174
autor: k4cz0r200
Przypowieść o słoniach i ich pamięci.
Pielgrzymujący po świecie mnich z Himalajów złożył wizytę w cyrku. Największe wrażenie zrobił na nim słoń, który wszystkie sztuczki cyrkowe wykonywał z miną świadczącą o głębokim smutku i tęsknocie za wolnością. Po skończonym przedstawieniu mnich zakradł się do namiotu, w którym trzymano słonia i uwolnił go z kajdan ze słowami:
"Idź słoniu, idź wolno, niech serce prowadzi cię ścieżką godną natury słonia, a nie ludzkiej zabawki!"
Słoń wydawał się uradowany - zatrąbił głośno, wesoło zamachał uszami i podreptał w stronę puszczy, jednak po chwili coś go zatrzymało. Zawahał się i spojrzał głęboko w oczy mnicha. Trudno było odczytać jego emocje - czy było to podziękowanie za odzyskaną wolność czy strach przed samodzielnym życiem? Mnich krzyknął do słonia:
"Nie przejmuj się mną słoniu! Kiedyś mi się odwdzięczysz! Jeśli nie w tym życiu, to jak Budda da - w następnym, lub jeszcze kolejnym. My mnisi wierzymy w reinkarnacje, słonie mają długą pamięć, a świat jest mały. Kiedyś jeszcze się spotkamy! A teraz uciekaj, biegnij ile sił w nogach!"
Słoń posłuchał i odszedł, a mnich wymknął się z cyrku niezauważony. Minęło przeszło 20 lat, mnich postarzał się, na łysej głowie pojawiły się zmarszczki i przebarwienia kolorem zbliżone do pomarańczowej mnisiej szaty, a długa siwa broda sięgała już pasa. Pielgrzymował właśnie przez step, wpatrzony w swoje stare nogi, skupiając się jedynie na krokach, z których każdy zmuszał go do wysiłku i powodował głęboki ból. Lewa noga... prawa... przestawić laskę... lewa... prawa... laska... Mnich podróżował tak już od wielu dni i był na skraju wyczerpania, gdy wtem przy drodze niedaleko przed sobą dostrzegł słonia. Mnich błyskawicznie rozpromieniał na wspomnienie sytuacji sprzed 20 lat.
"Budda zawsze wskazuje dobrą i właściwą drogę!" Pomyślał mnich. "Słoń na pewno mnie pamięta, podwiezie mnie na swoim silnym grzbiecie do wodopoju, odpocznę chwilę w cieniu traw, napełnię bukłak i ruszę dalej! Dobre uczynki wracają, karma istnieje!"
Mnich odrzucił laskę na bok i podszedł do słonia. Skłonił się mu nisko i spojrzał w wielkie, mądre oczy zwierzęcia, a słoń odwzajemnił to spojrzenie, lekko kiwając głową. Mnich wyciągnął rękę i delikatnie pogładził pomarszczoną trąbę. Wtem słoń chwycił chudego mnicha silnym uściskiem trąby i jednym szybkim ruchem cisnął nim w koronę pobliskie drzewa jak szmacianą lalką. Trzasnęły łamane gałęzie i gruchotane kości. Spadając mnich odbił się od grubego konara i zanim spadł na ziemię trafił prosto na kieł szarżującego słonia. Biała, ostra kość z impetem wbiła się w ciało mnicha i wyszła przez plecy. Biel kości słoniowej skalała się szkarłatem krwi. Mnich nawet nie krzyknął, nie mógł - miał już przebite płuco. Słoń szarpnął potężną głową zrzucając mnicha z siebie i ciskając nim o ziemię, w którą ciało mnicha uderzyło z głuchym łoskotem. Słoń z wściekłością wspiął się na potężne, tylne nogi, zatrąbił przeciągle, po czym z całą swoją ogromną masą opadł na mnicha miażdżąc jedną nogą czaszkę, a drugą nogą miednice. Oddalając się w stronę wodopoju słoń jeszcze raz stratował dawno już martwe ciało mnicha.
To nie był ten sam słoń.
Ostatnio zmieniony 14 lis 2014, 16:40 przez
k4cz0r200, łącznie zmieniany 1 raz.
Ani z kamienia ni z gliny tylko z Jasiowej przyczyny
Ani z kamienia ni z wody tylko z Jasiowej urody