Ja już nie pochłaniam życia czerpiąc z niego garściami trzymając w zanadrzu katalog spraw, co jeszcze nie doświadczyłem, a doświadczyć chcę. Ten etap mi się zakończył tuż przed 30-tką.
To juz wtedy poczułem, że pozbierałem wszystko co chciałem i spokojnie mógłbym odejść, gdyby Opatrzność sobie tego życzyła. Jednak Opatrzność ani myślała by mnie zabierać z tego świata.
Wyznaczała mi kolejne wyzwania, a potem nowe i znowu nowe...
Ja nie stawiam sobie celów w tym życiu, już dawno nie, wolę rozglądać się wokół siebie i patrzeć jakie cele, czy raczej zadania i wyzwania stawia mi otoczenie.
Po prostu je przyjmuję i staram realizować, czasem wierzgam.
Najbardziej wierzgałem przed perspektywą przywiązania do rodziny do końca życia (czytaj do usranej śmierci
). Obiecywałem sobie i innym, ze jak tylko rodzina zostanie zabezpieczona materialnie, to trzasnę drzwiami i wyjadę stąd tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie i będę robić coś zupełnie innego, co jeszcze w życiu nie robiłem.
I najbardziej oponowała córka.
Tata, jak możesz mi to robić, jak mógłbyś wyjeżdżać nie wiadomo gdzie, gdy moje dzieci będą potrzebowały dziadka?
Śmiałem się z tego, bo tego nie pojmowałem. Ona nawet nie była w ciąży.
A teraz się wszystko zmienia. Do wyjścia na świat zbiera się aż czterech moich wnuków.
I moje cele życiowe się też raczej zmieniają ...
Co chciałbyś przekazać swoim wnukom (gdy je będziesz mieć) ?