Ogólnie wiem, że się nad sobą w tym momencie użalam, ale wróciłam do ''domu'' w takim stanie, że nie potrafię racjonalnie myśleć. Nie potrafie nawet leżeć nie mówiąc już o spaniu. Było niemal idealnie, nigdy nie miałam w domu uczuć, miłości (fakt) ale były chociaż pieniądze. Byłam wysportowana zadbana, mialam fajnych znajomych. Jednak nie liczyło się dla mnie to wszystko bo w środku była wielka emocjonalna pustka. Poprzedzaly to lata w internacie w kompletnym odseparowaniu od domu. Gdy wracalam byly tylko kłótnie. Tak silnie potrzebowałam bliskosci, że popadalam w narkotyczne zwiazki miedzyludzkie. Ale nie mówie o chlopakach. To był temat przedmiotowy. Ciągnęły mnie skrajnie silne emocje. Aż gdy poznalam Daniela, który wydawal się mieć podobne problemy emocjonalne...wrecz identyczne. Wyczulam go na odleglosc. On nie kryl sie pod ta masa materialistycznego gowna. Ja tak, tym trudniej bylo dostrzec ze nie jestem taka na jaka sie kreuję. Bał się mnie trochę i nie mógł zrozumiec czemu się nim interesuję. Przecież tylu przystojnych chłopakow dookola mnie....az mnie odżucało od tych ludzi. Nie byłam sobą symulowałam tak jak w domu. Symulowałam bo chciałam być gdzieś najważniejsza. Czuc ze gdzies jest moje miejsce nad, którym to ja mam kontrolę.
Takie sztuczne zastepowanie szczescia chwilowym podnoszeniem seratoniny, jest uosobieniem XXI w. SEX, ALKOHOL, ZABAWA, PRZEDMIOTY...coś co trwa chwilę i odrywa od tego ze zycie jest puste. ALe nie byłam taka. Mimo tej calej ''popularnosci'' bylam cholernie samotna gdzies w srodku. Kiedy go poznalam zrezygnowalam z udawania. W nim widzialam siebie ...naga i prawdziwą. Trwało to długo i wiele by o nas opowiadać. Od czasow internatu był pierwsza osoba przed, którą się otworzyłam. . .
Teraz wszystko jest inaczej. Od dawna zycie nawet nie udaje landrynek. Nie mam pieniędzy. Rodzice nie zauwazyli nawet kiedy mialam depresje i nie wychodzilam z pokoju...tak stracilam go i nie tylko jego. Zmarnowalam swoją edukacje, talenty...a bylo ich wiele. Nie mogłam odżałować, że nagle utraciłam też jakąkolwiek pomoc rodziny...bo odmówiłam posłuszenstwa. Slepego podporządkowania. Radziłąm sobie jakoś. Powiedziałam sobie, że nikt mnie nie zniszczy. Byli znajomi, którzy też nie mieli łatwo. Byly koncerty, wyjazdy, praca...pisalismy wspolnie w gazecie, kolega pracowal w domu sztuki alternatywnej. Wymyslilo sie coś zebysmy wszyscy zarobili. Zaczynałam z fotografią i obscenicznymi rysunkami czarnej mangi do komiksów. Własciwie to pomagałam facetowi, który miał je robić, ale się nie wyrabiał. Tak nieoficjalnie. ALe ze bylam dobra to na tym zarabialam ...''cos''. Poza tym pracowalam w knajpie, mieszkalam po znajomych. Ale teraz...chcialam cos osiagnac. Wróciłam do domu...bo już nie mialam jak zyc. Chcialam zdać maturę iść na studia.
Zakonczylo się tak, że nie mam już nic. Podczas gdy nie bylo mnie na Imladis wiele się wydarzyło. Mój przyjaciel popełnił samobójstwo.To był powód mojej depresji Wiem, że miał ciężej niż ja. Nie miał nikogo. Ja przynajmniej miałam Daniela to mnie trzymało jakoś przy życiu. Reszta ludzi ....jak sie dzisiaj okazalo przepadła. Mimo to nie mogłam sobie z tym poradzić. Widziałam do czego zmierzam. Dlatego zabrałam się za swoje życie. Zamieszkaliśmy razem, jego ojciec jest prawnikiem. Chciał mu pomóc (mój mnie olał). Uczyłam się dużo. Zaczynałam myslec o stypendium bo było to możliwe. Niestety rozstalam sie z Danielem...dluga historia. Wiem ze on mnie kocha i nie ulega wątpliwości, że ja jego też. Trudno to wyjaśnić. Musialabym zapisać jeszcze ze 3 strony. W kazdym razie nie mialam gdzie mieszkac. Wszystkie mosty jakie mi zostaly się zawaliły. Dlatego teraz jestem u rodziców. Sądziłam, że będzie dobrze. Był plan i była do tego planu ekipa. Przyszli do mnie i pytali jak to ze mną będzie. Czy w koncu jadę z nimi czy chcę się uczyć.
Powiedziałam, że chcę iść na studia i coś ze sobą zrobić. Wyjechali...sami. Mieszkam u rodziców pod warunkiem ze nie bede pracowala i poswiecala czasu swoim znajomym w takich ilosciach jak kiedys. Efekt jest taki: Nie dostaję żadnych pieniedzy. Ne mogę o siebie zadbać, chodzic na sport, nawet takie cos jak uczulenie to problem jesli sie nie ma pieniedzy. Rodzice maja doslownie wszystko gdzies. Co ja mam robic. Moi znajomi szukaja opcji na zycie, wyjezdzaja. A do tych co idą na studia...nie powiem, że nie pasuję. Ludzie wygadani, inteligentni. Rozmawialo się dobrze, bawić tez się mozna. Miałam dac numer pierwsza impreza spoko, potem tez, ale jak....skoro teraz nigdzie z nimi nie wyjde nic nie zrobie bo na nic nie mam pieniedzy. Gdy dowiedzialam się, że wyjechali...ciągle mówili że ze mną zostaną. Cekali i pytali się czy napewno chcę zostać u rodziców. Ten pomysł z wyjazdem za granicę był mój. Udało mi się wykombinować zeby wszystko bylo prawie za darmo. A na miejscu juz latwe pieniadze. Tylko powrót nierealny...czuje się jakbym stracila wszystko i zostala sama na swiecie w ciagu jednej chwili. Przyjaciól na facebooku mozesz miec i tysiac. Ale nie tych z którzy naprawdę pomagają narażając samych siebie, którzy Cię kochają i przy których się wychowujesz....reszta to tylko betonowe twarze i rozmowy w stylu CO u Ciebie? JA wracam z Teneryfy. Pamietasz te fotki z Turcji jak mi wyslalas, masz jakies aktualne? Tak mam. Fotki z pogrzebu z mojej desperackiej ucieczki z domu z mojego rozstania z jedyna osoba, którą naprawdę kocham, fotki z za szyby przez którą liżę pieniądze...bo moi rodzice latają sobie po świecie, jeżdzą na narty. . . nie mam ochoty nawet wstawac jutro rano. Czuje jakby swiat byl beznadziejnie zimny ..jakbym nie istniala
Zal sciska jak sobie przypomne co moglam miec, gdzie teraz byc. Jesli tak dalej pójdzie to szybko zmarnuje sobie urode (0 dabania o siebie), psychika juz mi wysiada ( trace ludzi, którzy byli do tej pory moja rodzina bo chce gdzies dojsc) oni naprawde wyjechali. Zostalam dzisiaj sama. I czuje się z tym strasznie. Nie wiem czy do nich dołażyc, czy siedziec tutaj. Jesli mi się nie uda to będę żałować, że zostałam do konca zycia. Nie mam juz siły na walkę. Boję się, że zostanę z niczym.
Trudno chyba liczyc ze ktoś to przeczyta i mi pomoże. Ale i tak nie śpię. Gryzie mnie to i musze się wypisac. W srodku nocy nie pujdę się przecież komuś zalic. A w takich chwilach samotnosc mnie przeraża
Re: Mam 19 lat, a czuję jakby moje życie się skońcyło.
1
Ostatnio zmieniony 02 lut 2012, 1:42 przez soulblue, łącznie zmieniany 2 razy.
Jeśli masz dwa instrumenty w jednym pokoju i na jednym z nich zagrasz nutę C, to struna tego samego dźwięku zacznie drżeć również w drugim fortepianie. U ludzi jest całkiem podobnie.
COŚ O MNIE: http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=344170#p344170
http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=41806#p41806
https://www.facebook.com/rupieciarniagn ... ts&fref=ts
COŚ O MNIE: http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=344170#p344170
http://imladis.p2a.pl/viewtopic.php?pid=41806#p41806
https://www.facebook.com/rupieciarniagn ... ts&fref=ts