Wina, kara i sprawiedliwość zwyciężonych
Ludomił Rayski.
Zdymisjonowany Inspektor do spraw Lotnictwa, generał Ludomił Rayski bez przydziału, nie mógł już znaleźć miejsca wśród walczących pilotów we Francji. Zanim dotarł tam z okupowanej Polski (po dopilnowaniu ewakuacji polskiego złota do Rumunii) sojusznicy zdążyli podpisać kapitulację. Nie zdążył także wziąć udziału w wojnie sowiecko-fińskiej. Stworzył więc opracowanie stanu polskiej floty powietrznej w postaci osobistego memoriału. Efekt był piorunujący.
W Anglii wylała się na niego cała zawartość otwartej puszki Pandory. Przecież to jego obciążano za wynik nierównej walki powietrznej z Luftwaffe. Ba, pojawiły się nawet podejrzenia o korupcję i brak orientacji w źle prowadzonej polityce zakupów uzbrojenia. Można jeszcze dyskutować o jego wątpliwej roli w zamachu majowym, ale wtedy nikt z uczestników walk nie miał czystych rąk. Wszystkie domniemane winy, brudy, pomówienia i konfabulacje faktów skłoniły go do osobistego przeciwstawienia się im i napisania wspomnianego memoriału.
Była w nim cała prawda o polskim lotnictwie. Władysław Sikorski nie pozwolił Rayskiemu na jego ujawnienie, a tym samym oczyszczenie się, wobec skazanych na plotki i domysły, szeregowych żołnierzy Armii Polskiej na Zachodzie. Rayski obwiniany wraz z innymi o korupcję, nepotyzm, brak kompetencji, słowem wszystko, co znamy dobrze ze współczesnych afer finansowych. Już wcześniej zdecydował się więc postawić ultimatum sanacyjnym władzom - albo jego rezygnacja, albo natychmiastowe wywiązanie się ze zobowiązań Państwa wobec lotnictwa. Nie żałował tego kroku nawet wtedy, gdy został z tego powodu odsunięty od sprawa polskiej awiacji. Bolało go jednak, że odpowiada za stan lotnictwa pomimo braku wpływu na jego losy. Najgłośniej oskarżali go uczestnicy afer, w których nie chciał uczestniczyć. Generał Ludomił Rayski zdecydował się na opublikowanie memoriału aby dać świadectwo prawdzie. Wynik już znamy.
Rehabilitacja "trędowatego" asa
Uwolnienie z "Wyspy Wężów", (właściwie Węgorzy, ale pierwsza nazwa potocznie funkcjonuje), umożliwiło Rayskiemu wykazanie się dalekimi rajdami z brytyjskich fabryk lotniczych, aż do Singapuru.
W jednym z lotów transportowych wykorzystał doświadczenie Bolesława Orlińskiego, który po zwycięskim rajdzie w sierpniu 1926 r. wspominał o zdradliwych prądach powietrznych w drodze do Japonii.
Bez wyczucia tych potężnych sił natury można było zboczyć z kursu, a po wypaleniu benzyny spaść do morza. Opłaciła się szaleńcza eskapada Orlińskiego do Japonii i z powrotem. Bywało, że tuż po dostarczeniu bombowców na lotnisko myśliwce japońskie, "Mitsubishi Zero", w jednej chwili zamieniały nowiutkie samoloty w płonący stos żelastwa. Nieraz z takich opresji udawało mu się w ostatniej chwili uchodzić z życiem.
Generał brał udział w najbardziej niebezpiecznych, uznawanych przez lotników alianckich dywizjonów za straceńcze, misjach lotniczej pomocy Powstańcom Warszawy walczącym latem 1944 r.
Ludomił Rayski jako Szef Departamentu Lotnictwa w latach 1926 - 1938 / Fot. Fot. Public Domain z Wikipedii.Ludomił Rayski był świetnym pilotem i rasowym lotnikiem uczestniczącym zarówno w lotach bojowych, jak też misjach transportowych wszędzie, gdzie otrzymał rozkaz. Dużo gorzej szło Rayskiemu z odzyskaniem dobrego imienia wśród skłóconej emigracji. W zderzeniu z legendą tragicznie zmarłego premiera Sikorskiego jego racja osobista nie miała szans na rehabilitację. Odsunięty od polskiego (nie alianckiego) lotnictwa generał nie ustrzegł się pomówień, żyjąc w poczuciu niesprawiedliwego oskarżenia ze strony polskiej.