polliter pisze:Ja często się wzruszam na filmach (..)
ja zawsze się wzruszam na filmach, w których bohaterowie pokazują czystą prawdę o sobie.
nie pamiętam zbyt dobrze już filmu (dawno oglądałam) "Co gryzie Gilberta Grape'a", lecz majaczy mi scena decyzji spalenia domu z ciałem matki.. nie wykluczam, ze wówczas także się popłakałam.
polliter pisze:Pewnie jestem mało wrażliwy albo zbyt mądry, hehe...
witaj w klubie, bo mnie także nie specjalnie 'ruszają' komedie romantyczne. powiem więcej, uważam oglądanie ich za stratę czasu (no, chyba że w towarzystwie, to już trudno).
nawiązując do Twojej samooceny Polliter, to przetasowałabym ją lekko subiektywnie
. przypuszczam iż jesteś bardziej wrażliwy niż się do tego przyznajesz i mniej mądry niż byś chciał.
dlaczego lecisz zwietrzałym stereotypem i z góry zakładasz, iż umysł każdej bez wyjątku samicy zamyka się horyzontalnie między komedią romantyczną, a zakupami w galerii handlowej?
po drugie - czyżbyś twierdził, że każdy scenariusz z wątkiem 'miłosnym' w tle z definicji staje się komedią romantyczną?
wracając do filmu "Joe Black" - dla mnie osobiście bardzo wzruszająca (do łez) była scena śmierci Starej Murzynki z uśmiechem ulgi na ustach, scena okazania czułości przez ojca starszej córce (pod koniec przygotowań przyjęcia), wreszcie pełne godnej akceptacji odejście seniora w mrok ogrodu, by oddać ducha..
wydaje mi się, iż w każdym filmie jak i zresztą w każdym realnym zdarzeniu życiowym, odnaleźć można wielopłaszczyznowość doznań, których emocjonalne uwrażliwienie, nie musi wypływać jedynie z rozterek zmysłowo - sercowych bohaterów pierwszoplanowych..