David Vetter przebywał na świecie tylko 10 sekund. Tyle zajęło lekarzom przeniesienie noworodka od matki do sterylnego plastikowego bąbla, który stał się jego domem na 12 lat.
[...]
wrodzona genetyczna wada układu odpornościowego znana pod angielskim skrótem SCID (ciężki złożony niedobór immunologiczny) spowodowała, że jego organizm nie bronił się przed najprostszymi infekcjami.
[...]
troje lekarzy przekonało rodziców, że w kilka miesięcy po porodzie będzie można wyleczyć chłopca, przeszczepiając mu szpik od jego starszej siostry. Trzeba będzie tylko umieścić dziecko na kilkanaście tygodni w sterylnym środowisku, a potem wszystko wróci do normy.
[...]
Kłopoty zaczęły się, gdy badania wykazały, że między Davidem a jego siostrą zachodzi brak zgodności tkankowej
[...]
David Vetter nigdy nie dotykał skóry innego człowieka, a pieluchy, jedzenie, ubrania, zabawki i powietrze docierały do niego dopiero po sterylizacji.
[...]
Rodzice, których przekonywano o możliwości szybkiej transplantacji, stanęli przed wyborem – albo dziecko zostanie wyjęte z bąbla i umrze w ciągu kilku dni, albo pozostanie w nim, oczekując na znalezienie odpowiedniego dawcy szpiku lub opracowanie nowej terapii jego choroby. Zdecydowali się oczywiście na drugie wyjście i w ten sposób rozpoczął się jeden z najbardziej niezwykłych, a zarazem makabrycznych eksperymentów medycznych.
[...]
Stopniowo zaczęły się pojawiać problemy psychiczne. Pięcioletni David, który mógł wyglądać przez okno i miał dostęp do telewizji, zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że jego życie w niczym nie przypomina życia innych ludzi. Do tego doszły fobie. Lekarze chyba zbyt obrazowo przedstawili chłopcu kwestię zagrożenia, bo zaczęły go nawiedzać koszmary z „królem zarazków” w roli głównej
[...]
Gdy David skończył sześć lat, NASA przygotowała dla niego wart 50 tysięcy dolarów kombinezon, dzięki któremu mógł po raz pierwszy opuścić kokon. Niewygodna konstrukcja była połączona dwuipółmetrowym wężem z maszyną filtrującą powietrze, a David, który już wówczas stawał się psychicznie niestabilny, nie chciał jej używać, obawiając się zarazków. Ostatecznie użył kombinezonu tylko siedmiokrotnie, zanim z niego wyrósł.
[...]
W dodatku po latach przestano postrzegać jego przypadek jako wielki medyczny sukces, a zaczęto mówić o błędnej i samolubnej decyzji lekarzy. Obawiano się też, że dorastający chłopiec stanie się wkrótce zbyt trudny do opanowania.
Wszystko to sprawiło, że w 1983 roku podjęto decyzję o ryzykownym przeszczepie od siostry. Choć szpik pasował w niewielkim stopniu, to postęp w leczeniu immunosupresyjnym dawał nadzieję na przyjęcie przeszczepu. Operację przeprowadzono na początku 1984 roku i wydawało się, że wszystko przebiegło prawidłowo. Jednak po kilku tygodniach David zaczął gwałtownie wymiotować, pojawiły się u niego gorączka i biegunka. W tej sytuacji podjęto decyzję o wydostaniu chłopca z pomieszczeń, w których spędził całe życie. Próbowano go ratować, lecz wkrótce zapadł w śpiączkę i zmarł 22 lutego 1984 roku.
[...]
Okazało się, że przyczyną śmierci Davida był złośliwy nowotwór – chłoniak Burkitta, który pojawia się głównie w Afryce Równikowej. Wywołał go wirus Epsteina-Barra, którego ślady odkryto później w szpiku siostry Davida, a który nie został wykryty podczas badań przed transplantacją.
Nigdy nie spełniło się wielkie marzenie Davida, żeby napić się coca-coli. Chciał jej spróbować, od kiedy zaczął oglądać telewizyjne reklamy – starano się nawet dostarczyć mu napój, ale po sterylizacji jego smak stawał się obrzydliwy. Gdy 12-letni David po raz pierwszy i ostatni wydostał się z kokonu, niemal od razu poprosił o colę, ale lekarze ze względu na jego stan nie zgodzili się.
[...]
Fragmenty artykułu pochodzą z Przekroju, całość artykułu dostępna tutaj: http://www.przekroj.pl/cywilizacja_nauk ... 479,0.html
Wstrząsnęła mnie ta historia. Jak myślicie jak można było tego uniknąć i czy można było? Jakie decyzje trzeba było podejmować w trakcie? Kto był odpowiedzialny? Czy kierowano się tak na prawdę dobrem chłopca?
Nie wyobrażam sobie w ogóle tego co musiał przeżyć ten chłopiec pod względem psychicznym. Był totalnie ubezwłasnowolniony, tonął w swoich fobiach, był niedotykalny, odizolowany, totalnie uzależniony od innych i od ich decyzji o jego życiu i w dodatku z każdym rokiem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie wiadomo co się z nim stanie. W dodatku wiedział, że nikt inny w ten sposób nie funkcjonuje co on. Żył na malutkiej przestrzeni, która stanowiła cały jego świat. Ten prawdziwy świat oglądał tylko w telewizji i rozumiał, że jest on dla niego całkowicie niedostępny. Z kolei lekarze i rodzice się nieźle zapędzili i mieli do wyboru albo udawać, że nic się nie dzieje, albo pozwolić chłopcu umrzeć. Sytuacja w pewnym sensie bez wyjśćia.