218
autor: Jat01
Tak czytam ten temat... Z wieloma Waszymi wnioskami się zgadzam, z niektórymi nie.
Ludzie są różni, każdy jest inny. Nic nie jest białe ani czarne.
Kilka stron temu ktoś wspomniał o hospicjach...
Opowiem Wam o sobie i o tym jak silna więź z pewnym chłopcem nakręciła dużą część mojego życia.
Ja i On
Kilkanaście lat temu poznałem samotną matkę wychowującą 8-letniego wtedy chłopca , dzieciak miał brązoworude włosy , masę piegów i wielkie czarne oczy , był mądry i bardzo rezolutny jak na swój wiek , ponieważ widywaliśmy się dość często , wkrótce zaprzyjaźniliśmy się , chłopiec był bardzo mały jak ojciec ich opuścił i nie pamiętał go .
Minęło trochę czasu i nawiązała się między nami bardzo mocna więź emocjonalna , właściwie traktował mnie jak ojca , którego właściwie nigdy nie miał . Matka była zadowolona z takiej przyjaźni , dzieciak nabrał ochoty do nauki , lepiej się sprawował i wszystko toczyło się świetnie , do czasu . Razem chodziliśmy do i ze szkoły , trzymał mnie kurczowo za rękę , jak by się bał ,że odejdę .
Od wielu miesięcy , będąca w ukryciu choroba pokazała swoje pazury , wysyłając chłopca w niewyobrażalnym cierpieniu do szpitala , gdzie spędził kilka tygodni . Powrócił do domu przygaszony , nafaszerowany lekami , smutny i cierpiący . Serce się "kroiło" na jego widok . Podczas wielu wizyt w ich domu , siadał mi na kolanach , wtulał się we mnie jak w poduszkę (jest mnie kawałek) i zmęczony , wycieńczony chorobą zasypiał , przez drobne wychudzone ciałko przechodziły drgawki , siedzieliśmy tak wtuleni w siebie , matka patrząc na nas miała łzy w oczach .
Wnet choroba znowu dała znać o sobie i chłopiec znowu wylądował w szpitalu . W krótkich okresach pobytu w domu chodziliśmy na spacery , dużo rozmawialiśmy (minęło już 1,5 roku znajomości) , potem był wózek i coraz dłuższe pobyty w szpitalu . Siedzieliśmy przy nim przez cały czas na zmianę , trzymając go za rękę , wziąłem urlop w pracy , żeby ich wspierać , patrzyłem na wychudzone szarawe ciało i zapadnięte wielkie oczy i rozpacz ściskała mnie za gardło a oczy wypełniały łzy .
On wiedział , nie wiem jak , ale wiedział , że odchodzi . Popatrzył kiedyś na nas swoimi oczkami i powiedział "kocham was , bardzo , oboje" , wyszedłem , nie byłem w stanie dłużej tłumić w sobie bólu i rozpaczy . Podeszła do mnie pielęgniarka , objęła mnie i uściskała . Wróciłem na salę , usiadłem po drugiej stronie łóżka , patrzył na nas swoimi mądrymi oczkami , jego drobne dłonie wsunięte w nasze , zacisnęły się na moment i zelżały , umarł w ciszy i spokoju trzymając nas za ręce w ostatnich chwilach swojego życia.
Kilka dni później idąc z jego matką za białą trumienką niesioną przez nauczycieli a potem stojąc nad jego grobem , patrząc jak grudy ziemi spadają na jej wieko , czułem , że mój świat się zawalił , moje serce pękało z bólu i rozpaczy za jedną z najwspanialszych istot , jakie poznałem w życiu .
Bardzo długo nie mogłem się pozbierać i paradoksalnie to wsparcie jego matki pozwoliło mi zachować równowagę psychiczną . Spotykaliśmy się jeszcze przez kilka miesięcy , ona gdzieś się przeprowadziła , ale na grobie syna zawsze były świeże kwiaty i znicze .Ból i rozpacz minęły , rany się zabliźniły ,aleja od tamtego czasu już nigdy nie byłem taki sam .
Czy to jest uzależnienie emocjonalne? Odpowiedzcie sobie sami .
Ostatnio zmieniony 29 gru 2010, 13:44 przez
Jat01, łącznie zmieniany 1 raz.