Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

1
Podążając za teorią, jakoby to co przeżyliśmy jako dzieci, jakiekolwiek radości czy traumy miało dalszy, definitywny wpływ na rozwój naszej dorosłej psychiki, nurtuje mnie właśnie ta kwestia. Czy to, jakie jest nasze pierwsze, wyraźne wspomnienie, może mieć jakiś wpływ na naszą osobowość?
U mnie jest to coś totalnie traumatyczno-groteskowo-surrealistycznego.
Jestem na wakacjach u babci, mam 2, może 3 lata. Wychylam się za barierkę od podestu dla orkiestry w parku. W dole, na parkingu między samochodami, leży czarny kot z rozjechaną połową tułowia. Jego tył jest całkiem rozpłaszczony, przód jeszcze żyje, kot ma wybałuszone oczy, charkocze, próbuje złapać powietrze, a ja drę się do ojca : ''Tata, zobacz, ktoś wyrzucił mięso z kota!''
I na ''normalnego człowieka'' jednak nie wyrosłam. Myślicie, że takie rzeczy na nas wpływają?
Ostatnio zmieniony 05 maja 2010, 22:49 przez lapicaroda, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

2
Myślę, że taki jeden mały incydent nie kształtuje całej naszej osobowości albo znacznej jej części, choć na pewno nie było to przyjemne odczucie dla dziecka. Co innego zobaczyć jak rozstrzeliwują człowiekowi rodzinę...

Uważam, że to jacy jesteśmy w dużej mierze zależy od przebiegu naszego dzieciństwa. Jako dzieci nie mamy żadnych filtrów własnych by własnymi oczami ocenić co dobre i co złe. Chłoniemy jak gąbka poglądy opiekunów, słowa jakie wypowiadają, obrazy jakie widzimy, które wpływają na naszą tożsamość. Jeśli na przykład w domu wciąż byliśmy krytykowani, to zapewne w głębi duszy będziemy mieć przekonanie o swojej bezwartościowości (dopóki nad sobą solidnie nie popracujemy oczywiście!). Jeśli rodzina w jakiej żyliśmy była dysfunkcyjna, to dopiero kiedy będziemy duzi/dojrzali, zobaczymy, że być może nie wszystko co się działo było "normalne" - będziemy musieli wtedy sobie z tym wszystkim jakoś poradzić i nie zawsze będzie łatwo.
Ostatnio zmieniony 05 maja 2010, 23:44 przez lufestre, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

3
Oczywiście, że doświadczenia z dzieciństwa (ale nie tylko) mogą wpływać na naszą osobowość (ale nie tylko one!). Ale nie zawężałabym problemu do pierwszego zapamiętanego wydarzenia. Wielokrotnie dziecko zapomina je, a ono i tak w nim siedzi, w podświadomości, i (w pewnym sensie) "rządzi" nim. Ogromny wpływ na osobowość ma okres płodowy, o czym na ogół nikt nie myśli, bo skoro dziecko jeszcze się nie urodziło, to tak, jakby go nie było... :).

Niestety, dziecko odbiera dokładnie wszystko, aczkolwiek nie rozumie tego i nie będzie w przyszłości pamiętać. Gdyż jego "przekaźnik" informacji jeszcze nie zaczął działać, zacznie, jak dziecko się urodzi i zacznie samo doświadczać życie.

A pozostając w matce, tworzy z nią jeden organizm. Czyli czuje z nią, to, co ona czuje, ono też, bez analizowania rozumowego tego, co czuje, uczuciom nie jest to niezbędne. Dla dziecka to są po prostu "dawki" albo pozytywnej energii (miłość), które są dla niego zbawienne pod każdym względem, albo negatywne (brak miłości), które hamują jego rozwój.

Przeżywa też traumy matki. Oczywiste jest, że nie będzie ich pamiętać, ale w jakiś sposób (indywidualny, każdy jest inny i reaguje inaczej) one wpłyną na jego osobowość.

Dorosły człowiek ma wolna wolę i, przeżywając coś, może sobie poradzić, może sama nadać wartość jakiemuś wydarzeniu, zmienić jego negatywne działanie na nas, obronić się. Ma taką możliwość, gdyż jego abstrakcyjne myślenia mu to umożliwia, to jego najsilniejsza "broń".

Tymczasem dziecko w okresie płodowym) jest całkowicie bezbronne. Jego mózg nie pracuje, nie ma żadnej możliwości samoobrony. Matka je broni, swoją miłością. Ale nie każda matka jest tego świadoma, wiele "bombarduje" swoje dziecko negatywnością, a to w bardzo istotny sposób wpływa na jego kształtującą się osobowość.

Wracając do Twojego przykładu, małe dziecko, które widzi coś "strasznego", nie rozumie tego, co widzi. Jeśli i tak to mocno przeżyje, dzięki rodzicom jest w stanie "zapanować" nad traumą. Rodzice mogą wytłumaczyć jakiś fakt w taki sposób, że na tyle on złagodzi odczucia dziecka, iż nie będzie go "nękał" w przyszłości. Także miłość rodziców jest tym najlepszym "buforem" przeciwko uderzeniom negatywności. Traumy z dzieciństwa mogą wpływać na osobowość (negatywnie), ale nie nie muszą.

(są jeszcze inne sprawy, które wpływają na nas i na naszą osobowość, ale może na tym się zatrzymam).
Ostatnio zmieniony 06 maja 2010, 6:32 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

4
Pierwsze wspomnienie dokładnie nie jestem w stanie powiedzieć co było pierwsze ale nasuwają mi się dwa.
Oba są związane z pradziadkami. Pierwsze to pradziadek siedzący na kanapie. A drugie, to pogrzeb prababci, pamiętam dokładnie wszystko ze szczegółami typu w co była ubrana, jaką miała biżuterię a nawet co jadłam tego wieczoru. Dziwne, bo miałam 3latka.
Uważam, że to nie miało wpływu na to jaką nieczułą osobą jestem.
Ostatnio zmieniony 06 maja 2010, 12:29 przez Vespertine, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

5
Moje pierwsze wspomnienia z dzieciństwa to to, kiedy jestem na spacerze (z babcią?), spotykamy moją mamę, która ma dla mnie niebieskie kaloszki, wkłada mi je do wózka i pyta, czy mi się podobają :) I inne, kiedy na drugie urodziny dostaję pluszowego misia i od razu obdarzam go ogromnym uczuciem, potem się z nim niemal nie rozstawałam :P Nie mam pojęcia, które z tych wspomnień jest wcześniejsze, a które późniejsze.

Najwcześniejszy okres mojego życia do ok. 4 lat to raczej wspomnienia związane z tęsknotą za rodzicami, oboje długo pracowali, by szybko się uniezależnić i przenieść "na swoje", więc opiekowały się mną głównie babcia i ciocia- rozwódka. Pamiętam, że kiedy zbliżał się wieczór zajmowałam punkt obserwacyjny przy oknie, w oczekiwaniu na rodziców, walczyłam z sennością, nasłuchiwałam kroków. Byłam chorowitą jedynaczką z wieczną niedowagą toteż ulubionym zajęciem babci było wmuszanie we mnie jedzenia, co odbiło się na mojej psychice. Pamiętam też, że genialnie wychodziło mi bawienie się z samą sobą, z braku lepszego towarzystwa, aż dziw że nie wymyśliłam sobie jakichś niewidzialnych przyjaciół ;) Potem wyprowadziliśmy się do własnego domu i mama zrezygnowała z pracy, nauczyła mnie czytać i pisać, poświęcała mi wiele czasu, moje życie stało się lepsze :D Jednak nie wszystko dało się chyba nadrobić i do dziś czuję pewien niedosyt w związku z tymi pierwszymi latami. Z drugiej strony zawsze jest coś za coś, bo potem miałam już mamę długi czas tylko dla siebie, nie musieliśmy mieszkać u dziadków, gdzie i bez tego był tłok.
Ostatnio zmieniony 06 maja 2010, 16:15 przez Sailor, łącznie zmieniany 1 raz.
Każda cząstka elementarna w kosmosie ma swoją antycząstkę. Razem tworzą parę, są identyczne, ale się nie tolerują. Jeśli zanadto zbliżą się do siebie, ulegają zagładzie i zamieniają w światło.
Majgull Axelsson

Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

6
A wracając praktycznie do pierwszych moich wspomnień, to są one z okresu, kiedy miałam niecałe 2 lata... Rodzina nie chce mi wierzyć, ale przekonała się na własne oczy.

1. Miała do nas przyjechać moja ciocia z drugiego końca Polski, której na oczy nie widziałam jeszcze, ani ona mnie. Mama obudziła mnie bladym świtem, na siłę ubrała (spać mi się chciało i byłam dość marudna), po czym zapukano do drzwi. Weszła ciocia, zrobiło się zamieszanie, przywitania, uściski, ja schowałam się w pokoju, przysłuchując się rozmowom. Po chwili ciocia wparowała (w futrze) do pokoju, przykucnęła i zaczęła mnie ściskać, a ja się wyrywałam, jak mogłam ("obca baba" i jeszcze tak dziwnie mi pachniała, pamiętam to!). Zanim poszła się rozebrać, wyjęła z kieszeni czekoladkę, odwinęła papierek i wcisnęła mi ją do buzi. OHYDA!!! (jakoś nigdy nie lubiłam i do tej pory nie lubię nadziewanych czekoladek, możliwe, że tamta była trochę alkoholizowana). Ciocia wyszła, a ja wyplułam świństwo do kwiatka...

Następnym razem widziałam ciocię wiele lat później, na ślubie mojego brata. I natychmiast ją rozpoznałam. Powiedziałam jej to, a ona nie chciała mi wierzyć, bo przecież ja byłam taka malutka!.... Więc opowiedziałam jej scenę z czekoladką wepchniętą do buzi, opowiedziałam jej, jak wyglądało jej futro i ciotka musiała skapitulować. Dla pewności przypomniała sobie rok swojej wizyty: miałam niecałe 2 latka (stąd wiem, że wspomnienie jest z tego okresu, sama nie potrafiłabym określić swojego wieku).

2. Z tego samego okresu zdjęcie, a w zasadzie seria zdjęć. Nie pamiętam, kto je robił, ale na pewno mój tata, on robił prawie wszystkie zdjęcia.

Na jednym z tej serii najmłodszy brat mojej mamy przyjechał z wojska na przepustkę, w mundurze. Pamiętam, że go w pierwszej chwili nie poznałam, a potem jak rasowa dama pozowałam z nim do zdjęć. Utkwiła mi szczególnie scena, kiedy on bierze mnie na ręce, wysoko, żebym miała głowę wyżej niż jego czapka, a ja układam łokieć na jego ramieniu, bo było mi dość niewygodnie...

I ta scena zawsze mi się przypomina, jak to zdjęcie oglądam. Widać na nim, że rzeczywiście nie mogę mieć więcej niż 2 latka.

A tak w ogóle to pamiętam jeszcze "traumę" zabrania mi definitywnie smoczka przez moją mamę (to było straszne, nie wiem, ile miałam lat, ale nie sądzę, że więcej niż 2-3, ja widziałam, gdzie mama go kładzie i usiłowałam sięgnąć ze stołka, jak już się zbliżałam, mama popchnęła smoczej dalej i d... blada... ;)) oraz fakt sprzedaży mojego wózka (spacerówki). Też pewnie ten sam okres. Nieszczęśliwa byłam, bo w jedną stronę jechałam, a z powrotem trzeba było zasuwać pieszo... :)
Ostatnio zmieniony 06 maja 2010, 16:50 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.

7
Ja mam najwczesniejsze wspmnienie z czasu kiedy jeszcze nawet roczku nie mialam! Zaczelam stawiac pierwsze (bardzo niepewne) kroki...Pamietam dokladnie - w kacie pokoju, po lewej stronie byl piec, moja mama kucala na podlodze z wyciagnietymi rekoma, miala na sobie sukienke w drobna kratke. Tatus byl za mna - pamietam tylko jego glos "idz do mamy". Dziwne by cos tak wczesnego pamietac.

Jesli chodzi o wydarzenia dziecinstwa wplywajace na zycie - ja od malego mialam czeste anginy, potem od antybiotykow mialam problem z nerkami. I za kazdym razem jak bylam chora jak pies, rodzice brali mnie do lekarza. I dostawalam zastrzyk penicyliny - i wszystko zaczelo byc lepiej. Doszlam do wniosku, ze ja chce byc tym kims w bialym fartuchu, kto pomaga ludziom, sprawia ,z e czuja sie lepiej, ze zdrowieja.

Forward parenascie lat - skonczenie Akademii Medycznej w Gdansku.
Ostatnio zmieniony 06 maja 2010, 17:08 przez Krystek, łącznie zmieniany 1 raz.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Psychologia”

cron