ricochet pisze:Dzięki za odpowiedź Lidko:) Zgadzam się z Tobą, że każdy ma prawo do własnej interpretacji świadomości i przekonania do niej. Czy nie wiąże się z tym pewne ryzyko?
Interpretacja jak też przekonanie mogą być prawidłowe lub nieprawidłowe. Jak ustalić czyje interpretacje są prawidłowe, gdy każdy uzna tylko własną jako prawidłową? Tezę popartą dowodem uznaje się za prawidłową o ile tego dowodu nikt nie podważy.
Słuszne pytania zadajesz i słuszne wątpliwości Ci się rodzą. Ale ten dylemat da się rozwiązać
. Życie toczy się na konkretnych zasadach i człowiek jest w stanie je poznać na tyle, żeby się upewnić co do słuszności poglądów.
Żeby Ci to jakoś krótko zobrazować, powiem, że życie ludzkie jest tak skonstruowane, że wszyscy jesteśmy 'tacy sami', jak pisałam poprzednio. To, co nas różni poza cechami psychofizycznymi, to
świadomość. A ponieważ jesteśmy Jednością (choć zmysłami ludzkimi postrzegamy na odwrót), każdy człowiek jest innym 'aspektem' tej Jedności. Dzięki temu tworzy się w naszym świecie różnorodność, która pozwala na doświadczanie. Najogólniej mówiąc (bo nie ten problem omawiamy, żeby tu akurat wchodzić w szczegóły) - to Jedność doświadcza Samej Siebie poprzez wszystkie swoje 'aspekty'.
Co z tego wynika? To, że każdy 'aspekt' jest inny i na podstawie swojej świadomości tworzy jedyny i niepowtarzalny 'mikrokosmos' wchodzący w reakcję z 'mikrokosmosami' innych ludzi. Zatem każdy człowiek z osobna, na skutek takiego stanu rzeczy i wolnej woli, jaką dysponuje w życiu, ma pełne prawo do swojej własnej interpretacji życia.
Ale prawa życia są identyczne dla każdego, więc?...
Więc istnieje też zasada, dzięki której każdy człowiek może zweryfikować swoją interpretację. To jest zasada, która mówi, że to jest prawdą, co się sprawdza w życiu, tym zwykłym, materialnym.
Zatem te najróżniejsze poglądy na temat życia - samo życie je weryfikuje! Wystarczy przyjrzeć się, zastanowić i wyciągnąć wnioski.
Człowiek do prawdy dochodzi na podstawie błędów. Czyli jakby odkrywa ją w doświadczeniu. I każdy to robi na swój sposób, w swoim tempie i na swojej drodze. Jeden już odkrył coś tam, drugi jeszcze nie, więc obaj będą dysponować dwiema różnymi prawdami na dany moment.
One WSZYSTKIE składają się na Prawdę, tę jedyną.
Im kto zatacza szerszy krąg swoją świadomością, tym wyraźniej to widzi.
Psychologia i psychiatria bazują tylko na wycinku życia związanym z życiem materialnym. Więc siłą rzeczy nie da się go do końca zrozumieć, czyli zrozumieć tego, co jest założeniem duchowym i ma dać duchowe korzyści. Bez zagłębienia się w życie poza obrębem, że tak powiem, życia materialnego, nie da się go zrozumieć wystarczająco, żeby radzić sobie bez chorób, błędów itp. Dlatego też i psychologowie, i psychiatrzy chorują.
Atom jest dobrym przykładem i symbolem świadomości jednocześnie. Człowiek wie tyle, ile sobie uświadomi. Jak sobie uświadomi tyle, ile odpowiada atomowi - będzie on dla niego tą najmniejszą niepodzielną cząstką. A jak sobie uświadomi więcej, atom rozpadnie mu się na jeszcze mniejsze drobiny.
I tak jest ze wszystkim w życiu. Im szerszy krąg człowiek zatacza swoją świadomością, tym więcej postrzega.
A efektem naturalnym poszerzania świadomości jest... akceptacja. Uczuciem. To ono jest u podstawy ludzkiego życia, to poprzez uczucie człowiek wyraża swoją świadomość. Spójrz na najróżniejsze poglądy, filozofie, religie i na ludzi je wyznających, ilu z nich potrafi akceptować 'inność'?...
To jaki krąg zataczają te poglądy, filozofie, religie?...
ricochet pisze:Chodzi mi o to, że wszystko co istnieje we wszechświecie jest takie jakie jest, niezależnie od tego kto i jak to zinterpretuje. ”Takie jakie jest” nie oznacza ”takie jakie sobie każdy na swój sposób interpretuje”. Wówczas nie istniałaby żadna prawda. Tak jak w przykładzie z atomem ukazał Budda prawdę czyli fakt taki jaki jest, iż atom jak każdy inny objekt jest podzielny. Przyjęcie tej prawdy jest wspólnym mianownikiem dla ogólu i wyklucza ryzyko iluzji.
Interpretacja, ta jednostkowa, ma swój sens i cel. Pozwala doświadczać i wybierać. Właśnie po ten wybór dusza się wciela. Nie byłby on możliwy, gdyby człowiek nie interpretował zgodnie ze swoją świadomością (nawet w Biblii jest na ten temat, o
nazywaniu rzeczy). To 'nazywanie' (interpretacja) jest u podstawy tworzenia tzw. 'filmu życia', a ten (wraz z nami, którzy żyjemy zgodnie z nim) tworzy okoliczności, dzięki którym możemy poszerzać świadomość. I właśnie po to jesteśmy ludźmi (czyli po to dusza wciela się w ludzkie ciało i staje się człowiekiem). Gdyby człowiek postrzegał zgodnie z tym, co mówisz (i czemu trudno zaprzeczyć, bo rzeczywiście tak jest), że cokolwiek jest,
jest takie, jakie jest, nie posunąłby się o krok w poszerzaniu świadomości
. Bo i po co, skoro nic nie ma swojej wartości, a on jej nie musiałby nadawać, nie musiałby nic wybierać?...
Może i Budda potrafił żyć, postrzegając życie w taki sposób, jaki stał się podstawą do stworzenia tej filozofii, ale każdy inny człowiek musi do tego stanu dojść. I nie dojdzie, przyjmując prawdę Buddy jako 'jedynie słuszną'. Dojdzie, jeśli będzie doświadczał życia, interpretował na swój sposób, poszerzał kręgi świadomości, aż dojdzie do momentu, kiedy będzie czuł akceptację wszystkiego, co go dotyczy w tym życiu. I dopiero wtedy w naturalny sposób sam dojdzie do tego 'wspólnego mianownika', o którym mówisz. Więc sam widzisz, nie ma niczego, co byłoby zbędne, niepotrzebne, szkodliwe, niesłuszne itd. Sprawiedliwość jest we wszystkim, co jest.
A czym jest Wszystko, Co Jest?...