Re: Radość czy smutek.

1
Dziś usłyszałam historię życia niespełna 50-letniej kobiety...Eli
Nie będę jej w całości przytaczać, ale po krótce powiem:
Ela jest po rozwodzie i od dwu lat w "cudnym" jak to określa związku.
W bardzo młodym wieku rozeszła się z mężem...wychowała dwoje dzieci, a teraz razem z nowym patrnerem wydaje je za mąż.
Nie sądziła, że może być jeszcze szczęśliwą, a jednak...
Cieszyć się należy, że ułożyła sobie życie, ale...
Obecny patner...Tadzio jest w kilka m-cy po rozwodzie, taką decyzje podjął i zostawił żonę Anię dla nowej partnerki.
Jak myślicie?
Czy budowanie szczęścia na cudzym nieszczęściu, to szczęsliwość?
Czy związek przetrwa do końca ich dni?

A w ogóle, to nie wiedziałam, gdzie umieścić temat...jesli ktoś znajdzie odpowiedniejsze miejsce, to proszę przenieść.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2011, 23:44 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 2 razy.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

2
Lizo, to Twoja opowieść, czy tylko się ukrywasz? Czy to, na pewno, jakaś obca historia?

Ja poznałem swoją ukochaną kobietę, gdy miała już wyrośnięte dzieci (16, 18 lat), ale po rozwodzie. Mąż traktował Ją i jej dzieci bardzo nieładnie (używam dyplomatycznego języka, chociaż, jak spotkałem tego gościa, to o mało tego skurwysyna nie zabiłem). Nie Wasza sprawa...

Chodzi o to, że ja spotkałem miłość, spotkałem kobietę swoich marzeń, nawet znam jej byłego męża, ale ten boi się do mnie podejść (moze i słusznie :D)

W naszym (moim i mojej pani) przypadku, miłość uratowała ludzi od nieszczęścia (mam na myśli siebie, moją Panią i jej dzieci), my wszyscy byliśmy nieszczęsliwi, dopóki nie poznaliśmy się.

Tak ja na to patrzę. Miłość jest najważniejsza. Czyimś kosztem? Trudno, takie jest życie... Nigdy nikt z Was nie był nieszczęśliwie zakochany?
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 2:18 przez polliter, łącznie zmieniany 1 raz.
"Ateista - dzięki Bogu" Luis Bunuel
"Mam problem z piciem. Dwie ręce, a tylko jedna gęba" Keith Richards

Re: Radość czy smutek.

3
Jeśli kosztem sadysty to bym się nie przejmował. Polli jednak ma racje, takie bywa pieskie życie. Chociaż chciałbym wierzyć, że ludzie byli dość mądrzy by jednak spróbować naprawić związek nim ostatecznie wzięli rozwód. Lecz kto ich tam wie. Polli, uważam, że o ile jeszcze rozstanie jak ktoś nie ma dzieci może być o tyle jak już są dzieci.. No właśnie, co z dziećmi? No chyba, że są dorosłe i wiedzą, że mamie z ojcem było źle bo np. ją katował.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 5:09 przez Nebogipfel, łącznie zmieniany 1 raz.
Trzeba iść do przodu nie oglądając się za siebie.
ps. w Tym wpisie jest o alkoholu i seksie.

Re: Radość czy smutek.

4
Lizawieta pisze:Czy budowanie szczęścia na cudzym nieszczęściu, to szczęsliwość?
Dla osób, które budują napewno. Dla tych nieszczęśliwych na dwoje babcia wróżyła, bo jeżeli związek miał trwać tylko dlatego, że trwał, to i tak sczęścia w nim nie było, a po rozstaniu może ta nieszczęśliwa osoba znaleźć to swoje prawdziwe/kolejne/itp szczęście.
Lizawieta pisze:Czy związek przetrwa do końca ich dni?
A, któż to może wiedzieć? Jeżeli są naprawdę szczęsliwi to nic nie stoi na przeszkodzie by tak właśnie było :)
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 8:47 przez caly, łącznie zmieniany 1 raz.
przepisy kulinarne * parking okęcie * perswazja

Re: Radość czy smutek.

5
'Porzucona' żona wcale nie musi być nieszczęśliwa, to od niej zależy, jak chce się czuć... Szczęśliwy człowiek na pewno nie chce skrzywdzić nikogo i nie będzie zachowywał się w sposób przeczący swemu aktualnemu szczęściu wobec nikogo, także wobec porzuconej żony (a jeśli tak - to tak naprawdę nie jest szczęśliwy, tylko mu się wydaje).

W życiu tak już jest, że nie ma tego 'złego', co by na 'dobre' nie wyszło. Trzeba tylko chcieć do tego dążyć. Wszystko zależy od punktu wodzenia, a ten - tylko od nas zależy, nie od sytuacji ;)
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 9:50 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Radość czy smutek.

6
Zaczynam jak zwykle od końcowych postów.
Rzeczywiście Liduś...nie musi, ale w tym przypadku była nieszczęśliwa, zanim doszło do rozwodu...wielokrotnie odwodziła męża od rozwodu, ale jak mówi kobieta nazwę ją Ela jej obecny partner (tak mówił) i chciał uczynić gest (rozwód) dla niej/Eli nie bacząc co czuje żona.
Liduś zakręciłaś, on szczęsliwy, ale swym szczęściem uszczęśliwa obecnie Elę, a z tego powodu cierpi była żona, a więc
1. nie potwierdza się, że cierpienie jest czymś dobrym (kiedyś o tym rozmawiały na innym wątku)...nikt nie chce cierpić.
2. przwda jest taka, ze czyniąc coś dobrego czyni się jednocześnie zło (w tym i wielu innych przypadkach)
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 10:39 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

7
caly pisze:
Lizawieta pisze:Czy budowanie szczęścia na cudzym nieszczęściu, to szczęsliwość?
Dla osób, które budują napewno. Dla tych nieszczęśliwych na dwoje babcia wróżyła, bo jeżeli związek miał trwać tylko dlatego, że trwał, to i tak sczęścia w nim nie było, a po rozstaniu może ta nieszczęśliwa osoba znaleźć to swoje prawdziwe/kolejne/itp szczęście.
Lizawieta pisze:Czy związek przetrwa do końca ich dni?
A, któż to może wiedzieć? Jeżeli są naprawdę szczęsliwi to nic nie stoi na przeszkodzie by tak właśnie było :)
No tak wszystko Cały zdarzyć sie może, ale nie gdybajmy, a wypowiadajmy się, czy to jest szczęśliwość budowanie czegoś nowego nie zamykając starego.
On przez dwa lata "próbował" Elę oszukując jedna i druga przez długi czas, a kiedy został przyciśnięty wybrał Elę i tu sie zgadzam...że dla nich babcia na dwa razy wróży...bo nigdy niewiadomo, kiedy kolejna "Ela" zachwyci go i uszczęśliwi.
A może własnie jest to...to coś co zostanie do końca...tak czy siak: jedni sie cieszą, a inni smucą.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 10:46 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

8
Nebogipfel pisze:uważam, że o ile jeszcze rozstanie jak ktoś nie ma dzieci może być o tyle jak już są dzieci.. No właśnie, co z dziećmi? No chyba, że są dorosłe i wiedzą, że mamie z ojcem było źle bo np. ją katował.
1. Dzieci obojętnie w jakim wieku kochają rodziców, a akceptują na pokaz swoją lojalność, bo w głębi serca chca by rodzice byli razem. W ich zyciu też coś rozpierdziela się (ale w psychice)...podobnie jak w rodzicielski związku (materialnie) i bardzo często o tym nie mówią.
2. W tym przypadku przemocy nie było...zaskoczenie dzieci zarówno z jednego związku jak i drugiego.
3. Dzieci jak wspomniałam dorastaja i zakładają związki...co jest ciekawe tutaj.
Prezenty i nazwę urzadzenie uroczystości wspólnie leży w gestii Eli i partnera...była zona dokłada się do tychże kosztów, ale na uroczystość weselną tata idzie sam bez Eli, natomiast nomen omen w sytuacji Eli dzieci...Ela idzie z obecnym partnerem...

Jak to wytłumaczyć...czy ktoś wie?
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 10:59 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

9
polliter pisze:Lizo, to Twoja opowieść, czy tylko się ukrywasz? Czy to, na pewno, jakaś obca historia?

Ja poznałem swoją ukochaną kobietę, gdy miała już wyrośnięte dzieci (16, 18 lat), ale po rozwodzie. Mąż traktował Ją i jej dzieci bardzo nieładnie (używam dyplomatycznego języka, chociaż, jak spotkałem tego gościa, to o mało tego skurwysyna nie zabiłem). Nie Wasza sprawa...

Chodzi o to, że ja spotkałem miłość, spotkałem kobietę swoich marzeń, nawet znam jej byłego męża, ale ten boi się do mnie podejść (moze i słusznie :D)

W naszym (moim i mojej pani) przypadku, miłość uratowała ludzi od nieszczęścia (mam na myśli siebie, moją Panią i jej dzieci), my wszyscy byliśmy nieszczęsliwi, dopóki nie poznaliśmy się.

Tak ja na to patrzę. Miłość jest najważniejsza. Czyimś kosztem? Trudno, takie jest życie... Nigdy nikt z Was nie był nieszczęśliwie zakochany?
Spoko Poli...ostatni są pierwszymi (mowa o postach).

Poli na pewno nie moja, a czy to coś zmienia?
Zawsze mówię prawdę (tutaj też), ale jak ktoś nie wyłapie mojego żartu i odności się do niego z powagą, albo unika mnie biorąc wypowiedź moją za prawdę...wtedy biorę wszystko na klatę, informując gdzieś tam, że jestem kłamczucha i tyle, bo mnie na reputacji nie zależy...znam swoją wartość i mam swoje granice.

Poli...właśnie to ALE...po rozwodzie.
Miłość jest piękna i budująca. Wy mieliście pozamykane/uporządkowane życie i zbudowaliście coś nowego i to ma wielką szansę na przetrwanie do późnego wieku.
Będą się stale pojawiać problemy, bo jak mówią małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot, a jeśli nie masz swoich dzieci, to masz nieco mniejszy kłopot.
Nie widzę by Wasza miłość uratowała Was od nieszczęścia...czy smutek bądź nie z powodu rozstania z "ciężką" osobą jest nieszczęściem?


Nieszczęśliwe zakochanie?
Jeśli nazwać miłość platoniczna nieszczęśliwym zakochaniem...to tak, ale ja platonik widzę inaczej, ale o tym jak wyjdzie potrzeba to powiem więcej innym razem.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 11:19 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

10
Pisząc, że miłość uratowała nas od nieszczęścia, miałem na myśli to, że facet już po rozwodzie, nachodził moją Panią pod pretekstem zobaczenia dzieci i robił rozpierduchę w domu. Dopiero, gdy ja pojawiłem się w ich życiu, ona mogła powiedzieć, że w końcu się od niego uwolniła.

Nie robię z siebie supermana, chociaż tak głupio zabrzmiała moja wypowiedź, jakbym się chwalił. Chcę tylko powiedzieć, że moje życie przestało być wegetacją, jej i jej dzieci życie przestało być koszmarem, ale odbyło się to kosztem paru osób (mojej ówczesnej partnerki i byłego męża Mojej Pani)
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 11:59 przez polliter, łącznie zmieniany 2 razy.
"Ateista - dzięki Bogu" Luis Bunuel
"Mam problem z piciem. Dwie ręce, a tylko jedna gęba" Keith Richards

Re: Radość czy smutek.

11
Lizawieta pisze:Zaczynam jak zwykle od końcowych postów.
Rzeczywiście Liduś...nie musi, ale w tym przypadku była nieszczęśliwa, zanim doszło do rozwodu...wielokrotnie odwodziła męża od rozwodu, ale jak mówi kobieta nazwę ją Ela jej obecny partner (tak mówił) i chciał uczynić gest (rozwód) dla niej/Eli nie bacząc co czuje żona.
Liduś zakręciłaś, on szczęsliwy, ale swym szczęściem uszczęśliwa obecnie Elę, a z tego powodu cierpi była żona, a więc
1. nie potwierdza się, że cierpienie jest czymś dobrym (kiedyś o tym rozmawiały na innym wątku)...nikt nie chce cierpić.
2. przwda jest taka, ze czyniąc coś dobrego czyni się jednocześnie zło (w tym i wielu innych przypadkach)
Wiesz co, jak była nieszczęśliwa, zanim doszło do rozwodu, to ma problem... Znaczy uzależnia swoje szczęście od sytuacji.

Nie potrafię ocenić uczuć faceta (ani niczyich, słowa ich nie odzwierciedlają w pełni), ale najwyraźniej podążał za miłością i to było dla niego ważniejsze, nić koić ból żony. Nie chcę powiedzieć, że facet dobrze robił i w ogóle wstrzymuje się z oceną sytuacji, powiem tylko tyle, ze to, co się liczy, to są jego uczucia, to, co faktycznie czuł względem żony (czyli niezależnie od tego, co na ten temat mówił). Bo, de facto, to nie on był przyczyną jej nieszczęścia (chyba, że chce się spojrzeć z materialnego punktu widzenia, ale ja wolę szerzej), a jej własny problem- uzależnienie szczęścia od męża. Sama musi sobie z nim poradzić, niestety...

Bo spójrz, gdyby to jej 'nieszczęście' miało zmusić męża do zostania, wtedy też ktoś byłby 'nieszczęśliwy', właśnie ten mąż i jego nowa miłość... Czyli w ten sposób nie da się problemu rozstrzygnąć.

Najważniejsze są intencje i uczucia. Jeśli facet podążył za głosem miłości i nie miał żadnych intencji zranić żonę, ja w żadnym wypadku bym go nie 'obarczała' odpowiedzialnością za to, co ta żona sama czuje...
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 12:45 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Pozdrawiam!

Lidka

Re: Radość czy smutek.

12
polliter pisze:Chcę tylko powiedzieć, że moje życie przestało być wegetacją, jej i jej dzieci życie przestało być koszmarem, ale odbyło się to kosztem paru osób (mojej ówczesnej partnerki i byłego męża Mojej Pani)
Polliter, ja nie rozpatrywałabym tego w kategorii kosztów, bo patrząc z drugiej strony- jaką wartością jest bycie z kimś, kto nas nie kocha/jest z nami z litości/strachu etc. , jak to zapewne byłoby, gdybyście- Ty i Twoja luba- zostali w starych związkach i zarówno Twoja ówczesna partnerka jak i były mąż Twojej obecnej kobiety, nie byli przecież szczęśliwi, wiedząc że kochacie kogoś innego, tak samo jak Wy męczylibyście się w takim układzie.

Moim zdaniem takie wegetowanie, jak to doskonale określiłeś, nie jest w porządku ani względem siebie samego/samej ani osoby, z którą aktualnie się jest. Podtrzymuje się sztucznie związek, więzi w nim i siebie i drugą osobę- czy nie lepiej dać sobie nawzajem wolność? A kiedy pojawia się miłość (nie mylić z chwilową fascynacją, powodowaną np.znudzeniem czy rutyną w związku), to już w ogóle nie ma o czym mówić. Myślę, że w dłuższej perspektywie ta porzucona osoba, nawet jeśli w momencie rozstania czuje się nieszczęśliwa, przyzna kiedyś, że wyszło jej to na dobre, bo mogła ułożyć sobie życie z kimś innym. Zwodzenie, oszukiwanie że jest nam z kimś dobrze, gdy tak naprawdę tęsknimy i marzymy o kimś innym jest wg mnie brakiem szacunku zarówno do siebie jak i do partnera/partnerki. Niestety, takie jest życie- uczucia się czasem wypalają.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 13:06 przez Sailor, łącznie zmieniany 1 raz.
Każda cząstka elementarna w kosmosie ma swoją antycząstkę. Razem tworzą parę, są identyczne, ale się nie tolerują. Jeśli zanadto zbliżą się do siebie, ulegają zagładzie i zamieniają w światło.
Majgull Axelsson

Re: Radość czy smutek.

13
Sailor pisze:
polliter pisze:Chcę tylko powiedzieć, że moje życie przestało być wegetacją, jej i jej dzieci życie przestało być koszmarem, ale odbyło się to kosztem paru osób (mojej ówczesnej partnerki i byłego męża Mojej Pani)
Polliter, ja nie rozpatrywałabym tego w kategorii kosztów, bo patrząc z drugiej strony- jaką wartością jest bycie z kimś, kto nas nie kocha/jest z nami z litości/strachu etc. , jak to zapewne byłoby, gdybyście- Ty i Twoja luba- zostali w starych związkach i zarówno Twoja ówczesna partnerka jak i były mąż Twojej obecnej kobiety, nie byli przecież szczęśliwi, wiedząc że kochacie kogoś innego, tak samo jak Wy męczylibyście się w takim układzie.

Moim zdaniem takie wegetowanie, jak to doskonale określiłeś, nie jest w porządku ani względem siebie samego/samej ani osoby, z którą aktualnie się jest. Podtrzymuje się sztucznie związek, więzi w nim i siebie i drugą osobę- czy nie lepiej dać sobie nawzajem wolność? A kiedy pojawia się miłość (nie mylić z chwilową fascynacją, powodowaną np.znudzeniem czy rutyną w związku), to już w ogóle nie ma o czym mówić. Myślę, że w dłuższej perspektywie ta porzucona osoba, nawet jeśli w momencie rozstania czuje się nieszczęśliwa, przyzna kiedyś, że wyszło jej to na dobre, bo mogła ułożyć sobie życie z kimś innym. Zwodzenie, oszukiwanie że jest nam z kimś dobrze, gdy tak naprawdę tęsknimy i marzymy o kimś innym jest wg mnie brakiem szacunku zarówno do siebie jak i do partnera/partnerki. Niestety, takie jest życie- uczucia się czasem wypalają.
Sailor, w moim przypadku to było, jak to określiłaś, wypalenie miłości, w przypadku mojej Pani, to był chłopak poznany na dyskotece, wpadli, wzięli ślub i swoją młodzieńczą głupotę musiała spłacać przez prawie szesnaście lat. Tak, to proste - nie pasuje nam ze sobą, rozwiedźmy się. Jednak przestaje to być takie proste na wsi, gdzie rządzi proboszcz i bojówki radiomaryjne. Ogólnie presja społeczeństwa nadal jest na tyle silna, że wiele związków dławi się sobą przez całe życie aż, że tak brzydko, ale metaforycznie, się wyrażę, do usranej śmierci.

To smutne, ale niestety, prawdziwe :(
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 13:27 przez polliter, łącznie zmieniany 1 raz.
"Ateista - dzięki Bogu" Luis Bunuel
"Mam problem z piciem. Dwie ręce, a tylko jedna gęba" Keith Richards

Re: Radość czy smutek.

14
Lizawieta pisze:On przez dwa lata "próbował" Elę oszukując jedna i druga przez długi czas, a kiedy został przyciśnięty wybrał Elę ...
O oszukiwaniu i próbowaniu dopiero teraz napisałaś, ja założyłem, że pojawiła się Ela i gościu zostawił żone dla niej bez jazdy próbnej i dociskania go przez Elę.

Jeżeli męczył sie w związku, czy nie był szczęśliwy, powinien to zakończyć, a dopiero potem szukać swojego szczęścia. Pytanie, czy był nieszczęśliwy, bo czasem tak sie to dziwnie poukłada, że człowiek nie tylko mysli, ale i wręcz wierzy w to, że jest szczęsliwy w danym związku, a pojawienie sie kogos innego może mu dopiero uświadomić, że to szczęście było iluzoryczne.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 15:14 przez caly, łącznie zmieniany 1 raz.
przepisy kulinarne * parking okęcie * perswazja

Re: Radość czy smutek.

15
wiecie co, a mnie sie wydaje ze facet stanal wobec sytuacji: wybor mniejszego zla. Bedac w zwiazku z jedna kobieta- zwiazku ktory z jego strony najwyrazniej wypalil sie, skoro pojawila sie w nim druga kobieta, musial wybrac- tkwic w ukladzie nie dajacym mu szczescia, dla dobra zony, dzieci( choc akurat dzieci doskonale wiedza gdy pomiedzy rodzicami przestaje ukladac sie), czy odejsc do tej z ktora to szczescie jest mozliwe. I w sumie nie zazdroszcze mu: cokolwiek by nie zrobil, ktorego wyjscia nie potraktowal jako to,,mniejsze zlo'', i tak wyrzuty sumienia ma jak w banku. Niedawno wybierajac to mniejsze zlo w innej sytuacji, westchnelam sobie: czy wybiore mniejsze czy wieksze- i tak to ja dostaje po doopie. I Lizko mysle ze wybral prawidlowo: zwiazek najprawdopodobniej i tak by nie przetrwal skoro raz zaczelo sie w nim walic...zona gdy juz otrzasnie sie , moze ulozyc sobie zycie na nowo, facet z Ela beda( sa) szczesliwi. Gdyby nie odszedl: cierpialaby Ela, on bylby nieszczesliwy, a i zona byc moze w koncu mialaby dosc. Dzieci sa dorosle i same ukladaja sobie zycie, wiec to chyba nie problem. Bardzo podoba mi sie post Calego, madry i obiektywny, natomiast Lidko- wybacz, ostatnia rzecza ktora mozna powiedziec porzuconej kobiecie to to ze nie musi czuc sie nieszczesliwa bo z perspektywy duchowej to zupelnie inaczej wyglada. Zejdz czasem na ziemie pomiedzy zwyklych smiertelnikow...nie wiem czy masz meza, ale jesli tak, i jesli w tej chwili stanie przed Toba oznajmiajac ze poznal milosc swego zycia i odchodzi- usmiechniesz sie radosnie ( zakladajac ze go kochasz) mowiac: i bardzo dobrze( skoro nie ma tego zlego itd)? Nie wierze.
Ostatnio zmieniony 25 lis 2011, 23:31 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

16
Andro, nie byłbym taki pewien tych wyrzutów sumienia/Są różni ludzie i zło bywa pojęciem względnym.. Niemniej zgodzę się, że bycie ze sobą na siłę jest bez sensu. ;)
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 3:04 przez Nebogipfel, łącznie zmieniany 1 raz.
Trzeba iść do przodu nie oglądając się za siebie.
ps. w Tym wpisie jest o alkoholu i seksie.

Re: Radość czy smutek.

17
Nebo, zlo to jest to co krzywdzi czlowieka, a wybierajac- w tej sytuacji- i tak ktos bylby skrzywdzony. Jesli nie jest zapatrzonym w siebie dupkiem, i ma tego swiadomosc, to i ma wyrzuty sumienia. Tak wydaje mi sie.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 9:14 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

18
Andra pisze:Nebo, zlo to jest to co krzywdzi czlowieka, a wybierajac- w tej sytuacji- i tak ktos bylby skrzywdzony. Jesli nie jest zapatrzonym w siebie dupkiem, i ma tego swiadomosc, to i ma wyrzuty sumienia. Tak wydaje mi sie.
:brawo:
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 9:58 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

19
Lizko, ja wylacznie wedle siebie...wiec zadna madrosc. Nie bylam w takiej sytuacji, ale wielokrotnie musialam wybierac, analizujac co mniej skrzywdzi, i tu nic nie daje szeroka perspektywa z ktorej zlo i tak jest dobrem(?). Trzeba stanac na miejscu kazdej z osob ktorych ta sytuacja dotyczy i spojrzec ich oczyma...i co nie zrobie, i tak sumienie uwiera, bo krzywda jest krzywda zawsze, nawet ta najmniejsza...a nie da sie uniknac takich wyborow w zyciu, prawda? Wiesz, niekiedy to ,,zlo'' istnieje tylko w glowie ,,poszkodowanego'', wydaje mu sie ze zostal skrzywdzony. I jemu moja swiadomosc ze tak nie jest, nic nie daje przeciez, bo on cierpi, i dla niego to jest prawdziwe, a wiec jednak zostal skrzywdzony...dlatego mowie,,mniejsze zlo'', by jak najmniej skrzywdzic, a i tak ten wybor odbywa sie naszym kosztem, prawda?
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 10:16 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

20
polliter pisze:Pisząc, że miłość uratowała nas od nieszczęścia, miałem na myśli to, że facet już po rozwodzie, nachodził moją Panią pod pretekstem zobaczenia dzieci i robił rozpierduchę w domu. Dopiero, gdy ja pojawiłem się w ich życiu, ona mogła powiedzieć, że w końcu się od niego uwolniła.

Nie robię z siebie supermana, chociaż tak głupio zabrzmiała moja wypowiedź, jakbym się chwalił. Chcę tylko powiedzieć, że moje życie przestało być wegetacją, jej i jej dzieci życie przestało być koszmarem, ale odbyło się to kosztem paru osób (mojej ówczesnej partnerki i byłego męża Mojej Pani)
Jasne, bo jak światem samiec pokonany odchodzi z podkulonym ogonem...tak to w naturze wygląda...i nie ma mowy o chwaleniu...weź się ogarnił i nie gadaj o chwaleniu.
Myślę, że największą korzyść w tej sytuacji odniosły dzieci i coby tam Was nie łączyło, to chwała za to, że dzieciom żyje się lepiej.
A że tak zapytam: czy z poprzednią partnerką byłeś już w układach negatywnych jak poznałeś obecną, czy też zwyczajnie zamieniłes jedną na drugą?...Nie bierz do siebie, że coś tam coś...zwyczajnie chce pogadać, ale jesli nie zechcesz to tyz bydzie dobrze.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 18:11 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

21
Lidka pisze:Wiesz co, jak była nieszczęśliwa, zanim doszło do rozwodu, to ma problem... Znaczy uzależnia swoje szczęście od sytuacji.
Ona była nieszczęsliwa z powodu definitywnego rozstania czyli rowodu.
Trudno opisac jak czuje sie kobieta, a byc może facet podobnie po porzuceniu.
Nazwę ją Ania i jak uda się, to wprowadzę do pierwszego postu imiona, bo widzę, że się rozmijam z Wami, a może nie.
Ania wpadła w depresję, bo nie podejrzewała przykładnego męża na jakiś skok w bok.
Jej (Tadzio...to prawdziwe imię) ex mąż (teraz od rozwodu) mieszka w oddzielnym pokoju, ale pod tym samym dachem gdzie Ania.
To kolejna dziwność dla mnie.
Nie potrafię ocenić uczuć faceta (ani niczyich, słowa ich nie odzwierciedlają w pełni), ale najwyraźniej podążał za miłością i to było dla niego ważniejsze, nić koić ból żony. Nie chcę powiedzieć, że facet dobrze robił i w ogóle wstrzymuje się z oceną sytuacji, powiem tylko tyle, ze to, co się liczy, to są jego uczucia, to, co faktycznie czuł względem żony (czyli niezależnie od tego, co na ten temat mówił). Bo, de facto, to nie on był przyczyną jej nieszczęścia (chyba, że chce się spojrzeć z materialnego punktu widzenia, ale ja wolę szerzej), a jej własny problem- uzależnienie szczęścia od męża. Sama musi sobie z nim poradzić, niestety...
Tu możemy sobie pozwolic na ocenę, bo nie tyczy ona nikogo nam znanego.

No tak nie samym chlebem (miłoscią) człowiek zyje.
Jestem za tym by sobie w życiu poprawić, ale jestem bardzo daleka od krzywdzenia ludzi. Myslę, że w tej sytuacji Tadzio skrzywdził żonę, a Elę w dalszym ciagu traktuje jako kobietę do schadzek.
Gdyby był ok. to jednym cięciem załatwiłby rozwód z Anią i partnerstwo z Elą
Bo spójrz, gdyby to jej 'nieszczęście' miało zmusić męża do zostania, wtedy też ktoś byłby 'nieszczęśliwy', właśnie ten mąż i jego nowa miłość... Czyli w ten sposób nie da się problemu rozstrzygnąć.
Tadzio...mąż winien zastanowic się co czyni, na jakim jest etapie, czy odpowiada mu żona czy nie, a dopiero szukać tego co mu odpowiada, wtedy Ania miałby czas na przygotowanie sie do nowej roli;
-negocjacji
-samotne w przyszłości
Najważniejsze są intencje i uczucia. Jeśli facet podążył za głosem miłości i nie miał żadnych intencji zranić żonę, ja w żadnym wypadku bym go nie 'obarczała' odpowiedzialnością za to, co ta żona sama czuje...
Uczucia są ważne, ale nie tylko jednostronnie.
Dzieci prawie dorosłe...nie akceptują Tadzia, a obecnej Eli w ogóle...Czy dobrze mu z tym? Czy miłość jest warta tylu strat?
A czy przestał kochać żonę...tego tez nikt nie wie?
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 18:34 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

22
Sailor pisze:Moim zdaniem takie wegetowanie, jak to doskonale określiłeś, nie jest w porządku ani względem siebie samego/samej ani osoby, z którą aktualnie się jest. Podtrzymuje się sztucznie związek, więzi w nim i siebie i drugą osobę- czy nie lepiej dać sobie nawzajem wolność?
Pewnie tak...wegetacja, to nic ciekawego, ale Sa w pracy wiekszość z nas wegetuje, bo musi zarabiać na życie.
Pewnie jak się nadaża sytuacja, to pracę zmieniamy, ale głos rozsądku każe nam siedzieć na dupie i pracować.
Aa, Twoje pytanie pozostaje to samo...czy nie lepiej dać sobie wolność?
W pracy zaleznośc od finansów, a w związku cos sobie ludzie obiecywali, kochali się, mają dzieci, które sa owocem miłości, opiekuja się i miłość przelewają na dzieci i raptem przychodzi "kryzys wieku średniego" i dupcia szaleje?
No to jest godne? lepiej dać sobie wolność?
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 18:47 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

23
Andra pisze:wiecie co, a mnie sie wydaje ze facet stanal wobec sytuacji: wybor mniejszego zla.
An, zgadzam sie z Twoim rozumowaniem.
Czy się wypaliła miłość Tadzia do Ani/żony trudno powiedzieć, bo w moim odczuciu nadażyła się sytuacja w której nastąpiła inność. Ela spragniona sexu, dała mu to, co mu się spodobało. Wg mnie myslał, że będzie wilk syty i owca cała, ale Ela energiczna kobieta nie tylko w sexie, inteligentna zapragnęła mieć go przy sobie...i tu nastąpił horror.
A czy będzie tak kolorowo jak wiekszość myśli...nie wiem. Jeśli są po rozwodzie: Tadzio wolny, Ela też, czemu nie wija wspólnego gniazdka...pod jednym dachem?
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 18:55 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

24
Lizka, gdyby byl szczesliwy z zona, czy pojawilaby sie w jego zyciu inna kobieta? Ja wiem, oni sa mysliwi i lubia sobie cos upolowac, ale wracaja do tej jednej jedynej, a skoro facet nie wrocil, cos nie gralo wczesniej, nie sadzisz? Trudno to poskladac w calosc, wciaz dorzucasz nowe dane
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 18:56 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

25
Lizka, gdyby byl szczesliwy z zona, czy pojawilaby sie w jego zyciu inna kobieta? Ja wiem, oni sa mysliwi i lubia sobie cos upolowac, ale wracaja do tej jednej jedynej, a skoro facet nie wrocil, cos nie gralo wczesniej, nie sadzisz? Trudno to poskladac w calosc, wciaz dorzucasz nowe dane
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 19:04 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

26
caly pisze:O oszukiwaniu i próbowaniu dopiero teraz napisałaś, ja założyłem, że pojawiła się Ela i gościu zostawił żone dla niej bez jazdy próbnej i dociskania go przez Elę.
Wiesz...trudno mnie powiedzieć jak to było.
Z tego co wiem, to facet nosił płaszcz na dwu ramionach. Od razu nie powiedział, ze jest żonaty.
Byc może sytuacja potoczyłaby sie inaczej...gdyby powiedział.
Jeżeli męczył sie w związku, czy nie był szczęśliwy, powinien to zakończyć, a dopiero potem szukać swojego szczęścia. Pytanie, czy był nieszczęśliwy, bo czasem tak sie to dziwnie poukłada, że człowiek nie tylko mysli, ale i wręcz wierzy w to, że jest szczęsliwy w danym związku, a pojawienie sie kogos innego może mu dopiero uświadomić, że to szczęście było iluzoryczne.
Wy wszyscy od razu jak Matka Teresa współczujecie Tadziowi męczenie się w związku.
Też tak uważam...zamknij drzwi (jeden związek), a otwieraj drugie.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 19:05 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

27
Andra pisze:Lizka, gdyby byl szczesliwy z zona, czy pojawilaby sie w jego zyciu inna kobieta? Ja wiem, oni sa mysliwi i lubia sobie cos upolowac, ale wracaja do tej jednej jedynej, a skoro facet nie wrocil, cos nie gralo wczesniej, nie sadzisz? Trudno to poskladac w calosc, wciaz dorzucasz nowe dane
An...jak nie lubię czytać epistołów, więc staram się pisac skrótowo.
Znam tę sytuacje z opowiadań Eli...nie sadziłam, że zechcemy o tym rozmawiać, dlatego wrzuciłam kilka zdań.
Moje stanowisko względem tejże sytuacji jest ukierunkowane...i nie chciałam tego pokazywać, dlatego bardzo ogólnie naspisałam, by rozmowa pobiegła w róznych kierunkach, bo byc może moje zdanie jest złą oceną.

Facet nie wrócił?...bo nigdzie nie wyszedł...mieszka z Anią/żoną, ale w oddzielnym pokoju.
Na wesele został zproszony sam do swego starszego dziecka.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 19:14 przez Lizawieta, łącznie zmieniany 1 raz.
Najpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same. -Phil Bosmans-

Re: Radość czy smutek.

28
i jest po rozwodzie, tak? I to ze nie mieszka z Ela to nie sa tak zwane ,,trudnosci obiektywne''?
Jesli tak to znaczy ze albo sam nie wie czego chce/ byla zona jest wciaz wazna/ Ela jest chwilowa atrakcja. I ja tego nie rozumiem za cholere, jesli chcial skoku w bok, po co mu rozwod? Jesli chcial zwiazac sie z Ela, dlaczego mieszka z byla? Dwa pokoje.,.to chora sytuacja, na pewno na nikogo nie wplywa dodatnio, zapytam przyziemnie: a co z kuchnia- lyzki tez podzielone, oddzielne kubki? Kto mu daje zryc?
Wiesz, przewrotnie- wspolczuje zonie, a na miejscu Eli zastanowilabym sie gleboko ..,facet rysuje mi sie jako zalosny cymbal, moze bezpodstawnie...
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 19:43 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

29
i jest po rozwodzie, tak? I to ze nie mieszka z Ela to nie sa tak zwane ,,trudnosci obiektywne''?
Jesli tak to znaczy ze albo sam nie wie czego chce/ byla zona jest wciaz wazna/ Ela jest chwilowa atrakcja. I ja tego nie rozumiem za cholere, jesli chcial skoku w bok, po co mu rozwod? Jesli chcial zwiazac sie z Ela, dlaczego mieszka z byla? Dwa pokoje.,.to chora sytuacja, na pewno na nikogo nie wplywa dodatnio, zapytam przyziemnie: a co z kuchnia- lyzki tez podzielone, oddzielne kubki? Kto mu daje zryc?
Wiesz, przewrotnie- wspolczuje zonie, a na miejscu Eli zastanowilabym sie gleboko ..,facet rysuje mi sie jako zalosny cymbal, moze bezpodstawnie...
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 19:59 przez Gość, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Radość czy smutek.

30
Wina zawsze jest obustronna.
Początek końca związku zaczyna się od braku porozumienia, wspólnego języka, kończy na odrzuceniu seksualnym i to jest koniec końca związku.
Zdrada jest już formalnością i ostateczną szansą na zmiany.
Każdy szuka bliskości, jak znajdzie to nie puszcza dobrowolnie.
Facet to świnia i jak nie czuje miłości od kobiety to szuka choćby zamiennika czyli erotyki.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2011, 20:28 przez Ja?!, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasze radości”

cron