasadzie tych połączeń międzyludzkich, czyli być dla niego tym bodźcem do przemyśleń własnych, ale nie można za niego zadecydować o niczym. Cała reszta należy do niego, więc jedynym, co należy do nas, jest zaakceptowanie tego faktu.
A duchowość nie jest w żadnym wypadku 'ucieczką' od problemów, a umiejętnością rozwiązywania ich. Oraz kwestią postrzegania co tym problemem jest, a co nie. Im wyższa akceptacja, tym mniej sytuacji uzna się za problematyczne (problem - to wynika z negacji przecież).
Duchowość jest PROSTA. To tylko człowiek ją komplikuje, bo idzie wszerz, jak to proponujesz. Spójrz choćby na psychologów i psychoterapeutów, tych najlepiej wyszkolonych. Gdyby to pójście wszerz dawało rzeczywistą wiedzę, żaden z nich w życiu by się nie załamywał, nie miał 'gorszych' dni, nie 'świrował', nie potrzebował pomocy. A tak nie jest, niestety... Wielu terapeutów nie radzi sobie z samymi sobą...
Ja to powiem schematycznie: po ludzku (zgodnie z wartościami jednej płaszczyzny) to jest mniej więcej
ile wiesz. Z pozycji duchowej -
jakim człowiekiem jesteś z tą wiedzą.