Motywacja działa słabo i szybko przemija. Trzeba przyzwyczaić się do robienia tego, czego się nie chce
A później samo się będzie chciało, bo człowiek przywyknie i psychicznie się uzależni. Myślę, że trafię z porównaniem, gdy kupujesz nowe szpilki. Nierozchodzone, niewygodne i wyższe niż poprzednie. Ciężko się w nich chodzi, ale sama wiesz, że po tygodniu będzie spoko
Tak też działa z ćwiczeniami - trzeba wpaść w nawyk. Kiedyś chodziłem na siłownie i motywował mnie tylko fakt, że chodzili tam też moi znajomi, bo niestety motywacja poprzez patrzenie w lustro już nie odnosiła skutku. Niestety siłownię zlikwidowali i przeniosłem się do prywatnej siłowni w domu jednego ziomka. Motywacja bardzo szybko minęła, bo gość był małomówny i do tego zwyczajnie nudził mnie swoją osobą. Po przyjechaniu do warszawy miałem w sumie możliwość płacenia dużej kwoty za siłkę i czekanie w kolejce do sprzętu, już nawet pomijając półgodzinny dojazd albo rozpoczęcie ćwiczeń we własnym zakresie. Ćwiczę teraz kalistenikę, bez żadnego sprzętu (pomijając drążek i piłkę do koszykówki) i jest ok. Na początku mi się nie chciało, poza tym na siłowni mało człowiek zdobywa siły a więcej bezużytecznych mięśni ;P Jestem dużym chłopcem, więc podniesienie 100kg na jednej ręce na drążku czy też chociażby robiąc pompkę było diabelnie trudne. Po tygodniu się przyzwyczaiłem, zacząłem robić coraz więcej i tak już wpadłem w taki rytuał ćwiczeń pod koniec dnia. Traktuję to jako swoistą medytację, bo w kółko robię to samo i mam czas na wyczyszczenie myśli. Motywacji nie mam żadnej - ciała poprawiać nie potrzebuję, siła w informatyce mi się nie przyda, więc robiłem to na początku wbrew sobie. Teraz tak do tego przywykłem, że gdy wypada mi coś i zwyczajnie nie będę miał czasu na ćwiczenia, to czuję się trochę źle
Ale nie mogę powiedzieć, że mi się to podoba. Plus jeszcze taki, że gdy znudzi się bardzo jakiś rodzaj ćwiczeń, to są setki odmian danego ćwiczenia i można sobie robić je naprzemiennie. Dodaje to wtedy takiej swoistej świeżości do tego monotonnego ruchu.
PS. Mieszkam w starej kamienicy na 3 piętrze. Nie jest to wiele, ale codziennie idąc do pracy czy sklepu zbiegam z nich, a wracając wybiegam. Na początku mnie to jarało, bo wytrenowałem to tak, że byłem w parę sekund pod mieszkaniem. Teraz już zwyczajnie się przyzwyczaiłem i tylko zależnie od humoru wybiegam wolniej, dokładniej stawiając kroki by wyćwiczyć siłę lub jak najszybciej, bardziej na rzeźbę i wytrzymałość. Samo to bardzo ukształtowało mi nogi, więc ćwicząc kalistenike najbardziej zaawansowany jestem w ćwiczeniach na nogi właśnie
Niby takie nic, ale potrafi dać bardzo dużo i człowiek nie musi się do niczego zmuszać, bo i tak zawsze mu się śpieszy do domu.