Tutaj kolekcjonuję opowiadania z życie wzięte, Wasza pomoc, której udzieliliście kiedykolwiek innemu człowiekowi, zwierzęciu, roślinie.
Pomoc na granicy ryzyka, na granicy śmiechu, na granicy łez, na granicy absurdu i głupoty..
Temat nie do popisywania się, jest to temat aby dać szansę na opowiedzenie historii autentycznych, i przegonić myśli,że takie coś zdarza się tylko w książkach.
Widząc poziom Ludzi na forum, wiem,że jak zechce Wam się odkryć serce-to mam szansę zebrać w tym temacie masę historii zabawnych, wzruszających, i zapierających dech w piersiach.
Nie oszczędzajcie okna dialogowego, to lektura ważna, dla każdego kto to przeczyta.
Ważna-bo da odwagę do działania innym.
Ważna-bo pozwoli zobaczyć autentyczną osobę po drugiej stronie.
Ważna-bo to JEST ważne.
W dobie tego, gdzie świat stanął na głowie i wieści z „Pudelka”, czy z TVN są ważniejsze...ja twierdzę,że nie.
Ważniejsze są fakty, nie te bzdury jakimi się nas częstuje na śniadanie,obiad,i kolację.
Widząc poziom Ludzi na forum, byłabym głupkiem, gdybym nie chciała abyście się podzielili chwilami, w których przynieśliście innym ulgę..poprzez zatrzymanie się na moment, daliście ulgę w autentycznych tarapatach, cierpieniach, i pomieszaniu-innej istocie.
Będę wdzięczna za poświęcenie chwili tutaj, i zaznaczam, nie ma ograniczeń w ilości znaków, ani w formie wypowiedzi, im treściwsza-tym łatwiej nam będzie znaleźć się z Tobą tam, gdzie byłeś wtedy. Chronologia też nie ma znaczenia, dowolność historii w czasie i przestrzeni...
Wypada więc zacząć od siebie.
Zwykły człowiek kontra...bezgraniczna głupota
Wychodziłam z centrum handlowego. Mijałam ludzi w zapchanym wyjściu, z boku-na zewnątrz stał piesek „kieszonkowy”, wryty pazurkami w chodnik, a jego pani(blondynka, tipsy, przekasa z niej kapała),szarpała go na siłę smyczą , aby to stworzenie weszło w końcu w ten tłum.
W końcu zniecierpliwiona uniosła psiaka na smyczy, i jak tobół go wlecze. Ten dynda za szyję uciśnięty obrożą, i tak go ten babol niesie. Nikt nie reaguje, cóż-padło na mnie.
Stanęłam na przeciwko i mówię:
-proszę postawić psa.
Babol na to:
-nie twoja sprawa.....i chce mnie ominąć.
Przesuwam się z nią razem, powtarzając prośbę....pies wisi..
Ona mi wrzaskiem:
-NIE TWOJA SPRAWAAA!!
Zbliżyłam się do niej(palić mi się już chce od 2 h) i mówię szeptem:
-blonda, moja sprawa odkąd psy latają. Postaw psa, bo zrobię ci krzywdę. Przysięgam.
(jestem mały człek, ale „wariat”-to pomaga czasem, wiecie? )
Panna popatrzyła na mnie, autentycznie przestraszona postawiła psa, który przypadł brzuchem do wykładziny w wejściu , dygocze,i ani rusz.
Patrzy panna na mnie, i wkurzona zdrowo mówi:
-i co mam zrobić z nim teraz, co!?
Mówię spokojnie:
-schyl się, weź psa na rękę, idź na zakupy, na górze jest zoologiczny-kup torbę do noszenie takich małych psów-w miejscach gdzie mogą być stratowane, i boją się.
Ułatwi wam to obojgu życie.
Miłego dnia życzę.
Zaniemówiła, schyliła się, podniosła psa na rękach i poszła...
Wyszłam , odpaliłam papierosa, i sama do siebie: NO ! I pogalopowałam dalej w świat.
Re: 5 minut bohaterszczyzny,życie odmienione.
1
Ostatnio zmieniony 03 sty 2011, 19:18 przez Przybieżeli, łącznie zmieniany 2 razy.