Jest to kontynuacja mojego wątku z działu Powitania.
Taka sytuacja: wieczorem rozmawiam z matką, pyta, czy otworzyłam gębę do kogoś. Odpowiadam, że nie. Przez cały dzień na uczelni nie powiedziałam ani słowa. Matka twierdzi, że trzeba rozmawiać. Nie chce mi się. Trzeba znaleźć sobie chłopa. Nie interesuje mnie to. Uważam, że nie byłabym w stanie pokochać jednej konkretnej osoby, a wszystkich pozostałych nie. Nie chciałabym być czyjąś dziewczyną, być dla kogoś na wyłączność. Żaden chłop nie uczyni mnie bardziej kompletną.
Matka chce, żebym była taka jak inni. Bardzo mnie kocha. To dla mojego dobra.
Nie spełniam oczekiwań mojej matki. Jest mi źle z tego powodu. Nie potrafię jej uszczęśliwić. Czasem mam ochotę jej powiedzieć, żeby nie uzależniała swojego szczęścia od mojego zachowania, ale nie chcę jej zdenerwować. Bardzo nie lubi takich tekstów. Uważa, że jestem złośliwa, zapatrzona w siebie, robię jej na złość. Chcę robić wszystko po swojemu.
Przez całe moje życie matka była jedyną osoba, z którą odczuwałam jakąś więź.Tylko z nią mogłam "normalnie" rozmawiać, ewentualnie jeszcze z ojcem - przy wszystkich innych osobach pojawiała się jakaś blokada. Mogłyśmy pogadać o wszystkim, jednak ostatnio coś się pogorszyło. Już nie chcę z nią spędzać czasu, nie mamy już wspólnych tematów do rozmowy. Z trudem oglądam z nią telewizję, filmy i seriale nie wywołują już we mnie żadnych emocji, nic mnie nie interesuje. Nie mam ochoty niczym się z nią podzielić.
Przedtem były dwie Marty: jedna mega wycofana, poza domem i druga super otwarta - w domu. Dwie różne osobowości. Teraz coraz bardziej pogrążam się w ciszy. Coraz mniej odzywam się w domu.
Coś mi się stało jakieś 2 miesiące temu. Stwierdziłam, że nie jestem wyobrażeniem mojej matki o mnie. Nie jestem tym, co myślą o mnie inni ludzie. Inni ludzie nie są tym, co ja o nich myślę. Wszystko okazało się złudzeniem. Kompletną bzdurą.
Doszłam do wniosku, że wszyscy jesteśmy tacy sami, nikt nie jest gorszy ani lepszy. W związku z tym ja też nie jestem od nikogo gorsza. Coraz mniej mnie obchodzi, co pomyślą o mnie inni ludzie. Nie wiem, co się ze mną stało.
Od tego czasu matka już nie jest dla mnie kimś naprawdę ważnym. Teraz nie znaczy dla mnie więcej, niż pani z osiedlowego sklepu, wykładowca albo koleżanka z uczelni.
Może przesadziłam z tym cierpieniem, o którym napisałam w pierwszej mojej wypowiedzi. Kiedyś było go bardzo dużo, ale to już przeszłość. Uczę się żyć od nowa. Przez większość czasu jest miło i przyjemnie, ale nadal zdarzają się trudne chwile.
Znów mogę patrzeć innym w oczy, czuję więź ze wszystkimi, ale nie chce mi się z nikim gadać.
Re: Brak relacji z ludźmi
1
Ostatnio zmieniony 24 lut 2014, 16:19 przez martin1002, łącznie zmieniany 1 raz.