Re: Nieintencjonalne ranienie innych

1
Jak "filozoficznie" podchodzić do sytuacji kiedy działamy zgodnie ze swoim sumieniem, a jednak ranimy kogoś niewinnego?

Czy jesteśmy wtedy okrutni i mamy taką etykietkę nie do zdarcia przed samym sobą, czy może da się to usprawiedliwić?

Przykładowa sytuacja - człowiek, który dochodzi do wniosku, że nie chce z kimś być, bo to nie to, ale wcale nie był nie w porządku, tylko po prostu chce odejść nie mówiąc paskudnych słów, bez zagrywek nie fair ale tym samym kogoś okrutnie rani.
Jest też trochę takich sytuacji kiedy ktoś o coś prosi, a my nie możemy tego dokonać i ten ktoś przez to cierpi.

Generalnie chodzi o sytuacje, w których na logikę nie ma winnych. Niby mówi się, że nie da się przejść przez życie nie raniąc nikogo, a jednak my czasem czujemy w głębi duszy, że gdybyśmy postąpili wbrew sobie, to ktoś by przez nas nie płakał. Przykładów można by dać pewnie więcej.

Ciekawi mnie co o tym myślicie i jak sami sobie z tym radzicie. Może jesteście twardzi a może plujecie sobie długo w brodę nad tym co zrobiliście?
Ostatnio zmieniony 19 kwie 2010, 16:16 przez lufestre, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

2
Zakladam, ze mowimy o powaznych sprawach, nie codziennych duperelkach. Tzn. nie musisz komus powiedziec, ze przytyl, czy ze wyglada brzydko, czy ze sukienka mu nie pasuje. To by tylko zranilo kogos - bez potrzeby i bez sensu...

Ale jesli chodzi o powazne sprawy w zyciu - to prawda jest niezbedna. Postepuj zgodnie z twoim sumieniem. Szczegolnie gdy chodzi o zerwanie jakiegos romansu. Jesli zostaniesz wbrew uczuciom to nie tylko ranisz siebie ale takze -ewentualnie- ta druga osobe.
Ludzie zasluguja na traktowanie z szacunkiem. Oklamywanie jest jednoznaczne z odbieraniem komus godnosci.
OK, rozstania z reguly nie sa mile. Ale daja wolnosc obojgu ludziom. Ta druga osoba wie gdzie stoi i ma szanse na ulozenie sobie zycia.
Jesli klamiesz to tylko odkladasz ta decyzje na pozniej - a wtedy rozstanie moze byc jeszcze trudniejsze.
Ostatnio zmieniony 19 kwie 2010, 16:31 przez Krystek, łącznie zmieniany 1 raz.
Krystek
"Artificial intelligence is no match for natural stupidity."

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

3
Lufestre, nie "nadanie" się liczy, a "odbiór"... Ten, kto odbiera, nadaje temu wartość. jeśli nie chcesz kogoś zranić, na pewno tego nie robisz. A jak ktoś czuje się zraniony, znaczy miał oczekiwania i Ty ich nie spełniłaś, więc on czuje się SAM zraniony. Rani go jego własna decyzja odbioru tego, co od Ciebie słyszy.

Nie da się żyć, zaspokajając potrzeby czyjeś kosztem swoich, to jest ewidentna zdrada samego siebie. A jak można kogoś kochaś, nie kochając i nie szanując najpierw siebie?

Nie wolno czuć wyrzutów sumienia, jeśli się nie spełnia czyichś oczekiwań, bo nie żyjemy dla kogoś, a dla siebie. W sensie, że nie możemy oszukiwać samych siebie i nie spełniać tego, co sami byśmy dla siebie chcieli. Tak się nie da żyć, w ten sposób wpada się w pułapkę takiego "niewolnictwa" (i, często, szantażu moralnego), które prędzej czy później, ale "huknie"... Nawet jeśli na początku ktoś sobie wmawia: "ja go tak kocham, że całkowicie się podporządkuję, bo chcę go uszczęśliwić"... Uszczęśliwiając kogoś, unieszczęśliwia się samego siebie i przyjdzie moment, kiedy klapki z oczu spadną i człowiek powie "dość". Czy trzeba pakować się w takie sytuacje? Każdy sam musi sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ale trzeba zawsze pamiętać: nasze intencje się liczą. Jeśli nie chcemy kogoś zranić, nie robimy tego, nawet mimowolnie. To ta osoba rani sama siebie... Gdyż to nie "nadawca" za nas decyduje, jak coś odbierzemy, a MY SAMI. Nikt nie ma na to wpływu oprócz nas samych. A my sami musimy zachować uczciwość przede wszystkim względem nas samych...
Ostatnio zmieniony 19 kwie 2010, 16:37 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

5
Mówi się, że zawsze wybiera się ''mniejsze zło'', ale czy takie w ogóle istnieje? Zło jest zawsze złem...
Mówią, że życie w zgodzie z własnym sumieniem, to przekraczanie swoich własnych granic, nie naruszając przy tym cudzych granic. Czasami tak się nie da. Life is brutal. Myślę, że można jednak dojść do takiego etapu, gdzie zanim zaczniemy myśleć o sobie, myślimy przede wszystkim o drugiej osobie.
Ale czasami, nie ma innej możliwości, niż zranić kogoś, dążąc do swoich potrzeb. Może taka była właśnie droga przeznaczona tej osobie, a my byliśmy tylko narzędziem służącym do rzucenia jej kłody pod nogi?
Ostatnio zmieniony 27 kwie 2010, 19:22 przez lapicaroda, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

6
Jeżeli nie chcemy kogoś urazić, to musi baczyć na słowa. Nigdy nie wiadomo jak nasz niewinny żarcik ktoś może odebrać. Oczywiście nie tylko słowa mogą ranić. A co kontaktów damsko-męskich, to tutaj łatwo jest przekroczyć granicę, za co w wielu przypadkach konsekwencje są brutalne.
Ostatnio zmieniony 19 cze 2010, 16:57 przez hubertus93, łącznie zmieniany 1 raz.
"Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć"

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

7
Witam wszystkich.Ja tak mam.Nie chcę ranić bliskiej mi osoby,a bezwiednie to robię.
Naprzykład wczoraj,powiedziałem Jej że ta bluska nie pasuje do sklepu aby stać za ladą ,bo jest zbyt elegancka.
Chciałem dobrze ,wyszło żle.Od razu była riposta z jej strony i skwaszona mina.
A ostatnio jest bardzo źle między nami,wręcz katastrofa.ale to przy innej okazji.
Myślę,że nie spełniam jej oczekiwań,ale o których mi nie mówiła.Brak między nami szczerej rozmowy .
Ostatnio zmieniony 21 cze 2010, 11:48 przez gaskon, łącznie zmieniany 1 raz.
Miłość,to akceptacja wad kochanej osoby.

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

9
Ludzie ranią innych ,lecząc w ten sposób swoje kompleksy ,a co z konsekwencjami wypowiadanych słów ,okrutnych czynów ?
Czasami nie zdajemy sobie sprawy jaką krzywdę wyrządzamy ,drugiej osobie .
W moim przypadku to jest tak ....nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe ,jeśli ktoś dotyka mnie do żywego ...oddaję pięknym za nadobne i nie interesuje mnie już zupełnie co ta osoba czuje ,zasłużyła na to i już .Jedna szansa ,druga ,trzecia ...kolejnej już nie ma .
Ostatnio zmieniony 02 lip 2014, 8:55 przez Kopik, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

10
Kopiku kochany, ale w ten sposób nie przerwiesz tego 'zaklętego koła'... Wprost przeciwnie: oddając 'pięknym za nadobne', tylko wzmacniasz całe to 'zło'... I ranisz sama siebie coraz mocniej...

(wyjaśnienie w temacie 'Fałszywe przekonania')
Ostatnio zmieniony 02 lip 2014, 10:23 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

11
Był kiedyś taki pan, z którym się przyjaźniłem. On był bardzo mądry i miał dużo doświadczenia w rozwoju duchowym. Chętnie korzystałem z jego wsparcia, wiedzy, refleksji i doświadczeń, ze swej strony dając mu to, czego on z kolei czasem potrzebował ode mnie.

Pan lubił eksperymentować i lubił spotkania i starcia z wampirami i nazwijmy to umownie "ciemnymi duszkami".
Dwa razy ściągnął ja na mnie i na bliskie mi osoby, oczywiście niechcący, podczas głupiej zabawy.
Dwa razy interweniowałem i radziłem sobie jakoś z uwalnianiem osób, jakie te duszki opanowały.
Dwa razy tłumaczyłem, na czym polegała niewłaściwość eksperymentów i dwa razy dowiadywałem się, że jak się boję wampirów, to żebym się nie wtrącał.
No więc ponieważ tego pana w ogóle nie obchodziły skutki jego zabaw, negatywne skutki dla innych osób, trzeciego razu już nie było.
Rozstałem się z tym panem i zakończyliśmy nasza przyjaźń.
Ostatnio zmieniony 02 lip 2014, 13:21 przez maly_kwiatek, łącznie zmieniany 1 raz.
[img]https://zenforest.files.wordpress.com/2 ... .jpg?w=529[/img]

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

12
Lidka pisze:Kopiku kochany, ale w ten sposób nie przerwiesz tego 'zaklętego koła'... Wprost przeciwnie: oddając 'pięknym za nadobne', tylko wzmacniasz całe to 'zło'... I ranisz sama siebie coraz mocniej...

(wyjaśnienie w temacie 'Fałszywe przekonania')
Jest właśnie tak jak piszesz ,ale nie umiem stać jak niemowa .
Stojąc w środku zła ,trudno je ominąć ,1 na 10 razy się nie uda :(
Ostatnio zmieniony 02 lip 2014, 15:37 przez Kopik, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Nieintencjonalne ranienie innych

13
Kopiku kochany, nikt nie umie stać jak niemowa. I zgadzam się z Tobą: ludziom trzeba manifestować to, co, naszym zdaniem, robią nieodpowiednio (często się zdarza, że jak czegoś nie powiemy, oni zwyczajnie na to sami nie wpadną).

Ale ja nie mówię o tym ja mówię o uczuciach. Trzeba pogodzić się z faktem, że ludzie są, jacy są i że nie mamy wpływu na ich wybory i zachowania.

To jest właśnie ta podstawa, która gwarantuje te wszelkie zmiany, o jakich pisałam w temacie o 'fałszywych przekonaniach'.

I z tak wypracowanym podejściem, jak najbardziej można ludziom zwracać uwagę na wiele rzeczy, absolutnie nie trzeba przechodzić bez słowa nad ich podłościami.

'Zła' nie trzeba omijać, unikać, trzeba stawić mu czoła. A to stawienie czoła polega na... pogodzeniu się z faktem, że to 'zło' istniało, istnieje i będzie istniało. Na odważnym wejściu w sytuację, która je wytwarza i na niepoddaniu się mu.

Niepoddanie się mu, z kolei, to właśnie pozostawanie sobą, nieprzyjmowanie do siebie żadnych uwag, zaakceptowanie, że ktoś inny je stwarza, uwierzenie w to, że cokolwiek ten ktoś mówi i robi przeciwko nam, to NIE jest prawda o nas, a tylko wyraz jego wnętrza, tego, co ten ktoś ma innym do zaoferowania... Jeśli ma tylko złośliwości i podłość? Cóż, to ON musi z tym żyć, NIE Ty...

Kopiku kochany, w to trzeba uwierzyć, tak jak nieświadomie uwierzyłaś, że jest na odwrót... Każdy z nas tak lub podobnie został uwarunkowany przez samo życie, taka jest kolej rzeczy... Ale to jak najbardziej można odwrócić! Wręcz powiem Ci, że tego typu sytuacje zdarzają się każdemu i mają miejsce dopóty, dopóki uciekamy przed prawdą na nasz własny temat... A przestają się wydarzać wraz z uświadomieniem sobie tej prawdy. Bo po to są te sytuacje :).

Widzisz, dla Ciebie to jest coś traumatycznego i ja wiem, o czym mówisz, bo sama dokładnie tak samo przeżywałam tego typu sytuacje. To jest okropne i naprawdę serdecznie Ci współczuję, choć nie wiem, o co dokładnie chodzi... Ale wiem, co to jest podłość ludzka i jak się ją odbiera, kiedy człowiek żyje w tym 'fałszywym przekonaniu', czyli uwarunkowaniu przez samo życie.

A dziś mogę Ci powiedzieć, że dopiero teraz widzę, jak bardzo mi te okropności z przeszłości posłużyły... Wiem, Tobie to się wydaje jakąś abstrakcją na ten moment... Ale wiem też, że jak przestaniesz uciekać i stawisz w końcu czoła temu, co tak bardzo Cię boli, sama poczujesz tę zmianę i dopiero wtedy będziesz wiedziała, co te moje słowa znaczą...

Nie bój się, naprawdę nie ma się czego bać. Po prostu przekonaj samą siebie, że nie Ty jesteś odpowiedzialna za podłość innych ludzi i uwierz w to. Za każdym razem powiedz sobie coś w rodzaju: To biedny, zagubiony człowiek, żyje czymś, co nie ma żadnego sensu i nie wie, ani nie chce tego wiedzieć... Ale ja nic na to nie mogę poradzić i to on musi z tym żyć, nie ja....

Głowa do góry, Kopiku kochany, nie taki diabeł straszny, jak go malują... :). Zobaczysz, poradzisz sobie i poczujesz się naprawdę silna i szczęśliwa, czego ja Ci życzę z całego :love1:
Ostatnio zmieniony 02 lip 2014, 17:28 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Smutne i szare sprawy”

cron