Re: Jedna z najsmutniejszych historii ludzkiego życia
: 26 cze 2010, 1:48
W 1971 roku urodził się chłopiec, który całe swoje dwunastoletnie życie spędził w przezroczystym "pudełku". Nazywają go najczęściej chłopcem z bańki, a jego przypadek nazywają jednym z najokrutniejszych eksperymentów medycznych.
Wstrząsnęła mnie ta historia. Jak myślicie jak można było tego uniknąć i czy można było? Jakie decyzje trzeba było podejmować w trakcie? Kto był odpowiedzialny? Czy kierowano się tak na prawdę dobrem chłopca?
Nie wyobrażam sobie w ogóle tego co musiał przeżyć ten chłopiec pod względem psychicznym. Był totalnie ubezwłasnowolniony, tonął w swoich fobiach, był niedotykalny, odizolowany, totalnie uzależniony od innych i od ich decyzji o jego życiu i w dodatku z każdym rokiem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie wiadomo co się z nim stanie. W dodatku wiedział, że nikt inny w ten sposób nie funkcjonuje co on. Żył na malutkiej przestrzeni, która stanowiła cały jego świat. Ten prawdziwy świat oglądał tylko w telewizji i rozumiał, że jest on dla niego całkowicie niedostępny. Z kolei lekarze i rodzice się nieźle zapędzili i mieli do wyboru albo udawać, że nic się nie dzieje, albo pozwolić chłopcu umrzeć. Sytuacja w pewnym sensie bez wyjśćia.
David Vetter przebywał na świecie tylko 10 sekund. Tyle zajęło lekarzom przeniesienie noworodka od matki do sterylnego plastikowego bąbla, który stał się jego domem na 12 lat.
[...]
wrodzona genetyczna wada układu odpornościowego znana pod angielskim skrótem SCID (ciężki złożony niedobór immunologiczny) spowodowała, że jego organizm nie bronił się przed najprostszymi infekcjami.
[...]
troje lekarzy przekonało rodziców, że w kilka miesięcy po porodzie będzie można wyleczyć chłopca, przeszczepiając mu szpik od jego starszej siostry. Trzeba będzie tylko umieścić dziecko na kilkanaście tygodni w sterylnym środowisku, a potem wszystko wróci do normy.
[...]
Kłopoty zaczęły się, gdy badania wykazały, że między Davidem a jego siostrą zachodzi brak zgodności tkankowej
[...]
David Vetter nigdy nie dotykał skóry innego człowieka, a pieluchy, jedzenie, ubrania, zabawki i powietrze docierały do niego dopiero po sterylizacji.
[...]
Rodzice, których przekonywano o możliwości szybkiej transplantacji, stanęli przed wyborem – albo dziecko zostanie wyjęte z bąbla i umrze w ciągu kilku dni, albo pozostanie w nim, oczekując na znalezienie odpowiedniego dawcy szpiku lub opracowanie nowej terapii jego choroby. Zdecydowali się oczywiście na drugie wyjście i w ten sposób rozpoczął się jeden z najbardziej niezwykłych, a zarazem makabrycznych eksperymentów medycznych.
[...]
Stopniowo zaczęły się pojawiać problemy psychiczne. Pięcioletni David, który mógł wyglądać przez okno i miał dostęp do telewizji, zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że jego życie w niczym nie przypomina życia innych ludzi. Do tego doszły fobie. Lekarze chyba zbyt obrazowo przedstawili chłopcu kwestię zagrożenia, bo zaczęły go nawiedzać koszmary z „królem zarazków” w roli głównej
[...]
Gdy David skończył sześć lat, NASA przygotowała dla niego wart 50 tysięcy dolarów kombinezon, dzięki któremu mógł po raz pierwszy opuścić kokon. Niewygodna konstrukcja była połączona dwuipółmetrowym wężem z maszyną filtrującą powietrze, a David, który już wówczas stawał się psychicznie niestabilny, nie chciał jej używać, obawiając się zarazków. Ostatecznie użył kombinezonu tylko siedmiokrotnie, zanim z niego wyrósł.
[...]
W dodatku po latach przestano postrzegać jego przypadek jako wielki medyczny sukces, a zaczęto mówić o błędnej i samolubnej decyzji lekarzy. Obawiano się też, że dorastający chłopiec stanie się wkrótce zbyt trudny do opanowania.
Wszystko to sprawiło, że w 1983 roku podjęto decyzję o ryzykownym przeszczepie od siostry. Choć szpik pasował w niewielkim stopniu, to postęp w leczeniu immunosupresyjnym dawał nadzieję na przyjęcie przeszczepu. Operację przeprowadzono na początku 1984 roku i wydawało się, że wszystko przebiegło prawidłowo. Jednak po kilku tygodniach David zaczął gwałtownie wymiotować, pojawiły się u niego gorączka i biegunka. W tej sytuacji podjęto decyzję o wydostaniu chłopca z pomieszczeń, w których spędził całe życie. Próbowano go ratować, lecz wkrótce zapadł w śpiączkę i zmarł 22 lutego 1984 roku.
[...]
Okazało się, że przyczyną śmierci Davida był złośliwy nowotwór – chłoniak Burkitta, który pojawia się głównie w Afryce Równikowej. Wywołał go wirus Epsteina-Barra, którego ślady odkryto później w szpiku siostry Davida, a który nie został wykryty podczas badań przed transplantacją.
Nigdy nie spełniło się wielkie marzenie Davida, żeby napić się coca-coli. Chciał jej spróbować, od kiedy zaczął oglądać telewizyjne reklamy – starano się nawet dostarczyć mu napój, ale po sterylizacji jego smak stawał się obrzydliwy. Gdy 12-letni David po raz pierwszy i ostatni wydostał się z kokonu, niemal od razu poprosił o colę, ale lekarze ze względu na jego stan nie zgodzili się.
[...]
Fragmenty artykułu pochodzą z Przekroju, całość artykułu dostępna tutaj: http://www.przekroj.pl/cywilizacja_nauk ... 479,0.html
Wstrząsnęła mnie ta historia. Jak myślicie jak można było tego uniknąć i czy można było? Jakie decyzje trzeba było podejmować w trakcie? Kto był odpowiedzialny? Czy kierowano się tak na prawdę dobrem chłopca?
Nie wyobrażam sobie w ogóle tego co musiał przeżyć ten chłopiec pod względem psychicznym. Był totalnie ubezwłasnowolniony, tonął w swoich fobiach, był niedotykalny, odizolowany, totalnie uzależniony od innych i od ich decyzji o jego życiu i w dodatku z każdym rokiem coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że nie wiadomo co się z nim stanie. W dodatku wiedział, że nikt inny w ten sposób nie funkcjonuje co on. Żył na malutkiej przestrzeni, która stanowiła cały jego świat. Ten prawdziwy świat oglądał tylko w telewizji i rozumiał, że jest on dla niego całkowicie niedostępny. Z kolei lekarze i rodzice się nieźle zapędzili i mieli do wyboru albo udawać, że nic się nie dzieje, albo pozwolić chłopcu umrzeć. Sytuacja w pewnym sensie bez wyjśćia.