Andra pisze:a wiesz co kiedys zauwazylam u siebie? Im bardziej zalezalo mi na facecie- tym mniej potrafilam ,,wabic'', strojem, zachowaniem, slowami. Jesli ktos byl mi obojetny, nie mialam problemu , na zawolanie- wamp, flircik. Jakos nie potrafilam udawac nie siebie przed tymi ktorzy byli dla mnie wazni, chocbym wiedziala ze ,,kreacja'' moze mi pomoc...taki wewnetrzny szlaban, nie i juz. Ciekawe czy ktos tak ma takze?
Też tak mam...dokładnie
Może to dlatego, że naprawdę nie musimy wtedy nic udawać? Każdy flirt jest naturalny, nie musimy się kontrolować, popychać siebie do odgrywania roli osoby zainteresowanej, czy intensyfikować zachowań. Zapominamy wtedy o "teatrze" i swoim miejscu w nim, a skoro to nie teatr, to nie trzeba mieć maski...
Poza tym jeśli naprawdę zależy mi na facecie, to chce żeby wiedział jaka jestem, tak jakbym podświadomie testowała limity tej relacji, na zasadzie- jesteś wyjątkowy, więc chce być sobą, by zobaczyć czy twoja wyjątkowość sięga tak daleko, że mogę być naturalna.
Pamiętam, że najważniejszy do tej pory facet w moim życiu (z którym byłam przez kilka lat później) na pierwszej randce ujrzał mnie przeziębioną (ledwo mówiłam), z czerwonym lekko nosem z powodu kataru i w dodatku nieumalowaną.
I pamiętam, że nic a nic mnie to nie obchodziło i jego też. A były randki, na które chodziłam odpicowana że ho, ho...i było sztywno, nienaturalnie. Czasem jest tak, że wręcz człowiek czuje- po co ja w to brnę, nie jestem sobą przy nim, nie czuję, że mogę próbować nawet być...
Więc ja po prostu teraz wiem, że jeśli się nie staram bardzo malować, stroić i wdzięczyć, to to musi być to !