Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

1
Każda matka, przy narodzinach powinna witać swoje dziecko słowami:”i obiecuję ci,że umrzesz”
Rodzice są gwarantami dokonania się tego. Powołanie życia=przywołanie śmierci.

Różnica polega tylko na mniejszej lub większej świadomości faktu.
Są różne style w traktowaniu tego tematu:
na ignoranta,
na optymistę-magika,
na czarodzieja,
na pesymistę,
na realistę.

Ignorant, rozmnaża się, i jest święcie przekonany,że życie fizyczne, to stan absolutnie stały.
Optymista-magik, odrzuca myśl o śmiertelności, bo ma nadzieję na „eliksir”, który bez końca będzie wydłużał jakimś cudem życie jego potomstwa.
Czarodziej, czaruje przez zabobonne nie mówienie o tym, działa to jak amulet. Nie ma mowy o tym, nie stanie się.
Pesymista, na starcie wie to, co realista, tylko pieśni pogrzebowe nuci od pierwszych dni nowego obywatela.
No i realista, wie, że umrze ten, któremu dał życie, i z racji tego wypełnia te kilka chwil pomiędzy- najlepiej jak potrafi.
Wychowuje, sam się uczy, dba, kocha, stawia wymagania, jest łagodny, docenia, nie pogardza nigdy, słucha śmiechu i płaczu, bierze udział we wszystkim co ważne....i tak do końca swoich dni..

Dać życie-to pestka.
Wiedzieć,że dało się śmierć-to wyzwanie.
Stać przy tym godnie, bez przekłamań, bez czarowania rzeczywistości...to daje tylko szansę na zdrową rodzinę, na cudowne dzieciństwo, i macierzyństwo, i ojcowiństwo:)
Świadomość rodzica, jak ważny jest czas dla jego dziecka, czas kilkunastu lat pomiędzy życiem , a śmiercią-ta świadomość jest gwarantem jakości życia jakie zapewniamy dziecku.
Wiedząc,że jest śmiertelne, zadbamy o jakość życia dziecka. Wtedy nie ma zapędów destrukcyjnych względem dziecka...nie ma potrzeby „mordowania” go. On i tak umrze, dlatego otrzymuje najlepsze podczas trwania jego życia.

Post zainspirowany wiedzą na temat cierpienia dzieci jakiego doświadczają od dorosłych:
bicie,
wykorzystywanie,
głodzenie,
psychiczne tortury, etc,etc,etc...

Gdyby świadomość śmierci była większa...może ludzie by odpuścili sobie w końcu, i zaczęli się doceniać bardziej.
Niestety świadomość życia przeważa, w dodatku wypaczona to świadomość...
Człowiek, w chwili w której zdaje sobie w pełni sprawę ze swojej śmiertelności,zdaje sobie sprawę, że każdego dnia jest go mniej i mniej, przestaje spinać życiowe poślady i rozumie,że ten „problem” dotyczy wszystkich na około, i staje się milszy, i nie uprzykrza życia innym, nie mówiąc już o ranieniu na około, ranieniu do krwi...

Mój post jest pochwałą życia. Jest wręcz celebracją życia.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 4:23 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

2
Tak, szanuję Twój punkt widzenia, moja odpowiedz więc, nie jest próbą jego zmiany, tylko wyjaśnieniem mojego.
Zdawałam sobie sprawę, że tak będzie odczytana moja intencja. Że celebruję śmierć,że odsuwam życie na bok...

Jednostka prymitywna, mam na myśli „znęcaczy”, czasami mam wrażenie,że zachowują się jakby mieli 9 żyć. Taka ich świadomość istnienia.

Zbyt niska świadomość śmierci, zbyt niska świadomość cielesności, anatomii ciała śmiertelnego, jakby nie wiedzieli,że głodzony cierpi, bitego boli, porzucony tęskni, wyrzucany na mróz marznie.
Brak podstawowej wiedzy na temat „kombinezonu biologicznego”, tego, który doświadcza bardzo dużo, tego, który cierpi fizyczne udręki..
Zbyt wiele w nich buty i zacięcia-typowego dla błędnie pojętej świadomości życia, dla wieczności trwania. Błędnej? Poczucie bezkarności. Cóż to za świadomość??
Poprawnie pojęta nieśmiertelność, to wiedza na temat konsekwencji naszych czynów.
Nie wiem, może na lotach alkoholowych, narkotykowych ma się takie jazdy o nieśmiertelności swojej, i takie przenosi się na innych. Na lotach „niskiego” umysłu......
Ludzie, którzy mają generalnie niską świadomość, powinni być edukowani dwukrotnie
bardziej nad funkcjami człowieka fizycznego.
Proszę mnie zrozumieć, ja wyznaję zasadę, że nie każdy będzie lekarzem, profesorem nauk, czy filozofem. Za to będzie dobrym kamieniarzem, czy hodowcą świń.
Wiem, uproszczenie ogromne-co poradzić, to jest net, i słowo pisane.
Musicie sobie poradzić z tym, i wyłapać moje intencje.
Dlatego też, nie każdy ogarnia nauki duchowe, i nie każdy w/g nich będzie działał.
Jeśli umysł prosty, to i „kościółkową” naukę pomyli, co dopiero „cuda-wianki” jakie Wy, my-tu wyznajemy. A są to „cuda-wianki”:)

Dlatego edukacja cielesna powinna dominować u takich jednostek.
Powinni uczyć się w dwójnasób więcej na temat reakcji ciała, na temat reakcji psychiki.
Na temat umierania i śmierci. Jestem pewna, że niejeden by oczy wielkie zrobił,w świetle tej wiedzy, i dwa razy zastanowiłby się zanim uderzyłby, czy głodził dziecinę kilkuletnią.
Tego nikt nie uczy, to się przekazuje „jako tako”+ liczy się na naturalny kręgosłup moralny człowieka.
I tu zonk. Na świecie są dusze b.młode, starsze, i trochę b.starych.
Liczy się,że wszyscy załapią na tym samym poziomie, że każdy ma jakieś zasady.
Fakt-każdy ma,większość-jakieś....
Pozostawia się ich samopas, a nie powinno, powinni być edukowani tam, gdzie są w stanie ogarnąć.
Śmiertelność-jest mało zrozumiana. Wszyscy chcą do nieba, tylko nikt nie chce umierać...takie mam wrażenie.....
Poza tym...aby być nieśmiertelnym...trzeba się sporo naumierać :)

Zadbajmy o każdego tak, jak na to zasługuje.
Mam znajomą, która non stop wrzeszczała na synka, potrafiła go szturchnąć, popchnąć, i ten wieeeeczny wrzask. Myślicie, że ja jej o duszy tłumaczyłam??
Nie, wyjaśniłam, i pokazałam jak jej ciało reaguje na takie zachowanie.
Prosto i krótko. Powtarzałam do skutku. Po tym jak zdzieliła małego, poczekałam aż dziecko wyjdzie i ...zdzieliłam z tą samą siłą, w to samo miejsce. Była to głowa(szalenie upokarzające)
Poskutkowało, i taki stan się utrzymuje. Zobaczyła w nim człowieka, nie dziecko....
Tacy ludzie, przekręcą nawet wiedzę o reinkarnacji:”widać należało mu się...”
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 15:07 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

3
Przybieżeli, ja Cię rozumiem... Ale mam zgoła inne podejście do problemu. Życie, śmierć, to wszystko jest mniej ważne w zetknięciu z miłością. Jeśli ma się ją w sercu, człowiek nie musi się uczyć, że coś może boleć drugiego, bo nigdy mu bólu nie zechce zadać... Czyli zamiast uczyć biologii (tej też można, rzecz jasna, ale ta nauka nie rozwiąże, moim zdaniem, problemu), trzeba uczyć ludzi MIŁOŚCI. Pokazywać ją, żyć nią, bo sama teoria tu nic nie zdziała...
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 15:23 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

4
Przybieżeli pisze:Każda matka, przy narodzinach powinna witać swoje dziecko słowami:”i obiecuję ci,że umrzesz”
Możliwe, że Twój post jest dla Ciebie pochwałą życia, ale ja nigdy bym takich słów nie powiedziała do nikogo, a zwłaszcza do mojego dziecka... Natomiast powiedziałabym (i mówiłam, mam dwoje dzieci): będę Cię kochać...

Obiecać nic nie mogę, bo 'los' poprowadzi je swoimi ścieżkami, na które ja wpływu nie będę miała. I jedyną rzeczą, którą mogę obiecać, to moja miłość właśnie... Bo tylko ona ode mnie zależy i jest całym moim 'bogactwem', którym mogę i chcę obdarować moje dzieci. Śmierć jest częścią życia, integralną, tego nie trzeba obiecywać nikomu, bo to się spełnia bez żadnych obietnic.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 15:31 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

5
Myślę, że temat jest ujęty w dość niekonwencjonalny sposób, aczkolwiek nie jestem zaskoczona, bo kiedyś dyskutowaliśmy ze znajomym na temat dawania życia dzieciom w kontekście kreowania istoty śmiertelnej. Sprawę mam więc już jako tako przemyślaną.

Dla mnie istotą działania wszechświata, jego zasadniczą ideą, jest przybieranie różnych form istnienia, które ulegają powstaniu i zniszczeniu. Gdybym rodząc dziecko powiedziała sobie - "Oto skazałam kogoś na śmierć" - to zabrzmiałoby to jak wina, jak odebranie sobie prawa do tworzenia części wszechświata i uznanie, że popełniło się coś niedobrego. Co więcej musiałabym swoich rodziców obciążyć winą za skazanie i mnie na śmierć. Lecz elementy wszechświata i tak powstają nieustająco i mnożą się jego niezliczone formy, to czemu nie stworzyć samemu kawałka wszechświata i dołożyć jak najlepszych starań by był to szczęśliwy jego kawałek?

Gdyby przyjąć założenie, że tworzymy okrutnie istotę śmiertelną, to można by do tego dołożyć jeszcze skazanie na bolesność procesu życia (często/od czasu do czasu) i konieczność doświadczania tego wszystkiego czego doświadczać nie chcemy. W rezultacie człowiek oganięty poczuciem winy, że powołuje na świat istoty skazanę na zagładę i cierpienie musiałby wziąć na swoje barki okrutność innych istot i szeroko pojętego losu, do tego musiałby sam uznać, że jego życie jest piekłem i wreszcie skończyłoby się na zatrzymaniu procesu tworzenia nowych ludzi. To ostatnie na tym etapie rozwoju ludzkości wydaje mi się w ogóle średnio możliwą do ogarnięcia koncepcją.

Ponadto, uważam, że szacunek do drugiej istoty żywej nie powinien być budowany na poczuciu śmiertelności innej jednostki. Bo idąc tym tropem musielibyśmy uznać, że jeśli ktoś byłby nieśmiertelny, to na ten szacunek by nie zasługiwał. Szacunek, dobre traktowanie innych, powinny wynikać z wewnętrznego przekonania,że jest to jedyna droga, którą się wybiera odruchowo w takim "laboratoryjnym" środowisku.

Czemu traktujemy źle innych? Bo los potraktował nas źle, bo mamy kompleksy, bo reagujemy na wrogość i nienawiść innych. Ale gdyby oczyścić te uwarunkowania, to jak byśmy reagowali odruchowo? jakie mielibyśmy podstawy by wyżywać negatywne emocje (nie mające skąd się narodzić) na innych i co miałaby do tego koncepcja śmierci/jej świadomość? Dla mnie to nie świadomość śmierci a EMPATIA, powinny być bodźcem do zobaczenia w innym człowieku istoty czującej. Tylko wtedy trzeba wyjść poza siebie i poza postrzeganie świata z perspektywy własnych krzywd. Bo czemu matka bije dziecko? Bo ONA sobie nie radzi z wychowaniem w inny sposób, bo ONA jest dziś zła i się musi wyżyć, bo ONA ma pretensje do świata, bo ONA szybko daje się wyprowadzić z równowagi...

A jeśli chodzi o "edukowanie" ludzi w tej materii. Jak można w tej materii wyedukować ludzi hurtem, jeśli każde z nich ma inny system wartości, inne horyzonty umysłowe, inną filozofię? Ponadto jak można wyedukować stereotypową katolicką rodzinkę, która uważa, że dziecko powinno szanować rodziców, a dzieckiem można pomiatać, bo jest istotą podrzędną, która powinna być wdzięczna, że komuś chciało się ją popełnić i jeszcze najlepiej powinna przepraszać, że oddycha... Tak, wiem, czepiam się znowu katolicyzmu w odsłonie stereotypowej, ale ja to widzę na co dzień na ulicach, w sytuacjach społecznych...
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 16:52 przez lufestre, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

6
Może pozwolę sobie w tym temacie wypowiedzieć się z mojego punktu widzenia.

Mam czysto logiczne i pozbawione emocji podejście do tematu śmierci. Nie wierzę w żadne cuda jakie spotkają mnie po śmierci, w żaden raj, czy przenikającą wszechświat boską interwencję - a tym bardziej boską sprawiedliwość. Z punktu widzenia natury jesteśmy dominującą na Ziemi formą życia ,zanurzoną w nieprzewidywalnym dla nas chaosie świata. To co sobie wyobrażamy, nie ma żadnego znaczenia. Liczą się fakty. Faktem jest że umieramy i jest to oczywiste oraz równie naturalne jak nasze narodziny. Faktem również jest istnienie samoświadomości.

Ponieważ jestem świadomy własnego istnienia, pojawia się pytanie czym jest samoświadomość ? Teiści natychmiast powiedzą, że to nasza nieśmiertelna dusza i zasadniczo ich światopogląd zupełnie wystarcza im w zetknięciu z tematem śmierci. Jest ona dla nich bramą do dalszego życia. Istnieje jednak inne wytłumaczenie, według którego nasza samoświadomość jest tylko wysoce złożoną forma funkcjonowania biologicznych maszyn informatycznych zwanych popularnie ludzkim mózgiem. Przyjęcie tej drugiej definicji wiąże się z podstawowym pytaniem o sens tego kim/czym jesteśmy -bo skoro umiera nasz mózg, znaczy to, że umiera także nasza samoświadomość, a wiara w życie po śmierci jest tylko mechanizmem obronnym owej biologicznej maszyny informatycznej.

Teistom wydaje się, że przyjęcie takiego światopoglądu jest niczym więcej jak sprowadzeniem wielowymiarowej istoty ludzkiej do poziomu zwierzęcia. Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie. Świadomość własnego przemijania (kończącej wszystko śmierci) i braku istnienia raju/piekła) powoduje, że zdajemy sobie sprawę, że żyjemy tu i teraz. Że nie ma żadnego potem i nikt nie naprawi krzywd, którą wyrządzimy innym. Że nasze czyny są nieodwracalne, podobnie jak śmierć która kiedyś nadejdzie, a nikt poza nami nie sprawi, że nasze życie nabierze sensu. Jeśli człowiek posiada choć odrobinę (niezależnej od wyznawanego światopoglądu) zdolności do empatii, brak wiary w boga połączony ze świadomością własnej śmiertelności mobilizuje do "czynienia dobra" dużo bardziej niż wiara, że dusza jest nieśmiertelna i zawsze znajdzie się sposób na naprawienie po smierci tego, co "za życia " jeden człowiek wyrządził drugiemu człowiekowi.

Podsumowując - dla mnie śmierć jest oczywista i tak właśnie wychowuję własne dzieci. Jeśli będzie to możliwe, chcę aby po spaleniu moich zwłok, prochy zostały rozsypane, a jeśli oczekuję jakiegoś życia po śmierci to tylko w pamięci ludzi - i dlatego chcę, aby pamiętali mnie dobrze.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 17:17 przez Snajper, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiara nie poparta krytyczną analizą rzeczywistości jest tylko naiwnością. [img]http://img202.imageshack.us/img202/8959/jednoroecmini.png[/img]

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

8
Lidka pisze:Snajper, ale obiecałbyś dziecku, że umrze czy raczej kochałbyś (kochasz) je, po prostu?
Kocham swoje dzieci. :)
Nie urodziłem ich do śmierci, tylko dla "krótkiej chwili" życia w której własnymi oczami zobaczą świat i posmakują go wszystkimi swoimi zmysłami. Zrobiłem to w nadziei, że będą potrafiły nadać sens swojemu życiu, niezależnie od tego jakie ono będzie, a kiedy nadejdzie chwila ich śmierci odejdą ze świadomością, że podobnie jak ja, starały się żyć w zgodzie z własnym sumieniem i nie deptając innych.

Uczę ich empatii, a nie wiary w religię. Wydaje mi się skuteczniejsza i bardziej prawdziwa.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 17:29 przez Snajper, łącznie zmieniany 2 razy.
Wiara nie poparta krytyczną analizą rzeczywistości jest tylko naiwnością. [img]http://img202.imageshack.us/img202/8959/jednoroecmini.png[/img]

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

9
Dzięki, Snajper! Twoja odpowiedź też jest dla mnie bardzo prawdziwa i usłyszałam właśnie to, co 'chciałam' usłyszeć.

Tak, empatia jest bardzo potrzebna i potrafi zdziałać o wiele więcej niż wiara w Boga (zgodnie z naukami religijnymi). I życie po śmierci ciała czy też niewiara w nie, nie mają tu nic do rzeczy, bo przede wszystkim jesteśmy ludźmi i o to życie, tu i teraz, chodzi w tym momencie...
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 17:47 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

10
A ja podejdę do tematu bardzo realnie, jako że zajmuję się dzieciakiem...powiedzmy...zawodowo...i muszę uważać, żeby nie skazić go czymś niewłaściwym, albo nie pasującym do tego, co wpajają rodzice. Paradoksalnie, opiekując się cudzym jajkiem, zawsze bardziej się uważa...A wypowiadam się, bo miałam w pewnym momencie dylemat, jak traktować jedną z zabaw małej...czy coś tłumaczyć, czy robić to tak jak ona chce...ale o tym zaraz.
Zależy, o ilu-letnim dziecku mówimy. Wydaje mi się, że poniżej pewnej granicy, tj. jakieś 10 lat, dziecko tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy czym jest śmierć!Niezależnie od tego, czy rodzice są wierzący czy nie...Czy wmówi się im bzdury o aniołkach i życiu pozagrobowym, czy w ogóle się tego nie porusza...myślę, że dziecko dorastając samo dochodzi do tych rozkmin...Nie ma sensu samemu wychodzić z tym tematem, póki dziecko samo nie zacznie zadawać pytań.
A oto sytuacja:
Opiekuję się pięcioletnią dziewczynką, wychowywaną dość różowo, jej zainteresowania obracają się koło, Barbie, księżniczek, i takich tam. Rodzice, jak już są w domu, są troskliwi, ale chyba więcej słodzą i ją pieszczą, niż z nią rozmawiają czy coś jej opowiadają. Skonsternowałam, że umiarkowani ateiści, albo wierzący niepraktykujący. W każdym razie młoda odwaliła mi taki numer kilkakrotnie: chciała się bawić, że zabija maskotkę/lalkę, albo ktoś zabija ją. ''Śmierć'' powodowała entuzjazm, jakby ruszać jakiegoś zakazanego, bardzo ciekawego tematu. A jeszcze większą radochę sprawiało bawienie się w pogrzeb. ''Proszę, proszę, zapakujmy Ramzesa do trumny! '' (ramzes=duży, pluszowy pies, ale nvmd) ''Słońce, a może pobawimy się, że damy mu jakiś eliksir, że on ożyje!'' ''Nie, ja chcę trumnę!''
Może wam wcale nie o to chodziło...może macie na myśli jakiś swoisty ''rytuał'', że w pewnym momencie trzeba zacząć to uświadamianie, czym jest śmierć? W każdym razie, po powyższym przykładzie, nie widzę sensu, żeby dzieciom tłumaczyć czym jest śmierć...
Myślę, że nie warto mówić o śmierci...każdy dochodzi do momentu, w którym zaczyna o tym myśleć. I ten moment jednak wybiega trochę poza dzieciństwo.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 19:01 przez lapicaroda, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

11
Moje dzieciaki mają po siedem lat. Śmierć znają, bo kiedy umierają bliskie nam osoby, nie udajemy, że ciocia wyjechała, albo dziadek jest daleko stąd. Może dlatego nie bawią się w śmierć i pogrzeby lalek. Myślę, że rozumieją śmierć dosłownie i dokładnie tak jak ona wygląda.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 19:57 przez Snajper, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiara nie poparta krytyczną analizą rzeczywistości jest tylko naiwnością. [img]http://img202.imageshack.us/img202/8959/jednoroecmini.png[/img]

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

12
Dziękuję za wszystkie wypowiedzi, są szalenie rzeczowe, odpowiedzialne, i najważniejsze-rozumiem każdą.
Powiem coś od siebie...dodam.
Czytając Was, rozumiem doskonale Wasz punkt widzenia, w końcu reprezentujemy podobny poziom psychiczny, podobny emocjonalny.

Jednak jest Wasza odpowiedź(w sumie jedyna słuszna jest to odpowiedź,zgadzam się z Wami) ,jest ona dowodem na to co mówię powyżej.
Jeśli Wy nie rozumiecie do końca,że ja nie mówię o uczeniu dzieci o śmierci, nie mówię o traktowaniu ich jako przyszłych klientów domów pogrzebowych, nie mówię o skazywaniu ich na „zagładę”-bo i tak umrą.....to jak umysły proste(prostackie wręcz) jak istoty prymitywne(o nich tu mowa) jak ci ludzie mają pojąć słowa dla nich kompletnie abstrakcyjne:
miłość,
empatia,
troska,
zrozumienie potrzeb drugiego.

Jeśli Wy nie rozumiecie, że ja pragnę wywalczyć te naturalne dla Was, „dobra” dla dzieci...to jak ja mam to zrobić z kompletnym prymitywem, który nie wie ile jest 2+2, i dziecko to dla niego mniej niż pies przy budzie.

Nadane zostało po drodze pejoratywne znaczenie słowom”i obiecuję,że umrzesz”, nic w nich złego przecież....tak długo jak masz w sercu współczucie z tego powodu, tak długo jak rozumiesz, jak cenny ten czas razem właśnie dlatego się staje.
A wyszło, że ja prawie grożę dziecku. Śmiercią.
Mowa jest nie o werbalizowaniu tej informacji swoim Skarbom, tylko pamiętanie o niej w każdej minucie dnia, bo wtedy ten czas staje się perłą. Jest zabiegany i hołubiony. Świadomość śmiertelności i ulotności chwili, nawet dłuższej-tak jak życie, pozwala na docenienie w każdej sekundzie.Nic i nikt nie jest nam dane na zawsze, to miła gościna.
I ja wiem,że o tym wiecie Wy. Wielu nie wie jednak...
Nie dziecku masz o tym przypominać, tylko sam masz o tym pamiętać. To różnica ogromna-wydaje mi się.
O to mi chodzi.
I Wam nie muszę tłumaczyć o empatii, o miłości, o poszanowaniu....bo jest to naturalna postawa człowieka, który przechodzi rozwój intelektualny i duchowy. Proste.
Ja nie mówię o Was, ja mówię o ludziach, do których nie dotrze się z wiedza duchową....bo nie są w stanie po prostu jej przyjąć, wyobrazić sobie, a często nawet nie rozumieją języka w jakim się do nich o TYM mówi. Jak chińczyk z francuzem...
O ludziach tak prymitywnych, że tylko edukacja „ziemska” do nich dociera. I nawet ta jest nawalana, i nawet ta jest zaniedbywana. Jest tylko system przewinień i kar. Nic po środku, żadnej edukacji. A po środku krzywda się dzieje. Nikt o ten środek nie dba.


Mówicie empatia-przecież napisałam wyżej wyraźnie, liczenie na „kręgosłup moralny, i zonk..”
Mówię o innych ludziach, co musiałabym mieć we łbie, żeby Wam morały prawić??
Widziałam takie dzieci, widziałam ich rodziców...nie, nie tłumaczyłam o empatii, o miłości, o zrozumieniu, skoro widziałam „stan” dziecka, znaczy nie było do kogo mówić w tym stylu.
Edukowałam, mocno i siarczyście, aż do skutku.
Aha, i dzieciom pobitym nie musimy mówić o śmierci, one wiedzą same.
Ja o tym pamiętam w sercu, i dlatego rozwala mnie gdy maluch rozumie,że jest śmiertelny.
A ideałem by było, gdyby rodzic pamiętał, a maluch żył sobie beztrosko, jak mały Superman-w przeświadczeniu, że jest niezniszczalny.

O to mi chodzi.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 20:09 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

13
Z mojego własnego doświadczenia. Mając lat 5 czy 6 byłem pewien że śmierć nie istnieje. Zdałem sobie sprawe że świat dorosłych wierzy w śmierć, przeżyłem mały szok. Teraz wiem że śmierć nie jest pewnikiem, bo jest zależna od tego czy się rozwiązuje problemy duszy, im więcej zaległych zadań tym szybciej nadchodzi. Dziecku lepiej wytłumaczyć że to zależy od każdego człowieka indywidualnie, że nie jest to wyrok, nawet jeśli sami rodzice w to nie wierzą. Tak jest lepiej dla psychiki dziecka. Poza tym wiara czyni cuda. Mój czas już upłynął, żyje dzięki woli życia, i tak będzie dopóki wola życia będzie większa niż wola śmierci.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 22:33 przez Ja?!, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

14
Przybieżeli - gdyby mi matka zaraz po porodzie powiedziała taki tekst że umre to postanowiłbym umrzeć natychmiast i poszukać sobie matki która naprawde kocha nowe życie. Matka która kocha nie myśli o śmierci, matka bez serca owszem. Takiej matce odebrałbym prawo do rodzenia dzieci i wychowywania. A nawet zabroniłbym wcielania się takiej istocie na ziemi. Szlak mnie trafił gdy to przeczytałem. Ludzie, przecież dzieci są świadome od samego poczęcia, część z nich pamięta co do nich mówili rodzice, potem pół życia spędzają na uzdrawianie relacji z okresu płodowego i wczesnego dzieciństwa. To normalnie głupota która zahacza o nienawiść do życia.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 22:48 przez Ja?!, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

15
Super wypowiedz Ja.
Jakie jest jednak Twoje zdanie na temat rodzica, który wychowuje dziecko, niszcząc je.
Czy mój "pomysł" na edukowanie i przystosowywanie takich delikwentów, poprzez pokazanie dobitne
śmiertelności, zaprzestanie na moment celebracji życia(duchowego) z nimi, skoncentrowanie się na fizyczności...czy to skłoni jednego z drugim do zastanowienia, zanim zrani ponownie?
Co robić, jak edukować? Zaznaczam, nie każdy człowiek jest gotowy na poznanie duchowego wymiaru życia, i branie go z tej strony-nic nie da, tylko dodatkowe frustracje.
Ale każdy za to, jest zdolny do pojęcia fizycznego wymiaru. Z pełnym wachlarzem "dobrodziejstw"

Nie do każdego można: empatia, miłość, opieka. Nie rozumieją.
Tak jak Wy nie rozumiecie ich słownika słów, i pojęć wszelkiej maści.
Dwa różne światy.
Dlatego nie można ich na siłę łączyć...bo oba na tej fuzji tracą.....

Chodzi o sposób dotarcia do tych, którzy z moralnego punktu widzenia, nie powinni mieć
prawa na zostanie Rodzicem-nigdy!!
Jednak ani biologia, ani zacni obywatele..nie mają nic przeciwko temu...
Skoro nic przeciwko, to jak pomóc dzieciom katowanym...bo ich nie wysterylizowani rodzice,
w pijanym widzie powołali je do życia...
A społeczeństwo jedyną radę jaką ma to: więcej empatii, miłości, i światła ciepłego śle w ich kierunku.
Coś bardzo nie halo z naszym społeczeństwem..mam na myśli Glob, rodzinę ziemską:)
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 23:03 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

16
Ja?! pisze:Przybieżeli(...).
Nie mogę się odnieść, bo widzę, ze nie przeczytałeś ani jednego mojego posta, poza pierwszym.
Nie mogę się odnieść, bo nie mam do czego....
Przepraszam, wyjaśniam i wyjaśniam, po co-jeśli się albo nie czyta, albo nie rozumie co napisałam...
Wyjaśnię, jeśli trzeba.

Nie mów więc do mnie, co byś Ty, gdyby Ci matka powiedziała...tylko przeczytaj moje wypowiedzi, i zobacz jak wkładasz w moje usta słowa, który nie wypowiedziałam.
Zacząłeś pisać z intencją, i dlatego pogubiłeś kontekst. Ok, rozumiem, jesteś dobrym człowiekiem.
Doceniam, tym bardzie,że myślę jak Ty, różnica, że ja przez rozmowę szukam rozwiązania, nie przedstawiam się w świetle "a ja to to, a ja to nigdy bym tak i tak...."
Ja wiem,że Wy nigdy. Jak zrobić, żeby inni nigdy????
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 23:06 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

17
Przybieżeli - Po co myśleć o innych, tym się zajmuje karma. Pijak spłodzi dziecko bez miłości i w następnym wcieleniu jemu się przytrafi to samo. Wtedy zrozumie sam że dziecko powinno się rodzić z miłości i powinno być kochane sercem. I wtedy stanie się cud i jako dorosły będzie abstynentem i będzie kochał żone i dzieci sercem. Karma jest najlepszym wychowawcą. Masz rozdwojenie jaźni? bo te dwa posty do mnie tak jakby pisała nie ta sama osoba.
Ostatnio zmieniony 09 gru 2010, 23:48 przez Ja?!, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

18
Nie, Ja, nie rozdwojenie jaźni. Pomyślałam to samo o Tobie heheh.
Po napisaniu odpowiedzi na pierwszy Twój post, wysłałam, i zobaczyłam,że machnąłeś od razu drugi, i zamiast edytować, odpowiedziałam na pniu na ten drugi. I wyszło,że mamy coś z jaźnią Przynajmniej sama z tym nie jestem;)

Do tematu, obawiałam się, że w końcu ktoś przy tej "prozie" życia, wydobędzie na światło dzienne wiedzę tajemną o reinkarnacji i zapcha tym dzieciakom gęby, a ich pożal się boże rodzicom-da dyspensę na to życie.
Po co ja mam coś zrobić, karma sama wyrówna.
Zacytuję samą siebie z pierwszego posta, powyżej, w odpowiedzi
Przybiezeli pisze:Tacy ludzie, przekręcą nawet wiedzę o reinkarnacji:”widać należało mu się...
Widzisz Ja, takich odpowiedzi się udziela, gdy nie ma się...odpowiedzi, lub gdy ma się kwestię gdzieś, lub gdy tak dalece jest pokomplikowana sprawa,że głowa nas boli i nie chce się w to "wbijać"
Lepiej i łatwiej pogadać o duszach, zaświatach, reinkarnacji i rzeczywistości z innego świata.
Wiem, też tak lubię, to fajna sprawa.
Jednak jakem buddysta z zamiłowania;) tak nie odważę się takich dział wyciągnąć jako argument
do tych dzieciaków.
Bo brzmi jak kpina. Ale to ja, każdy robi co chce
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 0:12 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

19
Przybiezeli... rozumiem co masz na mysli, do pewnego stopnia masz racje, w pewnym stopniu kazdy ja ma
sadze ze ani smierci, ani tym bardziej zycia nie da sie chlodnym intelektem, rozumowo i logicznie rozpisac na nutki na pieciolinii... zabrzmi falszywie
i nie wierze by wiara w raj i pieklo,splate dlugow karmicznych, ,,kij i marchewke",byla zapisem tej melodii, taka wiara czyni ubozszym zycie tu i teraz. Zyje tak pieknie, jak umiem,dajac tyle milosci ile mam ,i dopoki moje swiatelko plonie jasno i pewnie,wiem ze nie bladze,ze moja melodia wibruje czysto...i place za swoje zlo tez ja, tutaj i teraz,nieco dalej jedynie
ale to tylko moje widzenie
a chaos po...w watku o duchach opowiedzialam historie...jaki chaos?
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 2:49 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

20
Przybieżeli pisze:Super wypowiedz Ja.
Jakie jest jednak Twoje zdanie na temat rodzica, który wychowuje dziecko, niszcząc je.
Czy mój "pomysł" na edukowanie i przystosowywanie takich delikwentów, poprzez pokazanie dobitne
śmiertelności, zaprzestanie na moment celebracji życia(duchowego) z nimi, skoncentrowanie się na fizyczności...czy to skłoni jednego z drugim do zastanowienia, zanim zrani ponownie?
Co robić, jak edukować? Zaznaczam, nie każdy człowiek jest gotowy na poznanie duchowego wymiaru życia, i branie go z tej strony-nic nie da, tylko dodatkowe frustracje.
Ale każdy za to, jest zdolny do pojęcia fizycznego wymiaru. Z pełnym wachlarzem "dobrodziejstw"

Nie do każdego można: empatia, miłość, opieka. Nie rozumieją.
Tak jak Wy nie rozumiecie ich słownika słów, i pojęć wszelkiej maści.
Dwa różne światy.
Dlatego nie można ich na siłę łączyć...bo oba na tej fuzji tracą.....

Chodzi o sposób dotarcia do tych, którzy z moralnego punktu widzenia, nie powinni mieć
prawa na zostanie Rodzicem-nigdy!!
Jednak ani biologia, ani zacni obywatele..nie mają nic przeciwko temu...
Skoro nic przeciwko, to jak pomóc dzieciom katowanym...bo ich nie wysterylizowani rodzice,
w pijanym widzie powołali je do życia...
A społeczeństwo jedyną radę jaką ma to: więcej empatii, miłości, i światła ciepłego śle w ich kierunku.
Coś bardzo nie halo z naszym społeczeństwem..mam na myśli Glob, rodzinę ziemską:)
Przybieżeli, ja rozumiem, co masz na myśli. Ale, moim zdaniem, to nie jest metoda, to jest półśrodek godny metod religijnych: religie też 'zachęcają' do miłości, strasząc i 'przymuszając' do niej...

Owszem, nie każdy jest zdolny do pojmowania własnej duchowości, a co za tym idzie - empatia też jest mu obca. Ale nie dotrze się to takich ludzi w sposób, w jaki piszesz. Jedyną metodą jest pokazywanie im miłości i dzielenie się nią. MIŁOŚCIĄ, niczym więcej, bo nic więcej nie sprawi, że ktoś będzie chciał. Strach też to sprawi, ale połowicznie. Świadomość ludzka wzrasta na bazie miłości, tak właśnie człowiek został skonstruowany i w tym celu stał się człowiekiem. KAŻDY człowiek jest zdolny do odczuwania i wytwarzania miłości. Ale nie każdy chce i w tym jest cały problem.

Zatem Twoje słowa do narodzonego dziecka "obiecuję Ci, że umrzesz" z gruntu są zaprzeczeniem miłości. Ja?! ma rację, dziecko od samego początku chłonie wszystko, choć jeszcze sporo lat minie, zanim nabierze świadomości tego, co wchłonęło. Ale to zapisuje się w nim i działa na nie.

Całego świata nie zbawisz, nawet Jezusowi się to nie udało. Ale możesz zachować świadomość miłości jako jedynego środka 'uzdrowienia ludzkości'. Nie ma NIC cenniejszego... Człowiek wypełniony miłością 'sam z siebie' nie traktuje drugiego człowieka instrumentalnie. A problem polega na tym, żeby sprawić, żeby ludzie CHCIELI, po prostu. Strachem się tego nie osiągnie, mówieniem o śmierci również nie.
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 6:31 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

21
Wiesz, Lideczko,wydaje mi sie, ze to nie ma nic wspolnego z ,,chce",,nie chce" kochac.Od poczatku, wchodzac tu,przystaje nad mottem; w mojej mandali Tarota,glupiec jest wedrowcem,jest mna,o krok dalej-uczy sie.A Jezus pieknie powiedzial:nie oceniajmy....trzeba zobaczyc w tym sadyscie siebie,kochac jak siebie,by pojac ze on nie jest sadysta,tylko nie wie o tym jeszcze. Dlatego zawsze mowie-poczatek stanowi milosc do siebie samego,wowczas tylko w tym potworze zobacze siebie sama,i podam mu chleb,wiedzac ze przeciez nie jest zly,bo przeciez ja nie jestem zla...bo przeciez zla nie ma,prawda?
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 12:56 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

22
Prawda, Andro i ja powtarzam dokładnie to samo... :).

"Chce" czy "nie chce" stanowi o wyborze na daną chwilę. Bywa, że żeby "chcieć", trzeba najpierw "nie chcieć". I w tym kontekście to nie jest oceną, a stwierdzeniem faktu jedynie.

Tak samo jak faktem jest (przynajmniej dla mnie), że "zbiera się to, co się sieje". Chcemy zbierać miłość - trzeba ją najpierw zasiać. Zasiewając strach, zbierzemy jego owoce w postaci nienawiści i wszelkich wyborów negatywnych...

Czyli żeby dotrzeć do ludzkiej istoty życia, która jest pozytywna (miłość), najprostszą drogą jest w dokładnie taki sam sposób: pozytywnie (z miłością). Człowiek, który odkryje swoją duchowość i fakt, że MOŻE kochać (bo wielu sądzi, że nie potrafią), odkryje jednocześnie, że nie chce robić drugiemu żadnej krzywdy...
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 16:16 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

23
Tak, i dlatego dzieciom,ktore sa niszczone przez tych ktorzy je kochac powinni,mozna zrobic jedno tylko...uczyc je godnej milosci siebie, tak by wiedzialy ze niczemu nie sa winne,ze zasluguja na milosc -swoja przede wszystkim, to rodzi poczucie wlasnej wartosci...itd
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 16:30 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

25
Ha! Dokładnie, teraz rozmowa nabiera sensu.
Wiem, że kontrowersyjnie, delikatnie mówiąc, podeszłam do tematu.
Jednak widzę , ze sens zrozumieliście.
Nie jestem wyznawcą "nadstaw drugi policzek" nie jestem jednak również za "oko za oko"-dokładnie, bo sami ślepcy będą chodzić.
Rozumiem,że agresja na agresję...to poroniony pomysł.
Ważne pytanie zadała Lidka :
"kto ma to robić, jeśli rodzice nie stoją na wysokości zadania, bo sami tego nie rozumieją?"
Właśnie. Kto? I jak? Prawa są kulawe, religia..sorry, ale jest do bani.
Wiara pozostaje, i własny przykład. Ja czasami potrafię dosłownie to przedstawić, i własny przykład zastosowałam
gdy zdzieliłam pannę po łbie po tym jak zdzieliła 2.5 latka, aż się zachwiał. Własny przykład w tym momencie poskutkował. Doświadczyła na własnej głowie.
Wiem,że nie jest to metoda. Jednak jak i kto ma to robić? Jak uczyć miłości i empatii osobę tak prymitywną jak np, ostatnio facet w Anglii, 32 latek. Maltretował 1.5 rocznego chłopczyka. Syn jego konkubiny. Bił go w stylu "wesoły klaps"-to były uderzenia w głowę, miał też w repertuarze "dwie minuty bólu". Wszystko nagrywał komórką.
Robił to pod nieobecność tej kobiety, choć nie wiem kim była ta "dama", żeby nie zobaczyć co z dzieckiem się dzieje.
Tak czy inaczej, chłopczyk zmarł, w szpitalu w wyniku obrażeń.

Jak uczyć? Kto się podejmie?
Ja nie, bo spapram sobie karmę na maxa, i listy do chłopa z pierdla będę pisać.
Nie wyrabiam przy czymś takim...
I wiem,że "duchowością" niewiele się wskóra u takich. Tylko strach.
Dzieci miłością. Ale zwyrodnialcy inną drogą...
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 17:25 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

26
Tu robi się takie błędne koło... Nie jest to dział o duchowości, ale i tak powiem: z duchowego punktu widzenia każdy jest odpowiedzialny tylko i wyłącznie za samego siebie i za swoje własne uczucia.

Ale też z duchowego punktu widzenia wszyscy jesteśmy jednością. Więc to, co robi jeden, dotyczy dokładnie wszystkich...

Zatem tu, na Ziemi, gdzie jednak postrzegamy się jako różni ludzie i całkowicie odrębni, należy reagować. Ci, którzy rozumieją więcej, powinni "ciągnąć" tych którzy jeszcze nie rozumieją. Problem tylko w metodach. Drastyczne zachowanie rodzi drastyczną reakcję, ale wiesz, wydaje mi się, że taka reakcja prowadzi donikąd... Można tłumaczyć (trzeba!), można zadziałać inaczej, ale podstawą i tak powinna być miłość. Bo reakcja "ząb za ząb" niczego nie załatwi poza dalszym oddaleniem od tego, co powinno człowiekowi być motorem życia i co MA każdy człowiek w sobie, ale nie każdy to jeszcze odkrył. I nie odkryje, jeśli reakcje innych będą siały strach i nienawiść, niestety...

Czyli, reasumując, wszelkie zmiany (o ile ich chcemy) powinny się zacząć od nas samych, a nie od zmieniania innych. Jeśli w nas poziom świadomości będzie wyższy, będziemy mogli zaoferować innym wartość wyższą niż reakcja "oko za oko" i to praktycznie, nie teoretycznie. I tym możemy im pomóc, bo chodzi nie o ukaranie kogoś, a o uświadomienie mu, że on też ma w sobie miłość i może ją odkryć i uwolnić. I dopiero to może położyć kres okrucieństwu ludzkiemu, nie karanie, nie reakcja "odwetowa" itp.

(i tu dojdziemy do "drugiego policzka", wraz ze wzrostem świadomości, nabiera on znaczenia zgoła innego niż dosłownie...;))
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 17:47 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

27
Gdy zrozumiałam co oznacza przesłanie o drugim policzku, oświeciło mnie.
Życie zweryfikowało, i zobaczyłam,że najczęściej podstawianym jest drugi policzek kogoś-
przez nas. Z racji braku naszej reakcji.

I wtedy przyszło drugie mądre zdanie. Powiedział to Anthony de Mello:
"współczucie to nie zawsze poklepanie kogoś po plecach i wysłuchanie...
czasami jest to podwinięcie rękawów i spuszczenie porządnego lania."
Czasami.
Od nas zależy kiedy i w jakich sytuacjach stosujemy drugie zdanie. Drugą metodę.
Zawsze gdy wyciągamy nieadekwatne konsekwencje względem czynu-jesteśmy idiotami,
i śmiem twierdzić , jesteśmy niezrównoważeni.
Dlatego gdy dziecko rozbije talerzyk śniadaniowy, uśmiechnę się i posprzątam, podam nowy.
Wybacz jednak, abym "głaskała" oprawce, winnego śmierci 1.5 dziecka-bo je zakatował na śmierć.
Jest to idiotyczne i wielce nierozsądne. Może go nie zabiję, może nie pobiję,ok, nie jestem oprawcą(ale tez nie matka tego dziecka, w przeciwnej sytuacji.....nie wiem)
Dyskutować z nim nie będę, chyba tylko z czystej ciekawości co on ma pod sufitem.
Paskudnym będzie zapytanie Ciebie, co byś zrobiła, i jak byś uczyła o miłości i empatii...oprawę Twojego dziecka.
Kogoś kto je zbił tak,że umarło?
Paskudne, poniżej pasa....ale padło.
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 18:25 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

28
Przybieżeli, ja nie potrafię Ci odpowiedzieć, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji. Cokolwiek powiem, będzie to tylko wyobrażenie, moje wyobrażenie na TĘ chwilę. A wyobrażenie to jednak nie to samo, co praktyka...

Ale wiem jedno: myślę, że rozumiem życie na tyle, żeby móc zrozumieć też każdą trudną sytuację. Emocji zaznać muszę, bo jestem człowiekiem, natomiast mając zrozumienie pewnych spraw, jest mi łatwiej powrócić do normalności.

Oczywiście, że każdy wybiera sam metody, ale mając świadomość, jaka jaki efekt daje, można wybrać.

Piszesz, że rozumiesz problem "drugiego policzka". A mogę Cię spytać, jak to rozumiesz?
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 18:36 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

29
Ze mnie katoliczka jak z koziej.... trąba, odpowiem jednak jak pojmuję.
Nie sztuką jest nadstawić policzek tam, gdzie wiesz,że i tak oberwiesz-bo ktoś jest większy, silniejszy, władniejszy.
Wtedy jest to strach i kulenia ogona. Pokora opacznie i błędnie rozumiana.

Sztuką jest w/g mnie nadstawić go tam, gdzie nie musisz się obawiać żadnej przewagi.
Wtedy jest to mądrość. Pokora Ducha. Poprawnie rozumiana.

Żadnej przewagi , mam na myśli nie tylko wizualnie widoczną. Tak jak Jezus np, wydawał się być na
pozycji straconej, a jednak zadawał pytania żołnierzowi , dlaczego ten go bije?
Narażał się na kolejne razy. Jednak dla niego, ten żołnierz nie był "wyzwaniem", nie kulił się
na przeciwko niego. Stał dumny. Nie przerażony. obolały-ok, ale nie przerażony.
Sami decydujemy czego się boimy.

Ale to następny, ogromny temat, i nie wiem czy tutaj go kontynuować...chyba ,że ktoś się "zahaczy" tym do wątku... :)
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 19:02 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: I obiecuję ci ,że umrzesz.

30
Ja nie jestem katoliczką, odeszłam od religii...

Przybieżeli to Twój wątek, jeśli Ci pasuje, możemy z tym policzkiem tu kontynuować.

No więc ja rozumiem ten problem inaczej. Odpowiem może nie wprost, ale przedtem zaznaczę, ze bardzo dobrze ujęłaś tu problem strachu: w Jezusie go nie było.

No więc po jednej stronie jest miłość, po drugiej strach. Powodowani miłością nie będziemy reagować negatywnie, agresywnie, z nienawiścią itp.

Powodowani strachem zareagujemy tym, co z niego wynika: wszelka nienawiść, agresja i inne negatywne emocje. Jeśli ktoś jest agresywny, okrutny, jest to wyraz jego ukrytego strachu. Okrucieństwem usiłuje się 'dodać sobie wartości'. Bo nie ma się świadomości, że prawdziwa siła i moc jest w miłości.

I teraz świadomość: ktoś, kto ją ma (a miał ją Jezus i to nawet pełną), kto wie, co to jest życie, kim jest człowiek i jakie siły nim powodują, nie boi się agresji. On wie, że drugi człowiek jest dla niego tylko okolicznością, dzięki której sam może kształtować swoje własne uczucia. I wie, że nie ma znaczenia to, co "na zewnątrz", gdyż moc jest "wewnątrz". Jeśli ktoś kogoś poniża, to tylko dlatego, że tej świadomości nie ma.

"Policzek" symbolizuje tu po prostu zniewagę (ogólnie, chodzi o negatywne reakcje). Jeśli ktoś cię znieważy raz, pozwól mu na to i drugi raz. Bo on nie jest świadomy tego, co robi. Wydaje mu się, że ma siłę, a w rzeczywistości uzewnętrznia tylko swój strach. Odpowiedz mu z miłością raz, drugi, trzeci, n-ty. I, być może, w końcu dotrze do niego, że im bardziej jest negatywny, tym mniej siły ma. I, być może, odkryje, że siła jest w miłości, nie w strachu.
Ostatnio zmieniony 10 gru 2010, 19:44 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Smutne i szare sprawy”

cron